Exodus
Zbigniew 200 gram Szymański
Już się budzi, wychodzi z swych nor.
Prawie tydzień niczego nie jadła,
Lepka, brudna jak po strzale w skroń,
Szczurza, podstępna, nasza pogarda.
Już spuchnięta od obłudy twarz,
Robi wodę nam z mózgu na wizji.
Bym w stuporze bezmyślnie trwał,
Dławi gardło hiena hipokryzji.
Markietanka historia już zbiera,
Truchło z pól, zabitego państwa.
Spod spódniczki jej kusej wyziera,
To, o czym piszą poeci łgarstwa.
Krzyk się niesie przez światłe salony,
Błyszczą złota,srebrzą lisie futra.
Nadziei ledwie co narodzony,
Ślepy szczeniak nie dożyje jutra.
Już się budzą, wychodzą z swych nor,
Senne mary, wraca zawiść swojska.
W pianie Jeźdźców Apokalipsy koń,
Nagi zewłok w pyle ciągnie- to Polska.
Trwa exodus powszechny robactwa
Z nor- żerować na truchle państwa.