Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Kontrowersje: O gdyńskiej liście obywatelskiej

Opublikowano: 18.01.2010r.

Przedstawiamy kontrowersyjny artykuł radnego Marcina Horały nt. tzw. listy obywatelskiej. Przypominamy, że "Gazeta Świętojańska" jest otwartym forum wymiany poglądów; publikujemy wszystkie, wartościowe wypowiedzi, bez względu na to, czy się z nimi zgadzamy, czy nie.

Marcin Horała *

Żadnych marzeń panie i panowie, czyli o micie opozycyjnej listy obywatelskiej w Gdyni.

Niedawno na łamach Gazety Świętojańskiej pojawiła się informacja o powstaniu nowego, obywatelskiego, ugrupowania społeczno politycznego „Gdynia z morza i marzeń”. O stowarzyszeniu owym nie wiemy nic, poza tym że powstało i kto je utworzył. To oczywiście oficjalnie, bo nieoficjalnie wszyscy z gdyńskiego politycznego grajdołka wiedzą, iż oto mamy do czynienia z przygotowaniami do startu w tegorocznych wyborach samorządowych.

Właściwie co wybory samorządowe w Gdyni odżywa mit opozycyjnej listy obywatelskiej. Lista taka ma być remedium przede wszystkim na dominację ugrupowania dworskiego, jakim jest Samorządność – jak i stanowić alternatywę dla list partyjnych (w domyśle – obsadzonych oderwanymi od życia miasta aparatczykami). Wygłodniali alternatywy wyborcy mają na taką listę się rzucić jak pszczoły na miód zapewniając jej organizatorom sukces wyborczy i mandaty. Nie przypadkowo nazywam taki ogląd rzeczywistości mitem. Bazuje bowiem na intencjonalnym, lub wynikającym z niewiedzy, pominięciu szeregu faktów. Faktów, których uwzględnienie, redukuje szanse takiej listy w okolice zera.

Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że wybory samorządowe są wprost stworzone do tego rodzaju inicjatyw. Do zbioru ludowych mądrości należy powszechne narzekanie na partie polityczne jako takie – i stawianie ich niżej od inicjatyw obywatelskich tudzież samorządowych. Taka postawa szczególnie nasila się w wyborach samorządowych. Można stwierdzić z pewnością, że jest pewien segment elektoratu gotowy do porzucenia w wyborach samorządowych swoich partyjnych afiliacji i przeniesienie poparcia na ugrupowania lokalne. Czyżby więc ugrupowanie lokalne było dobrym pomysłem na sukces wyborczy?

W wielu gminach i miastach pewnie tak, ale – halo, halo, woła rzeczywistość – nie w Gdyni. W Gdyni bowiem mamy już bezpartyjne, obywatelskie ugrupowanie lokalne. Nazywa się ono Samorządność Wojciecha Szczurka. Tak jest właśnie odbierane przez szeroki elektorat i – w aspekcie prognozowania wyników wyborczych – nie ma znaczenia jak ów wizerunek ma się do rzeczywistości. Jest to ugrupowanie lokalne należące do najsilniejszych w Polsce, mające ogromną przewagę na każdym polu (finanse, siła organizacyjna, poparcie mediów, rozpoznawalność działaczy) nad wszelkimi konkurentami na lokalnej scenie politycznej, włącznie z gdyńskimi strukturami ogólnopolskich partii politycznych. W tej sytuacji każdy wyborca, który w myślach choćby przez chwilę dopuści ewentualność „zdrady” swoich sympatii partyjnych na rzecz komitetu lokalnego, zostanie zassany przez potężny aparat propagandowy Samorządności.

Podsumowując tę część rozważań: dla obywatelskiej listy opozycyjnej po prostu brakuje niszy w gdyńskim elektoracie. Jeżeli główną emocją kierującą wyborcą jest popieranie obywatelskości i bezpartyjności – to jego potrzeby zdecydowanie lepiej obsłuży Samorządność. Jeżeli z kolej dominuje u wyborcy emocja opozycyjna, sprzeciw wobec gdyńskiej władzy – to wówczas nie będzie miał impulsu do zmiany swoich sympatii partyjnych i po prostu w wyborach lokalnych powtórzy poparcie dla partii, którą popiera w innych wyborach (parlamentarnych, do sejmiku wojewódzkiego itp.). W roku, w którym kampania samorządowa będzie praktycznie przedłużeniem kampanii prezydenckiej, emocje polityczne, a co za tym idzie przywiązanie do ogólnopolskich szyldów, będą tym silniejsze.

No dobrze, może i brak w lokalnym elektoracie wiatrów, które mogłaby w swoje żagle złapać opozycyjna lista obywatelska – ale może lista obywatelska takich wiatrów nie potrzebuje? Może taka lista nie musi zafunkcjonować dobrze w świadomości gdyńskiego elektoratu jako ugrupowanie – bo wystarczy osobista, dzielnicowa, rozpoznawalność kilku nazwisk. Wszak osoby takie jak: Jolanta Kalinowska, Tadeusz Koliński, Stanisław Taube czy też Andrzej Czaplicki startując z takiej czy innej listy dostawały czasami po kilkaset głosów i może te ich kilkaset głosów (plus po kilka razy kilkanaście głosów, jakie padną na pozostałych kandydatów) wystarczy, aby w jednym czy drugim okręgu ślizgnąć się nad progiem wyborczym i zdobyć w skali miasta mandat lub dwa?

No cóż, odsyłam do tytułu – żadnych marzeń panie i panowie. Po pierwsze, żeby brać formalny udział w podziale mandatów lista musi przekroczyć 5% w skali całej Gdyni. Wystarczy więc jeden słaby okręg – i pozostałe muszą już zdobywać po 6-7%. Dwa słabe okręgi – to pozostałe muszą się już zbliżać do wyników dwucyfrowych.

O to jednak mniejsza, bo czym innym jest wzięcie formalnego udziału w podziale mandatów, a czym innym realne uzyskanie mandatów. W sytuacji relatywnie małych (5-6 mandatów) okręgów wyborczych i przeliczania głosów metodą d’Hondta liczba głosów, które trzeba zdobyć, aby załapać się na ostatni przydzielany w okręgu mandat jest znacznie wyższa niż ustawowe 5%. Ile konkretnie, to zależy przede wszystkim od wyników pozostałych list, jest to więc liczba trochę płynna. Zobaczmy więc, jak to wyglądało w dwóch ostatnich wyborach do Rady Miasta Gdyni; możemy zakładać, że w tegorocznych wyborach takie efektywne progi wyborcze na pewno nie będą dużo niższe:

Tab. 1 Efektywne progi wyborcze w wyborach do rady miasta Gdyni w 2002 i 2006 roku:

 Gdynia Gazeta Świętojańska

Właściwie to można założyć, że progi będą raczej wyższe niż w 2002. Wówczas w niektórych okręgach mandaty zdobywały tylko dwie listy, a to zawsze obniża próg. W 2010 taka sytuacja z pewnością nie powtórzy. Z kolej wyższe liczby bezwzględne w 2006 wynikają z wyższej frekwencji wyborczej. Emocjonujące wybory prezydenckie miesiąc wcześniej też raczej będą frekwencję podwyższać…

Mając już wiedzę na temat wyników realnie wymaganych do zdobycia mandatu, przypatrzmy się wynikom obywatelskich list opozycyjnych w przeszłości. Za takie można uznać listę Bezpartyjni – Gdynia 2010 w 2002 roku oraz w 2006 roku Solidarną Gdynię i komitet Krwiodawców (oficjalna nazwa była znacznie dłuższa). Nie można za taki komitet uznać Naprzód Gdynio!, gdyż aczkolwiek miał on wiele cech takiej listy, to jednak mógł czerpać z rezerwuaru elektoratu PiS. Nawiasem mówiąc wynik NG!, wyraźnie niższy od ówczesnego poparcia dla PiS, dużo mówi o skuteczności formuły list lokalnych… Nie ma też sensu rozpatrywać przypadków sprzed 2002 roku. Inna ordynacja wyborcza, większa liczba mandatów do podziału czy też brak bezpośrednich wyborów prezydenta powodował zupełnie inne uwarunkowania. No więc spójrzmy na wyniki trzech wzmiankowanych komitetów:

Tab. 2 Wyniki opozycyjnych list obywatelskich w wyborach do Rady Miasta Gdyni

 Gdynia Gazeta Świętojańska

Jak widać żaden z komitetów nawet nie zbliżył się do progów efektywnych w poszczególnych okręgach wyborczych (swoją drogą nie zbliżył się również do przekroczenia formalnego progu 5% w skali miasta uprawniającego w ogóle do wzięcia udziału w podziale mandatów). Osobista popularność tudzież prowadzona z zaangażowaniem kampania Tadeusza Kolińskiego, Danuty Skwiercz-Kijewskiej czy Tomasza Malczewskiego podbijała wyraźnie wynik listy w danym okręgu – jednak nadal pozostawał on zdecydowanie zbyt niski dla uzyskania mandatu. Tak więc nawet obsadzenie wszystkich list popularnymi lokalnie nazwiskami nie daje realnej szansy na zdobycie mandatów bez wyrobienia istotnego poparcia dla ugrupowania jako takiego.

Dlaczego więc, pomimo zarysowanych wyżej prawidłowości, powstała w Gdyni kolejna obywatelska lista opozycyjna (i pewnie pomimo jej klęski w następnych wyborach będą również startowały podobne listy)? Otóż na naszej scenie politycznej (i pewnie wielu innych) krąży wiele politycznych wolnych elektronów. Są to ludzie trwale spaleni we wszystkich liczących się lokalnych środowiskach politycznych (zarówno w układzie „pałacowym”, jak i w opozycyjnych wobec niego dużych partiach) – ewentualnie reprezentanci lewicy postkomunistycznej (która to cała opcja ideowa jako taka szczęśliwie w Gdyni jest politycznym trupem). Zebranie się w grupę i próba postawienia nowego szyldu są dla nich jedyną szansą na zdobycie mandatu. Szansą, jako się rzekło, dość iluzoryczną, ale zawsze jakąś-tam. Jak ktoś jest homo politicus i czuje wewnętrzny imperatyw istnienia w polityce – to zawsze będzie wolał szansę minimalną, złudną, pozorną od twardego powiedzenia sobie „Żadnych marzeń, pora znaleźć sobie inne hobby”.

Tak naprawdę to z jakim w ogóle obywatelskim ugrupowaniem możemy mieć do czynienia, jeżeli już przy informacji o jego powstaniu pojawiają się literki takie jak: SDPl, PSL, PR, KPEiR. A gdyby jeszcze dodać byłe partie członków sygnatariuszy to czegóż by tam nie było – od nieboszczki PZPR, przez SLD po PC, ROP czy RS AWS. Spektrum ideowe od Wojciecha Jaruzelskiego po Jana Olszewskiego, od Joanny Senyszyn po Marka Jurka. Na pierwszy rzut oka widać, że reklamowana obywatelskość sygnatariuszy jest w wielu przypadkach bardzo świeżej daty. Że mamy do czynienia ze zbiorowiskiem osób, których nie łączy nic poza tym, że w poważniejszych ugrupowaniach nie mają czego szukać.

Powyższe stwierdzenie jest daleko idącym uogólnieniem, w istocie jest krzywdzącym. Dlatego w ogóle piszę niniejszą analizę, żeby uratować od kolosalnego błędu występujących w tego rodzaju ugrupowaniach Bogu ducha winnych autentycznych działaczy obywatelskich i społecznych. Ludzi często dotąd niezaangażowanych na lokalnej scenie politycznej, a więc z braku doświadczenia i wiedzy podatnych na fasadowe obywatelskie hasła tudzież iluzje sukcesów politycznych nowych list.

Prawda jest taka że przy obecnej ordynacji wyborczej i rozkładzie sympatii politycznych istnieją w Gdyni dwie siły polityczne zdolne wziąć udział w podziale mandatów, a więc realnie powalczyć z Samorządnością: PiS i PO. Jeżeli ktoś nie może wytrzymać myśli, że miałby nosić partyjną legitymację powinien z tymi ugrupowaniami rozmawiać na temat formuły startu jako osoba bezpartyjna z ich list. Nie wiem jak PO, ale PiS na pewno na takie rozmowy jest otwarte. Gdyby była w ordynacji możliwość blokowania list, lista obywatelska zblokowana z listą dużej partii też miałaby swój sens – niestety wszystko wskazuje na to, że blokowania nie będzie.

Z tworzenia alternatywnych, skazanych z góry na porażkę, bytów politycznych, najbardziej zadowolona jest jedna osoba: Wojciech Szczurek. Taka lista opozycyjna, zbierająca 5-6% (a niechby chociaż 3%, co jest bardziej prawdopodobne) jest dla Samorządności bezcenna. Każdy głos, który padnie na listy nie mające szansy na wzięcie udziału w podziale mandatów to głos zmarnowany dla opozycji, głos którego zabraknie być może dla uzyskania kolejnego mandatu przez PO lub PiS (a co za tym idzie głos, który w istocie pomaga zdobyć więcej mandatów Samorządności).

Jeżeli ktoś jest zgranym politykierem mającym zamkniętą gdziekolwiek indziej drogę – albo jest ukrytym miłośnikiem Samorządności i chciałby jej dopomóc poprzez działania dywersyjne – wówczas ma swój interes w podtrzymywaniu mitologii opozycyjnej listy obywatelskiej w Gdyni. Wszyscy pozostali powinni się głęboko zastanowić.

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.