Długo można czekać na koncert z prawdziwego zdarzenia. Można czekać nawet do swoich 32. urodzin, aby doczekać się w końcu koncertu niczym z kosmosu ( no tak, w końcu to na cześć Heweliusza – przyp. red). Mimo tego, że artystka, która przybyła na dwa koncerty do Gdańska – diva muzyki jazzowej – Cassandra Wilson, nie jest może kojarzona z muzyką popularną, to jednak spektakl, który zaprezentowała, ujmował swoją magią i lekkością, budząc nieskrywane emocje wśród publiczności. Cassandra czarowała, starała się wręcz prowadzić publiczność sali koncertowej Polskiej Filharmonii Bałtyckiej niczym po niewidzialnej nici. To, co stało się, kiedy ją zerwała, przeszło największe oczekiwania: burza oklasków spadła niczym meteoryt. Każdy chciał więcej i więcej. Wszyscy domagali się bisów, a do tego świadomość nieuchronności końca wzmagała apetyty. Kto mógł sobie pozwolić, został w sali na drugi koncert na godzinę 20. Cassandra jednak po chwili niepewności wyszła na scenę i zaśpiewała jeszcze jeden, dłuższy utwór.
Foto:Paweł Jóźwiak
Towarzyszyli jej wybitni muzycy jazzowi:Marvin Sewell – gitara, Jonathan Batiste – młodziutki muzyk grający na fortepianie, Lonnie Plaxice – bas, Johnathan Blake na perkusji oraz, jakby tego było mało, na pozostałych instrumentach perkusyjnych zagrał sam Lekan Babalola. Jednym słowem Ci muzycy mogliby zagrać 12 - godzinny koncert bluesowo-jazzowo-folkowo-R'n'B, każdy z nich mógłby zaprezentować swoje solówki, swoją oryginalność, jednak tego dnia gwiazdą była Cassandra . Niemniej jednak doszło do krótkich solówek wspomnianego wyżej J. Batiste'a na fortepianie oraz gitarzysty M.Sewella. Cały zespół przyjęto ciepło i radośnie. Cassandra na scenie pokazała, że nie tylko muzyka, ale taniec na scenie, spontaniczność i otwartość pozwala zjednać sobie publiczność. Szkoda tylko, że brakuje ziemskich słów na dokładne opisanie emocji koncertu. W głowie pozostanie Jej lekko zachrypnięty głos, szczery uśmiech, uwodzenie biodrami nie tylko Prezydenta Gdańska, ale całej męskiej części publiczności.
Foto: Paweł Jóźwiak
Więcej zdjęć w galeri:
Cassandra Wilson, Filharmonia Bałtycka, 30.01.2011 r., Foto: Paweł Jóźwiak
Sala na Ołowiance gotowa jest pomieścić 1200 osób. Jednak i tyle miejsce nie starczyło, gdyż o 20 pojawił się galaktyczny zator do szatni oraz w pobliżu parkingu samochody praktycznie wywalczały sobie drogę, niczym Łunochody. Trochę żal spóźnialskich, ale mniemam, że międzyplanetarne doświadczenie jakiego zaznali, nie pozwoli im zapomnieć o koncercie przez wiele lat świetlnych. Szkoda tylko, że przemówienia na wstępie rozbiły kompletnie koncert, gdyż nie tylko oderwały publiczność od muzyki, to jeszcze koncert musiał zakończyć się przed 20. z oczywistych względów. Samej muzyki było więc tylko około godziny, ale mimo tych niedogodności Cassandrze od pierwszej chwili udało się najpierw uwieść swym czarem Prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, a następnie całą resztę publiczności.
Materiał, jaki muzycy zaprezentowali, to evergreeny i utwory pochodzące z najnowszego albumu „Silver Pony”. Usłyszeliśmy m.in. „Caravan” Duke'a Ellingtona, „Fly me to the Moon” Barta Howarda i Harvest Moon Neila Younga. Muzycy rozpoczęli od jazzu, ale z równym mistrzostwem potrafili zagrać również utwory rockowe. No cóż, w końcu o Cassandrze mówi się „diva” jazzu, ale wychowana na bluesie i folku miała szereg przygód z różnymi gatunkami i kulturami muzycznymi . Najwięcej braw należy się wokalistce za budowanie palety silnych emocji. Może to dziwne, ale emocje na tym koncercie przeszły całą amplitudę od pierwszej wiadomości – zakazu fotografowania po „połowie pierwszego utworu” (choć w umowie były 3), aż po prawdziwą ekstazę muzyczną. Mimo ograniczeń naszemu redakcyjnemu koledze udało się uchwycić piękno tego koncertu. Dodam, że w kolejnych utworach atmosfera koncertu zmieniała się jak w kalejdoskopie, także dzięki niezwykłej, astralnej grze świateł. Pod koniec występu reflektory skupiły się także na publiczności, która starała się wtórować artystce w bisach. Sprawdziły się również podsufitowe ekrany oraz elementy wykończeniowe sali pozwalające na dowolną akustykę sali. Nad sceną koncertu „Gwiazdy na gdańskim niebie” zawisł obraz przedstawiający inspirację zegarem pulsarowym Jana Heweliusza. Było kosmicznie, gwiezdnie, czarownie. Powtórzę raz jeszcze: żal było opuszczać salę po zakończeniu tak wspaniałego koncertu.
Foto:Paweł Jóźwiak
Mam nadzieję, że nie był to ostatni koncert „mitologicznej” wokalistki w Trójmieście. Kolejna uczta zapowiadana w cyklu 400. wydarzeń na 400-lecie urodzin wielkiego gdańszczanina w ramach roku jubileuszowego Jana Heweliusza już za kilka dni. Tym razem fado w wykonaniu Marizy w gdyńskiej hali.
Zobacz także:
http://www.cassandrawilson.com/
Rok Jana Heweliusza: Cassandra Wilson, 30 stycznia 2011, Polska Filharmonia Bałtycka
Ucho Gdynia Gazeta Świętojańska
Cassandra Wilson - Quiet Nights of Quiet Stars (Corcovado) . Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj