Wyborofobia : nie do końca logiczna kampania społeczna

Opublikowano: 03.11.2010r.

Zastanawiając się nad sensem kampanii społecznej fundacji Świat Ma Sens pt. Twój głos ma sens, nie wiedząc czemu znowu przypomniały mi się obrazy z Sensu życia według Monty Pythona. Mimo wszystko materiał jest dobrym zaczątkiem dyskusji na temat sensu, a być może i innych sensów ukrytych głosowania wyborczego.

 

 

 

„Nie iść na wybory to tchórzostwo. Ja tchórzy nie lubię”; „Nie iść na wybory to tchórzostwo, jeżeli jesteś tchórzem to zostań sobie 4 lipca w domu (…)”; „Nie jestem tchórzem i teraz też nie stchórzę”; „Nie iść na wybory znaczy stchórzyć”. W kampanii "Twój głos ma sens!", organizowanej przez fundację Świat ma Sens, łącznie 7 razy podchodzący pewnym krokiem do wyborczej urny aktorzy używają określeń wprost nazywających osoby, które nie pójdą do wyborów tchórzami. Pomijając brak logiki (lęk przed głosowaniem mogą przejawiać chyba tylko jednostki zaburzone psychicznie) są to dość ostre słowa zważywszy, że ze swojego prawa wyborczego nie skorzystała w I turze tegorocznych wyborów prezydenckich prawie połowa Polaków do tego uprawnionych.



Słowa wypowiadane przez mniej lub bardziej znanych polskich aktorów brzmią bardzo bezpośrednio. Jesteśmy na „Ty”, jak kumple, znajomi, mówimy wprost do Ciebie przed telewizorem. Całość okraszona została stylizowanym na młodzieżowy językiem, co miało na celu ubranie dość poważnej i niemłodzieżowej kwestii w odrobinę świeżości i luzu. Strategią by aktywizować politycznie młodych polaków lub chociażby zachęcić do głosowania, jest w tym przypadku prowokacja: nie głosujesz – jesteś tchórzem, głosujesz – jesteś taki odważny.

Prosta ta prowokacja. Na jedne osoby oczywiście podziałała i udowodniły Borysowi Szycowi swoją odwagę. Innym młodym może jednak przypominać mamine „taki duży chłopiec, a boi się …”. Opór psychologiczny narasta, zwłaszcza jeśli ktoś zastanawiał się nad postawieniem krzyżyka przy nazwisku swojego kandydata, ale jeszcze się wahał. Odebrać wybór, rozpocząć tyradę przeciwko tchórzostwu i zastosować prostą do dekonspiracji prowokację – to może nie najlepszy pomysł, ponieważ rodzi potrzebę udowodnienia sobie i nadawcy, że posiada się jeszcze możliwość decydowania.

Tak jednoznaczne piętnowanie danego zachowania jest rzadko spotykane w reklamach społecznych, nawet w przypadku kampanii dotyczących profilaktyki uzależnień i bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Z jednej strony „oczywistą oczywistością” w dyskursie publicznym jest traktowanie udziału w głosowaniu jako obywatelskiego obowiązku. Głosować trzeba i już, a jeżeli żaden kandydat nie spełnia wymagań to należy oddać głos na „mniejsze zło”. Z drugiej strony nie można wykluczyć szeregu głosów kontestujących taki „demokratyczny przymus”.

Jak wynika z badań przeprowadzonego przez CBOS polityka praktycznie nie interesuje młodych ludzi, połowie uczniów szkół ponadgimnazjalnych nie podoba się żadna partia polityczna, 75% uważa, że przeciętny obywatel nie ma wpływu na to co robi rząd. W świetle tych danych wydaje się, że niska frekwencja wyborcza wśród młodzieży to tylko wierzchołek góry lodowej, a namawianie jej do wrzucenia wypełnionej karty do głosowania do urny przypomina udowadnianie racjonalności pójścia na basen by zamoczyć nogi. Młodzież nie uznaje zgniłych kompromisów i hipokryzji toteż nie powinien dziwić fakt, że brak zaufania do elity politycznej oraz zniechęcenie „boguojczyźnianą” i mało konkretną retoryką zaowocuje negacją wyborów.

Z drugiej strony zrozumiałe są inicjatywy organizacji pozarządowych mające na celu zwiększenie frekwencji wyborczej. Wybory to „święto demokracji”, legitymizują władzę, a wysoka frekwencja jest wskaźnikiem społeczeństwa obywatelskiego.

Wartą uwagi kampanią frekwencyjną, jest akcja "Pępek Europy", która nagrodzona została wyróżnieniem w konkursie Kampania Społeczna Roku 2009 organizowanym przez Fundację Komunikacji Społecznej. Jak mówi Przemysław Bogdanowicz, dyrektor kreatywny BBDO Warszawa w uzasadnieniu przyznania nagrody: - W lekki, przyjazny, a co najważniejsze pozytywny sposób budowała świadomość przynależności każdej części Polski do Europy, motywując do zdrowej rywalizacji.

Inną inspirującą inicjatywą był spot „WARNING: Don’t vote” umieszczony na Youtube.com przed ostatnimi wyborami prezydenckimi w USA. Z dynamiką i luzem, w przewrotny sposób, artyści z pierwszych stron gazet przekonują jak wiele można stracić nie biorąc udziału w wyborach. Komunikat oddziałuje ponadto na wszystkie 3 komponenty postawy: poznawczy (padają przekonujące argumenty, zarysowane zostają różne obszary władzy prezydenckiej), emocjonalny (humor, znani celebrities, różnorodność emocji) i w końcu behawioralny (propozycje konkretnych działań: rejestracja na wybory, znalezienie okręgu wyborczego, przesłanie linku do 5 znajomych).

Kampanie społeczne mają szansę odegrać dużą rolę w kształtowaniu polskiej kultury politycznej. Wydaje się jednak, że planując zmierzające do tego inicjatywy trzeba przyjmować nieco szerszą perspektywę niż do tej pory i działać w sposób bardziej zintegrowany i długofalowy. Społeczne zaufanie do władzy, poczucie i realne możliwości kontroli władzy państwowej, społeczeństwo obywatelskie mogą stanowić gwarancję wysokiej frekwencji wyborczej. W przeciwnym wypadku poczucie dysonansu między reklamami społecznymi „idź na wybory”, a realnym postrzeganiem świata polityki i nastrojami społecznymi będzie narastać.

Wyrazem takich nastrojów wśród młodzieży jest nie tylko niska frekwencja wyborcza, ale także wiele oddolnych inicjatyw jak chociażby grupa „Zastanawiam się czy nie zagłosować na Lady Gagę” założona na portalu społecznościowym Facebook. Jak się okazuje niektórych młodych ludzi nie tylko „nie przerasta narysowanie jednego krzyżyka i wrzucenie do szczeliny”, ale postanawiają dopisać do listy kandydatów cenioną przez siebie piosenkarkę i oddać na nią głos.
M.Świejkowski

Za: KampanieSpołeczne.pl