To jedna z rad człowieka, który mimo świadomości ogromnego sukcesu wciąż chce się rozwijać. Pracuje nas sobą, by jego bogatsze brzmienie precyzyjniej określało jego "muzyczną osobowość".
Materia, w jakiej porusza się Marcus Miller, jest dla wielu łączona z estetyką jazzową. Ten 51. letni muzyk wielokrotnie eksperymentował w całkowicie odmiennych formach. Właśnie tę muzyczną stronę amerykański basista pokazał w widowisku Marcus+. W ogromnym czterogodzinnym projekcie dopracowano najdrobniejsze szczegóły.
Zamknięty w czterech godzinach program, podzielony został na 7 segmentów o zupełnie innych poetykach. Na trzech oddzielnych scenach prezentowane były projekty o zupełnie różnych stylistykach, od muzyki etnicznej po symfoniczną. Klamrą spinającą dopełniające się segmenty była osoba Marcusa Millera.
To on raz przejmował na scenie władzę, by po chwili wraz z innymi muzykami stworzyć tło dla innego wykonawcy. Koncert otworzyła Simfonia Varsowia pod batutą Gila Goldsteina. Ten punkt programu, wymagający od słuchaczy przynajmniej minimalnego przygotowania muzycznego, skupił uwagę wszystkich obecnych.
Kolejnym gościem Marcusa był człowiek, który wierzy w “jedność muzyki i który potrafi grać wszystko i z każdym”. Trilok Gurtu zahipnotyzował słuchaczy zarówno umiejętnościami, jak i perkusjonaliami, którymi się posługiwał. Zaskoczenie wywoływały przede wszystkim etniczne grzechotki wyjmowane np. z wiadra pełnego wody. Nazywany "najlepszym perkusistą świata" Gurtu swoimi dźwiękami przeniósł na chwilę publiczność w nurt World Music. Czerpiąc pełnymi garściami z indyjskich korzeni, wypowiadał się językiem niezwykle ciekawym, szczególnie dla publiczności w większości wychowanej na brzmieniach europejskich.
“Desperado”, jak o sobie mówi Tomasz Stańko, zagrał na trąbce rozwijając jazzowy temat (muzyczny) widowiska. Występując w towarzystwie gwiazd światowego jazzu, potwierdził, że polscy muzycy nie powinni mieć kompleksów, grając ten stricte amerykański gatunek. Przez cały występ Tomasza Stańki towarzyszyli mu młodsi jazzmani, którzy zachwycali swoimi umiejętnościami oraz muzyczną wyobraźnią.
Ten „instrumentalny dialog” dosyć wcześnie uciął kolejny gość, zabierając słuchaczy w muzyczną krainę zdeterminowaną przez twórczość Krzysztofa Komedy. Polskie kompozycje zostały wykonane przez muzyków z różnych zakątków świata. Aranżacje utworów "Sleep safe& warm" oraz "Rosemary`s Baby" w wykoniu Leszka Możdżera dały pozostałym artystom wiele przestrzeni do improwizacji. Bohater poprzedniego "Solidarity of Arts", Leszek Możdżer, tylko przez chwilę gościł na scenie, ustępując miejsca kolejnym wykonawcom.
W całkowitej ciszy publiczność skupiła się na niematerialnej sile dźwięku, którą Edmar Castaneda wydobywał z kilkdziesięciu strun. Podczas występu zgromadzona wokół sceny publiczność milczała słuchając lekkich, jazzujących melodii harfy. Był to jeden z najoryginalniejszych akustycznie momentów wieczoru.
Angélique Kidjo i Alex Han byli kolejnymi gośćmi mistrza. Każde z osobna oddawało publiczności zupełnie inną energię. Pochodząca z Beninu Kidjo, nie dość, że zmusiła publiczność do śpiewu, wybiegając ze sceny w tłum, to zmotywowała ich również do tańca.
Niesamowite zakończenie projektu, w chwili kiedy na scenie znaleźli się wszyscy wykonawcy uczestniczący w tym projekcie, było momentem magicznym. Zaimprowizowane jamm session, przesycone wzajemną inspiracją potwierdziło, że muzyka ma niesamowitą moc, a Polacy potrafią stworzyć wydarzenie światowej klasy.