To był prawdziwy mecz walki. Trefl wyszedł na parkiet mocno skoncentrowany, chcąc zmazać złe wrażenie po meczu derbowym w zeszłym tygodniu. Od pierwszych minut przejął też inicjatywę i zbudował kilkupunktową przewagę. Główna w tym zasługa Łukasza Koszarka, Filipa Dylewicza i Johna Turka, którzy dominowali na swoich pozycjach i zdobyli pierwsze 22 punkty dla Trefla.
Dwóch pierwszych świetnie grało zresztą przez całe spotkanie. Ze środkowymi Trefl miał jednak problemy. Turek szybko popadł w problemy z przewinieniami i musiał opuścić parkiet. Wkrótce w jego ślady poszedł Saulius Kuzmiskas, który złapał trzy faule. Tym samym przez dłuższy fragment meczu na pozycji centra występował Marcin Stefański.
Skrzydłowy Trefla był cichym bohaterem tego meczu, chociaż nie zdobył w nim nawet jednego punktu. Pod bronionym koszem w pojedynkę łatał dziury w defensywie, wymuszał przewinienia ofensywne, swoją walecznością zatrzymał znacznie wyższych rywali. W ważnych momentach jego łupem padały także niczyje piłki. Po jednej z akcji gracz Trefla jeszcze długo po gwizdku walczył w parterze o piłkę z Davidem Weaverem.
Gwiazdami wieczoru byli jednak Filip Dylewicz i Łukasz Koszarek. Kapitan Trefla grał praktycznie bezbłędnie w ataku. Zdobył 25 punktów, w tym dwa dające Treflowi cztery punkty przewagi w końcówce meczu. Do swojego dorobku dodał także 5 zbiórek. Świetnie wypadł także Koszarek, który rzucił 22 punkty i dodał także 7 zbiórek oraz 6 asyst. Jego celny rzut wolny na 0,3 sekundy przed końcem ustalił ostateczny wynik.
- Podobało mi się, że zagraliśmy dzisiaj walecznie po obu stronach parkietu. Oczywiście przytrafiały nam się błędy, zarówno w ataku, jak i w obronie, ale przez 38 minut kontrolowaliśmy wynik i wydarzenia na parkiecie. W ostatnich minutach zespół Czarnych pokazał charakter, ale cieszę się, że w ostatnich sekundach udało nam się wywalczyć to zwycięstwo – podsumował trener Muiznieks.
Goście, dla których była to już czwarta porażka z rzędu, mają czego żałować. Jeszcze dwie minuty przed końcem przegrywali dziewięcioma punktami, ale dwa razy z rzędu zdołali przechwycić piłkę na połowie Trefla, dzięki czemu zdobyli pięć punktów z rzędu. Potem sopocianie popełnili jeszcze kilka błędów i w rezultacie na 5 sekund przed końcem meczu Stanley Burrell stanął przy linii rzutów wolnych z szansą na wyrównanie wyniku i doprowadzenia do dogrywki. Amerykanin pomylił się jednak przy obu próbach, a po chwili dopadł jeszcze do piłki i nie trafił kolejnego rzutu, tym razem z półdystansu.
- Kiedy życie daje ci szansę, musisz ją wykorzystać. Dzisiaj przytrafił nam się kolejny mecz, który mogliśmy wygrać, ale nie wygraliśmy. W końcówce zabrakło nam zimnej krwi, choć przyczyn porażki należy przede wszystkim szukać w pierwszej kwarcie i na początku trzeciej, kiedy znów pozwoliliśmy Treflowi na zdobywanie łatwych punktów z kontrataków – powiedział trener Adomaitis.
Tym samym nasza drużyna powróciła na fotel lidera i zapewniła już sobie co najmniej trzecie miejsce przed play-off. Teoretycznie szanse na wyprzedzenie Trefla ma jeszcze Anwil Włocławek, ale należy pamiętać, że sopocianie mają aż trzy punkty przewagi na cztery kolejki przed końcem. Porażka Asseco Prokomu w Hali Mistrzów spowodowała tymczasem, że sopocianie mają coraz większe szanse na pierwsze miejsce. Wystarczy, że gdynianie poniosą jedną porażkę, a Trefl odniesie jedno zwycięstwo. Doskonałą szansą na to będą derby w Ergo Arenie 14 kwietnia.
Trefl Sopot – Energa Czarni Słupsk 79:76 (24:19, 22:23, 19:15, 14:19)
Trefl: Dylewicz 25, Koszarek 22, Turek 10, Cummings 9, Waczyński 7, Wiśniewski 6, Kuzminskas 0, Mallett 0, Stefański 0, Fraś 0, Stalicki 0;
Energa Czarni: Burrell 17, Cesnauskis 12, Weaver 10, Kikowski 10, Roszyk 9, Morrison 7, Hinson 7, Białek 4, Przyborowski 0, Osiński 0, Długosz 0;