Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




"Dwugłos" po wyborach

Opublikowano: 30.10.2007r.

Nasi niezawodni felietoniści tym razem dali się wyprzedzić Mariuszowi Bzdędze w nadesłaniu felietonu, ale cóż - autor "Trzeciego oka" leciał na skrzydłach wyborczego sukcesu, a Zygmunt i Marcin może niekoniecznie. Zapraszamy do dyskusji koniecznie.

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski*

Sesja z wyborami w tle

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski



Kolejna sesja za nami i znów zadowolenie i spokój samorządowca mieszają się z frustracją felietonisty: na sali obrad nie było okrzyków, fechtunków, potwarzy ani nawet uniesień czy smętków, zatem marna sceneria dla ciekawego i frapującego artykułu. Wolę jednak tak, niż odwrotnie, gdyby z trudnością przychodziło ustalenie czegoś konstruktywnego, co miało miejsce.

Porządek obrad sesji był dość krótki: zgodnie z dobrą tradycją, udało się przyjąć kolejny plan miejscowy, tym razem dla obszaru Dickmana i Osady Rybackiej, a także przystąpić do opracowywania kolejnego, niezwykle istotnego, obejmującego teren między ulicami Świętojańską, Władysława IV i 10 Lutego, będącego doprecyzowaniem sytuacji powstałej po objęciu śródmieścia ochroną konserwatorską. Te punkty nie wzbudziły kontrowersji i zyskały zgodne poparcie sali.

Poparcie zyskały wszystkie punkty porządku obrad i nie sposób nawet powiedzieć, że wywołały większą dyskusję – nawet ta, która towarzyszyła zmianom opłat za przedszkola i żłobek dotyczyła kwestii niuansowych, zaproponowanych w poprawce Platformy, nie wywołała szczególnych emocji – wymiana zdań i opinii i głosowanie, ot wszystko. Warto wskazać jedynie na zbliżenie do siebie zasad obowiązujących w żłobku i przedszkolu i to cieszy. Wprawdzie żłobek formalnie podlega pod placówkę służby zdrowia, a przedszkole pod edukację, ale „proces technologiczny” dorastania małego ludzika tych różnic nie dostrzega, warto zatem rodzicom ułatwiać życie, procedury upraszczać, a opłaty odnosić do siebie nawzajem.

Najbardziej czasochłonnym elementem sesji był wybór ławników sądowych. Miałem okazję uczestniczyć w takim wyborze już po raz trzeci w swej „karierze” samorządowej, jest więc okazja do wniosków. Najbardziej podstawowy to taki, że chętnych do ciężkiej ławniczej pracy zdecydowanie ubywa – mieliśmy do niektórych sądów sytuację pozornego wyboru, gdyż chętnych było mniej niż miejsc. W niektórym były nadwyżki kandydatów, ale widać wyraźnie, że upadł mit ławnika – osoby łatwo zarabiającej spore pieniądze. Gdy okazało się, że pracy jest sporo, oczekiwana dyspozycyjność wysoka, a pieniądze symboliczne, nagle okazało się, że szeregi ludzi, którzy opowiadali jak bardzo zależy im na wspieraniu wymiaru sprawiedliwości, gwałtownie się przerzedziły. I dobrze – ławnik to osoba, która zdecydowanie nie powinna pochodzić z przypadku a jej motywacje winny być zdecydowanie bardziej szlachetne niż chęć zainkasowania okrągłej sumki. Wygląda, że do tego punktu dotarliśmy.

Dwugłos

Sesja odbyła się trzy dni po wyborach parlamentarnych i to się czuło. Wprawdzie skład na sali sie nie zmienił, radny Andrzej Denis mimo ciężkiej kampanijnej pracy nie odleciał na inną orbitę i pozostał wśród nas, ale atmosfera się – jak mówią – zrekonfigurowała. Do radnych PiS pasowałby chyba najbardziej mickiewiczowski opis „Wzrok dziki, suknia plugawa” (bez obrazy, oczywiście), a do platformersów hasło rodem z Jacka Kaczmarskiego „Idą Tytani”. Słowem: od razu było widać, gdzie rozbił się obóz zwycięzców, a kto liże powyborcze rany. Było też to słychać: radni z PO po okresie lekkiego uśpienia, tym razem wykazywali się dużą aktywnością i z jasnym obliczem i dumą na twarzy wygłaszali kolejne stanowiska, radni z PiS zaś wyglądali, jakby wychodzenie na mównicę sprawiało im fizyczny ból (poza moim zacnym współfelietonistą, który jak zawsze kwitł).

Czy te wybory coś dla naszego miasta zmienią, nie wiem. Kilka rządów od czasu rozpoczęcia przeze mnie pracy w radzie się już zmieniło i wielkiego wpływu na naszą sytuację nie dostrzegłem. Kolejne rządy żyją swoimi problemami, a my zostajemy z naszymi gdyńskimi i ani specjalnych sojuszników ani wrogów nie dostrzegam. Chciałoby się wierzyć, że ktoś wreszcie znajdzie sposób na poprawę sytuacji gdyńskiej stoczni, bo na razie mocnych na ten problem nie było, niezależnie od opcji. Być może nowy rząd wprowadzi obowiązek szkolny dla pięciolatków, co dla Gdyni oznaczać będzie zdecydowanie większą dostępność przedszkoli. Udziałów samorządu w podatkach nikt raczej nie zmieni, dodatkowych pieniędzy też nie wyczaruje, zatem i tak z większością kwestii przyjdzie sobie radzić jak dotąd. Jak to napisał klasyk: na zachodzie bez zmian.

A tak po Zygmuntowemu patrząc, dla mnie wybory to nie była walka światów i plebiscyt pro- lub antyKaczkowy. Byłem w szoku patrząc, jak mocno polityka w ostatnim czasie weszła do domów i podzieliła ludzi, jak nieprawdopodobnie wielkie emocje towarzyszyły temu, co się działo – ja tak nie mam: odróżniam rzeczy ważne od błahych i wiem, że świat polityki już dawno przestał w istotny sposób wpływać na nasze życie. Gospodarka radzi sobie dobrze i żaden rząd nie jest w stanie jej ani zbytnio pomóc, ani zaszkodzić, co ostatnie 2 lata potwierdziły. Głosowałem na PiS tak jak dwa lata temu, ale nie szlochałem z powodu wyniku wyborczego – dla mnie taki wynik też jest źródłem otuchy i małej nadziei, choć i sporych obaw, ale nie zamierzam się tym zbytnio ekscytować – życie jest gdzie indziej, naprawdę. Chciałbym tylko, by te osoby, które wreszcie się obudziły i poszły na wybory pod hasłem „Bij PiS”, nie zapadły teraz w sen zimowy, tylko się zaangażowały. Jedna akcja nie ma nic wspólnego z odpowiedzialnością – jeśli za tym nie pójdzie mądra obserwacja i zainteresowanie losami kraju oraz twórcza analiza sytuacji, to całe to pospolite ruszenie okaże się tylko flash mobem – małym happeningiem pod hasłem „Dowal pisiakom”. Jeśli komuś rzeczywiście zależy na tym kraju, ma teraz naprawdę sporo do zrobienia.

No i tyle. Pozdrawiam ciepło.



*Zygmunt Zmuda Trzebiatowski jest radnym okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia). Reprezentuje Samorządność.

trzebiatowski.blox.pl

Dwugłos Dwugłos

Marcin Horała*

Starcie doktryn czyli o opozycyjniejszym odcieniu opozycyjności.

Marcin Horała

Uważni czytelnicy felietonów radnych na stronie Gazety Świętojańskiej wiedzą, iż niemal w każdym z nich wtykałem mniejszą lub większą szpilę rządzącemu klubowi Samorządności. Taka już jest logika podziału rządzący-opozycja, że w sposób naturalny opozycja występuje najczęściej wspólnie przeciw rządzącym. W radzie miasta Gdyni te nieubłagane polityczne konieczności powodują współpracę Wielkich Adwersarzy ze sceny ogólnopolskiej (PiS i PO) kontra Samorządność. Bo aczkolwiek koledzy z Samorządności nie ustają w zaklinaniu rzeczywistości polityka na szczeblu lokalnym też jest polityką, a partia o zasięgu lokalnym nie przestaje być partią. Początkowo w ten sam deseń planowałem napisać niniejszy felieton (o roboczym tytule „Felieton pisany na kolanie” – kto widział jak się proceduje na sesji poprawki opozycji ten wie do czego piję), po zastanowieniu postanowiłem się jednak wyjątkowo oddać bardziej pociągającej intelektualnie analizie naszej, opozycyjnej strony.

Na ostatniej sesji doszło w kilku głosowaniach do rozdźwięku pomiędzy dotychczas zazwyczaj głosującymi tak samo klubami PiS i PO. Dla co poniektórych stało się to asumptem do tworzenia teorii spisku tudzież oskarżania klubu PiS o nie dość wysoką zawartość cukru w cukrze, eee znaczy opozycyjności w opozycji.

Można i tak. Jest to przede wszystkim projekcja pewnych zdarzeń z parlamentarnej kampanii wyborczej na rzeczywistość Rady Miasta. Projekcja uprawniona, aczkolwiek nie zawsze trafna. Ja osobiście raczej przyczyn różnic upatrywałbym w nieco różnej koncepcji na opozycyjność, jaką przyjęły mniej lub bardziej świadomie kluby PO i PiS. Doktryny te, aczkolwiek jestem pionierem w ich opisie teoretycznym, w praktyce funkcjonują dość wyraźnie. Jak by je nazwać? Doktrynę klubu PiS nazwałbym doktryną teoretycznego realizmu, podczas gdy doktrynę PO doktryną praktycznego romantyzmu.

Realia, jakie są, każdy widzi. Samorządność ma bezwzględną większość na radzie miasta, klub głosuje blokowo z żelazną dyscypliną popierając wszystkie stanowiska urzędu miasta. Można wręcz powiedzieć o erozji funkcji decyzyjnej rady i sprowadzeniu jej do roli organu wykonawczego służebnego wobec leżącego gdzie indziej ośrodka decyzyjnego. Takie są fakty i z nimi trudno polemizować. Trzeba jednak jakoś z tą nieubłaganą rzeczywistością żyć i ukute w praktyce doktryny klubów PiS i PO dają dwie – czasami różne – odpowiedzi jak.

Twardy praktyczny realizm powodowałby iż jedyną działalnością opozycji powinno być chodzenie po prośbie do rzeczywistego ośrodka decyzyjnego Samorządności. Wiadomo, że jak się nie przekona ośrodka (pierwsze piętro, ze schodów w prawo i pierwsze drzwi po lewej ), to przekonywanie radnych S na komisjach czy sesji można sobie odpuścić. To jednak oznaczałoby po pierwsze godzenie się z wykonawczą funkcją rady miasta (na którą żadnemu rozsądnemu radnemu zgodzić się nie sposób) a po drugie świadomą „przystawkizację” opozycji (na którą zgodzić się nie sposób żadnemu rozsądnemu radnemu opozycji).

Klub PiS zatem (najczęściej w postaci mojej skromnej osoby) stojąc na gruncie realizmu, zmodyfikował go o jedno założenie teoretyczne – że klub Samorządności jest takim normalnym klubem, że będący jego członkami radni myślą i decydują samodzielnie. Niestrudzenie więc zgłaszamy słuszne naszym zdaniem poprawki, przekonujemy do słusznych naszym zdaniem projektów i przekonujemy do odrzucania projektów niesłusznych. Głosujemy tak jakby nasze głosy mogły zadecydować. Wszystko to jednak robimy pamiętając o podstawowym fakcie – że to Samorządność ma większość. Staramy się więc aby nasze propozycje były strawne, kompromisowe. Słowem takie, że gdyby klub Samorządność działał jak zwykły klub a nie żelazny legion, to raz na jakiś czas udałoby się przekonać co najmniej jego część do poparcia naszych inicjatyw. Oczywiście czasem zdarzy się sytuacja tak jaskrawa ze pozostaje tylko rzucić się Rejtanem, ale staramy się by były one jak najrzadsze. Czyli realizm, choć oparty na teoretycznych a nie praktycznych przesłankach.

Klub PO z kolej zdaje się bardziej przyjmować do wiadomości praktyczny stan rzeczy. Często nie próbuje nawet czynić swoich propozycji bardziej strawnymi dla rządzącej większości, wychodząc założenia, że ta i tak zrobi swoje. Ta wydawałoby się bardziej trzeźwa ocena sytuacji prowadzi jednak do bardziej nie-trzeźwych, romantycznych wniosków. Bo co pozostaje w takiej sytuacji? Dawać świadectwo. W ten sposób koledzy z PO nawiązują do tradycji naszych sławetnych powstań narodowych, do polityki opartej na analizie „ja z synowcem na czele i jakoś to będzie”. Skłonności do aktów strzelistych i ostrej jazdy werbalnej zakończonej nieuchronną porażką w głosowaniu występują częściej.

Często w praktyce opisane wyżej doktryny prowadzą do identycznych wniosków. Tak było na przykład w kwestii zmian w planie zagospodarowania okolic kościoła pw. Jana Chrzciciela na Chyloni, gdzie po wyczerpaniu wszelkich rozmów „po dobroci” faktycznie pozostało już tylko dać świadectwo, położyć się Rejtanem i wspólnie z kolegą Gurazdą z PO żeśmy sobie te koszule na piersiach (werbalnie) rozszarpywali. Co dziwne w sprawie odwołania od tegoż planu rozpatrywanego na ostatniej sesji to PiS poszedł bardziej na ostro głosując przeciw, a klub PO się wstrzymał.

Zdarzyło się tak jednak, na ostatniej sesji właśnie, że mogliśmy w kilku przypadkach zaobserwować jak praktyczne efekty opisanych wyżej doktryn są rozbieżne. Przykład pierwszy z brzegu – zmiany w budżecie. Konkretnie „zdjęcie” z budżetu kilku bardzo oczekiwanych przez mieszkańców inwestycji z powodu nie oddania na czas dokumentacji, nie rozstrzygnięcia na czas przetargu itp. Okoliczność taka musi budzić co najmniej zaniepokojenie, a gdyby miała być czymś więcej niż jednorazową wpadką – krytykę. Krytyka z trybuny to jedno – i oba kluby (klub PiS moimi ustami) ją wyraziły. Po czym przychodzi głosowanie. Jak można głosować nad taką zmianą? Oczywiście tylko na tak. Jaki sens ma utrzymywanie w budżecie pozycji o której wiadomo, że na pewno nie będzie zrealizowana? Żaden. Teoretyczny realizm każe więc sytuację z trybuny odpowiednio ocenić, a następnie zagłosować w jedyny sensowny sposób – za zmianą. Praktyczny romantyzm pozwala na konstatację że zmiana i tak przejdzie głosami Samorządności więc można dać świadectwo głosując inaczej.

Dwie sesje temu mieliśmy bardzo jasny przykład przy okazji uchwalania finansowania rad dzielnic. Wspólnymi siłami radnych PiS i PO (którym niniejszym serdecznie dziękuję) udało się na Komisji Gospodarki Mieszkaniowej przeforsować propozycję zwiększenia środków do 8 PLN na głowę mieszkańca. Już na taki postulat Samorządność się nie godziła (tzn. nie godził się ośrodek decyzyjny, bo prywatnie ten i ów radny S godził się jak najbardziej). Zgodnie z doktryną teoretycznego realizmu starałem się ten projekt lansować jako kompromisowy, przekonywać, negocjować że może nawet niech będzie 7 albo 7,5 – w nadziei że a nóż-widelec uda się jakichś kolegów z S przekonać i „wydłubać” z klubowej dyscypliny. Koledzy z PO stojąc na gruncie nieubłaganego praktycznego romantyzmu założyli, że propozycja i tak odpadnie więc przelicytowali zgłaszając propozycję podwyżki na 10 złotych. Która oczywiście została gładko odrzucona, nie pomagając przy okazji propozycji zwiększenia na 8, która upadła również.

Podobnie miała się sprawa z regulaminami konkursów rad dzielnic. Na komisji jakby nigdy nic zgłosiłem do nich cztery poprawki, oczywiście odrzucone jak jeden mąż przez radnych Samorządności. I tu uwaga – alleluja, klękajcie narody – jedna z tych poprawek decyzją klubu S znalazła się ostatecznie w trybie autopoprawki w tekście regulaminów. Doceniając ten gest klub PiS zgodził się współfirmować projekt. Ktoś powie – ależ to nic, jedna maleńka poprawka. A ja odpowiem – to jest aż jedna poprawka! W zdominowanej przez żelazny legion radzie miasta opozycji udało się przeprowadzić poprawkę, udało się przełamać siłą merytorycznego argumentu logikę konfrontacji i koszenia opozycji równo z trawą. No i jakiś wycinek naszej gdyńskiej rzeczywistości stanie się lepszy (konkretnie rady dzielnic będą miały pewność, że informacje o konkursach dostaną na dwa miesiące przed ich terminem, a nie jak często dotychczas bywało w ostatniej chwili). Moim zdaniem warto było już choćby dla tego małego sukcesiku oddać wątpliwą palmę najopozycjonajniejszej opozycji doliny Redy i Chylonki.

Choć oczywiście życie opozycyjnego radnego w Gdyni to nie jest bajka, każdy radny opozycyjny orze jak może (na tym ugorze) i jak najdalszy jestem od potępiania w czambuł doktryny kolegów z PO. Historia i wyborcy nas ocenią.

A ja obiecuję już za miesiąc powrócić z nową dawką uszczypliwości pod adresem naszej kochanej władzy. Ze sławetnym odrzucaniem poprawek „pisanych na kolanie” (czytaj: zgłaszanych przez opozycję) na czele.

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

www.horala.pl


Powiązane artykuły

- Wszystkie "Dwugłosy"