Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Dwugłos zaparkował w Monopoly: Felietony radnych po sesji Rady Miasta Gdyni

Opublikowano: 04.03.2008r.

No tym razem postarali sie Panowie pięknie ( o, pardon, zawsze starają sie pięknie). Oto najnowsze felietony radnych Zmudy Trzebiatowskiego i Horały. Powinna być dyskusja, że aż miło!

Zygmunt rzekł:

„Każdy robi zatem swoje: jedni dbają, by nazwa Gdynia pojawiła się na kartonowych planszach, inni starają się, by nazwę tę wypełnić treścią.”

Co nas lekko sprowokowało:)

„Są tacy, którzy dbają o jedno i drugie, lecz nie rzecz w tym, co się robi, lecz jak. A obserwując sesje Rady Miasta nietrudno spostrzec, że jeśliby niejeden z tych, którzy starają się, by nazwę wypełnić treścią, był odpowiedzialny za pojawienie się jej na kartonowych planszach, to trafilibyśmy co najwyżej na makulaturę. Ale przede wszystkim, z życzeniami dla radnych i władzy, by nigdy nie zapomnieli, że są naszymi sługami, a cechować ich powinna skromnośc, pokora i oddanie, co, niestety, zdarza się coraz rzadziej w naszym pięknym mieście:). Dla naszych przemiłych wypełniaczy oraz wszystkich gdyńskich NIPów od Redakcji:

Miłej lektury "Dwugłosu", a po lekturze do roboty - Szczecin już ma tylko 4% straty do nas!

Gdynia w Monopoly Gazeta Świętojańska

Gdynia w Monopoly: Love & Vote.

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski*

O TABUNACH AUT, WIZJACH HOTELI ORAZ TROPICIELU MARKETÓW

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski

W ostatnich dniach pisanie na inny temat niż Gdynia w Monopoly, wydaje się czynnością dziwną, zagadkową i marnotrawstwem czasu. Być może nawet pisanie na jakikolwiek temat jest taką czynnością, skoro w tym czasie winno się siedzieć przy necie, zakładać kolejne konta pocztowe i z nich słać w wirtualny świat swoje: YES, YES, YES! Sprawdziwszy jednak aktualne wyniki, ogarnąwszy od siebie stosy ulotek namawiających do głosowania, które otrzymałem wczoraj, oraz przejrzawszy zasypaną apelami, wezwaniami i orędziami swoją skrzynkę e-mailową, pozwoliłem sobie spędzić chwilę na pisaniu felietonu, który przed Państwem. Każdy robi zatem swoje: jedni dbają, by nazwa Gdynia pojawiła się na kartonowych planszach, inni starają się, by nazwę tę wypełnić treścią.

Zatem słów kilka o sesji. Wypadałoby zacząć od kwestii, która budziła największe emocje, czyli od uchwalenia strefy płatnego parkowania (SPP) – zacznę zatem od niej, choć mam wrażenie, że w ostatnich dniach powiedziano o niej niemalże tyle co o Gdyni w Monopoly, choć oczywiście nie zawsze pozytywnie. Temat wydaje się nieco „zagadany”, ale nie sposób tej kwestii zmilczeć – można by podówczas stworzyć wrażenie, że nie uznałem go za istotny. Istotny jest przede wszystkim sam problem parkowania: błyskawicznie rosnąca liczba samochodów w naszym mieście (125 000), przy niezmieniającej się niestety powierzchni centrum miasta, doprowadziła do tego, do czego doprowadzić musiała: z parkowaniem w centrum jest ogromny problem, zwłaszcza w określonych porach dnia. Tak jak przez długie lata bezpłatne parkowanie w Gdyni traktowałem jako kolejny powód do dumy i kolejny argument w dyskusjach typu „Gdańsk czy Gdynia”, to od pewnego czasu z dużo większym komfortem parkowałem w Sopocie czy w Gdańsku – tam po prostu to mi się udawało. To trochę tak jak ze służbą zdrowia: teoretycznie jest bezpłatna, a i tak wiele osób (w tym ja) woli zapłacić za rzeczywistą dostępność niż cieszyć się iluzoryczną bezpłatnością, która niczego nie zapewnia.

Inna jest taka, że płacenie skłania do refleksji, w przeciwieństwie do niepłacenia. Skoro możemy gdzieś postawić auto i nie musimy mierzyć się z żadnymi decyzjami, poza tym, gdzie je wepchnąć, sprawa wydaje się dość prosta. Natomiast korzystając z płatnego parkingu, staramy się (a przynajmniej ci, którzy miewają kontakt z rozumem, jak mówi Maria Czubaszek) racjonalizować swoje postępowanie, tzn. wrócić po swoje auto szybciej, niż po 8 godzinach, dając także innym osobom możliwość zaparkowania w tym miejscu. System został przyjęty, a dyskusja, zgodnie z moimi oczekiwaniami, była ogromna i burzliwa. To, że opozycja wykorzystuje tę okazję, by zaprezentować się jako obrońcy uciśnionych, to oczywiste, choć komunikaty, które wydaje, tak naprawdę są nieczytelne: popierając ideę płatnego parkowania jako abstrakt, głosują jednak przeciw (mieszkańcy muszą mieć jasność, kto jest tym złym, który sięga im do kieszeni po dwuzłotówkę, a kto robi za dobrego, łaskawego wujcia), snując wizję parkingów strategicznych, analiz, zatrważających zjawisk wypierania parkowania poza centrum, zwolnień i ulg dla emerytów z ciężarnym posłem na ręku i tak dalej i tak dalej.

Wydaje mi się, że zadaniem samorządu jest mierzenie się z problemami i wyzwaniami, które przed nim stoją a nie zamykanie oczu na rzeczywistość. Można „rżnąć głupa”, jak powiedziałby dawny guru polityczny mojego współfelietonisty, naiwnie mrugać oczętami i mówić: „o jej, jak tu dużo autek, kto je tu przyniósł i dlaczego?”, a można wziąć się z tematem za bary. Próbuję sobie przypomnieć jakiekolwiek inicjatywy opozycji w tym zakresie i… nic mi do głowy nie przychodzi. Oj, chyba pora do apteki radnego Denisa po jakiś preparat poprawiający pamięć. Oby pomogło, bo boję się, że problem w tym, że takich inicjatyw nie było – nigdy wcześniej nie zaproponowano alternatywnych rozwiązań. Sprawa jest jasna: opozycja zawsze jest przeciwna regulacjom, które mogą wywołać gniew ludu. Z tych samych powodów w naszym kraju wciąż nie wzięto się za naprawę służby zdrowia czy systemu ubezpieczeń społecznych – po co się narażać, skoro można poczekać, a katastrofa przydarzy się już następnym pokoleniom?

Mam oczywiście mnóstwo wątpliwości, jak każdy myślący człowiek. Martwi mnie to, że ustawodawca nie daje możliwości większego zróżnicowania cen za kolejne godziny postoju – marzyłoby mi się rozwiązanie, w którym pierwsza godzina parkowania jest wyraźnie tańsza od drugiej, a cena kolejnych winna zwalać z nóg swoją wysokością – taki mechanizm miałby szansę wymuszać realną zmianę zachowań, obecne opłaty, mimo dramatycznych okrzyków niektórych internautów, lamentujących tak, jakby komornik im zajął telewizor, są jednak niewysokie i boję się, że nie zaskutkują oczekiwaną refleksją. Martwi mnie także czy w ramach SPP oczywistością stanie się to, co teraz zupełnie nie istnieje, czyli egzekwowanie kar za niewłaściwe parkowanie. Obecnie potrzeba dowiezienia własnego brzuszyska pod same drzwi każdego z miejsc, do którego się wybieramy, doprowadza do tak absurdalnych zachowań, że ręce opadają. Nie sugeruję, że wszyscy powinni porzucić swoje ukochane pojazdy i gremialnie wsiąść do komunikacji miejskiej (choć ma to swoje zalety), ale czy naprawdę przejście stu czy dwustu metrów od sklepu do sklepu jest tak wielkim wyzwaniem? Może warto się odważyć? Wiem, że to grozi skrajnym wyczerpaniem, ale to może się udać – niektórzy twierdzą, że to nawet przyjemne, inni dodają także, że zdrowe. Teraz dodatkowo może okazać się, że także – racjonalne.

Dwugłos

Zatem wcielajmy system w życie, obserwujmy, wyciągajmy wnioski i – jeśli trzeba – poprawiajmy. To rozwiązanie nie powinno być doktrynerskie, a jego zapisy nie są wyryte na miedzianych tablicach – można zatem je modyfikować, można i warto o nich dyskutować. Wydaje mi się, że dyskusję na poziomie teoretycznym mamy już za sobą, pora na fazę doświadczalną. A ja na sesję rady miasta chętnie przyjadę SKMką lub trajtkiem – przynajmniej spokojnie poczytam.

Tyle o tej, budzącej największe zainteresowanie, choć chyba nie najważniejszej wcale, uchwale. Moim zdaniem najistotniejsze było bowiem uchwalenie studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Gdyni – dokumentu będącego punktem odniesienia dla wszystkich tworzonych w Gdyni dokumentów planistycznych i decyzji umożliwiających realizację danych funkcji w danym miejscu, wytycznej dla strategicznych decyzji dotyczących miasta. Dokument ten nie wywołał większej dyskusji i pewnie dlatego nie towarzyszyły mu również wielkie dysputy publiczne (pomijając fakt, że specem na temat zasad i mechanizmów parkowania czuje się każdy, niezależnie od tego, czy jeździ autem czy nie – do dyskusji o studium już tylu chętnych nie było), co nie zmienia faktu, że jest to regulacja strategiczna i w obecnym stanie prawnym (nie tylko) miastu niezwykle potrzebna. Drugim dokumentem strategicznym była Gdyńska Strategia Rozwiązywania Problemów Społecznych na lata 2008- 2013. Materiał ten to nie tylko bardzo rzetelny opis wieloaspektowej sytuacji społecznej w mieście, z analizą SWOT dla każdego z obszarów, ale także spis wytycznych i rekomendacji dla działań w tym zakresie w kolejnych latach. Materiał bardzo ciekawy, którego lekturę polecam wszystkim – co niespotykane, doczekał się bardzo ciepłej recenzji ze strony przedstawiciela Platformy Obywatelskiej.

W porządku sesji sporo tym razem było kwestii planistycznych, które, jak Państwo wiecie, cieszą mnie szczególnie. Natomiast to, co miłe dla mnie, nie musi być takie dla innych. Szczególny poziom cierpienia ujawnił tym razem radny Paweł Stolarczyk. Moja generalna sympatia do niego tym razem ustąpiła miejsca ogólnemu zatroskaniu, a nawet obawie o to, czy nie jesteśmy przypadkiem świadkami jakiegoś poważnego kryzysu. Owe niepokojące zjawiska były ściśle skorelowane z uchwałami planistycznymi właśnie. Rada przyjęła plan miejscowy dla rejonu ulic Modlińskiej i Działdowskiej (teren po TOS, niemalże na skrzyżowaniu estakady Kwiatkowskiego z Morską, tuż za placówką PZU), którego istotą jest ustalenie zasad funkcjonowania terenu będącego własnością firmy Carefour. Chodzi generalnie o to, by powstanie nowej, dużej inwestycji na Leszczynkach nie zaszkodziło i tak dużemu obciążeniu ulicy Morskiej na tym odcinku: plan w powiązaniu z umową drogową podpisaną przez inwestora oznacza spore zmiany komunikacyjne i usprawnienie układu drogowego na tym odcinku sfinansowane za jego pieniądze. To, zdaniem praktycznie całej rady, dobre rozwiązanie dla tej części miasta, w której do tej pory nie było również żadnego większego obiektu handlowego. Natomiast zdaniem radnego Stolarczyka to bardzo źle, niedobrze, niegodnie i niewłaściwie a być może nawet haniebnie, rozpaczliwie i dramatycznie. Bo sklep, owszem, może być, ale nie tam. Tam ma stać hotel i koniec i kropka. Nikt wprawdzie nigdy nie chciał go tam stawiać, ale to radnemu Pawłowi nie przeszkadzało. Hotelu się domagał i wizję swoją snuł. Wszak nocleg w tej części miasta to marzenie zapewne wielu zachodnich biznesmenów, którzy tłumnie przypędzą do Gdyni, po partyjce w Monopoly, to jasne;)

Ponadto radny Stolarczyk płonąc z gniewu i wzburzenia, pytał dlaczego władze miasta, wiedząc, że jest to teren, którego właściciel planuje budowę centrum handlowego, pozwoliły innym podmiotom też postawić pawilony handlowe? Dlaczego dano zgodę Lidlowi, Plusowi czy Kauflandowi? No właśnie, dlaczego? Przecież można by wspierać tylko jedną firmę, prawda? Na pewno umiałaby docenić ten gest i jakoś się zrewanżować (na przykład przysyłając prezydentowi cebulę do aresztu). Niestety/na szczęście (niepotrzebne skreślić) reszta rady nie podzieliła wzburzenia radnego Stolarczyka i plan przyjęła. Niełatwe jest życie proroka, pomyślał zapewne pan radny, ale nie rezygnował. Kolejna jego szarża była próbą wytropienia planów budowy hipermarketu na ulicy Słowackiego, dla której to ulicy właśnie plan będzie przygotowywany. Marketu wprawdzie tam nikt nie planuje, ale ponieważ radny Stolarczyk jest pełen obaw, profilaktycznie ogłosił, że jest przeciwny. Przypomina mi się pewien radny z Gdańska, który obiecał mieszkańcom obronę przed likwidacją szkoły, której… nie planowano zlikwidować. Sukces gwarantowany. Podobnie będzie i tutaj. Swoją bohaterską rejtanowsko- samosierrską szarżą radny Stolarczyk zagwarantował, że mimo braku planów budowy a nawet mimo braku miejsca, nie powstanie tam market. Chylę czoła – to był tak zwany MARKETing polityczny w nowym wydaniu. Swoją drogą, oba wystąpienia radnego Pawła sprawiły, że także na licach kolegów z jego niedawnego klubu pojawiło się coś na kształt głębokiej troski, zadumy i osłupienia. Jak wiadomo, bycie prorokiem właśnie we własnym kraju jest najtrudniejsze.

Pawłowi tylko chciałbym przypomnieć, że jego protoplasta w Radzie Miasta, zwany Tołstojem Witomina, kilka kadencji temu, gdy jeszcze piastował zaszczytne stanowisko wiceprzewodniczącego rady, wypowiedział słynną złotą myśl: „Mieszkańcy mają prawo do tanich zakupów”, którą to polecam uwadze wszystkich.

Swoją drogą, ów błyskotliwy człowiek wypowiedział jeszcze jedną błyskotliwą myśl, rodem z księdza Twardowskiego: „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Myśl piękna i znana, ale po raz pierwszy wypowiedziano ją w sytuacji, gdy zostało się właśnie odwołanym z funkcji;)

Kochajmy zatem swoich radnych. Pozdrawiam.

*Zygmunt Zmuda Trzebiatowski jest radnym okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia). Reprezentuje Samorządność.



trzebiatowski.blox.pl Dwugłos

Dwugłos

Marcin Horała*


Epifania radnego Zygmunta i inne zdarzenia nadprzyrodzone, jakie wprowadzeniu płatnego parkowania towarzyszyły, przez świadka naocznego ku nauce potomnych spisane.



Marcin Horała

Ostatnia sesja upłynęła przede wszystkim pod znakiem sporu o strefę płatnego parkowania oraz ujawnionych nadnaturalnych mocy co poniektórych radnych.

Aby nie pozostawiać dłużej czytelników w stanie niepewności donoszę, iż mój współfelietonista doznał w trakcie sesji wizji – i niezwłocznie podzielił się nimi z trybuny. Pierwsza z wizji dotyczyła realizacji krytycznych uwag radnego Stolarczyka wobec budowy nowego hipermarketu i była raczej nieprzyjemna (występował w niej prokurator). Druga z wizji miała z kolei charakter pozytywny, występowały w niej tabuny nieistniejących inwestorów chcących budować w Śródmieściu Gdyni niewidzialne parkingi. Każdego innego podejrzewać by można o niecne źródła wzmiankowanego wizjonerstwa, ponieważ jednak akurat Zygmunt jest znanym abstynentem, pozostaje uznać, iż byliśmy świadkami zjawisk nadprzyrodzonych.

Dyskusja nad parkometrami sprzyjała z resztą ujawnianiu się wśród radnych ukrytych mocy, zdolności i innych właściwości. Od jakiegoś czasu na jednym z kanałów komediowych puszczany jest amerykański sitcom pod tytułem „Jim wie lepiej”. Tymczasem podczas dyskusji na radzie miasta kręcony był pilot nowego serialu „Marcin wie lepiej” i bynajmniej nie chodziło tu o mnie. Otóż kolega Marcin Wołek wystąpił z tezą, iż system komunikacji miejskiej w Gdyni jest tak znakomity, że aż należy go „wspomóc”. Wspomaganie owo polegać ma konkretnie właśnie na kasowaniu kierowców za parkowanie. Dobrze gada, dać mu wódki. Oto bowiem, my – waaadza – zafundowaliśmy społeczeństwu tanie bilety, nowoczesne autobusy i w ogóle cud, miód i winogrona, a społeczeństwo bezczelnie, złośliwie i na złość nadal jeździ swoimi samochodami zamiast komunikacją publiczną. Toż to skandal! Nie będzie nam burżuj jeden z drugim rozbijał się swoim Daewoo Tico czy innym Seicento, co to to nie! A jak już musi to niech płaci. Tak to radny Wołek wie lepiej od gdynian czym powinni jeździć.

Kolega Bartoszewicz najwyraźniej również zapragnął popisać się jakimiś nadnaturalnymi umiejętnościami. Niestety nic szczególnego mu nie wyszło – pochwalił się tylko że ma znajomych. Znajomi owi charakteryzują się dwiema głównymi cechami, mianowicie po pierwsze mieszkają w Śródmieściu, a po drugie cieszą się, że będą mogli płacić za parkowanie swoich samochodów. Nie chcąc, aby kolega poczuł się w swoich wyznaniach osamotniony, pośpieszyłem na trybunę z zapewnieniem, że ja też mam znajomych (aczkolwiek najwyraźniej są to znajomi gorszego sortu, mianowicie nie podzielają radości znajomych Bartka i woleliby jednak parkować za darmo). Nikt więcej wątku nie podjął, z czego można wnioskować, iż reszta radnych znajomych nie posiada.

Dwugłos

Gdy już wybrzmiały retoryczne salwy i zbliżała się pora głosowania głos jako ostatni zabrał Pan prezydent Stępa. Na początku swego wystąpienia obiecał nie nawiązywać do żadnego z radnych po nazwisku. I mało brakowało, by słowa dotrzymał. Swoimi spiżowymi słowami bezlitośnie i z nieubłaganą logiką (aczkolwiek nie pozbawioną lekkości, finezji i polotu) gromił i dawał odpór bredniom opozycji – aż tu nagle skucha (ale nie Skucha), padło moje nieszczególnie szlachetne nazwisko, wprawiając salę w nastrój krotochwilny nie licujący bynajmniej z powagą wygłaszanych sądów. W końcu jednak Pan prezydent zakończył rzucać perły swej elokwencji przed opozycyjne wieprze i krokiem godnym acz żwawym wracał na swoje miejsce – gdy z kolei zimną krwią popisał się radny Bogdan Krzyżanowski bezczelnie zgłaszając się do głosu już po prezydenckim podsumowaniu. Przez co prezydent musiał następnie jeszcze raz podsumowywać podsumowywaną dyskusję, aby następnie po replice radnego Krzyżanowskiego podsumowywać podsumowanie podsumowania.

Tak oto przy okazji dyskusji o strefie płatnego parkowania objawiło się grono samorządowych superbohaterów w składzie: Zygmunt „Wernyhora” Zmuda Trzebiatowski, Marcin Co Wie Lepiej Wołek, Bogdan „Zimna Krew” Krzyżanowski i Marek „Dyskusjopodsumowywacz” Stępa. W następnych odcinkach grupa będzie zwalczać chuliganów, wychowywać młodzież i przeprowadzać przez jezdnie staruszki z pomocą tabunów znajomych radnego Bartoszewicza (o ile tym ostatnim uda się oderwać od perwersyjnej przyjemności wrzucania swoich pieniędzy do parkometrów).

Dobra tyle na wesoło o samej dyskusji – a teraz na smutno o meritum. Faktem jest, że miejsc parkingowych w Śródmieściu brakuje (a wobec przewidywanej niedługo likwidacji parkingu przy Batorym będzie brakować jeszcze bardziej). Faktem jest, że system płatnego parkowania jest jednym z elementów systemowego rozwiązania tego problemu. Dlatego, jak to zauważyłem w moim wystąpieniu, do samej idei mnie przekonywać nie trzeba. Pozostałem natomiast nie przekonany do pomysłu, aby opłaty za parkowanie wprowadzać w tej chwili, w postaci opisanej w uchwale i nie jako element systemowego rozwiązania problemu miejsc parkingowych, ale zamiast takiego rozwiązania.

Bo oto od wielu lat uchwalając miejscowe plany zagospodarowania dla Śródmieścia, tudzież aprobując inwestycje w centrum, miasto powinno dążyć do wytwarzania przy każdej takiej okazji nadwyżki miejsc parkingowych. Tak się nie działo, nawet niedawno uchwalany plan dla skweru Tajnego Hufca Harcerzy wymaga miejsc parkingowych w ilości z biedą wystarczającą na obsłużenie mieszkańców nowych budynków i nic ponadto.

Z teczki z napisem „Wybory 1998” (tak, tak gromadzę sobie trochę teczuszek o różnej tematyce, ot tak na wszelki wypadek) wyciągnąłem sobie program gdyńskiego AWS - z której to formacji w prostej linii wywodzi się obecnie rządząca ekipa. Przeczytałem w tymże programie, iż zapowiadano budowę zintegrowanych węzłów komunikacyjnych z parkingami strategicznymi pozwalającymi na zmianę samochodu na inny środek lokomocji. Niedługo minie dziesięć lat od ukazania się tych słów drukiem, a wzmiankowanych węzłów tudzież parkingów nie ma. I co gorsza nie będzie. Miasto ustami swoich włodarzy zdecydowanie odcięło się od pomysłu budowy parkingów strategicznych jako elementu miejskiej infrastruktury – zasłaniając się mitycznymi nieistniejącymi inwestorami prywatnymi, którzy dzięki wprowadzeniu opłat za parkowanie zbudują wiele parkingów nie wiadomo gdzie. Myślę, że nawet mój obdarzony talentem wizjonerskim współfelietonista będzie na razie miał problem z zaparkowaniem na tych niewidzialnych parkingach – a co dopiero zwykli Gdynianie pozbawieni nadprzyrodzonych mocy Zygmunta. Niestety myśl o tym, iż miejsce parkingowe jest takim samym elementem infrastruktury drogowej jak jezdnia, chodnik czy studzienka burzowa, pozostaje w kręgach rządzących Gdynią herezją.

Brak jest również jakichkolwiek nawiązań – choćby w formie analiz – to innych sposobów rozwiązywania problemu braku miejsc parkingowych, jak chociażby tablic elektronicznych informujących o ilości i rozmieszczeniu aktualnie wolnych miejsc.

Nie wspominając już o takich smaczkach jak wprowadzenie tą uchwałą dodatkowego podatku od mieszkańców Śródmieścia za to że żyją (i mają samochód).

Tak więc gdybyśmy debatowali nad uchwałą o wdrożeniu programu rozwiązania problemu miejsc parkingowych w Śródmieściu zawierającą choćby część z opisanych przeze mnie wyżej elementów – nie rozdzierałbym szat nad uwzględnieniem strefy płatnego parkowania jako jednego z nich.

Zamiast jednak atakować problem ambitnie nasza kochana władza postanowiła pójść po najmniejszej linii oporu instytucjonalnego i po prostu uderzyć po kieszeni gdynian. Przy tym jeszcze przedstawiciele S przybrali pozy męczenników wprowadzających słuszne, acz bolesne rozwiązania wbrew ślepemu motłochowi i podżegającym ów motłoch populistycznym opozycjonistom. Ta okoliczność przywoływana była na uzasadnienie tezy, iż wprowadzenie opłat wcale nie jest łatwym rozwiązaniem. Otóż niestety jest. Stale powtarzam, że o ile w kwestiach programowych jestem w stanie się o to i owo z naszą władzą spierać, o tyle w kwestii technologii urabiania opinii publicznej mogę tylko podziwiać i się uczyć. Nie z takimi problemami wizerunkowymi Pan prezydent sobie radził i poradzi sobie i tym razem – znacznie szybciej niż z budową parkingów.

Poza parkingami na sesji oczywiście debatowaliśmy nad wieloma innymi sprawami, ale w obawie o strawność felietonu w tym miejscu zakończę i oczywiście lecę klikać na Gdynię w Monopoly.

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

www.horala.pl


Powiązane artykuły

- 01.03.2008 Po sesji Rady Miasta : Cała dyskusja nt. płatnych parkingów tylko u nas!

- Wszystkie "Dwugłosy"