Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Odsłonięcie tablicy poświęconej Janinie Jarzynównej-Sobczak

Opublikowano: 20.09.2011r.

Relacja z wydarzenia specjalnego w ramach Bałtyckich Spotkań Teatrów Tańca.

 

 

 

 

 

 

 

http://www.youtube.com/watch?v=j2KnAXKaRSM

Odsłonięcie tablicy poświęconej Janinie Jarzynównej-Sobczak Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.

Janina Jarzynówna-Sobczak - sylwetka

Joanna Czajkowska, Sopocki Teatr Tańca  tekst za stroną:www.taniecpolska.pl

Teksty własne

19 lipiec 2011

Janina Jarzynówna-Sobczak (ur. 28.01.1918 we Wiedniu; zm. 14.09. 2004 w Gdańsku) była nazywana „Matką gdańskiego baletu” i pierwszym polskim choreografem tworzącym balet współczesny. Tańczyła i występowała od dziecka, a dyplom tancerza i pedagoga uzyskała w 1938 roku w Konserwatorium Tańca w Krakowie. Tam także została zaangażowana do Teatru im. Juliusza Słowackiego. W 1945 roku uzyskała dyplom aktorski ZASP. Szybko też swoją wizję tańca jako sztuki pełnej wyrazu i znaczeń teatralnych zaczęła przekazywać innym − już przed wojną rozpoczęła pracę pedagogiczną we własnej Szkole Tańca Artystycznego w Krakowie (1938-39 i 1945-46). Z powodów rodzinnych w 1946 roku przeniosła się do Gdańska, gdzie stała się inicjatorką działalności baletowej na Wybrzeżu. W 1946 na ulicy Jaśkowa Dolina 6 (dzisiaj 11) założyła Szkołę Tańca Artystycznego (zapisało się do niej 150 osób!!!), przekształconą z czasem w Państwowe Liceum Choreograficzne, a później − w Państwową Szkołę Baletową, której była dyrektorem artystycznym i pedagogiem. Od momentu powstania Państwowej Opery i Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku (od 19.04.1953 do 1976 roku) pracowała jako kierownik baletu i główny choreograf tego zespołu. Drugim etatowym choreografem był Zygmunt Kamiński, a jako asystenci choreografa pracowali m.in.: Jerzy Płachecki, Krystyna Gruszkówna, Bogusław Chojnacki, Elzbieta Haus – Bojcowa.

Jak pisała Irena Turska w Almanachu baletu polskiego 1945-1974: „Balet gdański wyróżniał się wśród polskich zespołów nie tylko posiadaniem jednego, stałego kierownictwa, ale także jednolitością składu pod względem wieku i stopnia przygotowania zawodowego. Rekrutował się niemal w całości z własnych młodych kadr, wychowanków miejscowej szkoły baletowej. Przez dłuższy czas był więc najmłodszym zespołem w Polsce […] Nie posiadając lokalnych tradycyjnych baletowych ani wzorów wykonawczych w osobach tancerzy starszego pokolenia, zespół gdański wytworzył własny styl, inspirowany osobowością artystyczną Janiny Jarzynówny-Sobczak. Cechowała go głównie ekspresyjność i dobre przygotowanie aktorskie […]. Jedynym teatrem w Polsce, którego repertuar baletowy zachował jednolitość stylistyczną i koncepcyjną, była Opera i Filharmonia Bałtycka w Gdańsku. W gdańskim repertuarze tradycje narodowe reprezentowały Wesele w Ojcowie, Harnasie i Pan Twardowski, dominowały jednak balety jednoaktowe o metaforycznie ujętej akcji, realizowane do zawsze wartościowej muzyki, obfitujące w emocjonalne i dramatyczne napięcia, a taniec był w nich często bliski aktorskim środkom wyrazu. Wynikiem tych tendencji były polskie prapremiery wielu wybitnych dzieł, takich jak Cudowny Mandaryn, Piotruś i Wilk, Syn marnotrawny, Morze, Gra w karty, wystawienie Dafnis i Chloe, Romea i Julii oraz prapremiery nowych polskich baletów: Niobe, Tytania i osioł, Wesołe miasteczko, Pancernik Potiomkin, Gdańska noc, a także adaptacje baletowe utworów polskich kompozytorów: Czterech esejów T. Bairda, Małej suity W. Lutosławskiego, Odwiecznych pieśni M. Karłowicza.

Janina Jarzynówna-Sobczak, choć realizowała także własne wersje baletów klasycznych, jako pierwsza w PRL udowodniła, iż taniec może być sztuką prawdziwie nowoczesną. Jej najsłynniejsze balety, takie jak Cudowny mandaryn, Tytania i osioł czy Niobe, przyciągały do Gdańska publiczność z całego kraju. Prezentowane były także na licznych festiwalach, m.in. Warszawskiej Jesieni (w latach 1958, 1960, 1963, 1968), Festiwalu Polskich Oper i Baletów w Poznaniu (1964), Łódzkich Spotkaniach Baletowych (1968, 1970, 1974). A także za granicą: Rostock - Festival Ostseewoche / Niemcy, tournée w Gruzińskiej Republice Ludowej” (1959).

Inna historyczka polskiego baletu, Janina Pudełek charakteryzuje pracę gdańskiej choreografki w sposób bardzie bezpośredni: „Na monotonnym, klasyczno-charakterystyczno-radzieckim tle repertuaru innych scen tego okresu Jarzynówna, uczennica pedagogów z kręgu niemieckiego tańca ekspresjonistycznego, absolwentka studiów aktorskich, tworzyła dzieła nowe, bardzo indywidualne w swoim kształcie formalnym, a bliskie w swej treści emocjonalnej i fabularnej ówczesnym ludzkim problemom”.

Warto tu też przypomnieć, o inicjatywie zwanej Balet Miniatur (1963-1971), który działał przy teatrze POiFB, jednak jego działalność była niezależna od planów repertuarowych Opery. Ponowną próbę stworzenia grupy eksperymentalnej podjął w 1974 roku Gustaw Klauzner, a grupa ta pod kierunkiem muzycznym Mariusza Rosińskiego przyjęła nazwę Baletowa Scena.

W latach 1970 – 1975 Janina Jarzynówna-Sobczak zrealizowała wiele programów baletowych dla telewizji, kilka baletów zostało także sfilmowanych i dziś stanowią bezcenny zapis jej sztuki choreograficznej. Były to: trzy seriale baletowe dla TV – Balet (historia tańca), Balet polski (historia tańca w Polsce) i Teatr Ruchu (choreografie do muzyki Bairda, Pendereckiego, Góreckiego, Kilara, Serockiego i in).

W 2003 roku ukazała się książka Rozmowy o tańcu, w której Janina Jarzynówna-Sobczak opowiedziała o swoim baletowym życiu.

Sama artystka tak podsumowała własną pracę: „zaczęło się od neoklasyki, gdzie klasyczne formy uległy swobodnej modyfikacji, wynikającej z charakteru muzyki i tematu. Potem szukałam coraz bardziej radykalnych środków formalnych. Nastąpiło odkształcenie klasyki. Trudność polegała na tym, że nie było tu żadnych wzorców. Powstawał własny alfabet jako wynik głębokiego przekonania o konieczności pełnej humanizacji baletu, wyrażanej w każdym geście, każdym znaku tancerza".

Zaś w 1993 roku komentowała stan polskiego szkolnictwa baletowego w następujący sposób: „przed szkolnictwem baletowym stoją poważne zadania. Trzeba wychować tancerza wszechstronnie wyszkolonego. Trzeba coraz więcej wymagać, podnosić poprzeczkę i szkolić nowocześnie. Na świecie tak wiele się zmieniło pod względem szkolenia w tańcu klasycznym, natomiast my ciągle jeszcze opieramy się na starych schematach. Za mało wprowadza się technik modern. Należy jak najszybciej nadrobić te zaległości. Klasyka wiele spraw zawęża, jeśli chodzi o operowanie ciałem, o powiększenie możliwości wyrażania.  Dlatego techniki modern są konieczne [...]".

Po odejściu profesor Jarzynówny – Sobczak, gdański balet stracił nieco swój współczesny, wyrazisty kierunek, na rzecz klasyki.

Link do strony OB, gdzie można znaleźć wykaz wszystkich premier instytucji (w tym także premier w choreografii Janiny Jarzynówny Sobczak):

http://www.operabaltycka.pl/pl/o-teatrze/wykaz-premier

Nasze rozmowy…
Barbara Kanold

Trzeba zacząć od tego, że teatrem, tańcem interesowałam się jeszcze w poznańskim liceum, na filologicznych studiach w Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza byłam pilnym widzem wszystkich baletowych przedstawień w pięknym gmachu pod Pegazem. Ale balet poznański w owym czasie to były przede wszystkim prezentacje klasycznych dzieł baletowych. Prowadził go na początku Leon Wójcikowski, tańczyły Maria Krzyszkowska, Barbara Karczmarewicz, tam widziałam prapremierę baletu Rimskiego-Korsakowa Śnieżynkę. Śpiącą królewnę i Jezioro Łabędzie i na tym się moje „wykształcenie” widza kończyło.
Kiedy w 1960 roku przyjechałam do Gdańska, pierwszym spektaklem baletowym, który miałam szczęście obejrzeć był Cudowny Mandaryn Beli Bartoka przygotowany przez Janinę Jarzynówną-Sobczak z Bohdanem Wodiczko i oczywiście Alicją Boniuszko w roli Dziewczyny. Balet niby nie nowy, powstał przecież w 1926 roku, a jego światowa kariera rozpoczęła się w latach czterdziestych od wystawienia w mediolańskiej La Scali. Gdańska inscenizacja była pierwszą w Polsce. Zrealizowaną według credo artystycznego choreografki – którym był dążenie do przekazania treści głęboko psychologicznych, bez nachalnego realizmu, przemawianie metaforą poetycką, bardzo indywidualną. Ta indywidualność choreografa zainspirowała wykonawców, bo Jarzynówna, jak nikt chyba inny, potrafiła wyzwolić ich indywidualność, zmusić do współtworzenia.
Oglądałam ten głęboko poruszający spektakl z zapartym tchem, bo nagle okazało się, że to jest prawdziwy teatr. Nie ileś tak, nawet najpoprawniej wykonanych piruetów, ale dramatyczny utwór przekazujący nasze myśli, uczucia, dotykający naszych, współczesnych spraw. Mandaryna widziałam kilka razy, zawsze znajdując w nim coś ważnego, nowego. Zaczęłam pilnie śledzić artystyczne dokonania choreografki, kilkakrotnie udało mi się z nią porozmawiać, byłam zafascynowana jej wrażliwością artystyczną, jej patrzeniem w głąb człowieka. Kiedy więc, po kilku latach otrzymałam propozycję pracy w szkole baletowej – ona była magnesem, który mnie przyciągnął.
Spotkałam ją w budynku szkoły, powiedziała mi wtedy- ogromnie się cieszę, że zdecydowała się pani pracować z nami, potrzeba nam sprzymierzeńców we wszechstronnym kształceniu tancerzy. Muszą czytać, pisać, wypowiadać się, muszą znać literaturę, sztukę, by pełniej wyrażać siebie poprzez taniec.
I tak to się zaczęło, przeszło czterdzieści lat temu. Rozmawiałyśmy często, pozwoliła mi niekiedy uczestniczyć w próbach, omawiałyśmy najtrafniejsze sposoby dotarcia do młodych. A po każdej premierze dyskutowałyśmy żarliwie. Później, gdy odeszła od czynnego uprawiania zawodu zawsze była chętna do rozmowy, martwiły ją i cieszyły sprawy polskiego, szczególnie gdańskiego baletu. Ciekawa była nowinek, więc kiedy udało mi się zobaczyć balet Bejarta, Neumeiera czy Ejfmana zdawałam jej dokładne relacje. A poza wszystkim miałam w niej wnikliwego recenzenta tego, co sama o balecie pisałam. Tak było przez wiele lat.
Wreszcie w 2003 roku udało mi się namówić ją do spisania naszych wspomnień. Nasza rozmowa wyglądała tak:
- Podobno pisze pani książkę?
- Zaczęłam, ale nic z tego nie wyszło, bo wszystko ustawiłam w równych szeregach jak żołnierzy i stało się nudne.
- Nie wolno pani zaprzepaścić całej swojej, ulotnej przecież, pracy. Spróbujmy razem! Ja „poprzestawiam szeregi i tym żołnierzykom zmieszam szyki.
Zgodziła się i zaczęły się długie rozmowy, nie powiem, także spory. Cierpliwie „mieszałam szeregi”. Złamało to nudną chronologię. Wydawało się niby, że pomysł jest prosty, ale wiedziałam, że nie będzie łatwo, nie zmieniając tematu, sensu i nastroju, sprawić, by książka nabrała życia, rumieńców. By budziła zainteresowanie nie tylko wąskiego przecież grona tancerzy. Wróciłyśmy do formuły dialogu, który w różnym czasie i przy okazji coraz to nowych premier i wydarzeń baletowych wiodłyśmy przez kilka dziesiątków lat. I tak powstały Rozmowy o tańcu.

 

 

Pani Profesor
Fragmenty z wywiadu z Janiną Jarzynówną-Sobczak, przeprowadzonego
przez Annę Jęsiak, „Dziennik Bałtycki”, 27.01.1995 r.


Sztuka niezwykła

W tańcu nie ma tematów tabu – miłość kochanki i matki, wolność jednostki, pokój, samotność, szukanie prawdy – te sprawy tak bardzo każdemu z nas bliskie znajdują przecież odbicie w balecie i ja też do nich się odwoływałam. Zawsze wierzyłam w niezwykłą ważność tej sztuki, predestynowanej do ukazywania problemów egzystencjalnych, spraw współczesnego człowieka.

Klasyka nie wystarcza

Zawsze jednak byłam przekonana, że klasyka (…) nie wystarcza, że nawet ta najwspanialsza nie jest w stanie tej tematyki wyrazić. Od początku więc poszukiwałam takich form ruchu, które mogłyby ją przedstawić. A do tego trzeba było po prostu przygotować tancerzy. Podstawą tej sztuki jest oczywiście technika tańca, ale dla mnie niezwykle ważne było również kształtowanie indywidualności tancerzy – wyrazistość gestu, umiejętności pogłębionej interpretacji, tworzenia kreacji aktorsko- baletowej. Wyznawałam zasadę, że w tym procesie formowania indywidualności dać trzeba uczniowi choćby margines twórczej swobody, sprawić, by wraz z pedagogiem stał się współtwórcą. Było to wtedy nie tylko mało popularne, ale nawet nieznane.

Talent

Jak go poznać? To pewna wrodzona predyspozycja, łatwość przyswajania techniki ruchu. Ale nie tylko. Wśród wielu bardzo sprawnych ludzi niekoniecznie spotyka się talent. Talent to indywidualność, własne spojrzenie na sztukę, wrażliwość nadająca gestowi, ruchowi, formie określony i niepowtarzalny wyraz. Talent to wnętrze tancerza, jego osobowość.

Sukces

Realizacji było bardzo dużo. W sumie ponad 40, licząc pełnospektaklowe przedstawienia baletowe oraz miniatury. Powszechnie za największe osiągnięcie uznano Cudownego Mandaryna, bo w nim dość radykalnie zaznaczyło się poszukiwanie nowej formy. Narzuciła ją muzyka, pełna dramatycznego wyrazu i niezwykłej ekspresji. Bardzo śmiało przekroczyliśmy tu próg między tradycją a nowoczesnością.

Teksty za:www.operabaltycka.pl


Więcej o teatrze w na stronie www.pomorzekultury.pl




Autor

obrazek

pw
(ostatnie artykuły autora)