Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Dwugłos : felietony radnych po sesji Rady Miasta

Opublikowano: 06.02.2008r.

Radny Horała szykuje się do prezydentury w USA, a radny Zmuda Trzebiatowski właśnie dziś obchodzi urodziny, więc wybaczymy krótkość i zbytnią krotochwilność felietonu, nawet, jak na świętojańskie zwyczaje przystało.

Marcin Horała*


Trochę o gdyńskim spinningu.



Marcin Horała

Oczywiście nie będzie to wbrew pozorom felieton o wędkarstwie tylko o spinningu politycznym. Autor akurat pisze nie ochłonąwszy jeszcze z emocji amerykańskiego superwtorku, kiedy to w ponad dwudziestu stanach USA wybierano kandydatów na kandydatów na prezydenta z ramienia dwóch wiodących partii. W ogóle trwająca już od ponad roku kampania przed wyborami prezydenckimi w 2008 jest wyjątkowo ciekawa i można z niej się wiele nauczyć o metodach uprawiania polityki w najbardziej rozwiniętej demokracji na świecie. A jedną z bardziej zaawansowanych metod jest wzmiankowane spinningowanie (spinowanie?). Wbrew pozorom obecne również na naszej gdyńskiej lokalnej scenie politycznej.

Spinning, gdyby chcieć pokusić się o maksymalnie prostą interpretację, to sztuka nadawania interpretacji. Dawniej propaganda po prostu kłamała, ale tego rodzaju techniki mają zazwyczaj krótkie nogi. Ograniczoną skuteczność kłamstwa mogliśmy obserwować w państwach totalitarnych – a co dopiero mówić o sytuacji wolności słowa i wolnego rynku mediów. Nie bez kozery mówi się że jednym z najlepszych sposobów wygrania wyborów jest przyłapać konkurenta na dowolnym kłamstwie a potem w kółko do tego wracać. Co pozostaje? Ano spinning, czyli przyznanie istnienia faktów, ale przy nadaniu im korzystnego dla nas wydźwięku w odbiorze społecznym, korzystnej dla nas interpretacji.

Jeżeli więc na przykład mamy w budżecie dziurę 1. miliarda nie możemy mówić, że budżet jest bez deficytu. Fakt jest faktem – wydatki są wyższe od dochodów o miliard. Ten fakt można jednak ludziom przekazać w bardzo różny sposób: 1.„Ogromna dziura w budżecie – brakuje 1. miliarda. Ekonomiści przewidują tragiczne skutki dla gospodarki”. 2.„Więcej środków na inwestycje i cele społeczne w budżecie – udało się je pozyskać dzięki nowoczesnym metodom finansowania takim jak emisja obligacji”. Obydwa zdania opisują dokładnie taką samą sytuację i taki sam budżet – ale jakże różny będzie ich wpływ na poparcie dla władzy. Istotą spinningu jest właśnie świadome wpływanie na to, żeby dominujące w przekazie były komunikaty takie, jak w powyżej przytoczonym punkcie drugim.

Dobra, dość części teoretycznej, przejdźmy na nasze lokalne podwórko. Bowiem właśnie na ostatniej sesji mieliśmy do czynienia z klasycznym przykładem wojny spinningowej. Grupa radnych opozycji wystosowała mianowicie list otwarty, protestując przeciwko wydawaniu publicznych pieniędzy na reklamy prasowe, jakie ukazały się z początkiem bieżącego roku. Reklamy były wystylizowane na kartkę z kalendarza, na której wypisano znajdujące się w budżecie na ten rok inwestycje jako „sprawy do załatwienia” podpisane – „Wojciech Szczurek”. Fakt pozostaje faktem – takie ogłoszenie się ukazało i było finansowane ze środków budżetowych.

Dwugłos

Spin opozycyjny: Wypisanie w gazecie zawartych w budżecie inwestycji nie wpłynie w żaden sposób na ich realizację. Co więcej wywołuje w odbiorcy fałszywe wrażenie, że nie są to po prostu inwestycje budżetowe finansowane z pieniędzy gdyńskiego podatnika, ale jakaś osobista zasługa, sprawy osobiście załatwione przez osobę prywatną – Wojciecha Szczurka. Jest to więc de facto wydawanie publicznych pieniędzy na promocję i kreowanie wizerunku tegoż polityka.

Spin samorządnościowy: Jest to dowcipna i lekka forma promocji miasta. Mieszkańcy również w ten zabawny sposób mogą dowiedzieć się o zawartości budżetu, którego zazwyczaj nie są świadomi. A w ogóle to wobec braku poważnych zarzutów wobec władzy opozycja czepia się drobiazgów – i przy takiej złej woli można być się czepić właściwie wszystkich wydatków na promocję miasta.

Spin mój: Podtrzymując argumenty ze spinu opozycyjnego należałoby dodać, iż faktycznie można by się przyczepić do wielu wydatków na promocję miasta. Jest to bardzo delikatny obszar i władza powinna być bardzo ostrożna przy wydawaniu środków na wzmiankowane cele. Dlaczego na przykład wszystko co się dobrze kojarzy w Gdyni podpisane musi być zawsze Panem prezydentem? Na koncert zaprasza Pan prezydent, kubek dla maturzystów daje Pan prezydent, nawet na badania prostaty zaprasza Pan prezydent – jak to podnieśli kiedyś komentatorzy na stronach Gazety Świętojańskiej. Przecież to nie Pan prezydent ze swojej pensji organizuje koncert, kupuje kubki, nie finansuje budowy Estakady i na pewno to nie Pan prezydent osobiście będzie badał gdynianom prostatę. To wszystko są działania, które gdyński podatnik ta naprawdę funduje sobie sam, a organizowane są przez zespół urzędników Urzędu Miasta Gdyni (oczywiście w tym również najwyższego urzędnika, prezydenta miasta) – co jest ich zawodowym obowiązkiem, za który otrzymują stosowne wynagrodzenie. Fundowanie przy tych i wielu innych okazjach osobistej promocji Pana prezydenta jest w istocie rodzajem bonusu, dodatkowej, niematerialnej gratyfikacji kosztem środków budżetowych. Tak naprawdę Pan prezydent zarabia więc nie tylko swoją pensję, ale również darmowy wzrost poparcia wśród gdynian o jakiś tam procent – na który to wzrost poparcia musiałby w innym wypadku zapracować fundując sobie reklamy wyborcze z własnej kieszeni.

Oczywiście decyzja, komu dać się zaspinningować należy do państwa.

Konkludując nie da się ukryć, że zdecydowanie lepszych spin doktorów posiada nasza gdyńska władza kochana, co widać na wielu przykładach. Najbardziej chyba udanym spinem jest sprzedanie zdyscyplinowanej wodzowskiej lokalnej partii politycznej jako grupy apartyjnych samorządowców.

Dwugłos

No cóż… prowadzenie przez partie polityki na haśle apartyjności i apolityczności jest bądź co bądź trikiem skutecznym i starym jak same partie – by przypomnieć przypadki od przedwojennego BBWR, powojennego PRON, przez początki tworzenia Platformy Obywatelskiej, gdyńskie przypadki Samorządności, ale i nieudaną próbę lokalnej partii „Bezpartyjni – Gdynia 2010”, aż po współczesną kampanię Baracka Obamy.

Zawsze powtarzam, że o ile w rzeczywistym rządzeniu Gdynią można z obecną ekipą rządzącą o tym, czy owym, popolemizować – o tyle w kwestii politycznej technologii, sprzedawania własnego wizerunku, można się tylko uczyć od mistrzów.

PS. Pozwolę sobie jeszcze przy okazji wrzucić kamyczek do ogródka kolegom współfelietonistom, którzy jak chyba każdy lokalny polityk też noszą w sobie małego spin doktora.

Kolega Bzdęga w swoim ostatnim felietonie zanalizował sytuację na lokalnej scenie politycznej w sposób oczywiście zgodny z faktami, natomiast na poziomie interpretacji tak mu się jakoś poklikało na klawiaturze, że w akapicie o PO dominują sformułowania takie jak „niepodległość”, „rozsądne, dobre dla mieszkańców decyzje”, „wiedza i ogromny zapał”, natomiast w akapicie o PiS „kopanie leżącego”, „zakiwali się na śmierć”, „żal patrzeć”. Dodajmy, że Mariusz szczerze przyznaje, że to nie jego sprawa, tudzież że nie rozumie, co się stało, co nie przeszkadza mu bynajmniej o sytuacji w PiS pisać. Szczególnie fajnym przykładem spinu jest sformułowanie „nie chcę kopać leżącego”, gdyż po pierwsze cały akapit tym właśnie jest, a po drugie, samo sformułowanie: „nie chcę kopać leżącego” jest mocnym kopnięciem, ponieważ sprzedaje odbiorcy skojarzenie, że PiS w Gdyni „leży”.

Z kolej kolega Zmuda-Trzebiatowski w kolejnych swoich felietonach i wpisach łączy niezwykle miłe wyrazy uznania pod moim adresem, określające moje wywody jako stojące na wysokim poziomie intelektualnym, tudzież mnie jako osobnika posiadającego talent do polityki, z delikatną szpilą niewypowiedzianej wprost sugestii, iż czasem snuję przesadnie wydumane teorie politologiczne i na siłę przykrawam do nich rzeczywistość. Po czym zaraz obok kreuje siebie jako małego misia, który się w tych politycznych trikach za bardzo nie wyznaje i zajmuje tylko prostymi sprawami zwykłych ludzi. „Prosty chłopak z Chyloni” - taką oto etykietkę zwykł sobie przylepiać Zygmunt (za wielką wodą ten trik jest doskonale zwany jako labelling). Jeżeli osoba będąca ekspertem w dziedzinie politycznego marketingu i prowadząca z tej dziedziny zajęcia dla studentów, do tego kandydat z trzema dobrymi kampaniami wyborczymi na koncie i pełnomocnik wyborczy (bardzo newralgiczna funkcja) genialnego w stosowaniu trików komitetu Samorządność maluje siebie jako „prostego chłopaka”, co się na trikach nie wyznaje, to już samo takie stwierdzenie stanowi spin i to z grubej rury.

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

www.horala.pl

Dwugłos

Dwugłos

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski*

W naszym małym miasteczku...

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski

Panie szanowny, a u nas to w zeszłym tygodniu wielka scysja była. Scysja rady miejskiej, panie. Rajcy się zebrali i radzili, jako te gminne mądrale i same ważne rzeczy uradzili ! No bo tak: postanowili, że znów ten, jak mu tam? tramwaj wodny, pływać będzie, chociaż nie uradzili jeszcze od kiedy – czy zacznie już wiosną, czy latem dopiero. W każdym razie pływać będzie, znów turyści do nas zjadą i będzie się działo: i Franek od gofrów zarobi i Józkowi, temu co ciupagami, chustami pirackimi i oczami w żelu handluje, cosik do kabzy skapnie. Ustalili także, że znów w tym roku latem, dla tych wszystkich co na Babie Doły na wyjców z Ołpenera przyjadą, autobusy za darmochę kursować będą i całą tę szarańcze wozić z miejsca na miejsce, coby o nas dobrze myślała i miasteczka nam nie zadeptała. Uradzili też, że znów jakoweś grunta sprzedadzą, a inne kupią – bardzo dużo na Wiczlinie kupią, coby tam do ziemi rury i kable powkładać i mieszkańcom kanalizę zrobić i wodę doprowadzić. Oj, dużo tego trzeba będzie i spore zakupy się szykują, ale wszak to dla naszych ludzi inwestycja.

Czy to wszystko? A skądże, panie drogi! Wreszcie porządek zrobili z tymi obiadami na stołówkach szkolnych, zasady jakoweś jednakie wprowadzili i wreszcie wiadomo kto, za ile i co zjeść może. Dużo mówili też o dzieciakach, co głodne chodzą i o tym, jak zrobić, by można im było ten obiad bezpłatnie wydać – no i wygląda, że ustalili co i jak. Jeden radny tam wprawdzie gardłował, by z innych pieniędzy za to płacić niż ustalono, ale to szczegół wszak – czy on rację ma, czy nie, ważne by dzieciaki głodne nie chodziły. A rację ma na pewno, przecież on z tej partii co to ma POparcie…

Aha, no i jeszcze jedna sprawa, co to ja jej tak całkiem nie rozumiem: na tej scysji odrzucili skargę jednej niewiasty, której się nie podoba, że na miejscu jej ruiny, która koło kościoła na Chyloni stoi, chcą drogę stawiać i nawrotkę budować, i na tej samej scysji uchwalili, że chcą z nią gadać i ziemię odkupić. To ja nie rozumiem – albo się z kimś gada jak z człowiekiem i ustala co i jak, albo się do sądu idzie, jak już się inaczej nie da. Tu zaś, panie, jedno i drugie naraz, a po mojemu to źle. Jeśli chcą od niej kupić i po dobroci, trza było dawno temu usiąść i gadać i gadać, aż do skutku, a tego nie zrobili. A teraz, jak już kobiecie prawnicze pijawki wodę z mózgu zrobiły i do portfela się przyssały, to ona już będzie się sądzić i sądzić, a oni jeszcze podjudzać ją będą, by nadal za porady prawne płaciła i ciężko będzie się porozumieć. Dlatego mnie się widzi panie, że trza było, jak jeden radny z Chyloni prosił, rozmawiać z tą kobietą już kilka miesięcy temu – sprawy już dawno by nie było, a kancelaria innego naiwniaka musiałaby sobie znaleźć do oskubania. Teraz kiepsko to widzę i kobiety żal. I przez to wszystko dłużej te ruiny straszyć będą…

Taka to, panie, u nas gmina, sprawy drobne i prowincjonalne. Fajerwerków nie ma, zwykłe życie się toczy a miejskie sprawy dobrze się mają, co mieszkańcy przyznają i od lat w wyborach potwierdzają. Całe szczęście, że opozycja u nas taka czujna i mądra. Kiedyś mi wydawało się, że najważniejsze sprawy u nas to inwestycje, drogi, pomoc społeczna, komunikacja, oświata i pieniądze z tej, no, Unii Europejskiej, ale opozycja na ten temat nic nie mówi, więc zorientowaliśmy się, że nie to jest najważniejsze. Teraz już wiem, co jest najważniejsze! To, że pan prezydent lekramę sobie robi w gazecie! To podobno jest niegospodarne, bo on w tej lekramie napisał, co będzie w Gdyni w tym roku zrobione, jakie ulice powstaną, że hala sportowa będzie i inne takie. I to podobno jest skandal. Ja nie wiedziałem – wstyd przyznać, ale kiedyś widziałem ten anons w gazecie i mi się podobał nawet. Teraz już wiem, bo radny Szemiot powiedział, że ona bez sensu jest i tak nie wolno robić. Całe szczęście, że są tacy radni, bo człek dalej by myślał, że dowiedzieć się czegoś o swoim mieście to dobra rzecz. A najgorsze jest to, że kolegom z innych miast się podobało… No, zupełny brak gustu, panie. Ja już teraz wiem, że najważniejsze jest to, by ludzie w ogóle nie wiedzieli o tym, co się w mieście dzieje – bo nawet jak ktoś ich poinformuje o tym, to tak naprawdę to jest lekrama i pijar i chodzi o to, żeby wszyscy na niego głosowali, a to skandal jest. Przecież nie wolno głosować na byle kogo, trzeba POpierać tylko tych wskazanych…

*Zygmunt Zmuda Trzebiatowski jest radnym okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia). Reprezentuje Samorządność.



trzebiatowski.blox.pl

Powiązane artykuły

- Wszystkie "Dwugłosy"

- 30.01.2008 Tylko u nas! Opozycja kontra władza: Po XVI sesji Rady Miasta.