15.08.2011, godz. 19.30
Pick&Roll Club
25/35 zł
Istotą ich muzyki jest spotkanie dwóch dźwiękowych światów - klasycznego i ludowego. Efekt daleki jest jednak od zwykłej stylizacji. Ta niezwykle energetyczna muzyka swą moc zawdzięcza radości wspólnego muzykowania, improwizacji i uczuciowości, które oddziałują bezpośrednio na słuchacza. Prawie każdy powie, że brzmi ona znajomo, ale przyzna równocześnie, że słyszy coś podobnego pierwszy raz. Jak można nazwać i scharakteryzować ich styl? Może jako erupcję energii, płynącej z nieskończonej radości wspólnego muzykowania. Może jako odkrywanie głębokich pokładów ludzkiej duszy, do których tylko muzyka dotrzeć potrafi. Albo jako poszukiwanie pierwotnej siły, która pchnęła człowieka do tworzenia utworów. W końcu jako dźwiękową zabawę - improwizację na pograniczu muzycznych światów. Niewątpliwie istotą tej muzyki jest spotkanie. Ludzi świata "nut" ze światem muzyki "ze słyszenia".
Foto:myspace.com
Po jednej stronie stoją muzycy klasyczni, bracia Krzysztof i Stanisław Lasoniowie. Instrumentaliści, związani na co dzień z katowicką Akademią Muzyczną, którzy zawsze marzyli o improwizacji i którzy ponad wszystko ukochali ludowość wraz z jej spontanicznością, witalnością i pięknem. Synowie Aleksandra - kompozytora, który każdy wolny czas spędzał z rodziną w swym beskidzkim wczasowisku i Anny - pianistki, prawie każdy wieczór poświęcającej na wspólną z dziećmi zabawę muzyką.
http://www.youtube.com/watch?v=aXffbJv3-c0
Wołosi & Lasoniowie - "Ruben" Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Z drugiej strony mamy górali, ale górali wybitnych. Prym, sekund i bas - wszystkie one są najwyższej próby. To muzyka samouków, ale bynajmniej nie muzyka amatorska. Wołosi to zespół, który brzmi czasem jakby pochodził z Nowego Orleanu. Mają w sobie to coś, co zainspirowało świat sto lat temu, kiedy powstawał jazz. Coś co najlepiej charakteryzuje angielskie słowo "drive". Zbigniew Michałek, Jan Kaczmarzyk i Robert Waszut wnoszą do zespołu nutę karpacką, a z nią mnogość muzycznych ekspresji, które przywędrowały od Indii i Persji, przez Palestynę i Bałkany, Węgry, Rumunię, Ukrainę i Słowację w ten punkt, leżący na trójstyku Polski, Słowacji i Czech o Istebnej, Koniakowa i Jaworzynki. Tu, na przepięknych beskidzkich "groniach", w towarzystwie nieogarnionych przestrzeni nastąpiło owo spotkanie, które ewoluuje po dziś dzień.