Zbigniew Radosław Szymański, znany Czytelnikom Gazety Świętojańskiej także jako Zbigniew 200 gram Szymański jest gdynianinem od urodzenia, czyli od 1950 roku. Debiutował jako poeta w 1972 r. na antenie gdańskiej Polskiego Radia. Drukował w "Dzienniku Bałtyckim"( tak, tak, były takie czasy, do których zamierzamy w Gazecie nawiązać, gdy dzienniki drukowały poezję), w "Nowym Wyrazie", "Filomacie", "Akancie", "Autografie" oraz jako laureat wielu agonów poetyckich, w pokonkursowych almanachach. W 2001 r. opublikował tom młodzieńczych wierszy "Słowa śpiącego w cieniu gilotyny", a w 2005 r. tom podsumowujący jego pierwsze półwiecze "Oczy szeroko zamknięte". Chociaż tytuł tomu sugeruje, że owe 50 lat przespał, to, jak pisze w wierszu "Curriculum Vitae": "wziął żonę za żonę wbrew modnym zwyczajom, dom wybudował, spłodził dzieci i posadził drzewo". Obecnie na wydanie czeka nowy tom wierszy pt. "Piąta strona świata". Współpracuje z naszą Gazetą, komentując z satyrycznym zacięciem niektóre wydarzenia, lub przypominając ważniejsze, często zapomniane, daty historyczne.

Zbigniew Radosław Szymański.Foto: Piotr Wyszomirski
Oczy szeroko zamknięte
Miał oczy szeroko zamknięte,
By lepiej widzieć niepojęte.
To co realne, to trywialne,
Mniej warte niż dziurawy garnek.
Pół wieku przeżył był w tym stanie,
Aż raz dla wszystkich niespodzianie
Otworzył oczy i się zbudził.
Zobaczył niebo, drzewa, ludzi.
Zdziwiony oraz zniesmaczony
Do wylęknionej rzecze żony:
„Jeśli to jest dla ludzi święte,
już lepiej oczy mieć zamknięte.”
Tam, gdzie jest sen mój, tam mój świat.
Obudź mnie za pięćdziesiąt lat!
Wrzeciono czasu
tę chwilę chwili nazwał życiem
któremu chwila jest wiecznością
dla nas to przerwa między piciem
a czasem w którym przyjdzie pościć
tę śmierć dlaczego nazwał śmiercią
przecież niczego nie odmienia
to tak jak nakryć się pamięcią
cięższą niż w dół sypana ziemia
tę pamięć czemu zwie historią
która jak los się kołem toczy
wrzeciona oddanego Mojrom
którym złośliwie zakrył oczy
a sam dlaczego się nie nazwał
lecz każe skrobać zrozpaczonym
pozłotę którą mową nazwał
czemu na larum milczą dzwony
x x x
Maciejowi Garsteckiemu
Zadzwoń do mnie moja ojczyzno
albo chociaż napisz.
Wszak wiem, że stać cię jedynie
na krótkie esemesy.
Nigdy nie byłaś bogata,
cały twój majątek
to my, twoje dzieci
i ten płachetek świata
od Odry po kresy.
Nie żegnałaś mnie czule,
na Dworcu Gdańskim,
był tylko smutek przyjaciół
i drwina twych tajemnych służb.
Ja wiem, tak być musiało,
rozumiem twój ból.
Patrząc na mapę widzę
twe krwawiące serce,
tu w środku Europy,
rozdarte na pół.
Lecz mimo tylu zawałów
ono nadal bije,
z pokorą przyjmując na siebie
barbarzyński sztylet.
Wciąż zwiesz mnie swoim synem,
mimo lat rozłąki, wierzysz,
że kiedyś tu wrócę
ja twój wierny syn.
Lecz ja wiem, że nie będzie
to powrót triumfalny
i jeśli wrócę to jako
syn twój marnotrawny.
Jeśli więc wybaczysz
mi kiedyś swą zdradę,
zadzwoń do mnie moja ojczyzno,
zadzwoń,- choćby dziś.
Studnia
Byłbym jak kręgi na wodzie
po wrzuceniu kamienia
oddany bezkresnej przygodzie
nieznanego przeznaczenia
Na świata wszystkie strony
w Twym oceanie przecudnym
płynąłbym – lecz po cóż Panie
wrzuciłeś kamień do studni?
x x x
Zawsze trzeba mieć jakiś dom
Swoje miejsce- ułamek ziemi
Wtedy łatwiej wyruszyć stąd
W podróż która nam życie wypełni
Zawsze trzeba zrobić jakiś błąd
Po nim inne już robić jest łatwiej
Nim na zawsze odpłyniemy stąd
Czas załatać dziurawą tratwę