Gazeta Świętojańska : Nie miała Pani okazji zobaczyć jeszcze Gdyni, przyjechaliście nocą. Czy ważne jest miejsce, gdzie się śpiewa?
Olena Leonenko: Pewnie, że ważne. Znam Gdynię, to bardzo piękne miasto. Żałuję, że przyjechaliśmy tak późno, na tak krótko, ale wspomnienia będę miała nadzwyczajne. Tak czy inaczej, morze udało nam się zobaczyć.
Gazeta Świętojańska : A dlaczego Gdynia?
Olena Leonenko: Tu nas Państwo zaprosili. Uwielbiam morze, więc każda okazja, żeby na nie popatrzeć, jest dobra.
Gazeta Świętojańska : Ma Pani wpływ na wybór miejsc, w których Pani śpiewa?
Olena Leonenko: Niewielki:)Tyle, że musi być spełnionych kilka warunków – dźwięk, światło, atrakcyjna scena i parę innych drobiazgów.
Gazeta Świętojańska : Śpiewała Pani w różnych miastach w Europie. Czy są jeszcze takie miejsca, gdzie koniecznie chciałaby Pani zaśpiewać; miejsca, skąd można czerpać energię?
Olena Leonenko: Mam kilka takich marzeń. „Olimpia” paryska to pierwsze z nich, chociaż słyszałam, że obecnie podupadła. Jednak fakt, że śpiewała tam Edith Piaf - wystarcza. Na pewno chciałabym zaśpiewać we Friedrichstadt Palace, gdzie śpiewała Marlena Dietrich. Śladami moich bogiń. To są te miejsca, gdzie ludzi naprawdę ciągnie do sztuki, gdzie przychodzą po przeżycia wyjątkowego rodzaju. Pochodzę z Ukrainy, kraju gdzie sztuka do dziś jest rodzajem sacrum. Człowiek idzie tam do teatru, żeby coś przeżyć, wzruszyć się, roześmiać albo zapłakać. Coś zrozumieć, albo o czymś zapomnieć.
Gazeta Świętojańska : Przyjechała Pani do Gdyni ze swoimi pieśniami – albumem z dzieciństwa. Czy miała Pani okazję wyśpiewać ten spektakl w miejscu i dla ludzi, o których Pani śpiewa?
Olena Leonenko: Z tym spektaklem w Kijowie jeszcze nie występowałam. Ci ludzie, o których śpiewam, są wszędzie. W Kijowie, Warszawie, Nowym Jorku i …w Gdyni. Spotkania z moimi bohaterami są nieoczekiwane. Jakiś czas temu w kinie Kultura na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie na ekranie zobaczyłam mojego sąsiada z kijowskiego podwórka. To był film dokumentalny o żydowskiej emigracji i rozpaczliwej tęsknocie za ojczyzną. Mój sąsiad wylądował w Nowym Jorku, na Brooklynie, w dzielnicy, którą wszyscy nazywali Małą Odessą. On patrzył na ocean i płakał, a ja patrzyłam na niego w kinie i też płakałam.
Foto: Waldemar Chuk
Gazeta Świętojańska : Chciałaby Pani skonfrontować pieśni z miejscem, o którym Pani śpiewa. Taka konfrontacja ma sens?
Olena Leonenko: Nie nazywałabym tego konfrontacją. W sformułowaniu konfronacja jest coś agresywnego. Ja to podwórko noszę zawsze w sobie. Podróżuję z nim po całym świecie, także do Gdyni. Myślę, źe każdy z nas ma w sobie takie podwórko. Na zawsze.
Gazeta Świętojańska : Jak to jest powracać w pieśniach do swojego dzieciństwa? Czy to po jakimś czasie nie jest znużeniem czy wręcz przeciwnie, powrót może być radosny i tęskny? Jak sobie pani radzi z tymi emocjami podczas przedstawienia?
Olena Leonenko: Przyśniło mi się kiedyś to podwórko. Pomyślałam, że jest wystarczająco metaforyczne, by przenieść je na scenę. Zamykałam oczy i błądziłam po nim. Ta podróż była taka jak ten spektakl: smutna, śmieszna, bolesna i radosna. Wracały do mnie zapomniane piosenki, szlagiery filmowe i pieśni artystów zakazanych, które śpiewała moja mama albo których namiętnie słuchał mój ojciec. Oczywiście musiał się tam znaleźć Wysocki i Okudżawa; spektakl kończy jego „Moditwa“. A ja kończę spektakl zdaniem: „Żeby tylko nie było wojny“ – zdaniem, które niestety nigdy nie traci aktualności.
Gazeta Świętojańska : Śpiewanie o dzieciństwie jest poszukiwaniem tożsamości, siebie, to rodzaj terapii?
Olena Leonenko: Wszystko razem. Jeźeli z tego wyjdzie sztuka to znaczy, że się udało.
Gazeta Świętojańska : Wszyscy, którzy się spotykają z Panią nazywają mądrą, niezwykłą kobietą i artystką. Twierdzą, że przechowuje Pani w sobie i wydobywa magiczną moc talentu, że nieustannie Pani poszukuje. Gustaw Holoubek był urzeczony Pani talentem. Jaki ma Pani stosunek do siebie i swojego śpiewania?
Olena Leonenko: Dziękuję za dobre słowo. Pozwoli Pani, źe znów zasłonię się cytatem z mojego spektaklu „Jako Rosjanka jestem bardzo patetyczna – mam to po ojcu. Jako Ukrainka bardzo się tego wstydzę – wstyd mam po matce. Jako od pewnego czasu Polka – próbuję złapać do tego dystans“. Moja mama mówiła, że zaczęłam śpiewać zanim zaczęłam mówić. To jest najbliźsza mi forma reakcji na świat.
Gazeta Świętojańska : Jest pani szczęśliwa?
Olena Leonenko: Bywam. Tak jak wszyscy. Żeby być szczęśliwym trzeba wiedzieć czym jest nieszczęście.
Foto: Waldemar Chuk
Gazeta Świętojańska : Jakie ma Pani marzenia, artystyczne na przykład?
Olena Leonenko: Jest ich wiele. Pracujemy teraz nad nowym spektaklem o Sergiuszu Jesieninie, poecie tragicznym. Ten spektakl przygotowuję z Januszem Głowackim i Józefem Opalskim. Gustaw Holoubek, kiedy powiedziałam mu o tym pomyśle, powiedział: „Świetnie, nareszcie się dowiem, dlaczego tak bardzo nienawidzę i tak bardzo kocham Rosję“. To piekielnie trudne wyzwanie, ale życie jest za krótkie, żeby je sobie ułatwiać.
Gazeta Świętojańska : Kto jest dla Pani autorytetem?
Olena Leonenko: Kilku ludzi bardzo utalentowanych i zbuntowanych, którzy za swój bunt i sztukę zapłacili najwyższą cenę. O kilku z nich wspominałam w tej rozmowie.
Gazeta Świętojańska : Życzę Pani poczucia spełnienia podczas dzisiejszego spotkania z publicznością. Dziękuję za rozmowę.
Olena Leonenko: Dziękuję. Może jeszcze kiedyś się spotkamy.
Rozmawiała: Katarzyna Wysocka
Wywiad i zdjęcia: autoryzowane
Więcej zdjęć w galerii:
Olena Leonenko w Gdyni 31.03.2009, foto: Waldemar Chuk
Powiązane artykuły
- 10.03.2009 Wydarzenie: Olena Leonenko w Gdyni
- 05.04.2009 Prawdopodobne nieprawdopodobne, czyli Olena Leonenko w Teatrze Gościnnym