Na początku maja opisaliśmy wizytę Beaty Kempy, Andrzeja Dery i Marka Matuszewskiego w Zespole Szkół nr 1 w Zgierzu. Posłowie PiS mieli poprowadzić lekcję wiedzy o społeczeństwie, a opowiadali uczniom, co zrobią, by żyło im się lepiej.
- Będziemy zabiegać o stypendia i pieniądze na badania naukowe. Chcemy też odblokować system korporacyjny, byście mogli się przebić i zostać adwokatami, lekarzami, architektami - obiecywała Kempa. Matuszewski podkreślał, że szkoła ma boisko dzięki niemu. Dera przypomniał, że przez katastrofę w Smoleńsku wybory prezydenckie są wcześniej, i zaapelował, by "budować Polskę na wartościach", wybierając ludzi, za których "nie będziemy się wstydzić." Na koniec poprosili o pytania. Padło jedno. - Wszyscy jesteście z PiS. Czy to nie nakłanianie do głosowania na tę konkretną partię? - zastanawiała się uczennica liceum im. St. Staszica.
Dyrektor ZS nr 1 Michał Szalewski tłumaczył, że organizatorem spotkania jest zgierski starosta Jacek Socha (związany z PiS), który zaprosił również uczniów z innych szkół średnich. - To był nakaz. Usłyszałyśmy, że mamy oddelegować młodzież i już - opowiadała nauczycielka ze zgierskiego liceum.
Starosta twierdził, że na spotkaniu z posłami żadnej agitacji nie było. Inaczej ocenił łódzki kurator Jan Kamiński, który po naszej publikacji poprosił dyrektora o wyjaśnienia, a kilka dni później wysłał do szkoły wizytatorów. Wczoraj Kamiński poinformował: - Na spotkaniu z posłami PiS były cztery klasy ZS nr 1 i około stu uczniów z innych szkół. Tylko jedna klasa powinna mieć w tym czasie wiedzę o społeczeństwie. Pozostałe będą musiały odrobić lekcje, które stracili.
Kuratorium zapytało dyrektorów, dlaczego w ogóle przyprowadzili uczniów na spotkanie z Kempą, Derą i Matuszewskim. Ci tłumaczyli: anonsowane tematy - m.in. rola parlamentarzysty i prawa człowieka - mieszczą się w programie WOS, a poza tym uczniowie chcieli zobaczyć znanych polityków na żywo. Jedna z dyrektorek zasłaniała się zmęczeniem wywołanym maturami. Tylko jedna szkoła nie skorzystała z "zaproszenia".
- Z dyrektorem Szalewskim została przeprowadzona rozmowa. Nie chodzi o to, by zakazać politykom wstępu do szkół, ale by nadawać tym spotkaniom formułę wykluczającą agitację. Warto zadbać, by goście byli z różnych opcji, a jeśli rozmowa zamienia się w kampanię, zareagować! Dyrektor zrozumiał błąd i mam nadzieję, że taka sytuacja już się nie powtórzy - mówi "Gazecie" Kamiński.
Jeszcze w tym tygodniu na stronie kuratorium pojawi się apel o neutralność szkół i przestrzeganie prawa, które zakazuje politykom poszukiwania wyborców wśród uczniów podczas lekcji.