Strona z artykułem na www.trojmiasto.pl
Samorząd po trójmiejsku, czyli porządzimy sobie sami
9 czerwca 2010, godz. 06:00 (58 opinii)
fot. Mateusz Ochocki/KFP
Dzień Dziecka w gdańskim magistracie. Na co dzień obywatele z pomysłami nie są tu mile widziani.
Radni Gdańska i Gdyni udają, że chcą słuchać wyborców. Możliwość wniesienia uchwały przez mieszkańców jest równie łatwa, jak lot w kosmos, który dziś każdy może sobie wykupić. Radni uznali, że sami przegłosują dość niemądrych uchwał i na kolejne nie ma czasu czy zapomnieli, że już niedługo wybory samorządowe?
- Czy radni samorządowi są potrzebni?
- nie, wystarczyłby urząd wojewódzki
24%
- tak, ale powinni być społecznikami
56%
- tak, mimo wad systemu, są niezbędni
20%
łącznie głosów: 384
Lot w przestrzeń kosmiczną można wykupić każdego dnia. Wystarczy mieć kilka milionów dolarów, by spełnić marzenie. Płacisz i masz. Nic prostszego, prawda? Podobnie jest z obywatelską inicjatywą uchwałodawczą w Gdańsku i Gdyni. Też jest dostępna, ale tylko pozornie.
W Gdyni projekt uchwały jeszcze powstaje. W pierwszej wersji wystarczy zebrać 500 podpisów, by przedstawić go Radzie Miasta, ale prezydent może przedtem przez trzy miesiące opiniować uchwałę, którą potem i tak przedstawi radny, a nie pomysłodawca.
W Gdańsku wystarczy zebrać "zaledwie" 2 tys. podpisów mieszkańców, by nad obywatelskim projektem pochylili się zapracowani radni. Oczywiście nie znaczy to, że projekt podpisany nawet przez wszystkich gdańszczan zostanie pozytywnie zaopiniowany przez radnych. Dlaczego?
Odpowiedzi udziela Stanisław Szwabski, przewodniczący Rady Miasta Gdyni, który na łamach "Gazety Wyborczej" mówi: Trudno zrównywać prawa legislacyjne radnych, wybieranych w wyborach i opłacanych, z prawami grupy mieszkańców.
Jaśniejszego przekazu nie będzie. Władza jest ponad ludem, władza wie lepiej, czego ciemny lud potrzebuje, a jak nie potrzebuje, to tak mu się to sprzeda, by kupił.
Jednocześnie radni z Gdańska i Gdyni prześcigają się w zapewnieniach, że to nie tak, że projekty można zgłaszać rajcom, którzy traktują je ze śmiertelną powagą. Trudno się z tym nie zgodzić - najczęściej pomysłom mieszkańców pozwalają przecież spokojnie umrzeć śmiercią naturalną.
Obywatelska samorządność w Trójmieście praktycznie nie istnieje. Jak tylko próbuje się podnieść, skutecznie jest podcinana przez radnych. Kuriozalnych argumentów gdańskich rajców, którzy nie chcą obniżyć jednego z najwyższych w Polsce progów, ograniczającego możliwość złożenia obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej, nie ma nawet sensu przytaczać.
Lokalne władze powstały po to, by być bliżej ludzi, by decydować o problemach, które ich dotyczą, które są tuż obok. Samorządy tworzono po to, by o wszystkim nie decydowała mityczna "centrala". Teraz wszystko staje na głowie. Lokalne władze barykadują się, twierdząc, że mają monopol na mądrość.
Radni nie chcą słuchać mieszkańców, jakby zapomnieli, że już niedługo wybory samorządowe. Coraz więcej osób uważa więc, że nie ma już na nic wpływu - nawet w swoim mieście czy dzielnicy. Oni nie pójdą do wyborów, będzie to dla nich strata czasu. Może obecnym radnym właśnie o to chodzi?
Michał Sielski