Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Dwugłos - felietony radnych po ostatniej sesji

Opublikowano: 04.12.2007r.

Przedstawiamy felietony Marcina Horały i Zygmunta Zmudy Trzebiatowskiego po ostatniej sesji Rady Miasta Gdyni. Zapraszamy do dyskusji.

Marcin Horała


O psach ze szczególnym uwzględnieniem kup i podatków



Marcin Horała

A psy w mieście to temat zaiste gorący i polaryzujący społeczeństwo na dwa wrogie obozy. Z jednej strony mamy więc wojujących antypsiarzy, którzy chcieliby, aby wszystkie psy wyprowadzane były tylko na smyczy w kagańcu i w kajdankach, a posiadanie psa wymagało zgody wszystkich sąsiadów, komendanta policji i uchwały rady miasta. Z drugiej - miłośników psów zakochanych w swoich ulubieńcach, którzy z kolei najchętniej puszczaliby swoje Pimpki i Azorki luzem w każdym parku i na każdym placu zabaw, a że taki Azorek czasem się gdzieś załatwi, albo poszczeka no to doprawdy trudno mieć pretensje, w końcu taka jego natura. A nawet jak Azorek kogoś ugryzie to nie jego wina, bo jest łagodny z natury i widać ten ktoś go sprowokował.

Ja pochlebiam sobie że w tym psiarsko - antypsiarskim sporze siedzę okrakiem na barykadzie. Co jest miejscem w sumie dość niewygodnym, gdyż obrywa się w nim zazwyczaj od obu stron. Cóż jednak na to poradzę, że tym razem – jak rzadko – racja naprawdę leży po środku.

Jako się rzekło temat „wypłynął” z powodu projektu uchwały o opłacie od posiadania psa. Do tej pory był to podatek, a nie opłata – a z tej różnicy nazw wypływał ważny efekt praktyczny - podatku władze miasta nie mogą znieść, a opłaty jak najbardziej. Przez komisje przetoczył się więc ogień dyskusji o zasadności utrzymywania opłaty. Ja sam byłem jej przeciwnikiem z sześciu powodów, a mianowicie:

Po pierwsze jej znaczenie dla budżetu było znikome. Po odliczeniu kosztów poboru planowane wpływy z tego tytułu miały osiągnąć 70 tys. złotych, co stanowi poniżej 0,1% dochodów budżetu miasta.

Po drugie był to podatek de facto nieściągalny. Planowane na przyszły rok wpływy w wysokości 100.000 złotych (przed potrąceniem kosztów poboru) oznaczały, iż podatek byłby zapłacony od 2778 psów. Nikt nie jest w stanie obliczyć dokładnej liczby psów na terenie Gdyni, ale z pewnością jest to 10 jak nie 20 razy więcej. Bardzo trudno jest udowodnić posiadanie psa przez daną osobę (a nie np. przez członka jej rodziny uprawnionego do zwolnienia z podatku). Koszty ewentualnego postępowania egzekucyjnego przekraczają wysokość opłaty. W efekcie ryzyko poniesienia konsekwencji przez osoby nie płacące opłaty było minimalne. Był to zatem podatek demoralizujący, poprzez jego utrzymywanie władza pokazuje obywatelom iż można nie przestrzegać prawa i nic za to nie grozi.

Po trzecie większość problemów związanych z posiadaniem psów wiąże się z nieświadomością ich właścicieli, iż posiadanie psa w mieście wiąże się z pewnymi obowiązkami jak np. sprzątanie po psie czy też zapobieganie zakłócaniu przez psa porządku publicznego. Utrzymywanie takiej nie egzekwowalnej opłaty szkodziło wykształceniu takiej świadomości obywatelskiej – opłata jest związanym z posiadaniem psa, obowiązek którego można nie przestrzegać nie obawiając się sankcji.

Po czwarte jest to opłata lokalna obciążona największymi ze wszystkich opłat kosztami poboru (30%).

Po piąte wpływy z opłaty nie są w żaden sposób powiązane ze środkami wydawanymi na sprzątanie pochodzących od psów nieczystości. Natomiast w społecznej świadomości opłata funkcjonuje w tej roli, co prowadzi do upowszechnienia niekorzystnej postawy „skoro zapłaciłem to już nie muszę sam po psie sprzątać”.

Dwugłos

Po szóste była to opłata niesprawiedliwa, gdyż obciąża jedynie właścicieli psów. Tymczasem również inne zwierzęta domowe i hodowlane mogą potencjalnie w różnym stopniu zakłócać spokój sąsiadów czy zanieczyszczać przestrzeń publiczną - a ich posiadanie nie wiąże się z żadnymi dodatkowymi opłatami.

Dlaczego piszę w czasie przeszłym. Otóż po negatywnym zaopiniowaniu przez komisje Samorządności Lokalnej i Bezpieczeństwa oraz Gospodarki Mieszkaniowej, po nagłośnieniu sprawy w mediach, po zajęciu przeciwnych opłacie stanowisk przez kluby PiS i PO, a przede wszystkim po gorącej – z tego co słyszałem, gdy przechodziłem pod drzwiami, wracając z komisji – dyskusji w łonie klubu Samorządności, pan Prezydent zdecydował się zdjąć projekt uchwały z porządku obrad. A więc od przyszłego roku opłaty od posiadania psa w Gdyni nie będzie.

Co oczywiście wywołało po sesji dyskusję w niektórych kręgach – kto się właściwie przyczynił do takiego wyniku? Czy to suwerenna, niepodległa i niezawisła decyzja klubu Samorządność, a opozycyjna żaba podkłada nogę tam gdzie prezydenckiego konia kują? Czy może jednak jakiś tam swój kamyczek opozycja dołożyła chociażby kreując zewnętrzny nacisk który dostarczył dodatkowych argumentów przeciwnikom opłaty w łonie klubu Samorządność? Kto ma oczy niechaj patrzy, a kto ma głowę niech sobie wyrabia opinię. Ja sam, jako bezpośrednio zaangażowany, z pewnością jestem nieobiektywny.

Czyżby zatem punkt dla psiarzy, czyżby mogli mnie zaliczyć do swojego grona? Swego czasu byłem przeciw bzdurnym przepisom zobowiązującym do wyprowadzania tak zwanych psów ras niebezpiecznych jednocześnie na smyczy i w kagańcu, więc czyżby czyżby? Niestety nic bardziej mylnego. Otóż w innej sprawie skłaniałbym się w przeciwnym kierunku.

Dwugłos

Chodzi mi o problem psich kup, którymi przeciętny gdyński trawnik jest upstrzony niczym keks bakaliami. Stoję tu na stanowisku wyrażonym nieco brutalnie acz celnie przez bohatera „Dnia świra”: „Gów**o psie nie jest mniej gów***niane od ludzkiego”. Jak byśmy potraktowali osobnika który sadzi takie „kwiatki” na trawniku w parku lub pod blokiem? A psy sadzą w najlepsze… Dlaczego jak nam upadnie na ulicę papierek, to jednak większość z nas poczuje się w obowiązku go podnieść i wrzucić do kosza – a jak nasz pies postawi „figurkę z brązu” na trawniku to już nie? Chyba dlatego, że psią pamiątkę kwalifikujemy podświadomie do stanu natury a nie kultury – ot rozłoży się i użyźni glebę. Przecież jak krowa zasadzi na miedzy placek, to chłop nie leci za nią go zbierać, a tym bardziej leśniczy w lesie nie sprząta po dzikach i jeleniach. Ale halo, halo czy ktoś zauważył, że nie żyje już w kurnej chacie, czy wręcz w jaskini, tylko w środku miasta? Wiążą się z tym udogodnienia takie jak: bieżąca woda, kanalizacja, ciepły kaloryfer i trolejbusy kursujące co pięć minut – ale i nieokreślone niedogodności, a wśród nich taka, że po naszym żywym inwentarzu powinniśmy sprzątać tak jak po sobie.

Mamy niestety poważny problem i to problem skrojony idealnie na miarę władzy samorządowej. Do tej pory podejmowała ona nieśmiałe próby w tym kierunku, ale spełzły one na niczym. Pora więc na środki radykalniejsze. Jestem przeciwnikiem uciekania się do metod tylko policyjnych, sądzę że zamiast tylko grozić kijem powinniśmy również dawać marchewkę – bo takie działania są po prostu skuteczniejsze.

Zaproponowałem więc (w imieniu klubu PiS) podejście do sprawy w sposób kompleksowy. A więc po pierwsze wyznaczenie na dzielnicach „psich toalet”, gdzie psy mogłyby załatwiać swoje potrzeby. Po drugie rozpowszechnienie dystrybutorów torebek na odchody (płatnych), aby właściciele mogli posprzątać po psach, które załatwiły się poza „toaletami”. Po trzecie przygotować akcję informacyjną, która zapoznałaby właścicieli psów z tymi możliwościami, a zarazem pouczyła o konsekwencjach nie sprzątania po swoich pupilach. Wreszcie po czwarte – zmienić podejście służb porządkowych do tematu, tak aby nie posprzątanie po swoim psie, załatwiającym się w miejscu do tego nie przeznaczonym, wiązało się z realnym ryzykiem otrzymania solidnego mandatu.

Wiem, że problem łatwo obśmiać, co więcej od kilkudziesięciu lat uchodzi za nierozwiązywalny. Co gorsza trudno, żeby jakiś radny czy wysoki urzędnik szczycił się walką z psimi kupami. Z bezrobociem, z przestępczością, z biedą – o z tym można dumnie walczyć. Ale z kupą? No cóż, trudno, jak się jest radnym to czasem trzeba i z kupą… Na szczęście wygląda na to, że coraz większa liczba radnych dochodzi do tego wniosku.

Mamy więc do czynienia w naszym mieście z dużym postępem „w temacie” psów: podatek już „załatwiony”, a co do kup to jest realna nadzieja. Na czym – z nadzieją na bardziej górnolotne tematy za miesiąc – kończę. Do przeczytania za miesiąc.

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

www.horala.pl

Dwugłos

Dwugłos

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski*

Do dwudziestu ośmiu odlicz

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski

Nareszcie. Stan dziwnego niepokoju i poczucia niedokończenia minął, ustępując miejsca poczuciu normalności. Co się takiego stało? Niby rzecz niewielka, a jednak wielka: Andrzej Bień został radnym, obejmując mandat a rada miasta po raz pierwszy w tej kadencji uzyskała przewidzianą ustawowo liczebność, czyli 28 osób. Zresztą, do dwudziestu ośmiu, wiceprzewodniczący rady musieli podczas tej sesji odliczyć kilkanaście chyba razy, co pokazuje jak miło, spolegliwie i jednogłośnie bywało. W każdym razie jesteśmy w komplecie, a Andrzej stwierdził żartem, że właśnie po rocznej kampanii wyborczej udało mu się wejść do Rady. To niewątpliwie zysk dla miasta. Podczas sesji radni nie tylko przyjęli Andrzeja do swego grona, ale też powołali go w skład komisji samorządności lokalnej i bezpieczeństwa oraz obsadzonej do tej pory jedynie przez opozycję, komisji gospodarki mieszkaniowej. Jak widać radny Bień, do strachliwych nie należy i „czarnego luda” się nie zląkł;)

Najwięcej emocji zapowiadało się w punkcie obrad dotyczącym opłat za posiadanie psa: opozycyjni retorzy szykowali płomienne wystąpienia, transparenty „Burek for free” stały gotowe do rozpostarcia – słowem: szykował się ogień, wrzątek i walka żywiołów. Nie wątpię, że rozczarowanie kolegów było spore, gdy dowiedzieli się, że „Samorządność” podjęła decyzję o niewprowadzaniu opłaty i ten punkt programu stał się bezprzedmiotowy.

Tematem psim pewnie wszyscy są już nasyceni i wszelkie argumenty w tej sprawie już padły – jeśli ktoś uważa inaczej i oczekuje mego głosu w tej kwestii, to pozwolę sobie odesłać do mojego felietonu, opublikowanego kilka dni temu na blogu: http://trzebiatowski.blox.pl/2007/11/BUTY-MOJEJ-CORKI.html

Teraz tylko jedna ciekawostka: dzień przed sesją, gdy mój blog był jeszcze czysty i nieskalany psią tematyką, w „Dzienniku Bałtyckim” mój ulubiony redaktor Szymon Szadurski raczył napisać, że podatek od psów budzi kontrowersje i nawet radny Zmuda Trzebiatowski z „Samorządności” skrytykował go na swoim blogu. Prorok czy co? Podszedłem zatem na sesji do pana redaktora, by pogratulować mu prekognicji i przy okazji zapytać, czy nie powróżyłby mi także w innych sprawach. Niestety, okazało się, że to nie jasnowidzenie, tylko tzw. „rzetelność dziennikarska” (bo Horała mi podesłał link i tam przeczytałem) – pan redaktor nie spojrzał nawet na to, skąd pochodzi ten link i … wymyślił sobie, że z mojego blogu. O poziomie trójmiejskich mediów kiedyś już pisałem, powtarzać się nie będę – życie samo przynosi przykłady;)

Tak jak wspomniałem, duża część sesji to tak zwany Front Jedności Narodu, czyli za: wszyscy, przeciw: nikt. Słowem: pręż oko i skronie w Gdyni obronie i inne takie. Były jednak takie momenty, gdy koledzy z opozycji przypominali sobie, że należałoby się nieco wyodrębnić i odróżnić od tej bezrefleksyjnej i automatycznie głosującej „Samorządności” i podejmowali jakieś wysiłki. Padło na taksówki – radni PiS stwierdzili mianowicie, że jest ich za dużo (taksówek, nie radnych PiS)i zgoda na to, by było ich znacznie więcej (500 nowych zezwoleń w tym roku jest możliwych, dzięki decyzji rady) im się nie podoba, bo chodzi wszak o to by reglamentować, ograniczać i nie wpuszczać nowych. Kto to słyszał, Panie o wolnym rynku? To jakieś wydziwianie jest!

Dwugłos

Radni PiS podnosili przy tym argument, że i tak chleb taksówkarza jest niełatwy, pieniądze niewielkie i w zasadzie to dzielni szoferzy do tego biznesu już dopłacają. Jeśli tak jest (a czemu miałbym nie wierzyć mym prawym i sprawiedliwym kolegom?), to możemy spać spokojnie – żadne nowe zezwolenia nie będą potrzebne, bo ludzie są rozsądni i w biznes, na którym nie da się zarobić, po prostu nie wejdą. No, chyba, że jednak się da (ale wtedy wychodziłoby na to, że radni PiS po prostu próbują zamknąć możliwości zarabiania dla części gdynian, a to chyba niemożliwe, bo owi radni prawi i sprawiedliwi są). W każdym razie, skoro ustawodawca każe określać limit, to go określamy, ale na takim poziomie, by dawał szansę każdemu, kto zda stosowne egzaminy, wejścia na rynek usług przewozowych. Swoją drogą, współczułem mojemu współfelietoniście Marcinowi, że musiał firmować projekt tak sprzeczny z drogi mu ideałami swobody gospodarczej i liberalizmu. Trudno, taki widać koszt loga partyjnego. W końcu nawet świętemu Piotrowi takie wyparcie się zdarzyło, co nie przeszkadza mi darzyć go szacunkiem.

Co jeszcze? Ustalono wysokości podatków na rok 2008, będące w zasadzie kontynuacją stawek z 2007 roku powiększonych o wskaźnik inflacyjny rzędu 2,2 %, co poparła jednogłośnie cała rada i sprawa ta nie budziła większych emocji. Warto wspomnieć też o tym, że jeśli w listopadzie nie ma jakichś uchwał, to warto się z tego cieszyć (w Gdańsku się pojawiły i szloch przebiegł przez miasto), bo znaczy to na przykład, że opłaty za przejazd komunikacją miejską w 2008 roku nie ulegną zmianie. Gdyby miała taka zmiana nastąpić, należałoby ją przyjąć właśnie na listopadowej sesji. Zatem to klasyczny przykład potwierdzający powiedzenie: „Brak wiadomości to dobra wiadomość”.

Na ogół nie piszę o nazwach ulic – ot, zwykła działalność rady i honorowanie kolejnych osób, środowisk, czy wydarzeń. Tym razem jednak warto napisać choć kilka słów – decyzją rady zniknęła zatem ulica Henryka Rutkowskiego, jednego z bohaterów ruchu komunistycznego, a w jej miejsce pojawiła się ulica Kazimierza Młodzianowskiego. Ciekawostką jest bowiem to, że ulica ta powróciła do swojej historycznej, przedwojennej nazwy, mamy zatem do czynienia z come backiem Kazimierza Dąbrowy – Młodzianowskiego, legionisty, wojewody pomorskiego, jednego z orędowników budowy portu i miasta Gdyni, autora hasła i akcji Wszystko dla Gdyni. Zatem historia kołem się toczy a na mapie miasta pojawia się kolejny patron, o którym warto pamiętać. Przyznaję, że o tę pamięć byłem do tej pory uboższy.

Na sesji zatem spokojnie, roboczo i sprawnie. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby w życie wszedł pomysł moich przesympatycznych kolegów z PiS, by sesje rady transmitować w telewizji. Ci, którzy pamiętają taki czas w dziejach Gdyni wspominają go ze zgrozą: sesje trwały podobno kilkukrotnie dłużej niż obecnie a każdy pretekst do zabrania głosu był skrzętnie wykorzystywany. Słowem: targowisko próżności w pełnej krasie, popisy oratorstwa, a sesja to jedynie pretekst do tego, by zabrać głos.

Zaczął się czas adwentu. Życzę nam wszystkim mądrej cierpliwości, spokoju i siły płynącej z dobrze przeżywanego oczekiwania. Wszak czekać można bezczynnie, albo spędzając czas na przygotowaniach – życzę nam wszystkim tego drugiego scenariusza.





*Zygmunt Zmuda Trzebiatowski jest radnym okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia). Reprezentuje Samorządność.

trzebiatowski.blox.pl


Powiązane artykuły

- Wszystkie "Dwugłosy"