Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Dwugłos:świetny

Opublikowano: 31.03.2010r.

Z "Dwugłosami" bywa różnie, jak ze wszystkim. Ten jest godny siebie.

Marcin Horała*


O szanowaniu się przez Radę Miasta



Marcin Horała

Na ostatniej sesji zdarzyło się kilka ciekawych momentów, z których najistotniejszym było niewątpliwie przyjęcie projektu zagospodarowania terenu Mola Rybackiego, czyli inaczej mówiąc terenów „Dalmoru”. Postaram się jednak nie przedzierzgać z felietonisty w reportażystę i zamiast sucho relacjonować zdarzenia z sesji wyciągnę z nich jakieś wnioski. A wnioski są takie, że rada miasta, bądź co bądź najwyższy organ władzy samorządowej, po prostu się nie szanuje.

Projekt miejscowego planu zagospodarowania Mola Rybackiego został wniesiony pod obrady w bardzo oryginalnym trybie. Zastanawiam się jeszcze czy ten sposób wnoszenia projektów pod obrady nazwać „z partyzanta” czy „ zza węgła”. Najpierw projektu takiego nie ma. Nie ma w proponowanym porządku obrad, nie ma w aneksie do porządku obrad, nie ma nawet w drugim aneksie. Potem projekt przechodzi w stan bytu potencjalnego, staje się projektem in statu ascendi, Nadal projektu nie ma, ale już wiemy że być może, że jego nie-byt nie jest stanem definitywnym, jest nie-bytem nabrzmiewającym możliwością zaistnienia. Jacyś radni dostają zapisy planu z tajemniczą adnotacją „pan prezydent prosi o zapoznanie się”.

No i nagle następuje wybuch bytu projektu, projekt gwałtownie niespodziewanie i w ostatniej chwili (konkretnie o 15:00 w przeddzień sesji) konkretyzuje byt potencjalny w byt realny. No po prostu projekt jest.

Zamiast przewidzianego w regulaminie rady miasta terminu 14 dni przed sesją mamy nowy termin – 14 godzin przed sesją. Na następną sesję proponuję Panu prezydentowi nowy pomysł – zgłoszenie projektów 14 minut przed sesją. W końcu radni Samorządności i tak bez czytania wiedzą jak zagłosować.

Na takie jaja rada powinna odpowiedzieć prosto i jednoznacznie – nie dopuścić projektu do porządku obrad. Sprawa jest zbyt ważna dla naszego miasta, żeby załatwiać ją z partyzanta. Niestety w burzliwym związku rady miasta z prezydentem rada zachowuje się jak kobieta, która zupełnie nie zwraca uwagi na to, czy jej mężczyzna o nią dba, czy liczy się z jej zdaniem, ba może nawet przyjść do domu pijany i wejść do łóżka w zabłoconych butach – a o ona i tak będzie chętna i zachwycona że pan i władca ją zaszczycił. Jak się sami – my, rada miasta – nie szanujemy, to nie ma co się dziwić, że prezydent wykorzystuje nas przy każdej okazji jak mu wygodnie. Powinien zostać raz i drugi wystawiony na wycieraczkę, tzn. projekt złożony zza węgła powinien zostać niewpisany do porządku obrad albo w wersji skrajnej odrzucony – to by się nauczył przychodzić do nas tylko umyty, ogolony i z kwiatami (to znaczy zgłaszać projekty uchwał z odpowiednim wyprzedzeniem i po odpowiednich konsultacjach).

Inny wątek nieszanowania się rady ujawnił się przy okazji zgłoszonej przeze mnie poprawki do projektu uchwały o dotacjach na cele renowacji i konserwacji zabytków. Chodziło o to, żeby dofinansować rozbiórkę dobudówki szpecącej zabytkową bryłę kościoła św. Mikołaja w Chyloni. W tej samej uchwale były środki na dofinansowanie kilkunastu remontów elewacji kamienic w Śródmieściu, które indywidualnymi zabytkami nie są, tylko znajdują się na terenie uznanego za zabytek zespołu zabudowy centrum. Uważałem, że po pierwsze, odpowiednie wyeksponowanie jednostkowo wpisanego do rejestru zabytków obiektu, w dodatku dość unikatowego na skalę gdyńską, jest z punktu widzenia miasta istotniejsze od tego czy w tym roku elewację będzie miało odnowione 15. czy 12. kamienic w centrum. Po drugie zrozumiałe, że z przyczyn naturalnych przytłaczająca większość dotacji idzie na obiekty znajdujące się w Śródmieściu – ale tym bardziej warto dofinansować rzadki przypadek dobrego projektu renowacyjnego umiejscowionego w innej dzielnicy. Aby jednak nikogo nie poszkodować, proponowałem brakujące środki (około 70 tys. zł, a więc w skali miasta pryszcz) przesunąć z rezerwy ogólnej.

Oczywiście mój projekt poprawki spotkał się z ciętą ripostą, iż podważam w ten sposób przyjętą procedurę rozdziału środków. Tymczasem niczego nie podważałem bo procedura – skoro chodzi o uchwałę rady miasta – służy tylko przygotowaniu propozycji dla rady. Ostateczna decyzja jest w suwerennej gestii rady miasta i tak jak najbardziej może treść propozycji powstałej w wyniku stosowania procedury zmienić. Czego oczywiście nikt nie podważał w sensie formalnym. Ale na przykład koleżanka Beata Łęgowska podważała w sensie moralnym, jakoby takie zgłaszanie poprawek (aż chciałoby się dodać sakramentalne „na kolanie”) było czymś niestosownym. Padły słowa, że koleżance radnej jest z tego powodu przykro.

Rozumiecie państwo? Radny miasta na sesji rady miasta zgłasza poprawkę do projektu uchwały rady miasta. No niby formalnie ma prawo, ale a fe, jaka to przykrość, jaka to niestosowność. Jak wiadomo od przygotowania projektów uchwał jest tylko Pan prezydent tudzież osoby, które uzyskały od Niego koncesję na taką działalność. Rada jako taka jest od tego, żeby projekty przyklepywać, a nie w nich bezczelnie grzebać.

Drugim argumentem przeciw było to, że moja poprawka wymagała zmiany budżetu. Czego nie ukrywałem i wprost w tekście poprawki uwzględniłem. Poprawka, przypomnę, miała dotyczyć zawrotnej kwoty około 70 tys. złotych. Na tej samej sesji uchwalaliśmy zmianę budżetu opiewającą na kilkanaście milionów - no ale tu wnioskodawcą był Pan prezydent. Natomiast żeby to radni z własnej inicjatywy podejmowali decyzje wpływające na zmianę budżetu? Eee, co to, to nie, budżetu lepiej się nie dotykać bo jeszcze coś zepsujemy. Jak mawiała moja córka „bojam się, bojam się”. Córka już z tego wyrosła, ale rada miasta Gdyni najwyraźniej nie.

Mamy więc do czynienia z objawami zapaści rady miasta. Na pierwszy rzut oka można by stwierdzić, że jest to zapaść intelektualna – Pan prezydent i jego urzędnicy to są mądrzy, znają się na tych wszystkich słupkach, liczbach i skomplikowanych słowach i lepiej my – prostaczkowie radni – nic tam im nie zmieniajmy bo będzie bieda. Tak się jednak składa, że przez cztery lata poznałem większość radnych, więc mogę zaryzykować twierdzenie, że ludzi zdecydowanie niegłupich, a nawet znających się na różnych aspektach funkcjonowania miasta, jest na pewno większość.

To nie jest zapaść intelektualna tylko świadomościowa. Brak poczucia własnej wartości, brak politycznej virtu, brak poczucia podmiotowości. Myśl, że tak naprawdę to my, radni, jako władza uchwałodawcza jesteśmy od decydowania w najważniejszych dla miasta sprawach – a Pan prezydent powinien być tylko sprawnym wykonawcą naszych decyzji – wydaje się w Gdyni jakąś herezją. A przecież wynika wprost z zapisanych w ustawach kompetencji władz samorządowych. Koledzy radni - jeżeli mnie czytacie – odważcie się zrozumieć, że jesteście władzą. Że mieszkańcy wybrali was po to, żebyście rządzili Gdynią, a nie antyszambrowali po gabinetach zastępców naczelników, żeby pozałatwiać trochę jednostkowych bolączek.

My, rada miasta, powinniśmy po prostu zacząć się szanować.

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

www.horala.pl

Dwugłos



Zygmunt Zmuda Trzebiatowski*

Z PAMIĘCIĄ O PRZESZŁOŚCI, ODWAŻNIE W PRZYSZŁOŚĆ



Zygmunt Zmuda Trzebiatowski

Pisanie felietonu na starcie Wielkiego Tygodnia ma swoje zalety: pozwala uzyskać należny dystans, z większą pokorą przyjrzeć się faktom, które miały miejsce oraz chroni serce i - co za tym idzie – palce błądzące po klawiaturze - przed niepotrzebnymi uszczypliwościami czy zbyt łatwymi osądami. Treść i formę swoich posesyjnych refleksji przemyślałem wędrując trasą gdyńskiej drogi krzyżowej i oceniam tę lekcję jako ważną dla mnie. Żądnych polemik i prowokacji rozczaruję – ten felieton będzie ich pozbawiony.

Marcowa sesja to ciekawy moment, w którym połączyło się ze sobą myślenie o historii Gdyni i jej przyszłości, sytuacja, która najpełniej pokazuje zadania rady miasta i samorządu jako całości: utrzymania zdrowej proporcji między troską i pamięcią o historii i dziedzictwie miasta a wizjonerstwem i odwagą projektowania przyszłych rozwiązań. To coś, co przypomina mi fotografię niedawno eksponowaną na „GŚ”, gdzie dawny drewniany krzyż stojący ongiś na brzegu morza, sąsiaduje z symbolem nowoczesnej Gdyni: budynkami Sea Towers. I tak jak na tym zdjęciu zbiegły się te dwa elementy, tak było i na sesji: z jednej strony uchwała dotycząca udzielenia dotacji na prace konserwatorskie, restauratorskie i roboty budowlane przy obiektach zabytkowych, z drugiej zaś uchwalany przez radę miejscowy plan dla rejonu Mola Rybackiego.

Jeśli chodzi o dotacje, to kolejna z takich uchwał i – co ważne – po raz kolejny przeznaczająca większe kwoty na ten, moim zdaniem, świetny program wspierania właścicieli obiektów zabytkowych w wysiłku remontowo- renowacyjnym i mobilizowania do niego tych, którzy do tej pory bali się na niego poważyć. Kwota półtora miliona złotych to solidny zastrzyk gotówki, w dodatku wprowadzony do całego miejskiego krwiobiegu. Bo choć, z przyczyn oczywistych, w wykazie dofinansowanych remontów dominują lokalizacje śródmiejskie (nie tylko zabytki, ale także obiekty położone na terenie objętym ochroną konserwatorską jako całość), to wśród nich pojawiają się takie pozycje, które niosą w sobie ważne przesłanie: zmieni się oblicze willi „Szczęść Boże”, której obecny stan frustruje każdą osobę, która przechodzi w jej sąsiedztwie, rozpocznie się remont budynku gdyńskiego sądu (aby możliwe było przekazanie instytucji środków na ten cel, musiało powstać specjalne stowarzyszenie „Zabytkowa Gdynia”) czy wreszcie odzyska blask budynek Akademii Morskiej przy alei Jana Pawła II. Natomiast, mnie osobiście cieszy fakt, że w wykazie są także zabytki spoza Śródmieścia: chyloński kościół św. Mikołaja, dawny dom podoficerski położony na Grabówku na Morskiej 67czy kamienica ze Słupeckiej. Największe emocje budzi we mnie jednak zapowiadający się remont niezwykłego absolutnie budynku przy Chylońskiej 112, willi dawnego kierownictwa Zakładów Gazowych. Przez długie lata ten budynek był absolutnie niewidoczny, dopiero po powstaniu ”Lidla” uzyskał ekspozycję i przy okazji – ujawnił się jego stan techniczny. Przyglądam mu się bardzo często, z wielkim zainteresowaniem – jest bardzo oryginalny, nietuzinkowy i jakiś taki surrealistyczny, przez sąsiedztwo targowiska i parkingu „Lidla”. Przez długie w dworku nic tam się nie działo, zdaje się, że jak najczęściej bywa, toczyły się sprawy spadkowo-własnościowe, już najwidoczniej uregulowane, skoro wnioskodawcy zdecydowali się na remont. Tym z Państwa, którzy to miejsce znają, opisywać go nie muszę, natomiast tym, którzy nie widzieli – zdecydowanie polecam. Niezwykły obiekt i to w miejscu, w którym nikt by się go nie spodziewał. Na zachętę proponuję zdjęcia, pochodzące z blogu gdywstecz.blox.pl

 Gdynia Gazeta Świętojańska  Gdynia Gazeta Świętojańska

Jak wszyscy wiemy – Gdynia to miasto prywatne. Choć generalnie to dobre, to są sytuacje, gdy samorząd, nawet gdyby chciał, może niewiele. Natomiast w pewnych kwestiach jednak ma pewne możliwości – i to cieszy. Cieszy tym bardziej, że wymaga to współpracy z mieszkańcami, a sytuacje dialogowe, mimo, że trudne, są edukacyjne dla wszystkich stron. Właściciel zabytku wie, że ciążą na nim pewne niestandardowe obowiązki a jego prawa są dużo bardziej ograniczone niż innych posiadaczy, ale ma świadomość, że może liczyć na pomoc miasta, które jest zainteresowane końcowym sukcesem i skłonieniem właściciela do inicjatywy. Jak dla mnie – modelowa sytuacja, gdzie nikt nikogo do niczego zmusić nie może, natomiast motywacja i wsparcie są jak najbardziej przydatnymi narzędziami. Uważam, że gdyński program dotowania obiektów zabytkowych jest jednym z największych sukcesów tej kadencji i mam nadzieję, że będzie nie tylko kontynuowany, ale i rozwijany. Potrzeby są ogromne, a Gdynia ma zabytków zbyt mało, by je zaniedbywać.

To było spojrzenie za siebie, a teraz nieco o tym przed siebie. Teren „Dalmoru” to jedno z miejsc, które kojarzy chyba każdy, jednocześnie zadając sobie pytanie: czy to tak musi wyglądać? To sytuacja podobna do tej ze Szpitalem Miejskim czy dworcem Gdynia Główna, gdzie przed oczami mieszkańców i turystów rozpościera się – łagodnie mówiąc – nieapetyczny widok, a zasłużone gromy spadają niezasłużenie na władze Gdyni, niezależnie od tego, ile razy przypomina się, że nie są to obiekty należące do miasta. Czyje by nie były, szpecą, psują nastrój i nie zachęcają do wizyty w mieście. Z terenem „Dalmoru” jest podobnie. Wprawdzie obiekty przemysłowe nigdy do szczególnie urokliwych nie należą i nie taka jest ich funkcja, z drugiej jednak strony wszystkie osoby spacerujące po Skwerze Kościuszki i Alei Jana Pawła II bardzo wyraźnie widzą, że teren jest nie tylko zamknięty i nieetyczny, to na dodatek – praktycznie martwy. Możemy dzielić się swoimi refleksjami na temat gospodarki morskiej i przyczyn jej kryzysu, niezależnie jednak od tonu i długości tej dyskusji przyznać trzeba, że teren ten jest obecnie pomnikiem upadku tej branży, a potężne niegdyś przedsiębiorstwo połowów dalekomorskich utrzymuje się z magazynowania towarów, które obok ryby nigdy nawet nie leżały. Uchwalony przez radę miasta plan dla tego terenu jest w mojej ocenie bardzo ważnym wydarzeniem, z kilku powodów.

Po pierwsze – dotyczy obszaru położonego w samym centrum miasta, w miejscu, które widzi każdy niemal turysta, w miejscu, którego otwarcie i dostępność jest kluczowe i potrzebne, a widać to było wyraźnie podczas obu światowych zlotów żaglowców, gdy nabrzeża służyły odwiedzającym imprezę i były niezbędne przy realizacji imprezy w tej skali.

Po drugie – dotyczy terenu, nienależącego do gminy, a niemalże w całości będącego własnością Skarbu Państwa, stąd potrzeba długich, żmudnych i ważnych negocjacji, definiujących zgodnie nowe funkcje tego obszaru i przesądzających o otwartości tego terenu. To nie był zwykły plan robiony w Gdyni – to misterna układanka, nad którą biedzili się planiści, władze miasta, pomorscy parlamentarzyści i przedstawiciele Skarbu Państwa.

Po trzecie – plan jest elementem kluczowym dla powodzenia procesu prywatyzacji „Dalmoru”, którego nabywca zapewne nie będzie na kutrach ścigał pojedynczych, zagubionych w falach Bałtyku śledzi, ale zajmie się zapewne sprzedażą i/lub dzierżawą terenów pod konkretne inwestycje mieszkaniowo – usługowe. Tylko plan, który zapewni odpowiednie możliwości dla tego terenu, może skusić potencjalnych inwestorów do zakupu firmy, której jedynym istotnym składnikiem majątku stał się właśnie teren, na którym się mieści.

Po czwarte – plan daje również miastu wartość dodaną, tworząc warunki do powstania Muzeum Żeglarstwa, na czym zależało i zależy Centralnemu Muzeum Morskiemu. To dobrze, że będzie ono mogło powstać właśnie w Gdyni – znów zyskamy dodatkową atrakcję, która bardzo pasuje do naszego miasta.

Po piąte – plan jest reakcją na poziomie ustaleń regulacyjnych na plagę ulic i kwartałów „bankowych”. Udało się tak doprecyzować zapisy , by zamknąć drogę do powstawania kolejnych placówek i oddziałów na tym obszarze. Mam nadzieję, że to narzędzie będzie stosowane częściej i we wszystkich istotnych miejscach.

Ten plan jest dla mnie dobrym przykładem tego typu działań strategicznych, które samorządy mogą i powinny podejmować. Bo oczywiście o tym, kto ten teren kupi, jak szybko podejmie jakieś działania, czy, jakie usługi i w jakiej skali będą realizowane na przywróconych miastu terenach, zdecyduje rynek, koniunktura i setki uwarunkowań, na które gdyński samorząd zapewne wpływu nie ma. Jedno jest pewne – uchwalenie takiego planu dla bardzo atrakcyjnego terenu jest zaproszeniem dla potencjalnych inwestorów i pokazaniem, jakie funkcje na tym obszarze są preferowane, w domyśle; mają szanse na sukces. Myślę, że magia tego miejsca, którą wykorzystał Inwest Komfort i sukces Sea Towers, jako jedynej zrealizowanej w ostatnich latach inwestycji mieszkalnego wysokościowca (Odra Tower, Sky Tower czy Złota 44 wciąż pozostają jedynie w sferze planów i wizji lub gruntownych przeprojektowań), przyciągnie naprawdę ciekawych inwestorów.

I tak trochę obok sesji – wczoraj miałem okazję do dłuższej rozmowy z przedstawicielami gruzińskiego miasta Rustawel, którzy przebywają w Gdyni, a w ramach swego pobytu podpisali także list intencyjny dotyczący przyszłej współpracy naszych miast. Podczas takich rozmów szczególnie mocno można doświadczyć tego, jak długą drogę przeszliśmy jako miasto i jak wiele z tych elementów naszego otoczenia, do których przywykliśmy, uznajemy już za oczywiste, odwieczne i nie widzimy powodów, by się nimi nadmiernie ekscytować, budzi uznanie, podziw i zazdrość ludzi z krajów, którzy takie zmiany mają dopiero przed sobą i właśnie z gdyńskich przykładów chcą się uczyć. Takie spotkania to lekcja także dla nas.

Kończąc, życzę wszystkim czytelnikom, - stałym i przypadkowym - zdrowych, spokojnych, pełnych wiosennej radości świąt Wielkiej Nocy, pokoju w sercach i nadziei na dobry czas, który przed nami.

*Zygmunt Zmuda Trzebiatowski jest radnym okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia). Reprezentuje Samorządność.



trzebiatowski.blox.pl