W Sopocie powoli wychodzą z szoku, jakim była dotkliwa porażka 0:3 (w setach do 19, 12 i 21).
- Jeszcze przed meczem mówiliśmy, że to zwykły mecz. Wszystko po to, by zdjąć z dziewczyn presję, która początkowo wydawała nam się nieodczuwalna, a teraz widać, że będzie nam towarzyszyć do końca sezonu - mówi Brandt. - Czasem się zdarza taki mecz, że nic nie wychodzi. A u nas w sobotę nic nie funkcjonowało. Ani taktyka, ani komunikacja, ani technika. A przede wszystkim zawiodły głowy.
Poza słabą głową wyraźnie widać było też różnicę w przygotowaniu fizycznym między pewnymi siebie gospodarzami a przestraszonymi siatkarkami Atomu. Czy słaniające się na nogach sopocianki mają problemy przez towarzyski turniej w Szwajcarii, na który Atom pojechał wprost zza świątecznego stołu i wygrał w Bazylei zaledwie jeden mecz?
- Nie zgodzę się, że turniej był pomyłką - podkreśla Brandt. - Nie do końca wyszły nam sprawy logistyczne, bo przez wypadki losowe na miejsce dotarliśmy ze sporym opóźnieniem [w hotelu sopocianki zameldowały się o 3 nad ranem w dniu meczu]. Fizycznie jesteśmy przygotowani na pięciosetowe maratony i jesteśmy w stanie je wygrać.
Po meczu w Bielsku-Białej załamany trener Alessandro Chiappini przyznał, że nie poznawał swoich zawodniczek. - Zapomnieliśmy wyjść na boisko - podsumował.
Aluprof, doskonale zdający sobie sprawę z mankamentów Atomu i jego silnych stron, taktycznie zagrał perfekcyjnie. - Wiedzieli, że chcemy grać przez Dorotę Świeniewicz, dlatego praktycznie każda zagrywka szła na nią, przez co była wyłączona z ataku - tłumaczy Brandt. - Do tego po kontuzji wciąż do pełni formy nie może dojść Simona Rinieri, która praktycznie nie mogła oderwać się od ziemi. Gospodarze znając nasze problemy łatwo przewidzieli, że ataki będziemy przeprowadzać przez Neriman Ozsoy, która nadziewała się na czekający na jej atak blok.
Dotychczasowa forma Rinieri jest w Sopocie wielkim rozczarowaniem. 33-letnia przyjmująca z Włoch wciąż odczuwa skutki kontuzji kostki, która wyłączyła ją z treningów przed sezonem i była przyczyną przymusowego odpoczynku m.in. w derbach z TPS Rumia.
W meczu z Aluprofem to właśnie Rinieri zawiodła najbardziej. W klubie odbyła się już narada, jak należy wykorzystać najbliższe tygodnie. - Simona zostanie poddana szczegółowym konsultacjom medycznym. Nie mamy zbyt wiele czasu, dlatego jeśli okaże się, że powrót zajmie jej kilka tygodni, czy nawet miesięcy, będziemy musieli rozejrzeć się za dodatkową przyjmującą. Jedna Świeniewicz całej drużyny nie pociągnie - mówi Brandt.
W obwodzie pozostaje jeszcze Ewelina Sieczka i Natalia Nuszel, ale obie traktowane są w klubie jako melodia przyszłości, dlatego prezes Konrad Piechocki uruchomił już swoje kontakty. Czasu na wzmocnienie drużyny jest niewiele, bo okienko transferowe zamknie się ostatniego dnia stycznia. Czy wobec transferu kolejnej siatkarki, któraś z obecnych zawodniczek pożegna się z drużyną?
- Nie mamy worka bez dna. Nie wykluczamy takiej ewentualności - zastrzega dyrektor Atomu i dodaje: - Klasowy zespół poznaje się też po tym, jak wychodzi na prostą po dotkliwych porażkach. Poczekajmy do niedzieli.
Tego dnia w Ergo Arena Atom podejmie wicemistrzynie Polski, obecnego lidera PlusLigi Muszyniankę Fakro Muszynę. - Wystarczy sobie przypomnieć, jak słabo Aluprof zagrał we własnej hali właśnie z Muszyną [przegrał 0:3], a w jakiej dyspozycji i miejscu w tabeli jest dzisiaj. Mam nadzieję, że z nami będzie podobnie - kończy Brandt.
Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto