Dryfomyśl o poranku
Skupiona nad czubkiem łyżki,
Nad drobną plamą z borówek,
Śledzę z głuchym protestem
Złośliwe ruchy wskazówek.
Uparte nocne wspomnienie
Wciska się chamsko w oczy.
Głowa rozbrzmiewa hymnem,
Kawa umysł mi mroczy.
Ptaki uparcie drą gardła,
Podejmując debatę.
Słońce pada na talerz,
Cucąc zdechłą sałatę.
Rycząc bezgłośnie do lustra,
Szarpię grabiami siano.
Made in China z pudełka
Znowu morduje rano.
Konserwant zdrowej marchewki
Przyćmiewa mnie swym geniuszem.
Śmieci stworzone dla ludu
Ze smakiem zajadać muszę.
Wychodzę znów na ulicę
Trafiona nagle dwutlenkiem,
Potraktowana spaliną,
Zabita gwałtownym zgiełkiem.
Zbieram z szarego chodnika
Swoje obite poglądy.
Zgorszeni tym wykrzykują
Nad moim trupem osądy.
Po co wychylać swe myśli?
Po co otwierać się na nie?
Nasz oświecony tłum wrzeszczy:
Za późno już na śniadanie!
Monika Łągwa
Sulejów
Więcej o humorze i satyrze