Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Dwugłos pojedynczy, ale długi i kontrowersyjny

Opublikowano: 05.04.2008r.

Tym razem "Dwugłos" pojedynczy, co niekoniecznie oznacza, że Marcin Horała jest już po stronie władzy. Zygmunt choruje i nie mógł tym razem stanąć w szranki, za co przeprasza i obiecuje, że to ostatni raz.Za to felieton Marcina Horały powinien sprowokowac do ciekawej dyskusji.

Marcin Horała*


Bitwa o skwer czyli o niespodziewanych sojusznikach Samorządności.



Marcin Horała

Program ostatniej sesji był raczej skromny i został wobec tego zdominowany przez jedną sprawę, Sprawą tą był miejscowy plan zagospodarowania Skweru Plymouth i terenów po prawej stronie al. Piłsudskiego (patrząc w stronę morza). Spór sam w sobie ciekawy, ale również ciekawy jako egzemplifikacja pewnych zjawisk na lokalnej scenie politycznej.

Najpierw co do meritum planu – niektóre jego elementy budziły i budzą mój sprzeciw. Sprzeciw mój wyartykułowałem w praktyce między innymi zwołując posiedzenie mojej komisji wyłącznie w sprawie projektu tego planu i zgłaszając do niego kilka uwag. Kilka z nich zostało uwzględnione w planie. Między innymi zagwarantowany został zielony charakter Skweru Plymouth (według poprzednich zapisów miał być zagospodarowany z wykorzystaniem zieleni urządzonej, ale bez podania żadnych wskaźników – więc np. zabetonowanie całego placu i ustawienie na nim jednego klomba z kwiatkami teoretycznie realizowałoby zapisy planu).

Nadal pozostałem sceptyczny co do ogromnych gabarytów nowego gmachu Urzędu Miasta i centrum handlowo-usługowego (który grozi wizualnym przytłoczeniem pomnika ofiar Grudnia’70 oraz nie będzie się harmonizował z obecnym budynkiem Urzędu Miasta i blokami po drugiej stronie al. Piłsudskiego) – uważałem, iż należy dopuścić zabudowę o znacznie mniejszej kubaturze – a gdyby kubatury tej starczyło tylko na Urząd Miasta, a na centrum handlowe już nie, trzeba tylko powiedzieć trudno. Tymczasem plan poszedł w innym kierunku – chronienia opłacalności centrum nawet za cenę rozdęcia jego budynku (a co za tym idzie również wypchnięciu w górę ściśniętego na małej powierzchni budynku Urzędu Miasta).

Mój sprzeciw wzbudziło również wymaganie w planie zbyt małej ilości miejsc parkingowych. W ich obecnej liczbie wystarczą na obsługę ruchu generowanego przez urząd i centrum handlowe, ale nie wytworzą tak potrzebnej w centrum nadwyżki miejsc parkingowych, ani tym bardziej parkingu strategicznego. Przypominam, iż zupełnie niedawno decydowaliśmy o wprowadzeniu opłat za parkowanie i wówczas wskazywałem na brak parkingów strategicznych na obrzeżach Śródmieścia, które dawałyby alternatywę dojeżdżającym do centrum. Niestety właśnie zmarnowaliśmy szansę, żeby taki strategiczny parking zaplanować (a miejsce w pobliżu przystanku kolejki SKM i na obrzeżach Śródmieścia aż się o to prosi).

Dwugłos

W sumie jednak nie można nie zauważyć, że plan przeszedł ewolucję w pozytywnym kierunku. Pogłoski mówiły o zabudowie skweru Sue Ryder i wycięciu alei drzew wzdłuż Piłsudskiego – a w planie oba te tereny są chronione. W pierwszych przymiarkach planiści miejscy zapowiadali zabudowę Skweru Plymouth – pozostanie w zdecydowanej większości niezabudowany i zachowa charakter terenu zielonego. Wreszcie w stosunku do planu wyłożonego do publicznych konsultacji wprowadzono szereg drobnych ale istotnych poprawek (poza wyżej opisanymi mojego autorstwa również np. usunięcie drogi dostawczej z terenu skweru Sue Ryder). W sumie więc pomimo opisanych przeze mnie wyżej obiekcji zdecydowałem się nie głosować za odrzucenie planu, tylko wstrzymać się od głosu.

Tyle o samym planie, a teraz o lokalnej scenie politycznej, bo objawiła się ona przy okazji w całej swojej krasie. Mianowicie największą specyfiką tej sceny jest jej praktyczna jednobiegunowość, a konkretnie dominacja Samorządności z miłościwie nam panującym Wojciechem I Miłym Wszystkim (oby żył wiecznie, a jego rodzina opływała w dostatek). Mój współfelietonista Zygmunt pewnie by powiedział, że wyborcy są mądrzejsi, niż wielu się wydaje i po prostu doceniają znakomite efekty sprawowania władzy przez obecną ekipę rządzącą. Ja, jako podły i cyniczny zapluty karzeł reakcyjnej opozycji zdecydowanie się z taką oceną nie zgadzam, wskazując również w tych felietonach na szereg potknięć niedociągnięć i błędów ekipy rządzącej – a źródeł jej sukcesu upatrując raczej w mistrzostwie w kreowaniu wizerunku i marketingu politycznym podpartym gigantyczną dysproporcją środków materialnych (na niekorzyść opozycji). To jednak nadal za mało, to nie tłumaczy poparcia na poziomie 80-90%.

Skąd więc aż tak ogromne poparcie? Ano jak mówi stare przysłowie, nie ma wytrzymałych bokserów, są tylko źle trafieni. Tudzież, że w porównaniu z garbatym, każdy jest prosty. Nie bawiąc się w dalsze przysłowia i metafory: jednym z największych atutów Samorządności jest jej opozycja. Bo oto wymieńmy niektóre czołowe (najgłośniejsze) postacie owej opozycji z ostatnich lat: Jarosław Duszewski, Andrzej Czaplicki, Jolanta Kalinowska, Tadeusz Koliński, Andrzej Skucha. Wiem że wielu z nich krzywdzę wrzuceniem do jednego worka, wiem, że mieszam w nim wiele różnych przypadków, różnych motywów i diametralnie różnych poziomów. Wiem, że są w tym gronie ludzie ideowi, uczciwi i chcący dobrze. O niektórych okresowo ocierałem się politycznie, do innych zawsze było mi daleko. Wiem wreszcie, że narażę się na różne ciekawe komentarze pod felietonem, bo wiele z tych osób należy do najaktywniejszych producentów internetowych komentarzy. Niestety łączy te – i wiele innych osób mieniących się gdyńskimi opozycjonistami – jedna cecha: swoim działaniem pracowały, a wielu nadal pracuje, na rekordową popularność Wojciecha Szczurka. Są dla Pana prezydenta sojusznikami cenniejszymi, niż niejeden radny Samorządności.

Dlaczego? Ano wyobraźmy sobie, że w gronie naszych znajomych mamy pana Kowalskiego. Nie znamy go dobrze, ale wielu naszych znajomych mówi, że jest to dobry i porządny człowiek. Nie mamy powodu, żeby im nie wierzyć. Co więcej: nasze pobieżne obserwacje zdają się to potwierdzać. Pewnego dnia spotykamy pana Iksińskiego. Pana Iksińskiego nie znamy i nic o nim nie wiemy (ewentualnie gdzieś tam słyszeliśmy że to oszołom i pieniacz). Pan Iksiński bez przywitania się przechodzi do tyrady o tym jaki to z Kowalskiego cham, prostak, łapówkarz, pijak i złodziej. Bo każdy pijak to złodziej. Czy tą wypowiedzią Pan Iksiński zbuduje u nas negatywny obraz powszechnie szanowanego Pana Kowalskiego? W 9. na 10 przypadków nie – zbuduje negatywny obraz siebie jako pieniacza i zawistnika. Mało tego: większość ludzi poczuje instynktownie sympatię do tak brutalnie i chamsko atakowanego Pana Kowalskiego. Rozumieją Państwo analogię?

Prezydent Szczurek broni, prezydent Szczurek radzi, prezydent Szczurek nigdy cię nie zdradzi – czy nam się podoba, czy nie, tak właśnie myśli 90% mieszkańców naszego miasta. Atakując ekipę prezydenta dla zasady, za wszystko co by nie zrobił, zawsze na najwyższym poziomie emocjonalności i rzucając najcięższymi obelgami (bez pokrycia) pracuje się tylko na jego tym większą popularność.

W zderzeniu z tak potężnym murem społecznej sympatii dla władzy opozycja musi działać bardzo delikatnie i w rękawiczkach. Każdy zarzut musi być udowodniony na 200% procent, każda sprzeczna opinia musi być przemyślana dziesięć razy i podana maksymalnie grzecznie i merytorycznie – bo w przeciwnym wypadku zostaną odrzucone od razu bez przemyślenia przez uwiedzionych wcześniej wyborców. Jako opozycja jesteśmy w sytuacji ojca starającego się wytłumaczyć córce nastolatce, że obiekt jej pierwszej wielkiej miłości bynajmniej nie jest ideałem. Jakiekolwiek ostrzejsze słowa bez długiego przygotowania zakończą się tym, że córka nam ucieknie z domu i wkrótce zostaniemy teściem i dziadkiem.

A przede wszystkim opozycja musi być skupiona nie na podważaniu ugruntowanej na beton wiarygodności i sympatii do Samorządności – tylko na budowaniu własnej. A to się robi przez szarą, ciężką i nieefektowną pracę na komisjach, przez godziny wysiedziane na dyżurach i radach dzielnic, przez pracę włożoną w wyrobienie kontaktów z lokalnymi mediami i stałe docieranie do nich z informacjami, wreszcie przez pracę w kampanii wyborczej, noce spędzone na balansowaniu na drabinie i dni spędzone na deszczu ze śniegiem z ulotkami w ręce (tak, aby nadrobić pracą przewagę materialną i medialną drugiej strony). Tego nie da się zastąpić krzykiem i seryjnymi komentarzami w internecie.

Obecna kadencja przyniosła w Gdyni przełom, bo taka właśnie odpowiedzialna i merytoryczna opozycja znalazła się w radzie miasta i z różnymi efektami, ale stara się mozolnie i metodycznie budować swoją pozycję. Nawet swego czasu zdefiniowałem te sposoby jako doktryny teoretycznego realizmu i pragmatycznego romantyzmu, zainteresowanych odsyłam do wcześniejszych felietonów. Nie jest dziełem przypadku, że bardzo mocni werbalni opozycjoniści zazwyczaj w wyborach poprzepadali z kretesem (pochwalę się nieskromnie, że ja sam zebrałem więcej głosów niż kilku tego rodzaju kandydatów razem wziętych, nawet więcej niż całe dwie takie listy w moim okręgu – a nie jestem w tym odosobniony). I wreszcie nie jest również przypadkiem, że atak naszej opozycji pozaparlamentarnej (pozaradnowej?) kieruje się na tą parlamentarną opozycję niemal w równym stopniu, jak na ekipę rządzącą. Tak to dwa końce kija się stykają i najgłośniejszy przeciwnicy Samorządności atakują najgroźniejszych przeciwników Samorządności (bo podchodzących do opozycyjności z głową).

Dwugłos

Tak było i w bitwie o skwer, gdzie pomimo ustępstw i kompromisów zawartych w planie, opozycja pozaparlamentarna (pozaradnowa?) była coraz bardziej zacięta na nie, protestując, protestując i protestując często przeciw zapisom, które w ogóle nie znajdowały się w planie. Przy okazji swoim radykalizmem zagłuszając głosy bardziej wyważone, a tym samym strawne dla szerokiej (i nie zapominajmy – sympatyzującej z prezydentem) opinii publicznej. Analogiczne są częste głosy mówiące, że powinniśmy jak jeden mąż głosować przeciw budżetowi i absolutorium bez podania żadnego merytorycznego argumentu poza, „bo tak powinna robić prawdziwa opozycja”.

Tak to po raz kolejny nasi kochani najopozycyjniejsi opozycjoniści pod słońcem zapracowali na popularność prezydenta i jego ekipy. Samorządność i opozycja-frakcja rewolucyjna są jak jing i jang naszej lokalnej sceny politycznej – siły najbardziej ze sobą sprzeczne, ale nawzajem się nakręcające i napędzające.

Jedno muszę przyznać – zazdroszczę Panu prezydentowi takich wrogów. Moi są znacznie, ale to znacznie skuteczniejsi.

PS. Przepraszam za dość mało dowcipny ton tego wydania felietonu. Miałem gotowy cały pomysł dzięki stwierdzeniu kolegi Szemiota, który z trybuny podzielił się marzeniem o ogrodzonym parku, gdzie „spuszczano by” dzieci, aby te „szalały”. Już oczyma duszy wdziałem przerażające wizje chorych psychicznie, szalonych dzieci wyprowadzanych na smyczy do parku celem spuszczenia. Niestety sam Tadeusz stępił ostrze mojej satyry precyzując w cztery oczy po sesji, że chodziło mu o spuszczanie dzieci z oka, a nie ze smyczy. Mam również głęboką nadzieję, że będą to jednak w przytłaczającej większości dzieci zdrowe na umyśle, a nie szalone.

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

www.horala.pl


Powiązane artykuły

- Wszystkie "Dwugłosy"