Zapraszamy do naszej ciągle uzupełnianej Playlisty ( już 36 filmów):
Kilka lat temu nikt by nie przypuszczał, że na festiwalowe zaproszenia odpowie tylu klasowych, znakomitych muzyków. Początkowo zasięg festiwalu był mniejszy, skromnie zaczęło się od kilku rodzimych wykonawców oraz jednej gwiazdy. W tym roku VI Gdynia Blues Festival otworzył swoje podwoje dla muzyków z Niemiec, Białorusi i z USA. W ostatni dzień wystąpiła mega gwiazda festiwalu, Kim Wilson ze swoją orkiestrą bluesową. Poza tym jest to niewątpliwie największe wydarzenie na Pomorzu od pamiętnego koncertu i powrotu Erica Claptona na polską scenę. W czwartek w Blues Clubie zaskoczył pozytywnie The Go Getters.
Pierwszy dzień festiwalu odbył się w Blues Clubie - zabawa trwała do 6. rano (fot. archiwum Blues Clubu)
Grupa ze Szwecji zagrała koncert, który zapamięta się na długo. Jeden z najbardziej spontanicznych koncertów Blues Clubu w jego kilkuletniej historii. Pod koniec tego występu, oscylującego w klimatach rockabilly i rozpoczynającego 5-dniowy VI Gdynia Blues Festival, wystartował jam session z muzykami takimi jak Boogie Boys oraz Jacek Siciarek. Był to zaledwie przedsmak kolejnych czterech jam sessions, na których kolejno pojawili się: Anna Heron, Joanna Knitter, Miras, muzycy z United Blues Experience, Boogie Chilli, a nawet Kim Wilson. Najbardziej spodobał mi się duet Cotton Wing i Boogie Chilli. Oni potrafią zagrać idealnie, wczuwając się w klimat miejsca, jakim jest Blues Club. Tak jak w czwartkowy wieczór było już każdego kolejnego na ul. Portowej, gdzie cały rok prowadzone są jam sessions: bluesowe we wtorki i jazzowe w środy.
Sobotnie wrażenia przeniosły się znad morza do klubu
Rockabilly gatunkowo jest zbliżone do bluesa, ale w połączeniu z energią rocka stanowi oddzielny gatunek muzyczny. Nic więc dziwnego, że w drugim secie The Go Getters do głosu doszły emocje i taniec – zabrzmiało też kilkanaście standardów wykonanych w iście zabójczym tempie. A to był to zaledwie początek festiwalu.
The Go Getters. Fot.: Tomek Cieślikowski
W piątek, przy pięknej tego roku pogodzie rozpoczął się 3 - dniowy maraton muzyczny. Na scenie pojawiło się kilka kapel z trójmiejskiej sceny oraz kilka gwiazd, z których wymienię choćby: Boogie Boys, Boogie Chilli, Cree, Nocną Zmianę Bluesa oraz Dżem. Było ciekawie muzycznie, panowała świetna atmosfera, a pozytywne opinie oznaczają, że przełożenie terminu na wcześniejszy w stosunku do zeszłego roku to strzał w dziesiątkę. Tym razem Sławek Wierzcholski (rok temu wielki nieobecny) tryskał dobrym humorem, twierdząc z przekonaniem, że w Gdyni mamy jeden z największych festiwali bluesowych w Polsce. Potwierdziła to frekwencja pierwszego dnia – na gwiazdę wieczoru i poprzedzający ją Mississippi Blues Band przyszło około tysiąca osób. Szkoda, że dzień później część już nie dotrwała do Cree, co mnie nieco zaskoczyło. Niewątpliwym hitem było zaproszenie Dżemu, który spoglądając choćby na publiczność bawiącą się na koncercie - jednoczy najmłodsze i starsze pokolenia. Pod sceną barierki nie wytrzymywały naporu tłumu śpiewającego razem z zespołem wielkie hity. Zanim jednak dokończę opowieść o Dżemie, chciałbym zauważyć, że festiwal miał też swoje objawienia i odkrycia. Jednym z nich był zespół Moongang.
The Moongang. Fot.: Tomek Cieślikowski
Grupa The Moongang założona została w 2008 roku przez młodych, chociaż już doświadczonych trójmiejskich muzyków. W jego skład wchodzą: Joanna Knitter, Piotr Góra, Aleksander Rzepczyński, Krzysztof Paul, Hubert Świątek oraz Roman Badeński.Stylistyka zespołu zakorzeniona jest w bluesie, jednak muzycy czerpią inspiracje z wielu gatunków, takich jak: jazz, soul czy funky. Muzyke Moongang z jednej strony wyznacza szacunek do blues - rockowej tradycji, z drugiej jednak ciągła chęć eksperymentowania, dzięki czemu ich aranżacje cechuje świeżość i nowatorstwo. Grupa może się pochwalić tym, że już w pierwszym roku działalności została zaproszona m.in. na dużą scenę Rawa Blues Festival w Katowicach!
Moongang zagrali nastepujące utwory:
1. Same as You (Scott Henderson)
2. Supernatural (Robben Ford)
3. If You Love Somebody Set Them Free (JJ Milteau)
4. Fine and mellow (Eva Cassidy)
5. Bessie's Advice (Eric Bibb)
6. Cold Duck Time (Les McCann) - instrumentalny
7. Run Me Down (The Notting Hillbillies)
8. Funker (Moongang)
9. I Don't Need No Doctor (John Scofield)
10. In the Midnight Hour (Wilson Pickett)
Chwilę po występie Joanny Knitter z Moongangiem na scenie pojawili się chyba najbardziej rozpoznawalni muzycy: Miras (wokal i gitara), Krzysiek Pomierski (bas) oraz Piotr Góra (perkusja) a na harmonijce Krzysztof Przybyszewski. Zespół na swoim koncie ma prawie tysiąc koncertów i mniej więcej tysiąc osób wysłuchało Ticket To Ride.
Mississippi Blues Band
Mississippi Blues Band. Fot.: Tomek Cieślikowski
Strona zespołu Mississippi Blues Band
Doświadczeni muzycy, ale nieco onieśmieleni ilością osób, która ciągnęła od pobliskiego lasu, aż do samej granicy z morzem, którą stanowi falochron, zapowiedzieli gwiazdę wieczoru, czyli legendarną formację Dżem. Na scenie na chwilę pojawił się Przemek Dyakowski, który tylko trzy razy zawołał Dżem, Dżem, Dżem a w oddali zawyły silniki Harleyów. Każdy chciał zobaczyć tych sławnych, legendarnych muzyków. Koncert Dżemu rozpoczął się po 20-ej.
Nawet szeroki obietyw nie był w stanie objąć wielbicieli Dżemu i Riedla. Fot.: Tomek Cieślikowski
Na scenie pojawili się: Beno (przypominający nieco Mikołaja) oraz śpiewający od 2001 roku z Dżemem Maciej Balcar. Nie zabrakło również doskonałych solówek Jurka Styczyńskiego. Akompaniowali im: Janusz Borzucki znany z Gangu Olsena na pianinie Korg oraz Zbyszek Szczerbiński. Przypomniał się klimat imprezy przed koncertem Erica Claptona, kiedy z Dżemem przed gwiazdą wystąpił młody Riedel w sierpniu zeszłego roku i zaśpiewał „W życiu piękne są tylko chwile”. Jednak w myśl słów piosenki iść zawsze do przodu należy i kto nie załapał się na biletowany koncert z sierpnia, to w tym roku mógł usłyszeć i Dżem i Cree z młodym Riedlem na VI Gdynia Blues Festivalu i to za darmo. Życie bywa piękne...
„Zawsze do przodu” – Dżem
Jeśli mnie pamięć nie myli grupa zagrała:
Detox
Czarny kapelusz
Powiał boczny wiatr
Naiwne pytania
Najdłuższy utwór pozbawił złudzeń – zapowiadał się świetny występ
Tylko ja i ty
Harley mój
Gorszy dzień
Wehikuł czasu
Żyj mały żyj
Do kołyski
Zawsze do przodu
Diabelski żart
Jesteś nie dla mnie
A następnie bisy:
Autsajder
Lunatycy
Whisky
Jak malowany ptak
Sen o Viktorii
Czerwony jak cegła
Dżem. Fot.: Tomek Cieślikowski
Grupa była przyjęta bardzo dobrze przez publiczność. Po zachodzie Słońca, Dżem bisował aż 3 razy. Opinie o koncercie były bardzo pozytywne. Możliwe, że to będzie stały punkt gdyńskiego programu w następnych latach. Oby do zobaczenia za rok.
Mojo Hands
Kolejny dzień festiwalu przebiegał w rytmie Boogie-woogie. Na wejście zagrali Mojo Hands i Cotton Wing. Zaskoczył pozytywnie Mojo Hands z Kartuz. Młodzi muzycy jako zespół istnieją od 2005 roku. Od tego czasu zdążyli wypracować własny styl. Słychać u nich wpływy amerykańskiego bluesa (Muddy Waters, Junior Wells, B.B. King czy Buddy Guy). Grają w składzie : Michał Knut - vocal, bass, Mateusz Grzenkowicz – gitara, Patryk Przewoski – perkusja, Michał Lange - piano, hammond, Radosław Fularczyk - harmonijka ustna.
Cotton Wing
Kolejny zespół pochodzi z Trójmiasta. To Cotton Wing. We wczesnych latach 90-tych oraz w latach 2000-2003 frontmanem zespołu był charyzmatyczny i obdarzony mocnym głosem wokalista i harmonijkarz Robert „Młody” Tyszka – fan Presleya, zydeco i bluesa z Delty. Wyjazd Roberta do jego „ziemi obiecanej” (Memphis, Tennessee ) w 2003 roku spowodował zawieszenie działalności zespołu. Po powrocie Roberta do Polski, reaktywacja grupy była już tylko kwestią czasu. Skład uzupełniają: wieloletni współpracownik Roberta, basista Bartek Biechowski, perkusista Kuba Staniszewski oraz najnowszy nabytek zespołu, poznany na jednym z jamów w Blues Clubie, gitarzysta Kamil Kijewski.
Po tym bluesowym preludium na scenie pojawili się najbardziej oczekiwani przeze mnie Boogie Boys oraz wkrótce po nich Boogie Chilli. Wystarczy tylko powiedzieć, że pierwsi stanowią najbardziej oryginalny zespół grający boogie w Polsce, za co zostali docenieni w tym roku udziałem w festiwalu w Memphis w USA. Ich płyty rozeszły się jak świeże bułeczki w sklepiku festiwalowym. Dla chcących jeszcze raz zobaczyć tę młodą trójkę muzyków polecam zajawki z koncertu:
Boogie Boys
Boogie Boys
Chyba nikt nie przypuszczał, że muzyka grana na dwóch pianinach i perkusji może przysporzyć tyle zabawy. Jednak ta grupa odkąd przyjeżdża do Bluesa zawsze zaskakuje, przyjeżdża z czymś nowym albo przywozi ze sobą nowego muzyka. Tak było i tym razem, bo The Go Getters ze Szwecji skorzystali właśnie z ich zaproszenia i Blues Clubu.
To tylko próbka możliwości tych muzyków...
Żeńska część publiczności była już zachwycona, nie pozostało już nic innego, jak zachwycić tych nieprzekonanych. Na scenie pojawili się Boogie Chilli. Zespół charakteryzuje się brudnym brzmieniem, ale do takiego też brzmienia przyzwyczaił, goszcząc wielokrotnie w Gdyni. Przypomnę tylko, że płyta Live Time Blues zajęła wysokie, 3. miejsce, w kategorii "Płyta Roku" ankiety Blues Top'2006. Grupa gra razem od 2002 roku. Założyli ją: Maciej Sobczak (gitara), Robert Fraska (bas) i Janusz Siemienias (gitara) oraz Andrzej Kubiak (perkusja). Nie bez znaczenia jest rola, jaką pełni harmonijkarz Leszek Paech, który nie tylko zaskakuje, ale po pojawieniu się w zespole nadał mu dodatkowy, ostry jak chilli, smaczek.
Boogie Chilli. Foto: Ola Niewiarowska
W sobotę jako ostatni band zagrał Cree. Kilka faktów z życia - Cree jest zespołem grającym rocka o silnym zabarwieniu bluesowym, stylem przypominającym muzykę lat 60' i 70'. Najbardziej znanymi przedstawicielami tego stylu w Polsce są: SBB, Krzak oraz Dżem. Zespół powstał w 1993 roku w Tychach, z inicjatywy trzech niespełna 16-letnich chłopców:Sebastiana Riedla, Sylwestra Kramka i Adriana Fuchsa. Jak wspomina Kramek : aby zacząć grać, trzeba było mieć nazwę, więc na zaparowanej szybie pisaliśmy palcem różne propozycje nazw dla zespołu i ostatecznie zostało Cree. Pomysłodawcą nazwy był Rysiek Riedel, ojciec Sebastiana, którego zawsze fascynowała historia i życie Indian, sam chciał w przyszłości mieć zespół o takiej nazwie. Marzenie ojca zrealizował syn i tak powstało Cree.
Cree. Foto: Ola Niewiarowska
Przejdźmy do wydarzeń po sobotnim i piątkowym występie gwiazd wieczoru. Koło północy rozpoczęła się sesja, w której zaprezentowali się w klubie m. in. Leszek Paech z Boogie Chilli, Bartek, Kuba i Robert z Cotton Wing .
Sergiej Kurek Band. Fot.: Tomek Cieślikowski
Long distance call – cover Muddy Watersa w wykonaniu SKBand z Białorusi
Niedziela upłynęła po piątkowo-sobotnich, energetycznych koncertach w klimacie sielankowym. Dlatego też na bulwarze oraz na terenie festiwalu pojawiało się sporo całych rodzin. Najważniejsze jednak, że pogoda dopisała przez całe pięć dni. Dość zagadkowo brzmiała dla mnie nazwa kapeli z Białorusi - Sergiej Kurek Band. Sympatyczni sąsiedzi zza miedzy dopiero rozpoczynają swoje podbijanie Europy. Grupa uznana za młodych, zdolnych na Białorusi zaczynała w młodym wieku od standardów bluesa ( m.in. Muddy Waters). Dziś już nie stronią od nowocześniejszych kompozycji. Inną, prawdziwie międzynarodową ekipą, było trio z kobietą na harmonijce.
United Blues Experience. Fot.: Tomek Cieślikowski
Strona zespołu United Blues Experience
Beata Kossowska zagrała w projekcie United Blues Experience. Towarzyszyli jej: Wolfgang Bernreuther na gitarze dobro oraz na wokalu i Rudi Bayer na kontrabasie. Beata uzyskiwała aplauz nie tylko za swoją urodę, ale doskonałe opanowanie techniki gry na harmonijce. Od tego momentu to harmonijka wyszła na pierwszy plan festiwalu. Na zakończenie „openera” Sławek Wierzcholski, największy popularyzator tego instrumentu, wykazywał jego wyższość nad perkusją i bawił publiczność anegdotami.
Bluesette. Fot.: Tomek Cieślikowski
Bluesette – grupa powstała na jam sessions specjalnie z myślą o festiwalu w Gdyni!!!
Sławek Wierzcholski i Nocna Zmiana Bluesa. Fot.: Tomek Cieślikowski
Chory na Bluesa - Sławek Wierzcholski
Sławek Wierzcholski, najpopularniejszy polski wykonawca bluesa i stworzona przez niego Nocna Zmiana Bluesa, w ciągu 26 lat nieprzerwanej działalności osiągnęli sukcesy, którymi można by obdzielić znacznie większe grono artystów. Siedemnaście wydanych płyt, nagrania z amerykańskimi gwiazdami bluesa, takimi jak m.in. Charlie Musselwhite czy Louisiana Red, koncerty poprzedzające występy bluesowych legend: B.B.Kinga (Warszawa 1996) czy Blues Brothers (Norymberga 1989) . Ponad dwa tysiące koncertów w Polsce i praktycznie w całej Europie a nawet w Zimbabwe! Choć zaczynali jako ortodoksyjni bluesmani, w trakcie ćwierćwiecza działalności, Sławek i jego zespół wykreowali własny, niepowtarzalny styl, bazujący na akustycznym instrumentarium, a będący fuzją bluesa, folku, jazzu i piosenki autorskiej. Sławek jest autorem całego repertuaru grupy i kilku prawdziwych przebojów, jak „Szósta zero dwie”, „Blues mieszka w Polsce”, „John Lee Hooker” czy „Chory na bluesa”. Nocna Zmiana Bluesa to już klasyka! Świadczą o tym m.in. hasła w encyklopediach muzycznych, CD z serii „Złota kolekcja” wydawnictwa EMI Poland , występy w programach TVP jak m.in. „Szansa na sukces” i wielu innych. Sławek Wierzcholski to wirtuoz harmonijki i autor dwóch popularnych podręczników gry na tym instrumencie. Jest dziennikarzem radiowym www.rdc.pl i prasowym, organizatorem festiwali bluesowych a przede wszystkim człowiekiem „Chorym na bluesa”! Informacje ze strony: www.blues.ofek.pl.
Niedzielną niespodzianką był brak występu Szulerów. Podkreślić jednak należy, że spośród tylu zespołów zmiana wykonawcy nie była szczególnie widoczna. Na zakończenie, w poniedziałek, nastąpiła kolejna zmiana, tym razem miejsca. Większość osób zdjęła „skóry”, a niewygodne siedzenia motorów zamieniła na fotele w teatrze.
Kim Wilson na zakończenie festiwalu w Teatrze Muzycznym był najmocniejszym akcentem, szkoda że pod sceną nie znalazło się miejsce do tańczenia. Fot.: Tomek Cieślikowski
Jak wynika z niewielu artykułów o „feniksach” jedynym niezmiennym elementem podtrzymującym nazwę i wyznaczającym standardy jest Kim, od 19. lat będący wyłącznym liderem zespołu. Poza grą na harmonijce, komponuje i śpiewa. W Gdyni tryskał dobrym humorem i podczas swojego pierwszego pobytu w naszym kraju chwalił polskie jedzenie, . Jego solówki harmonijkowe były niczym rozpędzone pociągi towarowe mknące przez pustynno-górzyste Stany. Na pewno pozostałym muzykom niełatwo jest spełniać wysokie wymagania frontmana grupy. Prócz niego wystąpiło dwóch młodych gitarzystów i perkusista. Jako całość tworzą zgraną ekipę, w której wszystko do siebie pasuje. Utwory były grane bardzo dynamicznie, a solo harmonijkowe służyło za interludium. Jedno z nich, najdłuższe, Kim zagrał, spacerując pośród rzędów fanów, czym wzbudził dodatkowy aplauz. Szkoda, że krzesełka blokowały ludzi, którzy na przemian klaskali lub skakali. Akustyka Teatru Muzycznego jest doskonała na wielkie spektakle i musicale. Przy bluesie czułem się dość dziwnie, mimo tego Kim, widać przyzwyczajony do wielkich przestrzeni, wykorzystał doskonale jej atuty prowadząc muzyków niczym orkiestrę sterując od niechcenia ręką kiedy winni przyspieszyć, a kiedy zagrać głośniej. Wracając do muzyki Kima Wilsona i T-Birdsów: łączy ona brzmienie chicagowskie z teksańskim. Można również w niej doszukać się country i R&B. Mimo tego wolałem, kiedy Kim grał na harmonijce, niż śpiewał. Może brakowało mi żeńskich chórków, a co tam. Jak orkiestra to tylko z żeńskimi chórkami. Na koniec postaram się nie analizować i nie porównywać mega gwiazdy z USA z naszymi rodzimymi zespołami. Powiem tylko, że harmonijka Kima Wilsona, a najpopularniejszego w Polsce wirtuoza tego instrumentu – Sławka Wierzcholskiego brzmiała...inaczej. Ale to już temat na osobny artykuł.
Strona zespołu Fabulous Thunderbirds
Fabulous Thunderbirds - MySpace
Krótko podsumowując, przede wszystkim należą się szczególne podziękowania organizatorom, czyli Blues Club Gdynia. To "nasza", gdyńska impreza, której od lat przewodzi klan Pomierskich. Mogą tak rozwijać swą piękną ideę także dzięki sponsorom festiwalu m. in. firmie Energa i, przede wszystkim, Miastu Gdynia, którzy niezmiennie dają energię do dalszych wysiłków i sprawiają, że Gdynia Blues Festival trwa i rozwija się z roku na rok. Podziękowania należą się też wszystkim, którzy wspierają imprezę swoją obecnością na koncertach. Minus stanowi jednak to, że mimo iż koncerty na otwartym powietrzu są darmowe, to widziałem sporo osób, które w żenujący sposób popijali sobie piwo z puszki za barierkami przeznaczonymi do konsumpcji. Dzięki Wam kochani - za rok kapel typu Dżem, czy Cree może zabraknąć z prostego powodu. Zgadnijcie jakiego...
Powiązane artykuły
- 03.05.2009 VI Gdynia Blues Festival - gdyńskie święto bluesa już niedługo!
- 22.05.2009 [Foto] VI Gdynia Blues Festival otwarty !
- VI Gdynia Blues Festival, Day 3, 23.05.2009 r., Foto: Ola Niewiarowska
- 23.05.2009 [Foto, Wideo] VI Gdynia Blues Festival, Day 2
- 25.05.2009 [Foto, Wideo] VI Gdynia Blues Festival, Day 4
- 26.05.2009 [Foto, Wideo] VI Gdynia Blues Festival, Day 5
- 07.07.2007 IV Gdynia Blues Festival
- 14.06.2008 Blues, to zawsze blues jest:V Gdynia Blues Festiwal