Więcej zdjęć w galerii:
Laibach @ CSG 14.03.11, Foto: Paweł Jóźwiak
Foto: Paweł Jóźwiak
Laibach to grupa muzyczna ze wszech miar nietuzinkowa. Od samego początku swojego istnienia, czyli od ponad trzydziestu lat wzbudza dość dużo emocji. Emocji różnego rodzaju, od uwielbienia jako zespołu kultowego, do kontrowersji związanych z nazwą, wizerunkiem oraz symboliką łączącą się z Laibachem. Już na samym początku działalności ekipa Milana Frasa wywołała niemały skandal obierając jako nazwę zespołu poniemiecką nazwę obecnej stolicy Słowenii - Lublany. W ślad za tamtym posunięciem poszło sięganie do motywów i symboli systemów totalitarnych, estetyki faszystowskiej (chodzi głównie o stroje w jakich Laibach grał koncerty oraz symbolikę okładek ich płyt). Pomimo wywoływania wielu kontrowersji zespół zawsze podkreślał, iż stosowanie symboliki kojarzonej z systemami totalitarnymi, czy to faszystowskim czy komunistycznym, miało tylko sprowokować do głębszych refleksji. Muzycy w żadnym stopniu nie identyfikowali się z tymi ideami i nie czuli się ich propagatorami. Na początku muzycznej drogi zespół miał dość trudne zadanie. Grając w byłej Jugosławii szykanowany był przez ówczesne komunistyczne władze państwa z dawnego bloku wschodniego. Dopiero po upadku muru berlińskiego sytuacja polityczna pozwoliła na dużo większą swobodę, co miało swoje odzwierciedlenie w muzyce zespołu.
Foto: Paweł Jóźwiak
Wracając do koncertu. Laibach jest kolejną grupa z kręgu szeroko rozumianej muzyki alternatywnej, sprowadzoną przez działającą z coraz większym rozmachem agencję koncertową Freakpointing. Dzięki ludziom pracującym w Agencji, dla których praca jest też pasją, bywalcom trójmiejskich klubów dane było już zobaczyć wielu ciekawych i zdecydowanie odbiegających od typowego mainstreamu artystów. Jednym z jaśniejszych punktów przełomu zimy i wiosny miał być koncert Laibacha. Trudno powiedzieć co zawiniło, jedni mogliby powiedzieć, że cena biletu, inni że termin (poniedziałek) jeszcze inni, że niezbyt lubiane wśród trójmiejskich „melomanów” miejsce czyli hala CSG. Być może zadecydowały wszystkie te czynniki po trochu. Prawdopodobnie zawiniła też dość humorzasta i mało wybredna trójmiejska publiczność, która potrafi dwa wieczory z rzędu dać 100% frekwencje na koncercie Kultu w dużej hali lub po brzegi wypełnić któryś z dużych klubów na koncertach Comy, Strachów na Lachy lub Happysad. Być może nie jesteśmy jeszcze gotowi na dość rzadkie w naszej części kraju odwiedziny ciekawych artystów z pierwszej ligi europejskiej alternatywy.
Foto: Paweł Jóźwiak
Koncert z powodu dość małego zainteresowania (publiczność liczyła jedynie trochę ponad 300 osób) odbył się na mniejszej sali gdańskiego CSG. Muzycy natomiast kazali czekać na siebie aż półtorej godziny. Jednak nawet to nie ostudziło entuzjazmu fanów Słoweńców, którzy przybyli na koncert nie tylko z Polski. Jeśli ktokolwiek przeglądał w internecie filmiki zamieszczane przez fanów z koncertów Laibacha z tego lub zeszłego roku, mógł mieć jakieś wyobrażenie tego, jak może wyglądać gdański koncert tej formacji. Dość dużej, wyposażonej w dwa telebimy scenie towarzyszyły bardzo przemyślanie rozstawione światła, dopełniające i podkreślające charakter całości występu. Muzycznie zaczęło się dość spokojnie, w bardzo skupionej atmosferze, by z każdym kolejnym utworem coraz bardziej rozwijać muzyczną maszynę Laibacha. Świetnie dobrane wizualizacje: czasem bardzo oszczędne, kiedy indziej uderzające dosłownie prostymi hasłami i zwrotami, również z biegiem koncertu przybierały na sile wyrazu. Od drugiej połowy występu stały się równorzędnym - obok bardzo rytmicznej muzyki i szorstkiego, niskiego wokalu Milana Frasa - elementem całego występu. Z biegiem koncertu widać było, że set lista przygotowana przez muzyków nie jest przypadkowa. Jej ułożenie było dokładnie przemyślane tak, by koncert z utworu na utwór przybierał coraz bardziej na sile i energii, którego apogeum osiągnął gdzieś w okolicach „Tanz mit Laibach”. Zebrana w CSG publiczność swoimi żywiołowymi reakcjami przekonała zespół do dwukrotnego powrotu na scenę, z czego obie strony wydawały się być równie zadowolone.
Foto: Paweł Jóźwiak
Każdy, kto w ten poniedziałkowy wieczór wziął udział w koncercie Laibacha, na pewno nie żałował wydanych na bilet pieniędzy, czasu poświęconego na dojazd – nie rzadko z daleka – oraz tego, że być może na drugi dzień w pracy będzie trzeba wypić dwie kawy więcej.
Laibach, CSG, 14.03.2011