Dziwny jest ten świat... Tak śpiewał niezapomniany Czesław Niemen. W sobotę na Targu Węglowym spotkały się 4 pokolenia – dzieciaki, pokolenie transformacyjne, ich rodzice oraz seniorzy. Wszystkich połączyła jedna idea „solidarność sztuk”.
W ramach festiwalu Solidarity of Arts zorganizowano koncert, którego prawdopodobnie nie zapomnę do końca życia, a to za sprawą jednego człowieka. Iana Gillana, który przypomniał mi przeżycia z koncertu Deep Purple z orkiestrą symfoniczną z katowickiego Spodka z roku 2000. Gillanowi przez te 9 lat nieco posiwiały włosy, ale kto, jak nie on, potrafi na scenie rozpętać istne piekło. Ciekawe było również zestawienie artystów, którzy wystąpili przed słynnym frontmanem.
Rozpoczął pokojowo usposobiony Fuldy Fullwoods Tosh Meets Marley. Zagrali 45 minutowy set, w którym doświadczenie spotkało się z młodzieżowym zacięciem do reggae.
2 godziny wcześniej na Ołowiance muzycy odcisnęli dłonie na placu przed Filharmonią.
Charakter zdarzenia był bardzo podniosły. Fanfary przywitały Rojka, Janerkę oraz Gillana. Wieczór poprowadził Materna. Mimo tego podniosłego zdarzenia impreza była bardzo udana, a pod sceną było mnóstwo nastolatków. Cena biletów była również bardzo zachęcająca.
Kilkanaście złotych za wysłuchanie pięciu wybitnych wykonawców to naprawdę niewiele. Mimo tego publiczność podzieliła się na dwie grupy. Jedni zapłacili za bilet i przeszli przez płotek, a druga grupa stała tuż za ogrodzeniem. Chciałem pozdrowić drugą grupę i zauważyć, że za rok może już przez nich nie być gwiazd tej miary, co w sobotę. Mimo tego zdarzenia, prowadzący koncert Materna zawołał do ochroniarzy, aby wpuszczono wszystkich chętnych tuż przed Myslovitz i Ianem. W tym momencie część ochrony nie zareagowała i kto miał szczęście wcisnął się pod scenę. Zrobiło się bardzo tłoczno i gwarnie, jak przystało na prawdziwy koncert rockowy.
Pięknie jest... Lech Janerka
W ramach festiwalu ujrzeliśmy poza zespołem reggae na otwarcie – Lecha Janerkę, Myslovitz, Ninę Hagen oraz, występującą u boku wokalisty Deep Purple, orkiestrę Polskiej Filharmonii Bałtyckiej. Dobór artystów okazał się strzałem w dziesiątkę. Lech Janerka spytany na konferencji prasowej przed czym buntuje się dzisiejsza młodzież odparł z rozbrajającym uśmiechem, że właściwie nie ma przed czym. Jedynymi powodami mogą być „brak kasy” albo „brak dostępu do używek”. Myślę, że jest w tym sporo racji, choć patrząc na Iana Gillana, tytana rocka, który w wieku 64. lat dokonywał na scenie cudu w sportowym dresie skacząc do piosenki Smoke On The Water, wzbudzając każdorazowo aplauz publiki, wynika, że w każdym wieku można być rockendrolowcem. Ach – co to były za chwile. Ciężko o nich pisać. Właściwie nie powinno się pisać o takich wydarzeniach. Powinno się przyjść i podziwiać. Rozumiem jednak starsze pokolenie, że przywoływanie dla nich przeżyć z okresu, o którym zdrowo myślący człowiek chce zapomnieć, może być bardzo bolesne.
Koncert rozpoczął Tosh Meets Marley na wielkiej scenie, tuż przy Teatrze Wybrzeże – fot. Tomek Cieślikowski
Nie dla każdego słowo „solidarność” w kontekście koncertu rockowego znaczy to samo. Dla 15-18-latków słowo to znaczy wyjątkowo mało, bo urodzili się już po stanie wojennym oraz okresie transformacji ustrojowej. Dla ludzi z pokolenia 79, którzy wychowali się na ruinach systemu komunistycznego w Polsce oraz na homiliach Jana Pawła II słowo to znaczy bardzo wiele. Jest aktualne i poprzez sztukę każdorazowo daje o sobie znać. Jestem jedną z wielu osób, które oglądając przerywniki koncertowe na olbrzymim telebimie, miało serce w gardle. Pokazywano tam filmiki, nie bojąc się drastycznych scen z wojen, które aktualnie się toczą . Kontrastowały tym obrazom inne sceny, przypominające okres obalenia komunizmu i nazizmu . Z jednej strony – niewiele się zmieniło. Przesunęła się tylko granica zbrodni i ludobójstwa na wschód – zdawały się mówić te przedkoncertowe zajawki . Z drugiej – jesteśmy my – tutaj – w tej chwili w Gdańsku, gdzie wiele się stało i możemy postarać się zmienić świat. To przesłanie każdorazowo powtarzane przez ojca Ziębę przy obchodach rocznicy Solidarności wydało mi się tego wieczoru szczególnie świeże i pobudzające do refleksji.
Kolejną gwiazdą wieczoru był Lech Janerka - fot. Tomek Cieślikowski
Konstytucje – Lech Janerka
Według niektórych obserwatorów koncerty polskich gwiazd przewyższały jakością występy Niny Hagen, czy Iana Gillana. Nie chcąc wdawać się polemiki, skwituję to tylko paroma słowami. Albo byliśmy na innym koncercie, albo mamy diametralnie inne poglądy nie tylko na muzyke . Oczywiście Myslovitz zagrał genialnie i elektryzująco, ale według mnie (będę to twierdził cały czas) – muzyka tego zespołu ma wielbicieli zupełnie gdzie indziej, niż muzyka Deep Purple, czy Black Sabbath. Tak jak Lecha Janerki nie da się raczej porównać z Niną Hagen i próba jakiegokolwiek klasyfikowania talentów tych gwiazd stanowi dobre tło do dyskusji estetycznej, a nie do waloryzowania muzyki.
Bardzo zdziwiły mnie relacje i komentarze w niektórych mediach. Było mi też bardzo niemiło, kiedy na konferencji prasowej zjawiło się tylko kilku dziennikarzy, co Gillan odebrać mógł jako sporą zniewagę (Nina w ogóle się nie pojawiła). Koło mnie na „Smoke On The Water” stał wieloletni fan Deep Purple, który w momencie pierwszych taktów utworu myślałem, że wyskoczy z siebie. Pod sceną około godziny 23 naprawdę się działo. Najpierw Myslovitz zagrali genialny koncert - tuż po występie Niny Hagen, w końcówce którego Peggy Brown po prostu powaliła na ziemię.
Myslovitz
Jak żartobliwie wyraził się o Krzysztof Materna o zespole – „Mysłowitz” zagrali trochę na jedno kopyto, ale elektryzująco, tak że pod sceną nie dało się słyszeć wokalisty, gdyż tłum wiernych fanek krzyczał słowa głośniej od Rojka. Widać jednak, że technicznie zespół stoi bardzo wysoko, przewyższając niejeden polski zespół będący od lat na topie. Grupa prezentuje ciekawy repertuar, co spodobało się nawet Lechowi Janerce, który w końcówce postanowił nieco zapogować pod sceną. Duży plus dla muzyków za danie z siebie 120%. Janerka również bardzo wiele dał w trakcie utworów głównie z okresu działalności w Klausa Mitffocha i nie chciał zejść ze sceny, tak mu się spodobało występować przed gdańską publiką. Z pewnością przypomniały mu się koncerty sprzed lat, kiedy to hasła „wolność” i „solidarność” miały czysty charakter i nie podpisywała się pod nimi żadna z grup politycznych. Lech nawet rozmyśla o zarzuceniu kotwicy w Trójmieście, co byłoby dobrym dla nas akcentem w karierze tego wybitnego muzyka. Chętnie byśmy przychodzili na koncerty – lekcje historii w wykonaniu muzyka, jego żony i znakomitego bandu.
Nina Hagen sparodiowała kilka wielkich utworów mistrzów
Największym zaskoczeniem miała być Nina Hagen. Na warsztat wzięła m.in. “Riders of the Storm” oraz utwór „Run On” Presleya, czy “My Way” Franka Sinatry. Nieco mogła rozczarować osoby, które przyszły tylko na legendę Deep Purple, ale mi bardzo podoba się jej charakterystyczny wokal. Wydawało się, że do końca repertuarem nie wstrzeliła się w imprezę, ale wyszła z tego z podniesioną głową. Jej występ to raczej parodia, w kilku miejscach śpiewała refreny zarówno po niemiecku, jak i po angielsku np. w utworze „We Are The World”. Włada też dość dobrze językiem polskim, co musiało się spodobać jednemu z jej fanów, który sforsował fosę i dopiero w ostatniej chwili jednemu z gitarzystów udało się przyblokować krzepkiego młodzieńca, który w geście triumfu pokazał ochronie dwa palce... ułożone w literę „V” .
Riders of the Storm
Może fragmenty niemieckojęzyczne wydawały się nieprzekonywujące, ale jednak większość męskiej publiki była zadowolona z koncertu. Mi nie pasowały jej różowe botki do czarnego stroju, w którym wyglądała dość komicznie. Brakowało mi też jakiegoś utworu np. z repertuaru Rammsteina, który ukazałby jej walory wokalne. W tym repertuarze nie pokazała do końca, na co ją stać. Zespół z jakim odwiedziła Gdańsk, składał się z weteranów, co ostatecznie przeważyło nad obiorem grupy jako całości i można zaryzykować, że był to najsłabszy z koncertów wieczoru. Może gdyby zaśpiewała kilka piosenek po polsku, albo zadedykowałaby utwór „We Are The World” walczącym o stocznię dzisiaj robotnikom...ale tak się nie stało.
Znakomite zdjęcia z koncertu Tomka Cieślikowskiego do muzyki orkiestry Polskiej Filharmonii Bałtyckiej
Geniusz rozpoczął koncert od mocnego akcentu.
Gillain, poza preludium, zaśpiewał :„Highway Star” oraz m.in. „Woman from Tokyo”, „Strange Kind of Woman”, „Black Night”, “Pictures of Home” i „When a Blind Man Cries”. Na koniec usłyszeliśmy “Perfect Strangers” oraz oczekiwany przez wszystkich „Smoke on the Water”. Szkoda, że zabrakło bisów. Zamiast tego wydarzyło się coś niespodziewanego. Obok sceny rozbłysły światła i wybuchły sztuczne ognie. Do tego znowu element pompatyczny – "Dziwny jest ten świat" w wykonaniu Niemena zabrzmiał na gdańskiej Starówce, a z ostatnimi nutami pieśni wskazówki wybiły północ. Dobrze zorganizowany akustycznie koncert miał też swoje elementy zaskoczenia. Po pierwsze na scenę wtargnął olbrzymi tort z okazji 64. urodzin Gillana. Publika zaśpiewała mu 100 lat, a on podkręcił nieco tempo. Widać zostało mu to z poprzednich lat. Szkoda, że koncert trwał niepełną godzinę. Urzekła atmosfera wydarzenia. Nie słyszało się wulgaryzmów, a sporo osób wytrwało mimo zimna do ostatnich chwil. Kto nie zdążył na kolejkę skm, miał 2 godziny czekania na peronie. Należałem do szczęśliwców, a wracając nuciłem sobie jeszcze Smoke... Cała kolejka wypełniła się fanami Deep Purple i powrót nocną skmką wydał mi się szczególnie miły. Nigdy jednak nie zapomnę atmosfery chwili. Orkiestra wystąpi jeszcze kilka razy w sierpniu, na co szczególnie zwracam uwagę. Ian był wdzięczny za fachowe przygotowaniu utworów, które mimo brakujących gitar przy werblach i skrzypcach brzmiały szczególnie dobrze. Trudno mi porównać ten koncert do katowickiego z 2000 roku, ale wierząc osobom, które były niedawno we Wrocławiu na Deep Purple - Gillan w lepszej formie był w Gdańsku. Potwierdzam doskonałe przygotowanie artystów do tego koncertu. Widać, że ten manifest wyrażający się przez sztukę potraktowali szczególnie poważnie. Już za kilka dni kolejna odsłona festiwalu, który zapowiada się bardzo ciekawie na przyszłe lata.
Więcej szczegółów na www.solidarityofarts.pl
Więcej zdjęć w galerii:
Solidarity of arts, 22.08.2009 r. Gdańsk Targ Węglowy. Foto: Tomasz Cieślikowski
Solidarity of arts, Gdańsk Targ Węglowy, 22 sierpnia 2009