Świętojańskie wideo

Teatr na nowe czasy: Komuna//Warszawa, Paradise Now? Remix Living Theatre

Wiedżmin w Teatrze Muzycznym w Gdyni: fragment próby medialnej

Śpiewający Aktorzy 2017: Katarzyna Kurdej, Dziwny jest ten świat

Barbara Krafftówna W Gdańsku

Notre Dame de Paris w Teatrze Muzycznym w Gdyni: Czas katedr




WTS:Międzynarodowy Dzień Teatru w bardzo krzywym zwierciadle

Opublikowano: 28.03.2009r.

Nie wszyscy słodzą na Dzień Teatru. Tadeusz Buraczewski spojrzał na teatralne środowisko piekielnie zjadliwie. Po dłuższej dyskusji redakcyjnej postanowiliśmy puścić tekst, zachowując swoje, odmienne zdanie zdanie. My, mimo że wyśmiewamy się ze wszystkich, to jakieś miętkie faje przy Tadeuszu jesteśmy albo... po prostu kochamy teatr:)

Międzynarodowy Dzień Teatru
(odcinek niepublikowanej powieści „Tykocino”)
ŻYCIE TO – PANIE...TEATR!

Sołtys Buć Sabelbon odkrył był przypadkiem w kalendarzu, że prócz Dnia Dziadka, Dnia Bez Papierosa & Amfy, Dnia Grabarza itp. jest takowoż – Dzień Teatru. Tak po prawdzie to większość lokalnych koneserów sztuki widywała raczej z zewnątrz sarkofag z piaskowca i szkła, zali Teatr Wybrzeże, czy też gdyńską świątynię Melpomeny śpiewanej, której usługuje od niepamiętnych lat M.Korwin – Kluska. Tak onegdaj było napisane w prospekcie wyborczym z Karwin, gdzie wieszcz Korwin startował, a zresztą każdy wielki pantokrator musi mieć pseudonim. O! Taki Juliusz Osterwa wcześniej nazywał się – Maluszek. Ale co tam dywagacje semantyczno – rodowodowe kiedy tykociński aktyw intelektualny w pubie „Pod Pipą’ – w oparach piwa i sztuki...w dniu teatru...radził.

Głos zabrał Janko Muzykant, bywały w kręgach (uczył grać samego Leszka Boliboka), pono bliski przyjaciel Vanessy Mae. – Ściągnąć tu nam trzeba ze stolicy, a wyrzuconego z Trójmiasteczka – Nowaka. On miewał niekabaretne erupcje i fetę nam tutaj istotną wyrychtuje. On – lansjer wszechwszystkiego bez względu na płeć i profesję. On sztukę wyciskał z poetess, poetników, spikerek gdańskiej tivi, sprzątaczek i profesorów UG – podniecił się Janko. Stan ten udzielił się barmannie Kaśce Silikonik : to ja śpiewałam u niego tego kaszubsko-jassowgo hita – oo słuchajcie – była sobie Baba Jaga – co chodziła naga – chatka była z masła – Boguś Linda z ciasta – dwie dziewczyny z Kościerzyny- ...coś tam z margaryny – potknęła się artystka na jakowejś anatomii.

- Ee tam – skwitował brechtiadę Kaśki - Tolo Wołomin, wnuk Męczymóżdżka, znany w Trójmieście haraczownik. – Wieczór autorski z dramaturgiem – to jest to! – kontynuował Tolo. W barze „Zielony Pudel” widziałem speca od dram – Huelle. Na głowie misiurka ormiańska, czarna „skóra” a`la Hłasko bądź Stasiuk. Grzmotnął setę tequilli pod ten biały pył z robaczków, a barmanka odstawiony stakańczyk dyskretnie natychmiast schowała, by pokazywać jak relikwię potomnym. - Żywy pisarz ?! Też mi atrakcja - marudził garbaty Nakac , a sami to i może z „Hamletem” dalibyśmy radę. – Tu bi – zarechotał znad kufla Mimikrak – byznesman, przemytnik i komiwojażer w jednej osobie. – Jak byłem ostatnio w Czechach, do tego w ich teatrze, co zwie się po ichniejszemu – divadlo, to Szekspir mnie tam rozśmieszył. „Być albo nie być” – po czesku to – bytko ne je bytko – to je bytko! Albo coś w pobliżu – a teraz powtórzcie to ale po kaszubsku...

Tu ozwała się uczycielka kandyzowana poezją, jak każdy kończący polonistykę - Bożenna Ptaszk: może wystawimy sztukę mojego kolegi Zawistowskiego p.t. „Wieloryb”? Opowiadał mi znakomity aktor Jerzy Łapiński, że grał w tej sztuce, kiedy biegły mistrzostwa w piłce nożnej. No i mecz polskiej drużyny kolidował, co tu kryć - z „Wielorybem”. A aktor też człowiek i...kibic. Znany z dowcipu „Łapa” rzucił aktorom hasło – po I-szym akcie gramy od razu III-ci i...zdążymy na mecz. I nikt z widzów się nie kapnął, że nie było II-giego aktu. I to jest sztuka co się zowie...

- Takiego numeru nie da się wyciąć z „Woyzeckiem” – zasępił się Stasiek Stacz – kontrabasowy aktor gombrowiczowski. – A mecz Polska – Irlandia – już w sobotę...

I kiedy dysputa o Dniu Teatru w Tykocinie osiągała apogeum – dźwierza pubu rozwarły się jakby je koń kopnął. To nie był koń – w drzwiach stała rasowa sławetna aktorzyca – Dorota Stalowa, wyposażona w męski baryton na krawędzi basu. Dorcia Stallone, jak ją też zwali, emitowała od progu makbetowską kwestię: moje k...a BMW w........ło się w wasze błoto pode wsią. Stawiam wszystkim po secie i kotlecie, tylko mi k..... to cacko wyciągnijcie...!

Szmer aprobaty i uwielbienia przeszedł przez cały pub „Pod Pipą” – od baru po toalety. I tak – sama sztuka – we wcielonej postaci królowej monodramu – dotarła tam, gdzie jej wypatrywano. Przypadek? O nie! Wielkim artystą jest przypadek – człowiek – artystą jest malutkim. Jako mawiał Jonasz Kofta.

Tadeusz Buraczewski

2009-03-27


Więcej o teatrze w na stronie www.pomorzekultury.pl