W Sopocie lepiej w mecz weszła Juvenia, która na północ przyjechała z zaledwie dwoma rezerwowymi. Krakowianie po maulu i serii przegrupowań przedarli się przez obronę rywali, a nieuwagę defensywy wykorzystał Konrad Jarosz. Podwyższył Paweł Wojciechowski i było 7:0. Ogniwo grało jednak na własnym terenie i jeszcze przed końcem pierwszej połowy odpowiedziało przyłożeniem Jakuba Irli, który zanotował pięć punktów, podobnie jak Jarosz, wykorzystując nieuwagę obrońców przy samym polu punktowym.
Błędy mnożyły się po obu stronach, a Smoki wygrały, ponieważ popełniły ich mniej. W drugiej odsłonie popisową akcję ofensywną przeprowadziła Juvenia. Piłka wędrowała pomiędzy rękami Macieja Sokołowskiego, Jakuba Sajdaka i Pawła Wojciechowskiego, jak po sznurku, a na polu punktowym atak wykończył ostatni z wymienionych. W ostatnich minutach meczu Ogniwo z determinacją biło głową w mur krakowskiej obrony tuż przed linią końcową boiska. - Zrobiliśmy dwie taktyczne zmiany, a przeciwnik w końcu popełnił błąd i sędzia podyktował karnego dla nas. Kopnęliśmy piłkę w aut, który następnie wygraliśmy, a chwilę później arbiter zagwizdał po raz ostatni. - mówił po spotkaniu trener Juvenii Janusz Wilk.
Juvenia dzięki zwycięstwu 12:5 przesunęła się w tabeli na siódme miejsce, pozostawiając Ogniwo z jednym punktem defensywnym za porażkę siedmioma punktami.
Ogniwo Sopot - Juvenia Kraków 5:12 (5:7)