Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Dwugłos pojedynczy, ale ciekawy!

Opublikowano: 01.05.2007r.

Jak słusznie zauważył Rafał Ziemkiewicz ostatnio w naszym kraju panuje moda na tzw. kaming ałty. A to jakiś aktor realizuje przemożną wolę wykrzyczenia światu że gustuje w osobnikach płci bynajmniej nie przeciwnej, a to jakaś działaczka publicznie się chwali z wyroku śmierci jaki kiedyś wykonała na swoim nienarodzonym dziecku (tak, tak redaktorzy Świętojańskiej, tym w istocie jest aborcja). Oglądamy wszyscy w mediach spektakl pt. męczeństwo świętego Bronisława (Geremka). Tenże z bolesnym grymasem na twarzy i przy aplauzie światowej opinii publicznej poddaje się katuszom odcięcia stołka eurodeputowanego od tylnej części ciała, które to męki zgotował mu faszystowsko-stalinowski reżim krwawych kaczorów. A powodem tych okropnych katuszy św. Bronisława jest dumny kaming ałt, podczas którego tenże zaprezentował w pełnej krasie swoją godność urażoną przez oświadczenie lustracyjne. Podobno są plany abyśmy urażoną godność św. Bronisława będziemy mogli obejrzeć za drobną opłatą w muzeum (tuż obok zawieszonego członkostwa Stanisława Łyżwińskiego).
Spieszymy z wyjaśnieniami: Dwugłos pojedynczy, bo Zygmunt Zmuda Trzebiatowski był nieobecny na sesji. Ale nieobecny usprawiedliwiony!!! Publikujemy więc tylko głos Marcina Horały, ale za to zachęcamy gorąco do lektury!:)

Marcin Horała*


Sesja zdecydowanie niehistoryczna.





Jak słusznie zauważył Rafał Ziemkiewicz ostatnio w naszym kraju panuje moda na tzw. kaming ałty. A to jakiś aktor realizuje przemożną wolę wykrzyczenia światu że gustuje w osobnikach płci bynajmniej nie przeciwnej, a to jakaś działaczka publicznie się chwali z wyroku śmierci jaki kiedyś wykonała na swoim nienarodzonym dziecku (tak, tak redaktorzy Świętojańskiej, tym w istocie jest aborcja). Oglądamy wszyscy w mediach spektakl pt. męczeństwo świętego Bronisława (Geremka). Tenże z bolesnym grymasem na twarzy i przy aplauzie światowej opinii publicznej poddaje się katuszom odcięcia stołka eurodeputowanego od tylnej części ciała, które to męki zgotował mu faszystowsko-stalinowski reżim krwawych kaczorów. A powodem tych okropnych katuszy św. Bronisława jest dumny kaming ałt, podczas którego tenże zaprezentował w pełnej krasie swoją godność urażoną przez oświadczenie lustracyjne. Podobno są plany abyśmy urażoną godność św. Bronisława będziemy mogli obejrzeć za drobną opłatą w muzeum (tuż obok zawieszonego członkostwa Stanisława Łyżwińskiego).

Trochę się zagalopowałem w tematy ogólnokrajowe a tu tymczasem lokalna działka czeka. A mianowicie chciałbym i ja sam przyłączyć się do panującej mody i urządzić swój własny kaming ałt. Nie, nie to żebym gustował w ładnych chłopakach. Nie wyznam nawet, że książki Paulo Coelho pozwoliły mi odnaleźć sens życia (choć tu przyznam szczerze, problem może tkwić w tym że zasadniczo z powodu nudy nie byłem w stanie żadnej doczytać do końca).

Chciałem wyznać co innego: podziwiam Prezydenta Szczurka i Samorządność. Ha – zaskoczeni, nie? Nie, nie doznałem udaru, ani nie zaszkodziła mi nieświeża rybka. Ja naprawdę i to od dawna podziwiam Prezydenta Szczurka i Samorządność. Nie znaczy to, że do tej pory ukrywałem się z moimi prawdziwymi przekonaniami. Ja po prostu podziwiam ich nie za całokształt, tylko za jedną konkretną rzecz - wybitny talent i perfekcję w kreowaniu wizerunku i strategicznym marketingu politycznym.

No bo pomyślcie sobie Państwo na chłodno – to naprawdę jest wielka sztuka. Stworzyć od podstaw lokalną partię i wszystkim wmówić, że to nie jest partia. Być super skutecznym politykiem, ale tak żeby wszyscy nie uważali cię za polityka. Dla elektoratu prawicowego jawić się jako prawicowiec, dla centrowego jako liberał, a dla lewicowego jako społeczny wrażliwiec – i to wszystko naraz. Skosić równo z glebą wszelką opozycję jawiąc się przy tym jako osoba absolutnie niekonfliktowa, zgodna i skora do współpracy. Oczywiście wymaga to czasem jechania po bandzie, które tego czy owego może zniesmaczyć, jak na przykład doroczne obchody Papieskich Dni Promocji Samorządności tudzież Święta Ulicy Świętojańskiej i Naszej Kochanej Władzy. Ale generalnie czapki z głów. Mamy do czynienia z Mistrzem przez duże M i Sztuką przez duże S. Jacques Segela, David Axelrod, Mark Penn czy Karl Rove mogą przyjeżdżać na korepetycje (że o naszym przaśnym Tymochowiczu nie wspomnę). Widać już choćby po wyniku wyborów.

Cechą charakterystyczną tego naszego gdyńskiego układu było zawsze dążenie do perfekcji. Panu prezydentowi w sprawach wizerunku i politycznego marketingu nigdy nie wystarczało dobre, zawsze starał się o lepsze. Wszelkie dziury były na bieżąco klajstrowane, wszelkie luźne końce wrzucane w wodę a trupy skrzętnie upychane po szafach. Nic, co choćby potencjalnie mogłoby zaszkodzić wizerunkowi po prostu nie miało prawa się zdarzyć.

Aż tu nagle w tym perfekcyjnie oliwionym mechanizmie zaczęło coś zgrzytać i się zacinać. Czy to zadziałało rozleniwienie sukcesami, czy to nieuchronne prawa dziejowe głoszące, że szczyt potęgi każdego imperium był początkiem jego upadku, czy też wreszcie po prostu z opozycją taką, jak obecne kluby PiS czy PO trudniej żyć niż z opozycją spod znaku Jolanty Kalinowskiej i Andrzeja Czaplickiego – nie wiem. Grunt, że ostatnie pociągnięcia naszej władzy nie są już takie perfekcyjne wizerunkowo.

Po ostatniej – historycznej jak pisałem – sesji, myślałem że działa nieodmienne Prawo Perfekcjonizmu Samorządności. Że skoro i ja, i inni wskazujemy głośno na słaby punkt w postaci posuniętej do granic śmieszności żelaznej dyscypliny i wyprowadzaniu radnych wyłącznie w kagańcach i na smyczy (czy jakoś tak to na poprzedniej sesji uchwalono) – to ten słaby punkt zostanie poprawiony. Przecież co by szkodziło dać opozycji satysfakcję, że udało się jej przeprowadzić jakąś mało znaczącą poprawkę czy uchwałę. Od razu by to zbiło krytyków z tropu a i ja sam musiałbym odszczekać moje złośliwostki pod adresem większościowego klubu.

Okazja nadarzyła się nadzwyczajna, bo oto opozycyjny klub PO zgłosił dwa projekty uchwał. I o ile o powołaniu specjalnej komisji do spraw reformy rad dzielnic można dyskutować (co i w dalszej części uczynię), o tyle uchwała zobowiązująca prezydenta do przedstawienia sprawozdania z realizacji programu antyalkoholowego była prosta, jasna i banalna. Jest program walki z alkoholizmem uchwalany przez radę, no to przecież sensowne byłoby żeby rada się dowiedziała, jak jest realizowany. Układ rządzący ani krzty władzy na tym nie straci, a wizerunkowo mógłby dużo zyskać (chociażby przez to, że nie głosuje przeciw oczywistym uchwałom tylko dlatego, że zostały zgłoszone przez „niesłusznych” wnioskodawców).

Ten tok myślenia zdawał się dominować na obradach komisji, które jedna po drugiej opiniowały uchwałę pozytywnie. Aż do samej sesji stanowiącej krok z powrotem do epoki kamienia łupanego na drodze historycznej ewolucji naszej rady. Na trybunę weszła Pani Prezydent Łowkiel i padł krótki rozkaz: ani kroku w tył. Wykonać. Wierna armia wykonała a słabsza ilościowo opozycja po raz kolejny dostała w łeb argumentem siły. Bo siła argumentów jakoś do mnie nie trafiła. Chyba najpoważniejszy był taki, że po co uchwała, skoro tego rodzaju sprawozdanie i tak otrzymuje prezydent. No cóż. Jak prezydent otrzymuje, to co rada jeszcze śmie się dopytywać. No i że to działanie pozorne tudzież zbędne. Ciekawe jak długo na swoim stanowisku pozostałby wiceprezes firmy, który powiedziałby radzie nadzorczej, że bez sensu jest żeby się domagała wyników sprzedaży z zeszłego roku bo on już je przekazał prezesowi, a poza tym to działanie pozorne. No, ale na szczęście to nie biznes, tylko polityka i na właściciela, czyli wyborców, można zadziałać marketingiem tak, że przy urnie nawet nie pisną.

Teraz o radach. Jak wiedzą uważni czytelnicy Gazety Świętojańskiej, jestem autorem projektu reformy rad dzielnic. Opowiadałem się też za oddzielną komisją do spraw reformy rad dzielnic – gdyż lepiej się ona wpisuje w konieczność przeprowadzenia poważnej ustrojowej reformy. Koledzy z PO w tej sprawie reagowali mocno emocjonalnie, czemu i się nie dziwię, bo to ich dziecko a rodzice z zasady kochają swoje dzieci. Ja – aczkolwiek projekt popierałem – to bez takiego ładunku emocjonalnego. Treść reformy jest jednak ważniejsza od formy w jakiej zostanie wprowadzona. A i co do formy nie mam złudzeń. Komisja ds. reformy, aby powstać musiałaby mieć większość z Samorządności, więc pod względem politycznym na jedno by wyszło. Wartość dodana była w warstwie organizacyjnej (łatwiej rozliczyć z konkretnych efektów) i symbolicznej (jednoznaczne przyjęcie filozofii głębokiej reformy, a nie kontynuacji z drobnymi korektami).

Głęboka reforma jest konieczna. Tym, co mnie bardzo zasmuciło, były nie głosy przeciwko powstaniu komisji, ale głosy polemizujące z tezą, iż sytuacja rad jest kryzysowa i wymaga głębokich zmian. Z taką opinią wprost wystąpił radny Bartoszewicz, argumentując iż niedawno był na posiedzeniu Rady Dzielnicy Karwiny i tam atmosfera jest dobra. Z wrodzoną złośliwością przyrównam tego rodzaju argumentację do kogoś, kto mówi, że to nieprawda że w Polsce spada bezrobocie, bo jego szwagier Zenek od roku nie może znaleźć pracy. Z jednej strony twarde dane, jak np. frekwencja wyborcza lub liczba zgłoszonych kandydatów, tudzież wnikliwa analiza stanu prawnego rad – z drugiej wrażenie wyniesione z jednego posiedzenia jednej z nich. Z resztą elementem problemu rad jest właśnie to, że dobre chęci i zaangażowanie radnych z początku kadencji napotyka na mur niemożności i bardzo szybko się wypala. Podsumowując temat:konieczna jest głęboka i poważna reforma każdego aspektu funkcjonowania rad, a więc: ordynacji wyborczej, statusu radnego, ilości rad, uprawnień rad, środków w ich dyspozycji i tak dalej. Powierzchowny makijaż nie wystarczy, konieczna jest operacja! Zainteresowanych odsyłam do mojego projektu reformy (jak redaktor będzie łaskawy to go gdzieś tu zlinkuje).

Redaktor jest łaskawy i z wielką przyjemnością załącza link : Marcin Horała, Reforma rad dzielnic

Generalnie rzecz biorąc tam, gdzie kolega Bzdęga widzi perfekcjonizm w działaniu, ja dostrzegam coś przeciwnego – rysy na monolicie, czy też raczej zacięcie mechanizmu. Wszelkie pomysły opozycji można kosić równo z glebą wtedy, gdy faktycznie są wątpliwej jakości. Traktując w ten sam sposób pomysły słuszne i dobrze umotywowane, koszący sam podkopuję swoją pozycję. Jeżeli tak dalej pójdzie, to będziemy mieli do czynienia ze swoistym stanem wojennym w radzie – tzn. nie mamy argumentów, ale i tak postawimy na swoim bo tak, bo mamy więcej radnych. Rozwiązanie siłowe. A jest znaną prawdą że na bagnetach nie da się długo siedzieć.

Odwołując się do innej ludowej mądrości - kropla drąży skałę. Ja przynajmniej zamierzam nadal pozostawać bezczelnie merytorycznym i nie żałować nakładu pracy na przedstawiane przeze mnie propozycje. Mam nadzieję że kiedyś w końcu większość radnych pójdzie po rozum do głowy i przestanie głosować na zasadzie nie, bo nie. A jeśli pozostanie przy takiej dziecinnej postawie – to wyborcy prędzej, czy później zdejmą pasa i spuszczą im tęgie lanie.

Radny tygodnia:

Joanna Zielińska za zgłoszenie wniosku o zdjęcie z porządku obrad projektu uchwały w sprawie przygotowania raportu z realizacji programu antyalkoholowego – dzięki czemu radni Samorządności mogli połączyć wykonanie rozkazu utopienia uchwały z uniknięciem rozdwojenia jaźni spowodowanego wcześniejszym popieraniem tejże.




*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

www.horala.pl

.