Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Nasz autor

obrazek

Paweł Jóźwiak
(ostatnie artykuły autora)

Z wykształcenia dziennikarz, z zamiłowania fotograf. Miłośnik górskich wycieczek i zapalony rowerzysta. Nałogowy słuchac...

Dwugłos budżetowy, świąteczny i... obowiązkowy

Opublikowano: 24.12.2009r.

To bardzo ważny i ciekawy "Dwugłos". Każdy, kogo interesuje los naszego miasta, powinien się z nim zapoznać. Obowiązkowo.

[Wideo] Zły i dobry budżet Gdyni oraz kandydaci na Prezydenta Gdyni

[Wideo] Humor. Fotoplastikon z 38. sesji, cz.2: Seks i kasa

Marcin Horała*


Felieton budżetowo-debatancki



Marcin Horała

Tym razem tematyka sesji została zdominowana przez jeden temat – budżet na przyszły rok. Nie pozostaje mi nic innego jak podążyć tym tropem, stąd również i poniższy felieton będzie głównie o budżecie i o debacie nad budżetem.

A było nad czym debatować, gdyż budżet był to z wielu przyczyn szczególny. Raz, że to pierwszy budżet w pełni „kryzysowy”, dwa że to budżet wyborczy a trzy (co idzie wprost za „wyborczością”) ostatni uchwalany przez radę miasta tej kadencji. A więc słów kilka najpierw o budżecie.

Oceniam ten budżet jako zdecydowanie najgorszy w dotychczasowej kadencji. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest coś, co nazwałbym dysonansem okoliczności obiektywnych. Bo oto w jedną stronę ciągnie aspekt kryzysowy (stagnacja albo i spadek wpływów) a w drugą aspekt wyborczy (trzeba sypnąć wyborcom kasą). Niestety, rzeczywistość wyborcza wygrała z gospodarczą i mamy budżet, który przy stagnacji wpływów przewiduje lawinowy wzrost wydatków. Jak więc te wydatki planujemy pokryć? Po pierwsze maksymalizacją ucisku podatkowego mieszkańców, po drugie gwałtowną wyprzedażą majątku miasta i po trzecie raptownym zwiększeniem, wręcz wybuchem, zadłużenia gminy.

Po raz kolejny większość stawek podatków i opłat lokalnych ustawiono na maksymalnym dopuszczalnym ustawowo poziomie Oznacza to podwyżki podatków w czasie kryzysu. Szczególnie symptomatyczny jest tu podatek od nieruchomości, płacony przez wszystkich mieszkańców, a w wyższej stawce przez gdyńskie przedsiębiorstwa.

Zupełnie nierealne są planowane wpływy ze sprzedaży majątku miasta. Przede wszystkim wpływy ze sprzedaży działek budowlanych przewidziano w wysokości 90 mln. Wobec realnie zrealizowanych w tym roku zaledwie 15 mln wpływów z tego tytułu. Aby więc zrealizować budżety trzeba by zwiększyć wpływy ze sprzedaży działek o 600%. Wydaje się to bardzo mało prawdopodobne w sytuacji kryzysu, a co najmniej spowolnienia gospodarczego, hamującego nowe inwestycje. Jednocześnie sprzedawanie majątku miasta w takim okresie wydaje się wątpliwe z punktu widzenia gospodarności. W okresie boomu na inwestycje mieszkaniowe i komercyjne można by uzyskać ceny znacznie wyższe niż w okresie kryzysu, zastoju, spowolnienia lub dopiero rozkręcającej się koniunktury.

Budżet przewiduje zaciągnięcie 290 milionów złotych kredytu długoterminowego. Pełna realizacja tych planów (wraz z zadłużeniem z bieżącego roku) spowodowałaby wzrost wskaźnika zadłużenia długoterminowego miasta z ok. 15% w roku 2008 do 52,7% rocznych przychodów (przy ustawowej nieprzekraczalnej granicy 60%) w roku 2010. Będziemy więc mieli do czynienia z potrojeniem zadłużenia miasta w dwa lata.

A co takim wysiłkiem, rzutującym negatywnie na przyszłe lata, zostanie sfinansowane? Ano po pierwsze inwestycje wzrastające w liczbach bezwzględnych o ponad 100 milionów złotych (tj. około 30%) w stosunku do roku poprzedniego. To bardzo dobrze, powiedziałbym wręcz, iż jest to najlepszy punkt całego budżetu. To bardzo dobry kierunek na czas kryzysu, bo raz, że przyczynia się do nakręcenia koniunktury gospodarczej w mieście, a dwa, że pozwala skorzystać z okresowej obniżki cen u wykonawców. Zapał nieco studzi świadomość, iż łącznie około 100 milionów złotych wydatkowane jest na inwestycje opóźnione, które powinny być zrealizowane w latach ubiegłych. Tak jest z budową nowego stadionu piłkarskiego, systemu monitoringu czy też przebudową skrzyżowania Chylońskiej i Północnej. To ostatnie można nazwać sztandarową inwestycją V kadencji gdyńskiego samorządu – gdyż figurowała w budżetach na cztery kolejne lata tej kadencji. Miejmy nadzieję, że w tym roku wreszcie zostanie wykonana, trudno jednak tego rodzaju opóźnionymi inwestycjami szczególnie się zachwycać. Niemniej za część inwestycyjną budżetu należy się dobra ocena.

Dwugłos

Gorzej z wydatkami bieżącymi, bo te również rosną o kwotę ponad 100 milionów złotych (czyli około 10%). O ile zapożyczanie się czy też sprzedaż majątku, aby sfinansować inwestycje, wydaje się możliwa do uzasadnienia – o tyle zaciągniecie kredytów i pozbywanie się nieruchomości po to, aby sfinansować bieżącą konsumpcję, uzasadnić bardzo trudno. Oczywiście z punktu widzenia interesów miasta, bo z punktu widzenia nadchodzących wyborów wszystko staje się oczywiste. Oszczędności w wydatkach bieżących oznaczałyby przecież, że wielu gdynian zauważy, że nie ze wszystkim w mieście jest wspaniale. A takie stwierdzenie uderzałoby w twarde jądro wizerunku ugrupowania rządzącego. Lepiej więc wyprzedawać i pożyczać. Chude lata, jak już nie będzie czego wyprzedawać, a kredyty trzeba będzie spłacać, przyjdą po wyborach.

Zadałem na komisji to pytanie wprost: czy istnieją jakieś szczególne okoliczności, które uzasadniają taki wzrost wydatków nie-inwestycyjnych? Czy w związku z tym można wyróżnić jeden lub kilka tytułów, które za ten wzrost odpowiadają? W odpowiedzi usłyszałem że nie ma takich okoliczności, że jest to wzrost mniej-więcej we wszystkich dziedzinach wynikający z bieżącej działalności. No cóż, gdyby tak było, gdyby normalna bieżąca działalność miasta wymagała corocznego wzrostu wydatków bieżących o 10%, to czeka nas szybko bankructwo miasta. Nawet w czasach wzrostu gospodarczego nie możemy marzyć o stałym wzroście dochodów miasta na poziomie 10%, nie wspominając już o czasach kryzysowych…

Jest jednak kilka pozycji wydatków bieżących w których wzrosty są wyraźnie największe. Szczególną uwagę zwraca planowany wzrost wydatków na promocję z 11,3 do 13,9 mln zł. (tj. o 22, 6%) oraz na „inne zadania z zakresu kultury” czyli zabawy i imprezy z 8,7 do 12,7 mln zł. (tj. o 45,2%). Promocja miasta zazwyczaj powiązana jest z promocją pewnej osoby, która to osoba – tak się składa – jest z kolei marką pewnego ugrupowania (ba – jej nazwisko pojawiło się w oficjalnie rejestrowanej nazwie tegoż ugrupowania). To, że wydatki na promocję i imprezy rosną tak znacząco akurat w roku wyborczym to oczywiście zbieg okoliczności. Tylko wyjątkowi złośliwcy, ludzie złej woli, powiedziałbym – karły moralne, mogą taki proceder nazwać robieniem kampanii wyborczej za pieniądze podatników.

A teraz pora na co ciekawsze smaczki budżetowej dyskusji. W całej dyskusji przejawiał się wątek bohaterskiej obrony przez Samorządność wzrostu wydatków inwestycyjnych. Obrona była zaiste twarda, niestety zabawę zepsuła opozycja, która akurat za wzrost wydatków inwestycyjnych władzy nie ganiła, bynajmniej. Wskaźniki takie jak wzrost zadłużenia kłują po oczach, więc trzeba było zasadzić przysłowiowy las dla ukrycia tego liścia. A więc do zarzutów o zbytnią rozrzutność w wydatkach bieżących odnosił się mało kto – i to półgębkiem. Natomiast raz po raz przedstawiciele władzy kładli się Rejtanem przez nieistniejącymi zamachami opozycji na inwestycje. Doprowadziło to zabawnej sytuacji, gdy kolega Bień zarzucił opozycji, że chce skasować budowę stadionu (czego oczywiście nikt z opozycji nie proponował). Zakusami opozycji na poważnie przejął się natomiast kolega Kwiatkowski, który wkroczył na trybunę stadionu bronić (wystąpienie Sławka miało zresztą i inne smaczki, które czytelnicy Świętojańskiej mieli już okazję poznać).

W podobnych oparach absurdu przebiegała zresztą cała dyskusja. Na przykład zostałem solidnie zrugany przez skarbnika miasta za nieznajomość rzeczy – i faktycznie o jednym z aspektów polityki miasta nie miałem dużej wiedzy, więc oparłem się wyłącznie na… wystąpieniu tegoż skarbnika. Tyle, że wyciągnąłem z jego oglądu sytuacji dokładnie odwrotne wnioski.

W ogóle nie był to najlepszy dzień skądinąd jednego z lepszych radnych, czyli Andrzeja Bienia. Poza obroną nieatakowanego stadionu, raczył był żądać od opozycji przedstawienia konkretnych poprawek a nie tylko negatywnej oceny budżetu. Żądanie dość groteskowe z trzech przyczyn. Po pierwsze dlatego, że poprawki opozycji są jak do tej pory odrzucane przez Samorządność z zasady. Po drugie dlatego, iż to głosami Samorządności odrzucono projekt zmiany procedury uchwalania budżetu, która pozwoliłaby na rzeczywisty udział radnych miasta w jego kształtowaniu. A po trzecie dlatego, że wobec skali zarzutów oznaczałoby to, iż tak naprawdę mamy wyręczyć urząd miasta i napisać budżet w większości od podstaw. Kilku radnych opozycji (którzy nie mogą się doprosić najprostszych informacji, na przykład ile będą kosztować planowane w przyszłym roku imprezy) miałoby w parę dni zrobić to, na co prezydent miał kilka miesięcy i kilkuset etatowych pracowników… Pozwoliłem sobie zwrócić uwagę na ten ostatni aspekt proponując, że mogę mimo wszystko podjąć się tej pracy i poświęcić tydzień urlopu wypoczynkowego – niech tylko prezydent udostępni mi jakiś pokój do pracy i wyegzekwuje od urzędników niezwłoczne odpowiadanie na zadane pytania. Niestety prezydent z przedstawionej oferty nie skorzystał.

Ogólnie oceniając debata była bardzo chaotyczna i zaledwie ślizgała się po losowych wycinkach budżetu. Po raz kolejny dała o sobie znać ułomność regulaminu rady miasta, który de facto blokuje poważną debatę na kluczowymi dla miasta uchwałami. Po wystąpieniach klubowych każdy radny ma prawo do pięciu minut wystąpienia, trzech minut repliki i minuty ad vocem (o ile miał szczęście i ktoś go wcześniej w dyskusji zaczepił po nazwisku). Taka formuła sprawdza się może w dyskusji nad stosunkowo prostymi i krótkimi uchwałami, ale przy dokumentach poważniejszych – jak budżet – jest absolutnie niewystarczająca. Te dziewięć minut przysługujące radnemu nie starczy nawet na wymienienie wszystkich pozycji budżetu, o sensownej debacie nad nimi nie wspominając. Stąd w wolnych wnioskach zaproponowałem wprowadzenie do regulaminu instytucji debaty wolnej, bez ograniczeń czasowych, stosowanej według uznania rady – a obowiązkowo w dyskusji nad budżetem i absolutorium.

I tak jak żadne zarzuty do budżetu prezydia Szczurka nie „ruszały” (odpór dawał im tylko skarbnik), tak taka herezja jak wolna debata na forum rady miasta zmusiła go do zabrania głosu. Prezydent roztoczył wizję piekielnych czeluści, w jakie spadnie rada z powodu instytucji wolnej debaty. Za przykład owego piekła służyć miały początki gdyńskiego samorządu, kiedy to sesje zaczynały się rano i trwały nieraz do wieczora. A nawet – o zgrozo – odbywały się częściej niż raz w miesiącu. To prawdziwy dramat, jakże wówczas musieli cierpieć radni. Pewnie nie raz spóźnili się do domu na obiad a ich żony/mężowie mieli uzasadnione pretensje. To, że rada miasta była wówczas realnym ośrodkiem władzy i kreowania polityki miasta oraz że na jej forum odbywała się lokalna debata publiczna – to oczywiście szczegóły nie warte uwagi. Debatowaniu na sesjach mówimy stanowczo nie! Sesja rady miasta bowiem służy temu, żeby radni przegłosowali, co im urząd do przegłosowania zlecił i jak najszybciej podążyli do ciekawszych zajęć – a nie prowadzili jakieś dyskusje.

Prezydent w swojej argumentacji podparł się argumentem, iż pięć minut absolutnie wystarcza do zawarcia mądrej myśli. Postawił tym samym w bardzo dwuznacznym świetle kolegę Marcina Wołka, który stanowisko Samorządności w sprawie budżetu przedstawiał przez trzynaście minut… No i siebie, bo sam też to, że pięć minut wystarczy do merytorycznej debaty, uzasadniał wyraźnie dłużej niż pięć minut.

Ja jednak ulegając urokowi prezydenckiego rozumowania, poszedłbym dalej. Przecież mądrą minę można zrobić szybciej niż wypowiedzieć najbardziej nawet lakoniczną myśl. Może więc zamiast dyskusji nad przyszłorocznym budżetem pan prezydent na trybunie inteligentnie się uśmiechnie, następnie przedstawiciel opozycji się naburmuszy – i od razu przejdziemy do głosowania. A właściwie skoro wynik głosowania z góry znamy to i ten etap można by opuścić. Może – nawiązując do historycznych wzorców – uchwały będą przyjmowane lub odrzucane poprzez podniesienie lub opuszczenie prezydenckiego kciuka. Oszczędność czasu i sprawność obrad będzie jeszcze większa niż teraz.

Uff, trochę się rozpisałem. Przynajmniej jakby się ktoś w święta nudził to będzie miał co poczytać. I właśnie życzeniami spędzonych w serdecznej, rodzinnej atmosferze Świąt Narodzenia Pańskiego pozwalam sobie zakończyć. Do zobaczenia w nowym, wyborczym, roku.

Piotr Wyszomirski Gdynia Gazeta Świętojańska

Prezent dla czytelników - Agnieszka Horała

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

www.horala.pl

Dwugłos

Dwugłos

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski*

NA MARGINESIE SPEKTAKLU BUDŻETOWEGO



Zygmunt Zmuda Trzebiatowski

Na ostatniej sesji, w ramach kącika wspomnień, niektórzy przypomnieli sobie, że uchwalony chwilę wcześniej budżet miasta jest dwudziestym z kolei, w którego tworzeniu uczestniczyli. Mój to wprawdzie dopiero dwunasty, ale i tak czuję, że ciężko jest przełamać pewien schemat mówienia i pisania o tym dokumencie i o sesji, na której zwyczajowo jest uchwalany. Tym bardziej, że sesja budżetowa jest pewnym spektaklem z jasno przydzielonymi i opisanymi rolami i wszystko zgodnie z nimi toczyć się musi. Ci, którzy budżet tworzą, koncentrują się na jego pozytywach, ci, którym scenariusz przydzielił role oponentów, z marsowymi obliczami i wyrysowanym frasunkiem wskazują jego słabe strony i zagrożenia wiążące się z zapisami, a dla zwykłego obserwatora ten teatr pewnie mniej wnosi merytorycznych elementów, niż mógłby.

Uważam, że w tym roku wniósł i tak wyjątkowo sporo, a prezentacja budżetu przedstawiona przez Marcina Wołka miała w sobie ważny wymiar dydaktyczny i niezależnie od przypisanych w tej sesji ról, po prostu mi się podobała, a dla młodzieży, która przysłuchiwała się tej części obrad, mogła być elementem informacji o budżecie jako narzędziu kreowania gdyńskiej rzeczywistości oraz o największych wyzwaniach roku przyszłego. Szkoda, że sesja nie pozwala na zdjęcie ciasnego gorsetu, który wymagają poszczególne role – może wtedy zamiast zużytej już nieco metafory o rodzinie, która w obliczu kryzysu i utraty pracy, zamiast oszczędzać, wydaje na przyjemnostki – Marcin Horała mógłby dogłębniej potraktować treści zawarte w budżecie. Niestety, to również rola oraz bliskość roku wyborczego skłoniły również część radnych do „piłowania” tematu „rozbuchanych” wydatków na promocję i uciekania się do retorycznych zapytań o podmiot tej promocji. Ja jestem zwolennikiem patrzenia na budżet jako narzędzie do realizacji konkretnych zadań – jest on pewną listą priorytetów i celów miasta w nadchodzącym roku i przez taki pryzmat należy czytać poszczególne pozycje, a także kwoty, które są oczywiście istotne, ale są jedynie księgowym zapisem związanym z realizacją celu, a to ten cel jest tym, o czym powinna dyskutować rada.

Procenty, wskaźniki itd. to wygodne narzędzia, za pomocą których można uzasadnić dowolną tezę, natomiast o samym mieście mówi to niewiele – szczególnie jeśli chodzi o porównanie wskaźników rok do roku. Żadna sztuka w roku, gdy buduje się muzeum miasta Gdyni, powiedzieć, o ile setek procent rosną w danym roku nakłady inwestycyjne w kulturze i budżet kultury jako całość i ryczeć z ekstazy, w kolejnym zaś grzmieć z ław opozycyjnych, że wydatki na kulturę spadły kilkukrotnie, wiedząc doskonale, że owa wielka budowa została już zakończona. Zatem, kwoty są ilustracją zjawisk i to o nich powinniśmy rozmawiać, liczby traktując jedynie jako pewną ilustrację i weryfikator wizji. Dla gdynian nie tyle istotna jest kwota przeznaczona na drogi gminne, co raczej informacja, które ulice w danym roku zostaną zrobione. Radnych może cieszyć duża oszczędność na przetargach na budowę stadionu czy przebudowę Bosmańskiej, mieszkańców dużo bardziej frapuje pytanie, kiedy będzie można zasiąść na nowych trybunach (niezależnie od koloru siedziska) lub kiedy zjechanie z Oksywia będzie możliwe bez objazdów i w komfortowych warunkach. O tym wszystkim na sesji było, moim zdaniem, zdecydowanie za mało. Myślę zatem, że warto choć w tym miejscu przypomnieć, że rok 2010 spina pewną klamrą działania podejmowane w latach poprzednich, niezależnie od faktu, czy dotychczas toczyły się one zgodnie z planem, czy zdecydowanie zbyt wolno. Kiedy ktoś szuka w spiętrzeniu pewnych inwestycji podtekstu wyborczego, jest zbyt wyrafinowany jak na gdyńskie warunki: realizacja przebudowy skrzyżowania Chylońskiej z Północną to sprawa po prostu kwestia cholernych opóźnień, a nie czyjejś przebiegłości. Podobnie jest z ulicą Wawrzyniaka, z bliskich mi tematów. Gdyby taka taktyka była w tym mieście stosowana i uznawana za skuteczną, to zapewne dopiero za kilka miesięcy z pompą otwierano by Trasę Kwiatkowskiego, nie zaś kończono ją w połowie kadencji, dając czas mieszkańcom na przyzwyczajenie się do niej i uznanie za oczywistą i istniejącą od zawsze w ich świadomości. Dlatego właśnie z ogromną nadzieją i nie mniejszymi obawami patrzę na część inwestycyjną budżetu, bo, jak każdy normalny gdynianin, chciałbym by miasto się rozwijało, a wszystkie inwestycje zostały sprawnie zrealizowane (szczególnie teraz, gdy w wyniku przetargów na większości zadań uzyskuje się spore oszczędności, dochodzące do 40% w stosunku do kosztorysów inwestorskich), a jednocześnie mam wiele obaw, czy się uda – bo owe dwunastoletnie doświadczenie uczy, że zbyt wiele jest zagrożeń zewnętrznych i wewnętrznych, które już wielokrotnie sparaliżowały lub znacząco opóźniły daną inwestycję. Liczę na to, że pewne tematy tym razem zamkniemy i pocieszam się myślą, że często wyczekane smakuje lepiej – że odwołam się znów do sztandarowej inwestycji tej kadencji, czyli Trasy Kwiatkowskiego. Słowem: w roku 2010 znów będziemy mieli okazję do obserwowania zjawiska zwanego „inwestycyjnym ADHD”.

Dwugłos

Jedno, co budzi mój niedosyt, to proporcja między inwestycjami ogólnomiejskimi a dzielnicowymi, choć jeśli owe kilkanaście tematów z listy inwestycji w drogi gminne zostanie zrealizowanych, podobnie jak tematy kanalizacyjne, realizowane zarówno przez miasto jak i PEWiK, a także duża pula zadań związanych z budową infrastruktury oświetleniowej, będzie pewnie sporo powodów do zadowolenia. Sam takich kilkanaście monitoruję i widzę, że – odpukać – idzie dobrze, choć powoli. Niedługo rozbłysną światła na ulicy Cisowskiej, na której większość czytelników zapewne nigdy nie była – to jeden z takich lokalnych tematów, „wytupanych” i - krok po kroku - przygotowywanych do uruchomienia.

Jest w budżecie temat, który wielkich dyskusji nie budzi, bo powodu do takich nie ma, ale ponieważ jest zbyt jednoznacznie pozytywny, to w ogóle mówi się o nim niewiele, albo nic – a dostrzec go warto. To temat kroczącej zmiany w zakresie szkolnych sal sportowych. Postępuje bez przeszkód i rozgłosu budowa sali gimnastycznej w najlepszej gdyńskiej podstawówce – SP nr 18 i nawet przeciwnicy nadmiernego rozpieszczania centrum miasta tym razem milczą – i słusznie. Brak tej sali był potężną niedogodnością, tymczasem polecam wszystkim zainteresowanym przyjrzenie się budowie, realizowanej na działce, na której trudno było sobie kiedyś wyobrazić wciśnięcie takiego obiektu. Trwają przygotowania dokumentacyjne dla szkół, które mają sale, ale widoczne pod mikroskopem, czyli SP 6 na Obłużu – jednej z większych szkół podstawowych i VI LO, gdzie młodzież usiłuje realizować zajęcia sportowe na absolutnie kieszonkowej salce. To bardzo ważne działanie i jeden z priorytetów, choć nieszczególnie promowanych.

Kolejne z działań, które nie znajduje się na pierwszych stronach budżetu i z którym nie są związane wielkie kwoty, to zwiększanie dostępności do opieki żłobkowej. To jedna z bolączek Gdyni i mam poczucie, że jeden z tych tematów, w którym także ja swoją cegiełkę przyłożyłem do decyzji o zmianach. W przyszłym roku rozpoczyna się realizacja skomplikowanej układanki, bazującej na zwalnianej przestrzeni Domu Dziecka w Demptowie, istnieniu w sąsiedztwie przedszkola i możliwości tworzenia filii bądź oddziału istniejącego w Gdyni żłobka. Temat zapewnienia opieki nad dziećmi mamom, chcącym i mającym możliwość realizacji aspiracji zawodowych jest w mojej ocenie kluczowy i jest elementem dobrze rozumianej polityki prorodzinnej i wspierającej gdynian. Sam swoich dzieci nie musiałem posyłać do żłobka, ale wiem, że dla wielu gdyńskich rodzin to konieczność i szansa – niezależnie od tego, jak oceniamy potrzeby dziecka w tym wieku. Sam, uznając za kluczowe dawanie dziecku w tym okresie jak największego kontaktu z mamą, nie zamierzam okopywać się na swoim stanowisku i konsekwentnie przekonuję do poszerzania tej dostępności – choć funkcjonowanie żłobka jest nieporównywalnie droższe od przedszkola.

Kilka dni temu zatwierdzono wyniki przetargu na wykonanie koncepcji zagospodarowania terenu między ulicami Opata Hackiego i Zamenhofa – zatem w nadchodzącym roku będziemy świadkami bardzo ciekawego eksperymentu społecznego, w ramach którego firma „Perspektywa” będzie musiała zmierzyć się z cyklem konsultacji poprzedzających prace projektowe, a następnie z konsultacjami po owych pracach, w poszukiwaniu jak najdalej idącego kompromisu między oczekiwaniami mieszkańców, możliwościami obszaru a zapisami prawa i regulacjami branżowymi. Znów, mało spektakularny temat i zapewne fajerwerki nie będą wybuchać co dziesięć sekund, a i przecinać wstęgi nie specjalnie będzie gdzie – ale cieszy mnie, że nie było pokusy działań szybkich, efektownych, ale być może nieefektywnych. Wbrew cynicznej koncepcji kumulacji działań w roku 2010, zdecydowano się na ścieżkę dłuższą, krętą i bardziej wyboistą, której meta ustawiona jest poza datą wyborów, co jeszcze raz potwierdza, że pomysł na miasto jest budowany w nieco innej perspektywie niż rok do roku, a nawet od wyborów do wyborów. Wiem, że są tacy, którym taka koncepcja psuje spiskową teorię dziejów, ale to już ich problem – nie wątpię, że jak zwykle sobie poradzą;)

Mamy zatem budżet i trzymajmy kciuki za jego wykonanie – wszak nawet z ust opozycji słyszeliśmy, że jego proinwestycyjność jest jego wielkim atutem, a obawy może budzić kwestia sprostania wyznaczonym celom i zrealizowania zadań, tudzież kwestia finansowania tych wyzwań. Zatem, pełni mniejszych lub większych obaw, nie stłamśmy w sobie gdyńskiego optymizmu i wiary, że to, co ambitne, dla jednych może być zagrożeniem, dla naszego miasta zaś – wyzwaniem. Ostatnie dni przyniosły informację o świetnym wyniku gdyńskich maturzystów, którzy w ramach próbnej matury z matematyki osiągnęli najwyższą zdawalność wśród wszystkich dużych miast, zostawiając za sobą rówieśników z Warszawy, Krakowa czy Gdańska (wprawdzie niektórzy w komentarzach napisali, balansując na granicy załamania nerwowego, że „Sopot nas leje”, bo uzyskał 88%, a Gdynia 87%, ale jak ktoś chce się smucić, zawsze powód znajdzie, a już porównywanie się z Sopotem, gdzie tak mała grupa uczniów jest w stanie rok do roku uzyskać znacząco różniące się wyniki jest podobne do porównywania szczegółowych parametrów budżetowych rok do roku) – z tym większym przekonaniem rada miasta przyjęła nowy regulamin wynagradzania dla gdyńskich nauczycieli. Jako jedno z nielicznych miast w Polsce zdecydowaliśmy się na wzrost tych parametrów wynagrodzenia, które reguluje samorząd (dodatki funkcyjne dla dyrektorów, wicedyrektorów, wychowawców szkół oraz dodatki motywacyjne). Oczywiście, nadal mam poczucie, że winny one być jeszcze wyższe, bo kolejne wyniki w gdyńskiej oświacie potwierdzają, że nakłady na nią powinniśmy traktować jak inwestycję i to najcenniejszą, ale z drugiej strony dobrze byłoby, gdyby pensje nauczycieli rosły przede wszystkim dzięki wzrostowi pensji zasadniczej a nie dzięki dodatkom. Jak rozumiem, nie chodzi o to, by to pensja stawała się załącznikiem do wysokich dodatków, ale dokładnie odwrotnie. Póki co, więcej determinacji wykazują samorządy niż Najjaśniejsza Rzeczpospolita, co martwi.

To ostatni budżet, który przyszło mi w tej kadencji przybliżać czytelnikom „Gazety Świętojańskiej”. Wierzę, że spisane tam zadania, będące naszą wspólną deklaracją celu, nie pozostaną tylko na kartkach opasłego tomiska, ale w stopniu jak najbliższym zapisom zostaną zrealizowane, rozwiązując małe i duże problemy, likwidując niedogodności i poprawiając komfort życia, wreszcie – odpowiadając aspiracjom naszego miasta. Życzę tego wszystkim gdynianom, z nadzieją, że również nadchodzące święta będą dla nas wszystkich czasem spokoju, rodzinnej radości, refleksji nad tajemnicą i cudem życia oraz wyzwaniami, z którymi każdy z nas musi w jego trakcie się borykać. Życzę Państwu także, by nadchodzący rok nie był dla nikogo z Państwa czasem kryzysu, lecz czasem nowych wyzwań, dobrych intencji i by dawał wszystkim okazję do docenienia innych, bycia docenionym a także więcej czasu na prawdziwe i szczere rozmowy. Tych rozmów jest czasem zbyt mało – życzę, byśmy nie musieli zgadywać cudzych intencji, lecz mogli je znać i o nich rozmawiać, byśmy potrafili wierzyć ludziom, którzy nas otaczają i chcieli się nawzajem wspierać. Podobno cynik to człowiek, który w wieku dziesięciu lat dowiedział się, że Święty Mikołaj nie istnieje – życzę zatem, byśmy wszyscy uchronili w sobie wiarę w magię świąt i w Mikołaja, ale tego prawdziwego, biskupa a nie przerośniętego gnoma z czerwonym nosem, oczywiście;)

Wesołych Świąt życzą Państwu także Alinka i Agatka Zmuda Trzebiatowskie

Tomasz Cieślikowski Gdynia Gazeta Świętojańska

*Zygmunt Zmuda Trzebiatowski jest radnym okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia). Reprezentuje Samorządność.



trzebiatowski.blox.pl


Więcej o teatrze w na stronie www.pomorzekultury.pl