Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




Dwugłos z "Daru Pomorza"

Opublikowano: 13.10.2009r.

Ostatnia sesja rady Miasta była niecodzienna pod wieloma względami. Niecodzienne są też felietony naszych radnych.

[Humor] Morskie opowieści, czyli Fotoplastikon z 35. sesji Rady Miasta Gdyni

Zygmunt Zmuda Trzebiatowski*

O ŚWIATACH RÓWNOLEGŁYCH I FAZACH KSIĘŻYCA Z „DAREM POMORZA” W TLE



Zygmunt Zmuda Trzebiatowski

„Znajdzie się słowo na każde słowo
Znajdzie się wiara na każdą wiarę
Znajdzie się robak na każdy owoc
- Na świecę - ogarek.
Znajdzie się wina na każdą karę
Znajdzie się niechęć na każdą chęć
Na każdy umiar - brak umiaru
Na każdą dłoń - pięść.”

Jacek Kaczmarski, Między nami

Dawno już tak się nie siłowałem z felietonem jak tym razem. I nie wiem, czy bardziej chodzi o nawał pracy, zmęczenie, pogodę, brak weny czy o skromność porządku ostatniej sesji – wszystko jedno zresztą, bo i tak kluczowe wydaje się coś innego, ale o tym za chwilę. Zacznijmy od sesji.

Organizowanie jej na pokładzie „Daru Pomorza” okazało się ciekawym sposobem na przyspieszenie obrad, które w naszym mieście i tak do szczególnie długotrwałych nie należą – natomiast dwa kluczowe czynniki, czyli zimno i brak toalet sprawiły, że wszyscy, którym jeden z organów napominał o możliwości zabrania głosu, natychmiast uświadamiali sobie groźby kierowane pod ich adresem przez inne. Słowem: terror pęcherza paraliżował zwoje, które w panującej w sali temperaturze i tak zachowywały się tak, jak we wstępnej fazie anabiozy. Co się zadziać jednak miało, zadziało się zgodnie z porządkiem.

Jak zwykle, kluczowym elementem porządku obrad były uchwały związane z planowaniem przestrzennym, rozpoczynające procedury uchwalania bądź zmiany planów dla Babich Dołów i Oksywia, Chyloni, Kamiennej Góry i Śródmieścia.

Każdy z tych planów rozwiązać ma inne problemy i odpowiedzieć na inne wyzwania: Babie Doły to bardzo ważna próba zdefiniowania funkcji terenów tam położonych, w szczególności choćby odpowiedzi na pytanie, jaki powinien być los ulicy Rybaków i zlokalizowanej tam zabudowy, w dużej części nie tylko substandardowej, ale też postawionej bez jakichkolwiek zezwoleń i planów. Także postulat Komisji Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska dotyczący skanalizowania tego terenu, wymaga poprzedzenia tej akcji zdefiniowaniem przebiegu ulic, wskazaniem miejsc i parametrów dopuszczalnej zabudowy, być może także odmiennego od dotychczasowego przebiegu ulicy Rybaków. To jeden z tych planów, których opracowanie nie będzie tylko formalnością, ale rzeczywistą próbą zdefiniowania na nowo charakteru danego obszaru, z całą świadomością złożoności zastanej sytuacji.

Jeśli chodzi o Chylonię, planem objęty ma być obszar Parku Kilońskiego tak, by zdefiniować jednoznacznie i potwierdzić jego dotychczasowy charakter, zamykając ujawnionym ostatnio właścicielom drogę do zabudowy terenu i otwierając jednocześnie możliwość uzyskania od miasta stosownych odszkodowań, czy też odsprzedaży terenu. To kolejna z sytuacji, gdy czujemy na swoich plecach oddech historii i prostować trzeba sytuacje gmatwane w innych czasach i w innym ustroju, biorąc pod uwagę zarówno potrzeby dzielnicy, sytuację istniejącą i prawa właścicielskie.

Zmiany na Kamiennej Górze są wymagane, w związku z niewłaściwie, zdaniem innych instancji, uregulowaną kwestią dojazdu do jednej z działek – dobrze, że bez zbędnej zwłoki przystępuje się do korekty tego rozwiązania. Jednocześnie widać po raz kolejny, jak po prostu trudna i złożona jest sytuacja w tej części miasta, gęsto zabudowanej, nieregularnie podzielonej i również przechowującej wiele sytuacji niewyjaśnionych jednoznacznie przez lata.

Najbardziej krzepiące są okoliczności zmiany planu dla Śródmieścia, w sąsiedztwie Gemini i Sea Towers, będące odpowiedzią na sugestie inwestorów, planujących realizację kolejnych funkcji w tym obszarze. Planowane inwestycje na tym obszarze wraz ze zbliżającym się uchwaleniem planu dla nabrzeża Dalmorowskiego mogą w to właśnie miejsce przesunąć środek ciężkości, jeśli chodzi o centrum miasta. Potencjał terenu widział każdy, kto przemieszczał się tamtędy choćby w trakcie ostatnich Tall Ship Races.

A propos inwestycji i Sea Towers, tu właśnie chciałbym przejść do swoich obserwacji w zakresie istnienia światów równoległych. Trzydzieści pięć lat przeżyłem bez świadomości, że takie zjawiska mają miejsce, ostatnie miesiące są jednak czasem odkryć. Najkrócej mówiąc: różni ludzie, obserwując te same sytuacje, miejsca i zjawiska, widzą zupełnie inne rzeczy i opisują je w sposób dramatycznie różny, nie znajdujący już żadnych punktów wspólnych. Kiedyś, różnice dotyczyły detali i pewnej optyki, natomiast dyskusja na ich temat była możliwa. Natomiast, w sytuacji opisywania światów równoległych, dialog traci sens i kończy się niewesoło (ot, choćby smutek Mikołaja Kopernika próbującego dialogować z wyznawcami dysku opartego na dwóch krokodylach i z planetami krążącymi wokół niego, czy ponure skwierczenie czarownic płonących na stosach).

Dwugłos

Aby nie być gołosłownym, oto kilka zestawów dokumentujących istnienie światów równoległych. Rzeczywistości, które istnieją obok siebie, nie przenikając się w ogóle i nie dialogując. Po prostu – funkcjonują równolegle, nie wpływając na siebie.

SEA TOWERS

– przerażające brzydotą dwie wieże, położone na terenach podmokłych, poważnie przechylające się i zapadające już podczas budowy, w których nikt nie chce mieszkać, a co gorsza – bez dostępnego dla milionów tarasu na samej górze! Symbol porażki, beznadziei, przerostu ambicji i przekrętów. Nikt nie chciałby tam mieszkać, ani nawet bywać, więc taras i tak niepotrzebny.

– miejsce, które błyskawicznie stało się jednym z symboli Gdyni, umieszczone nie tylko na gdyńskich fregatach, ale nawet na okolicznościowym medalu Cechu Rzemiosł (!), jedyna zrealizowana w ostatnich latach inwestycja tego typu (Sky Towers czy Odra Tower we Wrocławiu czy Złota 44 Daniela Liebeskinda raczej nie powstaną, a już na pewno nie w przewidzianych pierwotnie formach), obiekt zazdrości dużych deweloperów z kraju, którzy określili jako podstawowe przyczyny sukcesu inwestycji świetne miejsce, doskonałą współpracę z miastem i doskonały projekt, dający 90% lokali mieszkalnych ekspozycję na morze, inwestycja w której do momentu oficjalnego otwarcia sprzedano trzy czwarte mieszkań.

NAGRODA MIESIĘCZNIKA KOMUNIKACJI MARKETINGOWEJ BRIEF DLA WOJCIECHA SZCZURKA W KATEGORII MARKETING MIEJSC:

- kolejny przykład rozbuchanego i niemającego żadnego związku z rzeczywistością PRu, najprawdopodobniej będącego elementem jakiejś transakcji (zlecenia przez miasto reklamy w prasie, albo czegoś w tym stylu), bo przecież Gdynia jest beznadziejna, nie dzieje się tu nic ciekawego, a wszystkie imprezy i inicjatywy zasługują wyłącznie na uśmiech politowania. A jeśli nawet dzieje się tu coś ciekawego, to przez przypadek. Widać, że nagrodę przyznawał ktoś nie z Gdyni.

- docenienie ciekawych i odważnych pomysłów promujących miasto, zwrócenie uwagi na to, że miasto jako produkt wymaga również kampanii reklamowych, budowy wizerunku i szukania niebanalnych wyróżników. Nagroda branżowców dla konkretnych rozwiązań, haseł i projektów a także wyróżnienie samorządu, który tego typu akcje inicjuje i dostrzega ich wartość. Zwrócenie uwagi na dziesiątki inicjatyw, które udały się właśnie w Gdyni.

WYRÓŻNIENIE DLA TRASY KWIATKOWSKIEGO JAKO INWESTYCJI ROKU

- żart, kpina i żenada. Przecież tę drogę budowano przez 30 lat, a poza tym już się sypie, bo ostatnio oderwał się kawałek betonu ze starszego odcinka, a poza tym tiry się tam wywalają, wreszcie – co to za sukces, skoro Unia dała kasę?

- zwrócenie uwagi na ogólnopolskie znaczenie inwestycji łączącej port z Trójmiastem i dalej – z resztą kraju, docenienie trudności i złożoności obiektów inżynierskich (różnice wzniesień, wysokość estakady), zwrócenie uwagi na skalę środków unijnych inwestowanych w układ komunikacyjny oraz na wysoką jakość prac polskich wykonawców.

SYSTEM PŁATNEGO PARKOWANIA

- kolejny akt agresji władz miasta w stosunku do jego mieszkańców, motywowany wyłącznie chęcią zysku i łupienia osób aktywnych, w dodatku karzący niepełnosprawnych i w niczym nie zmieniający sytuacji jeśli chodzi o dostępność wolnych miejsc. Aha, no i perwersyjnie wymierzony w motocyklistów.

- zaskakujący efekt, niemalże od pierwszego dnia funkcjonowania systemu radykalnie ułatwiający znalezienie wolnego miejsca postojowego, przyjazne i proste w obsłudze parkometry, zadowolenie większości użytkowników i ulga dla pieszych. O dziwo, zupełnie nieźle też działający system kontroli opłat.

OSTATNIA SESJA RADY MIASTA NA „DARZE POMORZA”

- ponownie marnowanie czasu i pieniędzy. Radni znów uczestniczą w uroczystościach, świętują i obchodzą jubileusze, zamiast pracować. A sesja w takim miejscu jest pewnie po to, by mieszkańcom było trudniej obserwować obrady, a jeden smutny pan nie miał gdzie wywiesić kolejnego baneru.

- symboliczny gest samorządowców, odbycie sesji na statku- muzeum w setną rocznicę jego zwodowania, docenienie znaczenia Białej Fregaty dla historii Polski i Gdyni, okazja do podziękowań za środki przekazane przez miasto na utrzymanie i remont statku a także do przypomnienia historii żaglowca.

KULINARNY WEEKEND W GDYNI

- Agencja Rozwoju Gdyni usprawiedliwia swoje istnienie, a za pieniądze podatników promowane są prywatne przedsiębiorstwa (restauracje), którym urząd napędza klientów. Pomysł absurdalny, nie wiadomo do kogo adresowany, bo przecież nie do zwykłych gdynian, których nie stać w czasach kryzysu na chodzenie po knajpach. Porcje za 5 złotych to pusty chwyt marketingowy, w którym chodzi o oszukanie ludzi – i jak zwykle beznadziejna promocja, nigdzie nie było informacji!

- trzy dni tłumów w gdyńskich restauracjach, okazja do spróbowania niecodziennych potraw za symboliczne pieniądze, zachęta do odwiedzenia lokali, o których istnieniu lub potencjale często się nawet nie wiedziało, bardzo ciekawe potrawy i imprezy towarzyszące, restauratorzy zaskoczeni frekwencją, zaskakująco wiele starszych osób, zwabionych promocyjnymi cenami posiłków i zadowolonych z pomysłu.

Można by tak bez liku – przywołałem tylko ostatnie sytuacje, które mną poruszyły. W tym samym mieście istnieją dwa światy. Ludzie w nich żyjący chodzą po tych samych miejscach, widzą jednak zupełnie co innego, doznają innych emocji. Jedni widzą szklankę do połowy pustą, drudzy pełną. Jednych cieszy to, co dzieje się w mieście, nawet jeśli można by to zrobić lepiej, inni dyszą zaś z nienawiści, gdy słyszą o jakimkolwiek pozytywnym wydarzeniu, za swój cel życiowy mając zdyskredytowanie tych wiadomości. Gdy w osobie prezydenta honoruje się nasze miasto, nie dostrzegą tego nigdy, uważając, że największym problemem jest osoba, a nie – powód wyróżnienia. Gdy nagrodę przyznają branżowcy (specjaliści od marketingu czy inżynierowie i budowlańcy), nie ma to żadnego znaczenia – świat równoległy ma swoich fachowców: kumpla, sąsiada, intermomusa czy najczęściej – siebie samego jako wyrocznię.

Żeby było jasne – nie mam poczucia, że wszystko, co dzieje się w naszym mieście, jest cudowne i bez wad. Nie mam złudzeń i wiem, że światy idealne to postulat utopijny. Wiele spraw dzieje się inaczej niż bym chciał, czasem nie te kwestie są priorytetowe dla innych, które byłyby dla mnie. Nie boję się życia ze świadomością, że wiele rzeczy jest robionych źle, bo dzięki tej świadomości mogę w ogóle interweniować mniej lub bardziej skutecznie, zamiast żyć z błogim uśmieszkiem nieświadomości. Nie po to zapraszam na swoją komisję pana Benerta, by liczyć na laurkę, którą wystawi miejskim służbom, ale po to, by dysponować wiedzą źródłową. Nie dlatego rozmawiam z mieszkańcami Gdyni, by poprzestawać na opiniach urzędników. Wiem, że świat naprawdę nie jest czarno- biały, tym bardziej zadziwiają mnie ludzie, dla których on taki jest. I w zasadzie, należałoby powiedzieć: to wolny kraj – jeśli ktoś chce żyć w przeświadczeniu, że wszystko wokół niego to beznadzieja, rozpacz, frustracja i ściema, a za moment nastąpi spektakularny upadek – niech tak żyje. Gdyby obraz świata budować na przykład na podstawie niektórych komentarzy internetowych – tak właśnie by było. Lepiej jednak budować go na podstawie krytycznego badania źródeł i weryfikowania, także swoich osobistych opinii – a opinie innych szanować i nie burzyć się przeciwko nim. I generalnie taki jest plan. Co przeszkadza w jego realizacji? Ano, fazy księżyca, które wprowadzają do tej „odmienności poglądów” trochę inne światło – również dosłownie. Wie to każdy redaktor portalu, każdy urzędnik, dziennikarz, każde biuro poselskie itd. – nadchodzi taki czas, gdy radykalnie wzrasta liczba wpisów, skarg, uwag, genialnych odkryć, tajnych spisków oraz zagrożeń końcem świata – czas ten z reguły skorelowany jest z fazą księżyca. Jak zaśpiewałaby to Natalia Kukulska: „im więcej ciebie, tym mniej”, gdzie pierwszy parametr to księżyc, drugi zaś – rozum. I tu dochodzi wreszcie do kolizji światów dotąd równoległych. Gdy bowiem w jednej z gdyńskich szkół jedna z nauczycielek (tak, tak, drodzy rodzice – drżyjcie!), wbiega do szkolnej biblioteki, gdzie, nie bacząc na obecność nauczycieli czy dzieci, wykrzykuje na całe gardło, że oto te same złe siły, które ostatnio podczas urlopu za granicą wlały tajemniczą substancję do jej samochodu, teraz doprowadziły do zwolnienia z pracy jej męża, który wykrył wielką aferę w Gdyni. Afera dotyczy rzeczonego Sea Towers, a umoczony w nią jest oczywiście autor niniejszego felietonu, który w związku z tym odkryciem, osobiście doprowadził do zwolnienia owego wykrywacza afer, doprowadzając jego rodzinę do nędzy.

Kiedy oglądamy w telewizji różne dziwaczne pojazdy, które poruszają się w dziwny sposób i w dziwnym kierunku, kierowane przez tajemnicze osoby , możemy podśmiewywać się z owego świata równoległego, ciesząc się, że nie ma on nic wspólnego z naszym. Kiedy jednak jadąc jednokierunkową jezdnią, dostrzegamy taki pojazd mknący całą szerokością drogi z naprzeciwka, oznacza to, że sytuacja przestała być śmieszna, a światy się skrzyżowały. I to właśnie ostatnio się dzieje – przestaje mnie już śmieszyć świat ludzi widzących tylko pierwszy z wariantów opisanych w powyższych przykładach. Nie uważam, że pozostaje już tylko indywidualną sprawą kolejnych zniewolonych przez mleczne światło Księżyca, co myślą i robią, dlatego, że ich działania zaczynają być po prostu groźne. Kto żyje dłużej w Gdyni, zna niejaką Danielę Puksztę – zdaniem wielu, niegroźną i sympatyczną kobietę. Ten, kogo w swym obłędzie próbowała dźgnąć nożem, pewnie ma odmienne zdanie. Niektóre komentarze dotyczące mojej osoby pisane w stylistyce „gwiezdnych wojen” wywoływały moje rozczulenie i pewnie byłoby tak nadal, gdyby nie ostatnia akcja w szkole.

W sytuacji, gdy autor owych komentarzy wykrył już tak poważny spisek i zmowę, oraz wciągnął w to także swoją żonę, która zaczyna się zachowywać w opisany wyżej sposób, to należy zacząć poważnie traktować słowo „wojna”, nawet jeśli jest ona bardziej księżycowa niż gwiezdna. To już nie jest rozmowa o mieście – czas na tabletki.

*Zygmunt Zmuda Trzebiatowski jest radnym okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia). Reprezentuje Samorządność.



trzebiatowski.blox.pl

Dwugłos

Dwugłos

Marcin Horała*


O aferach których nie ma, nie było i nigdy nie będzie.



Marcin Horała

Ostatnia sesja należała do tych, o których można napisać tyle, że się odbyły. Dyskusji mało, decyzji w istotnych sprawach jeszcze mniej. Za to radni poznali historię „Daru Pomorza” mogli nieco zwiedzić wnętrze statku i sobaczyć p. Andrzeja Skuchę w malowniczej tabliczce zawieszonej na szyi.

Tymczasem już wkrótce polityka nabrała przyspieszenia, ale na scenie ogólnokrajowej. Już po sesji, więc nie zdążyłem się spytać kolegów z wiadomej partii, czy by nie mieli jakiegoś dojścia do Chlebka, Mira albo Grzesia. Niestety, dalej będę musiał płacić podatki.

Jednocześnie nasuwa się gorzka refleksja – suplement do mojego poprzedniego felietonu. Otóż taka afera jak hazardowa czy stoczniowa w Gdyni nie mogłaby się zdarzyć (stoczniowa to nawet fizycznie zdarzyła się w Gdyni, ale merytorycznie to w Ministerstwie Skarbu). Do zaistnienia afery hazardowej czy stoczniowej niezbędne były w miarę poważne niezależne media jak „Rzepa”, „Wprost”, TVP, które nie pozwoliły medialnej orkiestrze sprawy zagadać i nadać jej jedynie słusznej interpretacji. Oczywiście próby trwają i kto wie jak to się skończy Szeroka publika ma jednak dostęp do faktów jak i różnych interpretacji. Kto ma uszy może słuchać.

Jakby to wyglądało w Gdyni? Otóż najpierw stawiający jakieś zarzuty byliby oszołomami i frustratami destabilizującymi (bardzo modne słowo ostatnio) pracę wspaniałego, apolitycznego gdyńskiego samorządu w imię brudnych partyjnych interesów. W ogóle za bardzo sprawą by się nikt nie interesował, poza wywracaniem oczami nad tymi obrzydliwymi partyjniakami i upadkiem obyczajów jaki przeszczepiają z Warszawy do Gdyni. Natomiast gdyby nastąpiło przesilenie – jakieś aresztowania, stawianie zarzutów itp. to by się okazało, że winny był tylko i wyłącznie Jaś Kowalski, którego złapano bezpośrednio za rękę. Jasiu jak wiadomo nikogo w mieście nie znał, nikt go na stanowisko nie powołał, nie było nikogo kto powinien go kontrolować – a już szczególnie nie byli to politycy ze szczytów gdyńskiego układu. Ba, ci politycy byliby wręcz poszkodowani przez podstępne działania Jasia. Może ktoś nawet by doszedł do wniosku, że Jasiu był prowokatorem opozycji specjalnie podstawionym do urzędu żeby zrobić krzywdę tegoż urzędu szefom. Jak na razie jeszcze takiej interpretacji nie dożyliśmy, ale wszystko przed nami.

Oczywiście i na scenie ogólnopolskiej mamy również próby takiej narracji. Jak wiadomo CBA zastawiło pułapkę na premiera. Ani chybi Mariusz Kamiński nasłał Mira w początku lat dziewięćdziesiątych do KLD, żeby teraz tak sprytnie go w sprawie wykorzystać. Albo to agent Tomek swoim porsche, złotą biżuterią i białymi zębami tak zbajerował zespół zajmujący się prywatyzacją stoczni, że ten zobaczył niewidzialnego inwestora. To jednak jest tylko jeden z wielu głosów w publicznej debacie. Kto ma czas i siły może obejrzeć w niedzielę „Antysalon”, „Kwartet polityczny”, „Kawę na ławę”, „Lożę prasową” a nawet „Plusy dodatnie, plusy ujemne” (to ostatnie już tylko dla prawdziwych hardkorów), porównać i samemu wyrobić zdanie.

W sytuacji lokalnej, gdy nie ma innego realnie funkcjonującego ośrodka kreowania przekazu poza ośrodkiem urzędowym – nie byłoby czego porównywać. Dodajmy do tego jeszcze, że szeregowy radny układu rządzącego to jest szara myszka wciągnięta do rady z 300 głosami na krzyż przez liderującego liście wiceprezydenta – i poza ciągniętą przez lokomotywę listą może w polityce lokalnej liczyć tylko na szybką i pewną śmierć (polityczną oczywiście).

Dobra podsumujmy krótko: układ pozbawiony mechanizmu kontroli wewnętrznej jak i zewnętrznej musi z czasem się oligarchizować i działać coraz mniej efektywnie. Jest to też coraz żyźniejsza gleba dla różnych patologii. Z patologiami sprawa oczywista. Nawet gdyby jednak patologie nie wystąpiły, to wystąpić po prostu musi i występuje syndrom posiadania najmojszej racji i stopniowego funkcjonowania w coraz większym stopniu w świecie własnych projekcji. Zbijanie termometrów jest na dłuższą metę szkodliwe, nawet jeżeli zbijający jest aktualnie zdrowy.

*Marcin Horała w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał mandat radnego z okręgu 2. (Cisowa, Pustki Cisowskie-Demptowo, Chylonia).Reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość.

www.horala.pl