W zasadzie ciężko coś mądrego napisać po takim meczu. Kibic to takie dziwne stworzenie, które czasem wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi wierzy w swój zespół i w boiskowe cuda. W przypadku Bałtyku jednak o te cuda coraz trudniej. Wierzyłem, że potrafimy wygrać z Górnikiem, wierzyłem w skuteczną walkę w kolejnych meczach. Niestety wciąż przegrywamy i szanse utrzymania stają się coraz bardziej iluzoryczne.
Trzeba przyznać, że dziś do przerwy Bałtyk zagrał całkiem nieźle. Zupełnie nie było widać braku Włodarczyka. W sumie całkiem nieźle w środku pola prezentował się Stępień. A niezłym partnerem w ataku dla Kudyby był Bułka. Bałtyk starał się prowadzić grę, powoli zdobywać teren i szukać okazji do strzelania gola. Parę takich dobrych okazji do przerwy mieliśmy. Tradycyjnie głównie po stałych fragmentach - wrzutki Króla i minimalnie niecelne główki Kudyby. Ale to co mnie ucieszyło to fakt, że po raz pierwszy od dłuższego czasu zobaczyłem w wykonaniu naszych zawodników także próby groźnych strzałów z dystansu. Pierwszy to uderzenie w 30 minucie po którym piłka w niewielkiej odległości minęla słupek bramki Górnika. Drugi strzał to 41 minuta i uderzenie (chyba) Stępnia, po którym bramkarz przeniósł piłkę nad poprzeczką. Gości do przerwy było w zasadzie tylko stać na dwie próby nieprecyzyjnych strzałów z dystansu.
Niestety po przerwie gra Bałtyku wyglądała już dużo gorzej. Zespół z Wałbrzycha trochę poukładał swoją grę przez co naszym zawodnikom coraz trudniej było przedostawać się pod pole karne rywali. Nie pomagał naszym zawodnikom także silnie wiejący wiatr. A w myśl zasady biednemu wiatr w oczy w 57 minucie przytrafiła się nam strata gola po kompromitującej interwencji Kanieckiego, który w beznadziejny sposób bronił wydawało się niegroźny strzał z wolnego oddany z grubo ponad trzydziestu kilku metrów. Niby trener potem próbował coś zmienić, wszedł Papaleo za Stępnia i Alan za mało widocznego Byczka, ale wyraźnie było widać, że nasz zespól nie jest w stanie zdobyć się na odwrócenie losów meczu. Goście umiejętnie się bronili próbując od czasu do czasu kontrować (w 87 minucie mogło być 2:0 bo wyszli na sytuację sam na sam z Kanieckim) i w miarę spokojnie dowieźli wynik do końca. Czerwona kartka dla Bułki w ostatnich sekundach meczu w zasadzie już nic nie zmieniła.
Cóż ten mecz kolejny raz potwierdził, że nasz zespół na rundę wiosenną jest fatalnie skomponowany i problem dotyczy praktycznie każdej formacji. Kaniecki który miał być dużym wzmocnieniem kolejny raz się kompromituje, obrona nie przekonuje, pomoc słaba, rozgrywających nie było i nie ma, a bramki jeśli strzelamy to głownie po stałych fragmentach. W tej sytuacji zasłużenie zajmujemy ostatnie miejsce w tabeli i mimo wiary w cud kibicom coraz trudniej doszukiwać się racjonalnych argumentów dających nadzieję na utrzymanie. Szczerze mówiąc jestem załamany. To nie tak miało być. Trener Topolski miał przygotować zespół do skutecznej walki o utrzymanie a zamiast wzmocnić drużynę okazało się że ją osłabił. Nie pomogły także zajęcia z psychologiem sportowym. Nie pomogła kolejna zmiana trenera. Co dalej? Jeszcze walczymy czy wieszamy białą flagę? Szanse wciąż są ale czy starczy woli walki, ambicji i umiejętności naszym zawodnikom?
Porażka Bałtyku, drużyna na dnie ligi
Bałtyk Gdynia przegrał z Górnikiem Wałbrzych 0:1 (0:0). Jedynego gola zdobył Morawski w 57 minucie.