Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Nasz autor

obrazek

Piotr Wyszomirski
(ostatnie artykuły autora)

Każdy ma swoje Indie gdzie indziej...

Dwugłos - nadlatują felietony radnych

Opublikowano: 08.06.2011r.

Zapraszamy do przeczytania bardzo ciekawych felietonów Radnych Miasta Gdyni: Marcina Horały (PIS) oraz Łukasza Cichowskiego (PO)

Czytaj wszystkie "Dwugłosy"

 

 

 

 

 

 

Łukasz Cichowski*

Za nami kolejna, znów udana edycja "Święta ulicy Chylońskiej" – czyli ulicznej parady i festynu, największej tego typu imprezy w tej części miasta. Biorąc pod uwagę okrojony tegoroczny budżet nie zgadzam się ze słowami krytyki, które gdzieniegdzie słychać – na szczęście zagłuszane są przez głosy pochwał i zadowolenia. Czy można było coś zrobić lepiej?? Oczywiście, zawsze można, tak jak nie ma ludzi idealnych, tak i nie ma projektów doskonałych. Aby jednak stworzyć projekt optymalny potrzebne są na to pieniądze - nie pieniądze kosmiczne, ale pewne - w tym przypadku płynące z Budżetu Miasta w ramach kalendarza imprez miejskich. Każdy kto twierdzi, że można bardzo dobrą, atrakcyjną imprezę miejską/dzielnicową zrobić za grosze jest naiwny. To jest trochę jak z powiedzeniem, że pieniądze szczęścia nie dają - owszem jest w tym sporo racji, ale powiedzmy to żebrakowi na ulicy, albo bezrobotnej matce samotnie wychowującej kilkoro dzieci.

Jedną z ważniejszych w ostatnim czasie kwestii poruszanych przez radnych miasta była oczywiście ciągnąca się już od lutego sprawa nieprawidłowości w funkcjonowaniu Zakładu Utylizacji Odpadów Ekodolina. Wreszcie w połowie maja, Komisja Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska opracowała swoje stanowisko w tej sprawie formułując szereg różnego rodzaju zarzutów i nieprawidłowości. Nie będę w tym miejscu rozpisywał się na temat szczegółów ( treść stanowiska znajduje się m.in. na mojej stronie internetowej , www.lukaszcichowski.pl), natomiast z mojej strony mogę powiedzieć tyle, że w pełni się z tym stanowiskiem zgadzam - podobnie jak całej komisja, gdyż raport został przyjęty jednogłośnie. Został on przygotowany w taki sposób, że jest połączeniem stanowczego i jasnego pokazania błędów, które jak najszybciej należy wyeliminować, ale także zdrowego rozsądku jaki w tej sprawie należy zachować. Teraz Komisja czeka na odpowiedź Ekodoliny w jaki sposób ustosunkowuje się do zarzutów tam zawartych. Zobaczymy jaka będzie reakcja.

Teraz parę słów o tym co wkrótce będzie przerabiane w Radzie Miasta. Pierwsza sprawa to projekt uchwały Klubu Radnych Platformy Obywatelskiej w sprawie rozszerzenia katalogu osób uprawnionych do bezpłatnych przejazdów tramwajem wodnym o Zasłużonych Honorowych Dawców Krwi. Z wnioskiem o wprowadzenie takiego rozwiązania zwrócił się do radnych miasta Miejski Klub Honorowych Dawców Krwi w Gdyni. Jako Klub uznaliśmy, że środowisko to w pełni zasługuje na tego rodzaju ,,prezent" od miasta. Honorowe krwiodawstwo to działanie wyjątkowo szlachetne i bezinteresowne. Nie ma większego, bardziej wartościowego daru jaki można ofiarować drugiemu człowiekowi niż dar zdrowia i życia. Uważamy więc, że tym symbolicznym gestem możemy, jako gdyńska społeczność, tym ludziom podziękować za to co dla nas robią, a przy okazji wypromować w ten sposób Gdynię jako miasto przyjazne idei honorowego krwiodawstwa. Zobaczymy co na to radni rządzącej Samorządności - ja już z tego miejsca namawiam Was do poparcia tej inicjatywy.

Z uwagi na intensywne prace grupy roboczej nieco przesunęło się w czasie powołanie Młodzieżowej Rady Miasta Gdyni. Do końca czerwca zapewne grupa zakończy prace, a odpowiednią uchwałę podejmiemy na sierpniowej sesji. Na przedstawienie finalnego efektu naszych prac przyjdzie jeszcze czas, niemniej jednak już teraz mogę powiedzieć, że pomimo kilku kwestii, z którymi się nie zgadzam jako współautor pierwotnej wersji projektu przygotowanego przez Platformę Obywatelską i Stowarzyszenie ,,Młodzi Demokraci", to generalnie uważam, że stworzymy bardzo dobry produkt, który ma dużą szansę na prawidłowe i efektywne funkcjonowanie. Niestety bez zdolnych gimnazjalistów, a tych w Gdyni nie brakuje ( gimnazjalista z Gdyni prowadził obrady Sejmu Dzieci i Młodzieży 1 czerwca z okazji Dnia Dziecka, a drużyna gdyńskich gimnazjalistów zajęła drugie miejsce w światowym finale Odysei Umysłów, który odbył się niedawno w Nowym Yorku) .Taka jednak była wola większości, którą pozostaje mi uszanować. Mimo różnić zdań w niektórych kwestiach, już teraz kieruję podziękowania do wszystkich radnych, którzy włączyli się w nasze prace. Jak się okazuje są sprawy, w których potrafimy wspólnie, ponad wszelkimi podziałami, bardzo sprawnie i skutecznie współpracować.

Było miło, teraz będzie nieco mniej. Długo zastanawiałem się czy tę kwestię poruszyć w moim felietonie, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że musze to uczynić. W ostatnim czasie przy okazji pewnego wydarzenia (aby mu nie zaszkodzić nie powiem jakie to było wydarzenie) zostałem uświadomiony ( też nie powiem przez kogo, bo nie mam w zwyczaju w przypadku wątpliwości o charakter rozmowy publicznie pisać o jej treści w połączeniu z autorem, chyba że sam wyrazi taką wolę, co być może znajdzie wyraz w komentarzach do niniejszego felietonu), iż aktywność obywatelska w postaci zbierania podpisów pod jakąś uchwałą, petycją, czy innym pismem do władz miasta może danej sprawie zaszkodzić. Odebrałem to w taki oto sposób, iż podobno zbieranie podpisów to tylko bezsensowne podgrzewanie atmosfery, zahaczające być może nawet o awanturnictwo społeczno-polityczne. Przecież podobno każdą sprawę można załatwić w zaciszu gabinetu, więc po co obywatele maja wyrażać publicznie swoje zdanie. Nie daj Boże ktoś pomyśli, że w naszej wspaniałej Gdyni, są jakieś problemy do rozwiązania - a przecież ich nie ma. Obywatelu, władza wie lepiej czego Ci potrzeba, wiec nie ma sensu abyś wyrażał swój pogląd publicznie - np. składając podpis. Odnoszę coraz częściej wrażenie, że działa to w następujący sposób : idźcie i głoście na cały świat jak apostołowie na początku chrześcijaństwa o tym jaka Gdynia jest piękna i wspaniała, a o kwestiach spornych i trudnych rozmyślajcie w domowym zaciszu, ewentualnie idźcie i proście władzę , a może będzie Wam dane. A może nie będzie- tak jak np. w przypadku niewidzialnego remontu pewnego skrzyżowania. Od wielu lat proszą radni dzielnic na wniosek mieszkańców, od wielu lat proszą byli i obecni radni miasta w interpelacjach , a inwestycja jak była niewidzialna tak jest nadal od wielu już lat. O ile Marcin Horała swoim chuligańskim i wywrotowym happeningiem już nie zaszkodził sprawie , to proszę Was drodzy mieszkańcy - tylko nie piszcie żadnej petycji, nie zbierajcie żadnych podpisów, albowiem wtedy możemy nigdy nie doczekać się przemiany inwestycji niewidzialnej w widzialną. Po prostu cierpliwie czekajcie ( nie przesadzajcie - czekacie dopiero 5 lat), ewentualnie zamówcie msze w ,,pewnej intencji" ( konspiracji nigdy za wiele, po co podgrzewać atmosferę, po co szkodzić sprawie). Na koniec powiem tylko tyle - jeśli jest rzeczywiście tak, że władza ,,obraża" się na obywateli za tego rodzaju obywatelską aktywność, to znaczy że z naszą lokalną, samorządową demokracją jest gorzej niż myślałem. To by znaczyło, że trawi ją poważna choroba i potrzebne jest natychmiastowe leczenie. Problem jednak polega na tym, że pacjent nawet nie chce przyjąć do wiadomości informacji o swojej chorobie. Mimo wszystko wierzę jednak, że ktoś po prostu mocno wybiegł przed szereg. Bo po co w takim razie wprowadzono inicjatywę obywatelską w Gdyni? Czyż nie po to aby aktywizować obywateli do większej demokracji bezpośredniej, do wyrażania swoich opinii, postulatów, próby realizacji własnych pomysłów. Nigdy nie będziemy drugą Szwajcarią, gdzie referenda lokalne odbywają się niemal w każdej sprawie, w której obywatele widzą taką potrzebę, ale jej namiastka w postaci większej, bezpośredniej, obywatelskiej partycypacji we władzy jest jak najbardziej pożądana. I naprawdę - nie lękajcie się jej.

Wszelkie podobieństwo do osób i wydarzeń oczywiście całkowicie przypadkowe; )
Spora dawka ironii - absolutnie nieprzypadkowa.

 

www.lukaszcichowski.pl

*Łukasz Cichowski w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Platforme Obywatelską.

 

 

Marcin Horała*

O negatywnych skutkach rządów bezideowej partii władzy.

Na ostatniej sesji nie zdarzyło się nic, co pobudziłoby mnie publicystycznie - a czytelnikom należy się jak co miesiąc coś do poczytania. Pozwolę więc sobie na przemyślenia natury ogólnej odnośnie gdyńskiego systemu politycznego. W Gdyni mamy do czynienia z sytuacją, w której na poziomie lokalnym ideowe podziały zostały zamazane - gdyż rządzi gdyńska partia władzy nie wybiegająca swoimi ambicjami poza sferę lokalną. Zwolennicy owej partii zwykli rozpływać się w zachwytach nad taką formułą, twierdząc iż dzięki temu „nie są przenoszone podziały z Warszawy" oraz „można wspólnie pracować zamiast się kłócić". Zręcznie przy tym omijają wady takiego systemu politycznego. Postaram się je tutaj omówić.

Formacja polityczna, czy to ogólnopolska czy to lokalna, potrzebuje narracji, potrzebuje uzasadnienia dla swojego istnienia. W przypadku lokalnych struktur partii ogólnopolskich sprawa jest prosta - każdy zainteresowany jest w stanie z grubsza zrekonstruować narrację konstytuującą rację bytu PO, PiS czy SLD. Innymi słowy: można łatwo odpowiedzieć na pytanie: dlaczego miałabym na jedną z tych partii głosować lub nie głosować. Łatwo to przenieść również na poziom wyborów samorządowych - jako konsekwentne wspieranie i budowanie siły formacji, którą uważam za dobrze służącą Polsce, mi samemu (czy jakie by jeszcze inne kryterium przyjąć). Lub wcielanie w życie również na poziomie samorządowym zasady i wartości, które są mi bliskie.

Sytuacja się komplikuje w przypadku lokalnej partii władzy, jaką jest Samorządność. Tu takiej „wielkiej" narracji, wymagającej tylko lekkiego rozbudowania o akcenty lokalne, nie ma. Narrację trzeba budować od zera. Można by to robić poprzez ulokalnienie ogólnie rozpoznawalnych afiliacji ideowych. Tzn. mogła by być Samorządność lokalnym ugrupowaniem prawicowym, liberalnym lub lewicowym. Takie jasne określenie pozbawiłoby ją jednak unikalnej pozycji „złodzieja elektoratu". Polega ona na tym, że wyborcy partii, którzy nigdy nie rozważyliby nawet głosowania na inną partię (postrzegając takie zachowanie jako swego rodzaju zdradę własnych przekonań), głosowania na Samorządność jako takiej zdrady nie postrzegają. Co istotne - tak myślą wyborcy wszystkich partii. O ile więc każdy z lokalnych oddziałów partyjnych walczy o mobilizację własnego elektoratu - i szczytem sukcesu jest jego pełne zmobilizowanie, tzn. osiągnięcie poziomu sympatii dla formacji wypracowanego przez ogólnopolskich przywódców. O tyle Samorządność nie ma takiego szklanego sufitu i może spokojnie podbierać głosy wszystkim partiom. Jasne określenie się jako lokalnej w formie, ale prawicowej, liberalnej lub lewicowej w treści spowodowałoby że Samorządność mogłaby „łowić" głosy tylko konkurując o dany segment z zagospodarowującą go partią - natomiast dla wyborców pozostałych partii głosowanie na S byłoby już zdradą przekonań.

Nieopatrzna uwaga prezydenta Szczurka, iż wyznaje poglądy socjal-liberalne, to kwestia zamierzchłej przeszłości. Od tej pory Samorządność uważnie pilnuje by nie dać się przypisać do żadnej opcji ideowej - czy może bardziej precyzyjnie aby każda z takich opcji miała Samorządność za swoją. W takiej polityce „dla każdego coś miłego" - w symbolicznym skrócie - mieści się i nieomalże koncelebrowanie miejskich uroczystości religijnych i akceptacja dla uhonorowania Nagrodą Literacką Gdyni wybitnego dzieła prozy gejowskiej. Ponieważ salonowy liberał nie chodzi do kościoła, a moherowy beret nie pójdzie na dyskusje literackie prowadzone przez Jacka Żakowskiego czy Kazimierę Szczukę - każdy myśli, że w ogólnym ideowym zarysie prezydent Szczurek i Samorządność jest „jego".

Skoro nawet taka ogólna, nie-partyjna ale konkretna ideowo afiliacja odpada, cóż pozostaje jako materiał do narracji Samorządności? Dwa elementy: technokratyczna sprawność oraz antypartyjny populizm. Omówmy je po kolei.

Technokratyczna sprawność na jako paliwo ideowe na pierwszy rzut oka jawi się jako dość niewinna, ba - nawet pożądana. Do pewnego stopnia tak jest, niewątpliwie dobrze, kiedy władza stara się być dobrą i sprawną. Gorzej gdy taka sprawność nie jest akcesoryjna wobec kwestii ideowych, ale staje się ideą samą w sobie. Wówczas jakiekolwiek podważenie owej sprawności godzi w samą istotę funkcjonowania układu politycznego. Powiedzieć, że gdyńska władza w czymś nie jest najlepsza, że może coś zostało rozwiązane źle, że popełniono błędy, to w istocie podważanie pryncypiów ustrojowych, coś jak kwestionowanie sojuszu z ZSRR za komuny.

Żadna władza nie przyzna, że jest władzą złą. Ale władza, która w nie upatruje rdzenia swojej legitymizacji w wyjątkowej technokratycznej sprawności, może przyznać, że w tej czy innej sprawie się pomyliła, popełniła błąd - i co za tym idzie wprowadzić korektę kursu. Władza dla której jednym uzasadnieniem własnej egzystencji jest absolutnie wyjątkowa sprawność, jest bycie władzą zupełnie wybitną - nie może sobie pozwolić na przyznanie się do błędu, a przynajmniej przychodzi to jej z ogromnym oporem.

Tymczasem nie ma obiektywnego sposobu oceny czy władza samorządowa jest dobra czy zła - a już na pewno czy jest tylko dobra, ale z błędami czy absolutnie wybitna. Wszelkie obiektywne wskaźniki dotyczące miasta (bezrobocie, rejestrowane firmy, saldo migracji itp.) zależą od szeregu czynników, z których wiele pozostaje zupełnie poza kontrolą władzy gminnej (warunki społeczno-geograficzne, krajowe uregulowania prawne, światowa koniunktura na tradycyjne dla regionu gałęzie przemysłu, polityka jednostek sąsiednich i jednostek wyższego rzędu itp.). W rezultacie nawet w wypadku dobrze rozwijającego się miasta nie sposób obiektywnie stwierdzić, czy dzieje się tak dzięki, czy - przykładowo- pomimo pracy organów samorządu miejskiego. A może rozwijamy się świetnie, m. in. dzięki owej pracy - ale mogłyby owe organy pracować i tak, że rozwijalibyśmy się jeszcze dwa razy szybciej.

Również niewiarygodne są rankingi, nagrody i wyróżnienia przyznawane są na podstawie uznaniowych benchmarków lub decyzji gron osób bezpośrednio zainteresowanych w takich a nie innych rozstrzygnięciach. W rezultacie gminy według jednych rankingów wybitne, według innych są co najwyżej średnie - a mnogość różnych rankingów i opracowań powoduje że tak naprawdę najistotniejsza jest sprawność w nagłaśnianiu jednych a wyciszaniu innych.

W rezultacie poza przypadkami zupełnie skrajnej nieudolności czy też udowodnionych działań przestępczych ocena czy władza samorządowa jest sprawna w rządzeniu, czy nie, tak naprawdę zależy w istocie od niej samej, a konkretnie od jej sprawności nie w rządzeniu tylko w budowaniu narracji o sprawnym rządzeniu. Tym samym jeszcze istotniejsze staje się zduszenie w zarodku wszelkich informacji, które sielankowy obraz mogłyby zburzyć.

Idealnie pasuje do takiej układanki element uzupełniający w postaci antypartyjnego populizmu. Otóż tak się składa, że - pewnie zasłużenie - partie polityczne jako takie są instytucją o bardzo niskiej ocenie społecznej, a słowa „partia" i „polityka" odruchowo kojarzą się negatywnie. Stąd upór, z którym lokalna partia Samorządność nie chce przyznać, że jest partią - a jej politycy nie chcą przyznać, że są politykami. Choć i Samorządność pasuje do każdej definicji partii funkcjonującej w politologii i jej działania pasują do każdej popularnej definicji polityki od Arystotelesa po Carla Schmitta (oczywiście w zależności od przyjętej oceny pozytywnej czy negatywnej). To jest dość prymitywna gra w słówka, w istocie bazująca na prostych, podprogowych wręcz skojarzeniach (partia, polityka - źle, samorząd, samorządność - dobrze). Gra, niestety, skuteczna.

Dodatkowym wzmocnieniem takiej narracji jest relikt postkomunizmu w postaci powszechnego przeświadczenia, że to źle jak politycy „się kłócą" i że „powinni zgodnie pracować". Oczywista bzdura, dodatkowo głęboko antydemokratyczna i antywolnościowa -w swej istocie prowadząca do społecznej delegitymizacji samego istnienia opozycji.

W kwartalniku „Rzeczy Wspólne" Bartłomiej Radziejewski dokonał ostatnio recepcji na grunt polski teorii francuskiego socjologa Pierre'a Bordieu o przemocy symbolicznej. Polega ona na tym, że „ grupy dominujące wytwarzają takie systemy znaczeń, w których rzeczywisty układ sił, będący podstawą ich dominacji, jest szczelnie ukryty pod pozorem sprawiedliwego ładu i dzięki temu powszechnie odbierany jako prawomocny." oraz - czytamy dalej - „opinia publiczna jest skłonna uważać za prawomocne to, o czym mówi się, że takim jest. Zatem ani tradycja, ani charyzma, ani demokracja nie jest niezbędnym warunkiem wytworzenia poczucia naturalności ładu symbolicznego. Wystarczy kontrola nad językiem. A ściślej rzecz ujmując: zapewnienie korzystnemu dla siebie językowi dominującej pozycji. Jak ją osiągnąć? Za pomocą przemocy symbolicznej: wystarczy „wydziedziczyć" wszystkie alternatywne dyskursy. Czyli nadać im status antyjęzyków - dialektów plebejskich, niecywilizowanych. A każdego, kto ich używa, napiętnować jako „pastucha"."

Wypisz-wymaluj sytuacja z naszego gdyńskiego grajdołka. Mamy jedną, jedyna opcję - Samorządność - w sposób „naturalny" i „sprawiedliwy" predestynowaną do sprawowania władzy w mieście. A jakakolwiek opozycja jest z góry zepchnięta na pozycję „pastuchów" - „upartyjnia", „upolitycznia", względnie, personalnie „leczy kompleksy i frustracje". Chociażby u niżej podpisanego przez te lata aktywności w lokalnej polityce kompleksy i frustrację diagnozowano tyle razy, że nie sposób zliczyć.

Wystarczającym dowodem na „upartyjnianie" i „upolitycznianie" jest to, że krytyk należy do partii politycznej a krytykowany do Samorządności. Wystarczającym dowodem na kompleksy i frustracje jest sam fakt krytykowania Samorządności, a już samego prezydenta w szczególności. Opozycjonista to w Gdyni swoisty polityczny pod-człowiek. Przecież tylko wrodzonymi złymi intencjami albo wyjątkową głupotą (a najlepiej - i tym i tym jednocześnie) może się motywować ktoś, kto w czymkolwiek krytykuje tak wspaniałą władzę. Co i nie trudno szerokiej publiczności, tak prosto, po lepperowsku, uzasadnić - wszak to „partyjniak". Proponuję mały eksperyment myślowy - proszę przeczytać materiały wyborcze Samorządności z ostatniej kampanii, zastępując słowa „partie" i „upartyjnianie" słowami „Żydzi" i „zażydzenie". Piorunujący efekt!

Oparcie władzy o narrację o jej absolutnej, nadprzyrodzonej wręcz wyjątkowej sprawności i skuteczności, w połączeniu ze stosowaniem przemocy symbolicznej delegitymizującej w społecznym odbiorze istnienie opozycji - z definicji unieważnia jakiekolwiek głosy krytyczne. Powoduje że Samorządność sprawuje władzę w głębokim sensie absolutną, nie poddaną realnej kontroli zewnętrznej. Wewnętrzna struktura i układ sił w samej Samorządności - co opisywałem szerzej przy innych okazjach - powoduje że jest to władza wyłączona również spod efektywnej kontroli wewnętrznej.

W mojej opinii taka władza może być władzą dobrą, szczególnie w pewnym okresie, ale na pewno nie będzie władzą optymalną, nie będzie władzą tak dobrą jakby mogła być, gdyby była poddana mechanizmom korekcyjnym i kontrolnym. Czy na dłuższą metę dobrze funkcjonowałoby przedsiębiorstwo, w którym większość rady nadzorczej wykonywałaby wprost polecenia prezesa, ba - żywiła głębokie przekonanie że prezes jest geniuszem biznesu i zaszczytem jest móc w ogóle wykonywać jego polecenia? W której pracownik wskazujący, że na warsztacie marnuje się paliwo, a inaczej organizując taśmę można by bez szkody dla produkcji sprzedać jedną z maszyn - byłby w zakładowej gazetce piętnowany jako awanturnik który szkodzi zakładowi bo się kłóci zamiast wspólnie pracować? I leczy frustracje i kompleksy bo nie jest prezesem, podczas gdy prezes jest prezesem i nawet dostał nagrodę od Forbesa czy innego Bussiness Weekly?

Odpowiedź, jak to zwykłem czynić, zostawiam już czytelnikom.

 

www.horala.pl

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.