Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Nasz autor

obrazek

Olga Jankowska
(ostatnie artykuły autora)

Zajmuję się szeroko pojętą tematyką społeczną i kulturalną ...

Jeden podpis i 304 euro w kieszeni europosła

Opublikowano: 06.04.2011r.

Polscy europosłowie mogą sobie całkiem nieźle dorobić także na obecności w krajowym Sejmie. Wystarczy, że pojawią się na posiedzeniu komisji ds. UE, złożą podpis na liście obecności, a na ich konta wpływa dieta w wysokości 304 euro. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego w rozmowie z portalem tvp.info przyznał, że takie zachowanie nie może być tolerowane i musi powstać tzw. Kodeks Postępowania Posłów.


Uposażenie eurodeputowanego, które wynosi 7665 euro miesięcznie nie wystarczyło m.in. Jackowi Protasiewiczowi, Pawłowi Kowalowi i Markowi Migalskiemu z PJN, Jackowi Kurskiemu z PiS oraz Markowi Siwcowi z SLD.

Politycy postanowili dobrowolnie zaangażować się także w prace sejmowej komisji ds. Unii Europejskiej. Przyjeżdżają do kraju na jej posiedzenia, tyle tylko, że nie biorą w nich udziału. Ich zaangażowanie ogranicza się jedynie do złożenia podpisu na liście obecności. W najlepszym wypadku politycy wpadają na kilka minut posiedzenia, po czym wychodzą z niego nie doczekawszy końca obrad. Tyle wystarczy, by Parlament Europejski wypłacił im dzienną dietę w wysokości 304 euro.

Przewodniczący oburzony

Odkąd dziennikarze TVN24 ujawnili, w jaki sposób europosłowie unikają pracy w komisji, chętnie za to sięgają po unijne diety - sprawa jest głośno komentowana. Sam przewodniczący Parlamentu Europejskiego w rozmowie z tvp.info przyznał, że do takich zachowań dochodzić nie powinno. - Nie widziałem nagranych taśm. Ale jeśli zdarzają się przypadki nadużyć, to jest to sprawa naganna. Jestem przekonany, że sami posłowie wyciągną z tego wnioski - wyraził swoją nadzieję przewodniczący Parlamentu. Jerzy Buzek.

Zapytany, w jaki sposób zamierza przeciwdziałać tego rodzaju nadużyciom, powiedział: - Moje działania teraz są jasne. Staram się o to, aby Parlament Europejski przyjął Kodeks Postępowania Posłów. Chcemy precyzyjnie wyjaśnić jak, w jakich sytuacjach poseł powinien się zachować. Zależy mi na tym, aby nie powstawały takie fakty, które źle świadczą o pracy posła i obniżają rangę Parlamentu Europejskiego.

Dobre samopoczucie bohaterów skandalu

Bohaterowie skandalu w sejmie raczej nie mają sobie nic do zarzucenia. - Zdecydowanie protestuję przeciwko naruszaniu mojego dobrego imienia. Dziennikarze dokleili mnie do grona posłów, którzy rzeczywiście podpisywali się na listach i znikali. Mój przypadek nie ma jednak z tym nic wspólnego. Brałem udział w dwóch posiedzeniach komisji. Na pierwszym nawet zabierałem głos. Na drugie rzeczywiście się spóźniłem, ale potem byłem na nim do końca - powiedział portalowi tvp.info Jacek Kurski z PiS. Polityk twierdzi, że cała afera ma jedynie posłużyć „kłamliwemu zohydzaniu jego osoby".

Marek Migalski, kolejny bohater „afery z podpisami" obrał inną taktykę. Europoseł bije się w pierś i obiecuje poprawę. - Wyrażam ubolewanie w związku z tym, co się stało. Tak jak zapowiadałem, dietę z tego feralnego dnia w całości przeznaczam na cele charytatywne - powiedział nam Marek Migalski.W Sejmie zdania podzielone

Wśród innych polityków wywodzących się z rodzimych partii eurodeputowanych, którzy zostali przyłapani przez kamery - zdania, co do nagannego podpisywania się na listach i znikania z obrad komisji są podzielone. Elżbieta Jakubiak z PJN powiedziała nam, że nie oczekuje tłumaczeń ani od Marka Migalskiego, ani od Pawła Kowala. - Znam doskonale obu posłów i wiem, że to jedni z najciężej pracujących parlamentarzystów. Nie powinno się robić z nich publicznych złodziei. To tani temat, doszukiwanie się dziury w całym - mówi jedna z założycielek PJN.

Co interesujące, Jakubiak nie jest zwolenniczką składania podpisów na „listach obecności". - To archaiczna forma potwierdzania swojej działalności. Takie listy są formalnością. Nie jestem zwolenniczką płacenia za podpis, a za realną pracę. Poza tym obecność na posiedzeniu nie zawsze jest równoznaczna z wykonywaniem pracy - dodała.

Za to Stefan Niesiołowski z PO uważa takie zachowanie europosłów za skandaliczne. - Poseł, który podpisuje listę obecności, a potem znika z posiedzenia komisji - dopuszcza się nadużycia. Takie zachowanie jest tylko wytłumaczalne w momencie, kiedy poseł w tym czasie ma do wykonania inne czynności, związane z pełnioną przez niego funkcją. Jeśli jednak on tylko podpisuje listę, a w czasie obrad jest w kinie, albo leży w pokoju, takie zachowanie jest nie do przyjęcia - powiedział w rozmowie z portalem tvp.info.

Także Wojciech Olejniczak, poseł do Parlamentu Europejskiego z SLD nie szczędzi słów krytyki pod adresem swoich kolegów z parlamentarnych ław. - Uważam, że posłowie powinni uczestniczyć w obradach komisji, bo to dobra okazja do wymiany poglądów. Jeśli jednak nie uczestniczą, nie mogą składać podpisów na listach obecności i jeszcze pobierać za to pieniędzy - podsumował.

Za: tvp.info