Więcej zdjęć w galerii:
Streetwaves, 20 maja 2011, Gdańsk PKP, Foto: Paweł Jóźwiak
Streetwaves, 21 maja 2011, Nowy Port/Stogi, Foto: Paweł Jóźwiak
Streetwaves, 22 maja 2011, Nowy Port/Brzeźno: Tomek Wilary
Streetwaves dzień trzeci, 22 maja 2011, Foto: Paweł Jóźwiak
W tym roku przestrzeń, jaka została zaanektowana przez festiwal, to jedne z najstarszych gdańskich dzielnic. Łączy je nie tyle topograficzna bliskość, ile fakt, że w pamięci wielu Gdańszczan rysują się, jako ponure i niebezpieczne rejony tego ponad tysiącletniego miasta. Majowy festiwal zachęca do poznawania i penetrowania nawet najmniej atrakcyjnych dla oka okolic. Pierwszego dnia impreza skupiła się wokół najbardziej uczęszczanej przestrzeni publicznej miasta – budynku dworca kolejowego. Przypadkowi przechodnie, czy też niewtajemniczeni podróżni, mogli odnieść przez to wrażenie, że na tę chwilę sztuka zawitała do miasta w formie performance’ów, happeningów, czy instalacji.
Foto: Paweł Jóźwiak
Budynek dworca, ożywiony atmosferą sztuki oraz wszędobylskiej publiczności, sprawiał wrażenie, że zaraz wybuchnie z nadmiaru energii, młodych ludzi oraz ograniczonych jedynie swoją wyobraźnią twórców. Wszyscy oni zaadaptowali do swoich działań artystycznych przestrzeń zastaną. Niemal równocześnie można było zobaczyć instalacje w nieczynnych boksach handlowych, koncerty przy szaletach, w windzie czy też uczestniczyć w performance na schodach. Przechadzając się pomiędzy boksami można było zobaczyć tak skrajne rzeczy, jak nastawione na interakcję: Darkroom Filipa Renzera - animację, łączącą ideę analogowości z nowymi mediami oraz ROMB K. Arszyna Topolskiego – warsztaty akustyczne podczas których można było samodzielnie wygenerować i zmiksować muzykę za pomocą koła roweru, czy własnego telefonu; czy też podjąć nieudaną próbę kontemplacji w Poczekalni Selektywnej kolektywu Kol_Kol.
Foto: Paweł Jóźwiak
Dla części zwiedzających naturalną atrakcją stał się umieszczony pomiędzy boksami faktycznie działający zakład fryzjerki, który zaliczony przez niektórych do całości artystycznej, prowokował do rozmyślań o wątłej granicy pomiędzy współczesną sztuką a rzeczywistością. Dużym powodzeniem cieszyły się „jednoosobowe koncerty w windzie”, podczas których muzycy, występujący również w roli pasażera, prezentując swoje własne kompozycje, przełamywali zazwyczaj obecną w tym miejscu barierę milczenia. Kolejki ustawiały się również do stoiska KPH Trójmiasta, w którym wystylizowane Drag Queens gorąco zapraszały do odkrywania swojej kobiecości, w postaci na miejscu wykonywanego profesjonalnego makijażu.
Ucho Gdynia Gazeta Świętojańska
Streetwawes 2011, Dzień pierwszy, 20.05.2011.Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj
Drugiego dnia, od południa do godziny 17, artyści zawładnęli przemysłowo-mieszkaniowym Nowym Portem. W opustoszałych budynkach oraz bramach umieszczone zostały instalacje: „Pomiędzy” Centrum Edukacji Twórczej MI-RO-RO oraz „Komunikator miejski” Michała Andrysiaka. Na trawniku przed zomowcem, na ulicy Dokerów, Staklene Bombone rozłożyła swój punkt „wskrzeszania starych ubrań”. Polsko-serbski duet reperował, wzbogacał i odświeżał wszystko, co podsunęli im mieszkańcy. Nieopodal, na podwórku ulicy Wolności 12A rozpoczął się od południa segment koncertów, który trwał do godziny 14. Wśród grających w Nowym Porcie znalazł się Lipali. Tomek Lipnicki zagrał w dzielnicy, w której się wychowywał, gromadząc wokół siebie publiczność i dzieci zainteresowane jego rockowymi dźwiękami.
Od godziny 17, fala artystów oraz setek towarzyszących im osób przeniosła się do Brzeźna. Pierwszym punktem na mapie był garaż Iwony Zając, trójmiejskiej artystki, która oprócz warsztatów przygotowała projekt „Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu.” W trakcie prowadzonych przez muralistkę zajęć chętni uczestniczyli w warsztatach oraz częstowali się przygotowanymi przez rodzinę Zająców wypiekami.
Im późniejsza nadchodziła godzina, tym więcej osób gromadziło się na ulicznych wydarzeniach. Projekt Zespół Cieśni i Tańca zagospodarował przestrzeń przy drewnianej altance w Parku Haffnera. Dziewczęta, na co dzień tańczące w różnych korporacjach tanecznych, zafascynowały zgromadzoną publiczność nieprzewidywalnością choreografii, która miejscami wydawała się chaotyczna. Przy akompaniamencie Cieśni czyli Walickiego, Mazolewskiego i Sowińskiego, zbyt dopracowane układy kroków, zniszczyłyby urok improwizacji. Fragment niespodziewanego „śniadania na piasku”, który był elementem spektaklu, nie mógł być precyzyjnie skonstruowaną choreografią.
Ucho Gdynia Gazeta Świętojańska
Streetwaves 2011, Dzień drugi, 21.05.2011 część 1/2.Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj
Z nastaniem wieczoru w muzyczną scenę przekształcił się założony w 1976 roku Bar Perełka. Między plastykowymi, pokrytymi ceratami stolikami rozłożyły się „Kobiety”. Pośród zgromadzonej widowni znalazło się wielu brzeźnieńskich mieszkańców, zainteresowanych ruchem pod ich osiedlowymi sklepami. Mieszczący się naprzeciw baru Perełka pasaż handlowy, stał się miejscem zaanektowanym przez publiczność. Zachodzące słońce oświetlało setki twarzy okupujących schody oraz ściany pomiędzy Solarium wyposażonym w „nowe lampy”, Fryzjerem i spożywczakiem. Na kamiennych płytach baru znalazło się niewiele miejsca dla „Kobiet”. Mimo to, zespół zagrał w pełnym składzie, dając długi i mile przyjęty koncert. Lekka atmosfera przyciągnęła nawet przypadkiem przechodzące osoby, które zatrzymywały się, by poobserwować grających w nietypowym miejscu muzyków.
Zniecierpliwieni słuchaniem muzyki mieli możliwość zobaczenia dwóch instalacji, na podwórkach między blokami. Pierwsza z nich angażowała przede wszystkim najmłodszych, dla których stała się największą atrakcją. „Ptasie radio” to realizacja pomysłu Joanny Grochockiej, by recytowany wiersz Tuwima uwspółcześnić i uchwycić w nowej perspektywie. Atrakcyjna dla dzieci instalacja z ręcznie robionych ptaków, pozawieszanych na gałązkach, ożywiła nie tylko drzewo, ale przestrzeń wokół niego. Najmłodsi skaczący do gałęzi i głos Ireny Kwiatkowskiej deklamujący „Cóż to znowu za muzyka?” korespondował z muzyczną sceną „Perełki”.
Foto: Marta Kurpiewska
Zaledwie kilka kroków dalej, kolejne drzewo zostało mimowolnie włączone w ten uliczny festiwal. „Idź na drzewo” zrealizowany przez Gosię Golińską fantastycznie zmienił postrzeganie roślinnego organizmu. Wokół pnia zostały poprzyklejane i poprzywiązywane kolorowe kartki. Kora rosnącego drzewa stała się obrazem złożonym z wielu elementów. Mozaika z życzeń, myśli i pragnień miała zachęcić do interakcji nie tylko z przyrodą.
Najbardziej liczna i wytrwała część uczestników około godziny dziewiątej przeniosła się na plażę, skrytą za wejściem numer 34. Był to jeden z piękniejszych momentów całego wieczoru. Publiczność zamiast słuchać szumu własnych rozmów, skupiła się na Księżniczkach i Macieju Cieślaku. Siedzące nad krawędzią skarpy dziewczęta, ich gitarzysta oraz morze stworzyły odrębną konstrukcję. Inną niż każdy kolejny koncert, silnie uderzający w wrażliwość zgromadzonych odbiorców. Po występie Maciej Cieślak powiedział, że widok morza oglądany w promieniach zachodzącego słońca współgrał z obrazami powstającymi w wyobraźni artystów podczas występu.
Foto: Marta Kurpiewska
Gdy zrobiło się znacznie chłodniej, zarośniętą trawą skarpę zajęła tczewska formacja California Stories Uncovered. Ich muzyczna narracja daleko odbiegająca od przewidywalności, mimo niskiej temperatury, „uwięziła” słuchaczy nad morzem. Transowo prowadzona perkusja współbrzmiała z przesterowaną ścianą dźwięku. Spójność niszczył wokal, który momentami wydawał się zbędny. Mimo wszystko, chłopaki z zespołu stworzyli dojrzałą akustyczną opowieść w oprawie fioletowo-niebieskiego światła. Mimo próśb, niestety zabrakło bisów, dlatego „pielgrzymka”, pokonując ukryty w całkowitej ciemności Park Haffnera, znów znalazła się pod drewnianą altaną. Przygotowana na występ Stefana Wesołowskiego i Tomka Bednarczyka przestrzeń i publiczność, oprócz preludium, niestety nie usłyszała nic więcej. Ze względu na problemy techniczne, koncert się nie odbył, a chętni zostali zaproszeni na ognisko oraz warsztaty tworzenia lampionów. Po kilkunastu minutach niebo wypełniło się dziesiątkami papierowych konstrukcji, które swobodnie niesione przez wiatr i ciepłe powietrze, wznosiły się ponad zgromadzonymi. Tłumy na plaży oraz CH-CH-CHING, czyli Paweł Trzciński, elektronicznymi dźwiękami poprowadził narrację.
Foto: Marta Kurpiewska
Dzień trzeci Streetwaves rozpoczął się w podwórkach Przeróbki. Pomiędzy ulicą Siennicką a Lenartowicza swój projekt ukryła Karolina Rec oraz Natalie&The Loners. Pozbawione zbędnych hałasów, liryczne melodie, przypadły do gustu zgromadzonym. Zasiadając w cieniu drzew, gitarzystka/pianista i wokalista w jednej osobie z akompaniamentem wiolonczeli, stworzyła projekt miły dla ucha. Przyjemny był czas, gdy dojrzała barwa głosu Natalii skupiła choć przez chwilę słuchaczy. Mimo obiadowej pory, koncert warszawsko-trójmiejskiego kolektywu zgromadził kilkudziesięciu osobową publiczność.
Ciekawą przestrzeń na występ zaadaptowała gdańska Trupa Trupa, która na 3 czerwca zapowiedziała premierę debiutanckiej płyty. „Blaszak” przy torach, obok zakładu karnego na ulicy Siennickiej, stał się nad wyraz „przewiewną” sceną. Brudne brzmienia, w prostych harmonicznie układach, odbijały się od blaszanych ścian. Trupa Trupa wizualnie i akustycznie, współgrała estetycznie z gdańską Przeróbką .
W trakcie koncertów, w zapomnianych bramach i zakamarkach pojawiły się chwilowe projekty. Postacie, których głowy zostały zanurzone w delikatnych materiałowych obłokach, a uwaga była skupiona na płynących z zewnątrz opowieściach, były częścią projektu „Z głową w chmurach”. „Weź to zrób”, czyli ożywianie martwej domowej materii, „Podmianka albo Galeria pod Klamerką”, czyli utrwalona codzienność i portrety schnące na linkach, to tylko przykłady artystycznych przedsięwzięć.
Foto: Tomek Wilary
Zbliżając się ku końcowi festiwal kierował się ku północy. Stogi były ostanim miejscem oddanym artystom. Pierwszy z nich Wilkas, na skwerku przed pasażem handlowym na ulicy Stryjewskiego, posiłkując się gitarą, wykonał kilka własnych kompozycji. Song-writer nie zapomniał o wykonaniu coverów, które pojawił się w jego repertuarze. Niestety, artysta został pokonany przez prażące słońce i przerażony wizją udaru, opuścił trawnik oraz rozczarowane brakiem muzyki dzieci.
Kolejną koncertową propozycją festiwalu była fuzja Jacka Mazurkiewicza i Mikołaja Trzaski. Niesamowity teren wokół jeziora Pusty Staw i prawdziwa droga krzyżowa prowadząca do sceny oraz watahy dręczących wszystkich komarów, nie zniechęciły publiczności. Był to jeden z niewielu koncertów, który w całości został wysłuchany bez szelestu rozmów osób postronnych. Udawanie dźwięków dzikich zwierząt przez saksofon i klarnet basowy oraz niskie brzmienie kontrabasu wśród zachodzącego słońca-zahipnotyzowało wszystkich. Atmosfera okazała się łaskawa także dla kolektywu Enchanted Hunters, młodych gdańskich muzyków. Skrzypce, gitary, cymbałki nakreśliły charakterystyczną dla tego zespołu „naiwną” melodyjność.
Foto: Tomek Wilary
Kolejnym miejscem zebrania uczestników Streetwaves był Teren przy Gdańskiej Wyższej Szkole Administracji. Jako pierwszy zajął go Gentelman!, który okazał się nieprzygotowany do występu, bądź nie przekonał słuchaczy swoim repertuarem. Przyczyną była również konwencja zespołu, która rozmijała się z estetyką festiwalu. Po Gentelman! trawnik zajęła Enchantia z charyzmatyczną Sarą Brylewską, która potrafiła skupić uwagę rozproszonej publiczności na sobie.
W międzyczasie, na plaży rozpoczynał się spektakl Caffe Latte gdańskiego teatru Dada Von Bzdulow. Deklamacja fragmentów Jeana Baudrillarda przy eklektycznej muzyce SzaZy, nie stworzyła silnie zarysowanego końca i początku przedstawienia. Po włączeniu się w ruch sceniczny pana Adama, spektakl stał się częściową improwizacją niszczącą granicę pomiędzy tancerzami, a wciąganą na deski sceny publicznością. Po zachodzie słońca rozpoczął się koncert Dominica Johna Sebastiana, który dwa dni wcześniej koncertował w hali Dworca PKP. Po zakończeniu występu, z pochodniami w dłoniach publiczność przeszła kilkanaście metrów dalej na plac, gdzie Mazolewski Quintet z wyprzedzeniem rozpoczął koncert. Proces szalonej improwizacji, bliski liderowi formacji wciągnął słuchaczy w autonomiczny świat muzyków. Eksperymentalne dźwięki, przypadkowe melodie, których środek ciężkości przenosił się z każdą chwilą na inny instrument, stworzyły kompozycje korespondujące z freejazzową estetyką. Śmiałe muzyczne wariacje włączyły w proces słuchania nawet sceptyków.
Zwieńczeniem ostatniego dnia Streetwaves było afterparty złożone z setów We Are Adventure, na którym pozostali najwytrwalsi, najmniej trzeźwi oraz nie pokąsani przez komary.
Ucho Gdynia Gazeta Świętojańska
Streetwaves 2011, Dzień trzeci, 22.05.2011 część 1/3.Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj
Wspominając Streetwaves nie można wyrzucić z pamięci postaci chyba najbardziej ekstrawaganckiej. Muzyk, choreograf, tancerz i murarz w jednym - pan Adam! Nieprzejednany w starciach z bardziej doświadczonymi artystami, na parkiecie pozostawał bezlitosny nawet dla własnego ciała. Łączył tango, czaczę, hołubce irlandzkie w jedno i zszedł ze sceny ostatni, czym wzbudził zachwyt i szacunek publiczności. Fenomenalny występ i sympatyczny człowiek, którego aktywność oddawała ideę festiwalu ulicy.
Foto:Mariusz Labudda
Więcej filmów:
Streetwaves, 2011-California Stories Uncovered,
Streetwaves, 2011-Natalie&The Loners 1
Streetwaves, 2011-Natalie&The Loners 2
Streetwaves, 2011-Natalie&The Loners 3
Streetwaves, 2011-Natalie&The Loners feat Karolina Rec 1
Streetwaves, 2011-Natalie&The Loners feat Karolina Rec 2
Streetwaves, 2011-Trupa Trupa 1
Streetwaves, 2011-Trupa Trupa 2
Streetwaves, 2011-Trupa Trupa&Pan Adam