Małgorzata Borzeszkowska -„U bramy”, czyli „nordic poetic walking”
Małgorzata Borzeszkowska buszuje po Wrzeszczu i starym Gdańsku ze swadą i swobodą Guntera Grassa.
Miałam już w życiu fart, a co?
Na niebie chmurki z monogramem.
Mercedes Benz i dużo szmat,
z czartem od kasyn miałam sztamę.
Widzę ją, nucącą tę przewrotną bossa novę niebiańską, kiedy to przyjaźnie poklepała po ramieniu na szczęście, spiżowego już bohatera* „Blaszanego bębenka” i zmierza na nieodległe własne podwórko, gdzie Reja krzyżuje się z ulicą Kochanowskiego. Założyłbym się, że z jakimś Oskarem smakowała onegdaj mityczną (tu) oranżadę w proszku wprost z dłoni. Dłoni, z której linia życia wybiega swobodnie, by meandrować uliczkami hanzeatyckiego Gdańska. Wprost z albumu Herr Steinke, w sepii i chmurze gołębi, wstępuje do gotyckiego nieba katedry. Gdańsk jest pępkiem świata, tak dla niej jak i dla Grassa. Tu Historia dopada nas na każdym kroku i jeszcze tyle tu się wydarzy...
Na mokrym chodniku pogubione skrypty i grudniowe okulary z nadpękniętym szkłem. („Kiedy byłam mała, w grudniu”). Za dziesięć lat będzie już duża na tyle , by przeżyć kasandrycznie zapowiadany tu sztorm:
O, hej Holender,
sztorm słone wątki przędzie,
nie wierzą już w wędrówkę dusz,
nie wierzą już legendzie.
I kiedy tu, w Gdańsku, poczęła się rozpadać stara demoludna i obłudna, środkowa Europa, a legendy poczęły wylęgać się nader seryjnie, tę „wiotką poetessę z niewielkim, ale jednak, nadmiarem wszystkiego?” – wiatr historii zawiał tam, gdzie klucz wiolinowy można już pomylić z paragrafem, a na „ stalowym wzmocnieniu okien” na ulicy Kurkowej - metaforycznie grać, jak to poetce wypada, w kółko i krzyżyk. (-) „a mi się świat wywrócił na przestrzał, postrzał i czterdzieści osiem godzin” („Wspomnienie durnej kombatantki”). Wiadomo – poetka , z natury rzeczy, powinna mieć „skrzywienie ust i nadziei na poprawność”. – Prawdopodobly – jakbym usłyszał doń sympatyczny neologizm-pointę nieco sarkastycznej i ironicznej anglistki, jaką jest Lęborcja B. kiedy zaczyna na przykład uprawiać „limerick walking”:
Stoczniowcowi z ulicy Reja
wciąż śniła się pontoporeja.
Raz na talerzu, a raz na wznak,
ni to krewetka ni to też rak,
taka skoruponomatopeja.
I tak gdańskie koło historii wystarczy zatoczyć, by po stycznej doń, wymknąć się w Bieszczady. No bo jej poezja, wędrowna jest i urokliwa... jak cygańska wróżba. Wszak szczęście końcem jest nieszczęścia a nieszczęście – szczęścia – końcem, nawet w dobie debi i internetu...A jednak i wzruszeń.
Aniele bieszczadzki
z historią niepewną,
aniele pustki i pół-obecności,
chłodnych cieni wśród łopianów,
podziel się z nami pamięcią
i struną światła ponad połoniną.
I anioł pomógł ewidentnie. „No to się pochwalę - wygrałam tym wierszykiem tegoroczne Bieszczadzkie Anioły :-))” - odnajduję na snobistycznym portalu literackim inskrypcję nieśmiało wciśniętą pomiędzy intele-erupcje, cmoki i pomruki salonowych poecic-lwic i lwów- poetników. I tu trzeba wprost i odważniej wyeksponować to, że wiersze Małgorzaty zdobywały laury w takich ogólnopolskich konkursach poetyckich jak m.in.: „O Kwiat Azalii”, „O Wawrzyn Sądecczyzny”, „O Palmę Wielkanocną”, na renomowanym lęborskim konkursie im.M.Stryjewskiego czy bielskopodlaskim konkursie im.J.I.Kraszewskiego. Wróżę kolejne nagrody, bo aniołowie czuwają. I będzie ich coraz więcej...Aniołów i uznania.”zasadziłam anielskie pióro w opuszczonej doniczce” („Hodowla”).
Trzymam w ręku tomik poezji, który na X Kościerskich Targach Książki Kaszubskiej i Pomorskiej "Costerina 2009" zdobył - II Nagrodę w edycji książki pomorskiej (poezja) . Tytuł – „U Bramy”.
(-) maja córeczka, czarodziejka
chwyta za ręce drzewo przydrożne
i tańczy,
klon czerwienieje z radości
Skoro „Moja córeczka czaruje” i robi z tym drzewem grafikę do tomiku mamy....to...
Jeśli nad rzekę wyjdę i w wodzie zatopię
- zielonej siostrze obłocznej wilgoci-
jeśli przeszłość utopię, czy dzień się wyzłoci,
czy się pobratam z czarownicą w sobie?
Tak i matka czarodziejki wyczarowuje takim tekstem nagrodę w konkursie leśmianowskim. Niedawno w rozmowie ze znakomitym poetą Jerzym Juniorem Stachurą roztrząsaliśmy problem starszy niż biblioteka w Niniwie. Co to jest poezja?.. I zgodnie do 1001-szej definicji dodaliśmy suplement nasz, że to „sztuka użycia tylko tych słów i li tylko w tym, a nie innym wierszu”. Banalne. No cóż – na początku było słowo...a dopiero to właśnie - bezbłędne „rzeźbienie w słowie” – konstytuuje poetę.
(-)...gdybyś tak zamienił mnie w drzewo,
rodziłabym ci liście na dywany i obrusy,
rozgałęziała się zielnie,
rozrastała między ścianą a ścianą
byś wreszcie wszedł w wilgotny cień,
wgryzł jak czerw pod szorstką korę...
I tak wiersz za wierszem, jak ten wyżej cytowany („A gdybyś”), klisza za kliszą (jak u metafizycznego rytownika gdańskiego – Stryjca) - żonglując emocjami poetka zatapia nas niczym inkluzy w subtelnym bursztynie własnej wyobraźni. Z aromatami uczuć jak ze sklepu kolonialnego, z przebarwieniami przekorą i pecynkami ironii. Ze „świeżymi słowami wiosennego łęgu”... Kto jeszcze wie, co to jest – łęg?..z rajsko – ptasim harmidrem i olchami po kostki w wodzie...
Obowiązek recenzenta pozwala mi zauważyć, że w „wypiekach” LB - zwierząt – jak na arce Noego. Liryczne ja rozmawia z koniem (ani chybi Pegaz), odnajduje opuszczone rekwizytorium po psie ( negatyw psa – jak zauważa jakiś salonista ), a że natura nie znosi próżni – wypełnia je kotem. I jak kot Salomon u Gałczyńskiego, tu jednooka kotka Antonina, też potrafi odmierzać przestrzeń stąd do gwiazd...
I mówisz: kot, a myślisz: cień,
rozparty nad miską mleka,
ostrożny krok po strunach mgnień
gwiazdy, co w przestrzeń ucieka.
(„Co to jest kot?”)
Kartkując tomik „U Bramy” trafiam na nierozcięty arkusz. Intuicja ironisty mi podpowiada, że któregoś dnia uczycielka Małgorzata, z kobiecą przewrotnością sprawdzi czy wszystko zostało właściwie odczytane...? I wystawi ocenę...No to ja wystawiam jej 5+. Bo już czekam niecierpliwie, jak i inni czytelnicy, na następny tomik. A Ona, wyposażona w wyprofilowane kijki, dynamicznym jak rytm jej wierszy - krokiem „nordic walking” maszeruje morenowymi wzgórzami za Lęborkiem. Oczywiście nucąc swoje bossanovy:
gdy zamiast biust do przodu prężyć
owinę się szalikiem w grochy,
w kieszeni znów przybędzie węży,
lecz serce nadal jakieś płoche
- ja mimo wszystko będę mieć...
(„Piosenka dla pani po 40-ce”)
*- sławetna wrzeszczańska rzeźba Oskara – głównego bohatera „Blaszanego bębenka”
Więcej wierszy Małgorzaty Borzeszkowskiej
Limeryki antydepresyjne: Małgorzata Borzeszkowska
Tadeusz Buraczewski 2010-03-08
Małgorzata Borzeszkowska, U bramy. Wydawca: Miejska Biblioteka Publiczna im. Jarosława Iwaszkiewicza w Lęborku, Lębork – 2009.