W niedzielę na pokładzie gdyńskiego Pokładu gościł najsłynniejszy śląski muzyk flamenco Michał Czachowski ze swoimi polskimi i indyjskimi przyjaciółmi. Jako, że na koncercie oglądać i słuchać mogliśmy nietypowych dla polskiego odbiorcy instrumentów i technik, wieczór w dużym stopniu przypominał wykład: Czachowski sypał przy tym anegdotkami (wykorzystując, ku uciesze publiczności fakt, że jego indyjscy koledzy nie znali polskiego), tłumaczył historię poszczególnych „narzędzi”; jednym słowem spełniał funkcje gospodarza one man show. Na szczęście, czego trochę się obawiałem, nie wyszedł z tego totalny muzyczny misz-masz. Koncert zaczął się od flamenco w czystej postaci, z gitarą w roli głównej, przy akompaniamencie przypominającego szufladę pudła cajon, o południowoamerykańskim rodowodzie, które jednak zadomowiło się w Hiszpanii na tyle skutecznie, że obecnie należy już do żelaznego składu zespołów grających tą muzykę.
Indialucia Gdynia Gazeta Świętojańska
Indialucia - zambra, indian and flamenco fusion
Usłyszeliśmy przekrój różnych odmian hiszpańsko-cygańskich pieśni, zawsze z objaśniającym wstępem, wśród których nie mogło zabraknąć traktowanych niecodzienną celebrą popisów znajomości języka Cervantesa. Czachowski, sam ustylizowany na Antonio Banderasa z filmu „Desperado”, przykłada dużą wagę do widowiska i dobrego samopoczucia publiczności, a przy tym świetnie się czuje w roli konferansjera. Z czasem do zespołu dołączali kolejni muzycy, w tym obsługujący wielostrunowy bas Adam Głośnicki, z którego wbrew nazwie większość wydobywających się dźwięków mieściła się raczej w górnych rejestrach, a przy tym prowadził często osobne melodie.
Mniej więcej w połowie występu przyszła pora powitać sympatycznych gości z Indii, którzy przywieźli z sobą całą kolekcję tradycyjnych instrumentów rytmicznych, w tym, jak się okazało pod koniec koncertu… własne głosy. Giridhar Udupa, to ceniony i chętnie wynajmowany przez innych artystów muzyk grający na ghatam, glinianym „garnku”, w którym wbrew pozorom kryje się duże bogactwo dźwięków, wydobywanych zgodnie z antycznymi technikami, technikami imponującą szybkością. Jego towarzysz Pramath Kiran, z kolei, popisywał się, poza całym szeregiem innych „zabawek”, możliwościami tabli, czyli zestawu dwóch bębenków, z których, poza klasycznym bębnieniem, wprawny muzyk potrafi wydobyć tak charakterystyczny dla Indii odgłos przypominający ten, jaki towarzyszy wydobywającemu się na powierzchnię wody bąblowi powietrza. Śląski Banderas w tym czasie z gitary przerzucił się na sitar, czyli imponujących rozmiarów dwudziestostrunowiec o charakterystycznie wibrującym, psychodelicznym brzmieniu. A jakby publiczności mało było tego wieczoru atrakcji, to na deser otrzymaliśmy popis indyjskiego „szkolenia muzycznego”, czyli powtarzania specjalnych sylab, oryginalnie podawanych przez nauczyciela uczniowi, które ten następnie odgrywa na swoim instrumencie (zupełnie jakby czytał nuty). Po krótkim przełamywaniu lodów publiczność dała się wciągnąć do zabawy i w tym momencie była już do końca „kupiona” przez zespół, który mógł tylko czekać na kolejne wywoływania do bisów.
Indialucia Gdynia Gazeta Świętojańska
INDIALUCIA india lucia music fusion flamenco
Czy coś więc pozostało wspólnego po latach rozłąki, między muzyką indyjskich i hiszpańskich Cyganów? Jeśli muzyczne drogi rozeszły się daleko, to ta sama jest na pewno pasja i centralna pozycja, jaką muzyka zajmuje w życiu tych dalekich krewnych, z czego efektów cieszyć się mogą wszyscy.
Indialucia – strona www zespołu
JaZzGdyni:Indialucia. Pokład, 16 marca 2008