Pod przykrywką jazzowego koncertu osoby, które na co dzień nie wspinają się pod Spatifowskie drzwi, mogły usłyszeć w sopockim klubie trwający kilkadziesiąt minut koncert. Jass tria Gos, Wojtczak, Jaskułke przyciągnął liczną publiczność.
Klub zapełniony w większości przez „świeży narybek” i pozbawiony tytoniowego dymu, na chwilę zyskał drugi oddech. Znalazło się w nim wiele nowych twarzy, o czym dwukrotnie przypomniał konferansjer. „Nowicjusze” wymieszani z bywalcami po trzydziestominutowym opóźnieniu mieli okazję usłyszeć nową propozycję trójmiejskich jazzmanów. Każdy z członków tria to osobowość muzyczna, która aktywnie realizuje projekty nie tylko w Polsce.
Pierwszymi dźwiękami Wojtczak wprowadził kontrolowaną dysharmonię, ale powoli dołączający do niego koledzy układali pojedyncze sekwencje w jedną, zorganizowaną całość. Muzycy znają się od wielu lat zarówno na płaszczyźnie osobistej jak i zawodowej, jednakże jest to ich pierwszy wspólny projekt. Od czasu powrotu Sławka Jaskułke, nie brał on udziału w stricte jazzowm projekcie jak ten.
Przedsmakiem muzycznej fuzji tego tria była wydana rok temu przez Sopocką Odessę płyta duetu Gos/Wojtczak. Nagranie zatytuowane „Jebał was pies”, nie przyniosło sukcesu komercyjnego. Trzy miesiące po premierze liczba sprzedanych egzemplarzy wynosiła wciąż 12.
„Avant-Garde-Jam” był zjawiskiem znacznie spokojniejszym niż wydana przez duet płyta. Harmonię i akustyczny „mir” wprowadził Sławek Jaskułke, pianista o niesamowitej wrażliwości, wracający po dziesięciu latach na stałe nad morze. Dźwięki fortepianu stanowiły akustyczną opozycję dla chaosu, jaki wprowadzała perkusja Michała Gosa. Łamane linie dźwięku oraz zapętlone rytmy były przestrzenią, w której swoją wirtuozerią mógł się popisać perkusista. Kompozycje tworzyły spójną całość, opierając się na trudnych do uchwyceniach dzwiękach hi-hatu czy pulsującej stopy.
„Duduś moja Duduś”, utwór zainspirowany łowickimi melodiami, oddał publiczności ogromną ilość energii. Kontrapunktem dla tego utworu stała się kompozycja poświęcona Jackowi Olterowi, legendarnemu perkusiście zespołu „Miłość”. Nastrojowa, przełamana przez fortepian Sławka Jaskułke melodia, była najbardziej harmonijnym elementem całego koncertu, który momentami zamieniał się w performance. W trakcie występu saksofonista Ireneusz Wojtczak podnosił publikację "Rejs trwa" Milorda de Molo oraz cytował jej fragmenty, recytując również spis treści.Na jassowym koncercie każda aktywność przełamująca przewidywalność dźwięku jest możliwa, a parateatralne wystąpienie Wojtczaka wprowadziło dodatkowe zamieszanie.
Aby uczestniczyć w tym zwodzącym nieporządkiem rytmicznym wydarzeniu, należało jednak pokonać dwie bariery. Pierwszą była 10-złotowa opłata, a drugą rozmowy prowadzone z tyłu lokalu. Jeśli ponadto słuchacz nie znalazł się tam przypadkowo i lubi twórczość muzyczną nie dającą się łatwo zaszufladkować, mógł czuć się usatysfakcjonowany popisami muzyków.
Olga Jankowska
Avant-Garde-Jam,Spatif, 21.04.2011