Szał, krzyk i różowe okulary. High School Musical w Gdyni
Katarzyna Wysocka
Recenzja na smsa: Lans, dans i kukuryku.
Troy Bolton i Gabriella Montez to od 2006 roku bohaterowie wszechczasów, oczywiście we wcieleniach Zaca Efrona i Vanessy Hudgens w amerykańskim pierwowzorze High School Musical. Wyjątkowy sukces telewizyjnego filmu namacalnie dotknął wszystkich, dla których rozrywka ważna i ważniejsza jest. Któż z młodych i starych nie zazdrości wdzięku, czaru, wybitnych zdolności, luzu i pomysłowości młodym bohaterom? Nie ma takich śmiałków. Śmiało jednak można powiedzieć, że młodzież East High School mieści w sobie wiele, także rodzinnych i społecznych ograniczeń, które „emitowane” w grupie, nieoczekiwanie przynoszą wspaniałe efekty. Młodzież garnie się do siebie, mimo podziałów, wszyscy są w stanie wybaczać sobie i innym, giną podziały pokoleniowe, a aktywność społeczna wespół z umiłowaniem nauki to pierwsze młodzieńcze myśli zaraz po przebudzeniu.
Nie można zapomnieć, że współczesna młodzież ma rozliczne problemy, o którym „starym” się nie śniło. Być może jedynym sposobem na rozładowanie napięć nastolatków jest wizualizacja szkolnych niepowodzeń, trudności i zachwytów. Można lokalnie skorzystać z niektórych elementów o narodzie stanowiącym-jak zainteresowanie sportem czy preferencje typów urody, bo moda, muzyka, gesty i slang to już kaliber uniwersalny.
W spektaklu gliwickiego Teatru Muzycznego zobaczyliśmy kilkudziesięcioosobowy zespół nastolatków i młodych obywateli po dwudziestce. Kolorowi, z energią, niektórzy z dorobkiem artystycznym pokazali swój świat taki, jaki jest naprawdę. Z dylematami i wyborami, z wszelkimi konsekwencjami życia ponad miarę goniącego w rozmaitych kierunkach, szalonego, ale także obiecującego łatwo i nieprzyzwoicie, stylizowanego i lukrowanego blichtrem. W HSM nikt takiemu światu nie zaprzecza, ale uwagę ma przyciągać przede wszystkim historia dwojga bohaterów, co jak najsłynniejsi kochankowie Szekspira tak szybko złączyć się nie mogą. Wszyscy od początku i tak wiedzą, że finał będzie szczęśliwy, bo przecież to teatr jest. Mateusz Cieślak w roli Troja był przekonywujący jako nastolatek postawiony przed wyborem własnego szczęścia, lojalnością wobec zespołu koszykarskiego (piłki do kosza najlepszej firmy Spalding robiły wrażenie, natomiast wrzuty niekoniecznie) a posłuszeństwem wobec ojca. Śpiewał dojrzale i łagodnie. Partnerowała mu w podobny sposób Sara Chmiel. Michał Korzeniowski jako Ryan Evans był świetny tanecznie, natomiast zapomniał o właściwej intonacji. Jedną z wiodących ról miała Marta Florek. Zagrała rozkapryszoną i głupiutką blondykę, łasą na pochlebstwa, która za wszelką cenę pragnie zdobyć uznanie. Umiała rozbawić publiczność i zwrócić na siebie uwagę. Docenić nalezy jej duży wysiłek aktorski, dzień wcześniej grała w Oliverze.
Ucho Gdynia Gazeta Świętojańska
High School Musical Teatru Muzycznego z Gliwic na III Festiwalu Teatrów Muzycznych w Gdyni . Jeśli masz kłopoty z „odpaleniem” filmu, wejdź tutaj
Młodzi artyści pokazali też swój świat leksykalnie i logopedycznie. Niestety, nie wypadli najlepiej. Szwankowały dykcja i dokładność, a u niektórych wyraźnie było słychać wady wymowy. Niechlujność językowa jest zjawiskiem powszechnym u młodych (czekam aż ogłoszą ją chorobą społeczną), lecz dlaczego w teatrze muzycznym nie poprawić jakości wymowy? Młodsi koledzy w spektaklu „Oliver!” Teatru Rozrywki z Chorzowa mogliby być dobrymi nauczycielami, ponieważ zaprezentowali niebywałe jak na tak dużą grupę osób możliwości dykcyjne, nie wspominając także o zgraniu i uważności.
Młodzi artyści zaprezentowali się poprawnie, choć nie na miarę Festiwalu. Przeszkadzało niezrozumienie śpiewanych utworów i sztuczność choreograficzna w niektórych scenach.
Odniosłam wrażenie, że oklaski były zaprogramowane i wywoływane w nadmiernej ilości. Podczas przerwy urządzono „rozdawnictwo” nielimitowanych kuponów do glosowania, a przyznanie się rozdawających do bliskich związków z grającymi, daje podstawy do sądu, że mieliśmy do czynienia z powszechną w zapomnianych czasach klaką.