Nestor tego gatunku , Minorezjusz Turbaczewski gładząc swoją długą siwą brodę powitał zebranych: „Koledzy, kryzys sięgnął już nie tylko do naszych kieszeni, ale dotarł także pod tych kieszeni podszewkę, wyciągając ostatnie zaskórniaki”. Po czym z właściwą jemu przenikliwością wygłosił dłuższą analizę zaistniałej sytuacji:
Minorezje
Myśl nagła – Bajt olśnienia – Kicz piękność.
Totalny orgazm w globalnej wiosce.
Blond IQ – Rozumu nadaremność.
Jak kury nioski tu, w magi – stracie
Grzebią pazurem. – Kultura?- Zbędność!
Gdzie z niedorzeczem Wisły się styka
Bałtyk – Tam miejsce dla satyryka
Dobre, jak z gwoździ jest dla fakira
Łoże – Tak w dupę kole satyra.
Ja wie(m)szcz. Chwilowo trochę na redzie.
Blond –błąd kultury gdyńskiej przyczyną.
Chociaż herezją dziś minorezje
Zastygnę w grudzie bursztynu.
Pozna ufo – wnuk. Ten słusznej nacji
W ciszy co po nas jak zasiał makiem.
Z rozbitych luster ciągłej lustracji:
- Tu Polakowi, Polak Polakiem.
W ciszy, która zapadła po tak dogłębnej diagnozie Minorezjusza ,zabrzmiał donośnie, brzmiący ostatnio na łamach Gazety Świętojańskiej nieco jak moskiewski dzwon „Car Kałakoł”, głos, ubranego barwnie w strój Świętego Mikołaja, znanego z krytycznego spojrzenia na pracę gdyńskiego Magistratu, Jędrka Błonda:
„Kryzys? Rad w Magistracie nikt mych nie chce słuchać,
Każda więc decyzja Urzędu, to skucha”.
Na to wstał wychudzony, wymęczony licznymi podróżami po bezdrożach Polski, gdzie werbował dla Gazety Świętojańskiej bułgarsko- ukraińskie satyryczki zwane szatirówkami, - Murosła Wzwodyniecki, ze znawstwem nakreślając tło obyczajowe kryzysu:
Limeryk rozporkowy
Pewien satyryk straszył od wtorku,
Aż do niedzieli tym co w rozporku.
W szewski zaś poniedziałek,
Wina pijał antałek,
Żeby strasząc, być w dobrym humorku.
Nie mogło oczywiście zabraknąć głosu znanego globtrotera, a właściwiej byłoby powiedzieć globtrotuara, gdyż jego peregrynacje dotyczą głównie ulic Gdyni, - Lwa Limerykowicza:
Księga limeryków gdyńskich. Ulica Sztormowa.
Jest jeszcze w Gdyni ulica taka,
Dla której w Księdze mam nadal wakat.
Gdzieś przede mną się chowa
Wciąż ulica Sztormowa,
Ta z piosenki Janusza Pierzaka.
Z kolei Gniewosz Esperal Szympański, znany ponuryk, który już niejednokrotnie ratował budżet państwa z opresji wzbogacając wpływy z akcyzy na alkohol, opowiedział o swoich wrażeniach z podróży po Tuskanii:
Słońce Peru
Jedźmy miła do Pułtuska,
Tamte pół, plus ten nasz cały,
Do szczęścia najlepsza dróżka,
Lepsza niż w banku dolary.
A gdy jeszcze dorzucimy
Palikota, łyk Pitery,
TW. „Bolkiem” doprawimy,
To już mamy Słońce Peru.
Czegóż więcej nam potrzeba?
Pal diabli do Stanów wizy!
Mamy Słońce, chcemy Nieba,
Na wódkę zero akcyzy!
Gdy tylko usłyszał te słowa adwersarz Gniewosza - Marym PISakowski, natychmiast ripostował, przedstawiając swoją spiskową teorię dziejów:
Make love
Prezydent kota, pisa i brata,
Znów jakiś nowy figiel nam spłatał.
Miast w pisuaru normalnym stylu
Pod rząd podłożyć laskę trotylu,
Przypomniał hasło swojej młodości:
„Make love”- rzekł – żyjmy odtąd w miłości.
Po czym na Helu z Donkiem utoczył,
Beczułkę wina i w wilcze oczy
Jego miłośnie był się zapatrzył.
Wszak modne dzisiaj kochać inaczej.
Oj, coś zanadto się rozpisałem
A o Prałacie nic nie wspomniałem.
Prałat też w hasło „make love” uwierzył,
Majątek Kurii szybko spieniężył.
Spłacił z Prymasem(tu schylmy głowy),
Wobec Alicji Tysiąc - rządowy
Dług - i zbudował (to mnie dotyka),
Zasłużonego Dom Satyryka.
A Jacek Kurski? Cóż, Jacek Kurski,
Za moją radą aż za Łuk Kurski
Wyjechał; - śle nam stamtąd pocztówki
Oraz butelki rosyjskiej wódki.
A co z Sowińską? – Cóż, moi mili,
Gdy ją po moim tekście zwolnili,
W Teletubisiu się zakochała.
I tak się kończy historia cała.
Ot, co się może w Polsce przydarzyć,
Gdy się satyryk zbytnio rozmarzy.
Spisałem dla Was, to pełen troski,
Wasz –Marym Hepatil PISakowski.
Nieco spóźniony, przyjechał na swoim rowerku, Jean Pierre Jaques, a za nim wbiegł taszcząc jego gitarę chór dziewic gdyńskich „Harem Jeana” śpiewając, trochę w dur trochę w mol, znany z Eurowizji szlagier:
Piosenka o tym jak „Harem Jeana” Ułożył piosenkę na Eurowizję
Znalazł Haendel nutek mendel
Zgrabnie je ułożył.
Batonik firmy E’ Wedel
(d. 22 Lipca)
Zjadł – symfonię stworzył.
Zjadł Sarkozy serek kozi,
Potem żabie udko.
Popił to szampanem mówiąc
Z sarkazmem acz krótko:
„Jean Pierre Jaques, phowiem tak,
Tyś nasz słowhik, hrajski ptak.
Mowa moja będzie khrótka
Tyś Brassensem jest Ghrabówka”
Potem raźno opróżnili
Dwie butelki procentowej
I piosenkę ułożyli
W mig o ulicy Sztormowej.
Trochę w mol, trochę w dur,
Kilka dziewic ,- „Harem Jeana”
Utworzyło zgrabny chór.
Eurowizja murowana.
Tu wszyscy zebrani przyłączyli się do „Haremu Jeana” wspomagając ich soprany swym sznaps – barytonem:
„Na ulicy Sztormowej jest wietrznie,
Jean Pierre Jaques, śpiewaj nam o niej wiecznie”
Skoczne dźwięki piosenki ożywiły starszawych już mocno satyryków. Zaczęła się część nieoficjalna spotkania. Każdy z zebranych chciał sfotografować się z malowniczym „Haremem Jeana”, gibki i smukły jak łania, Łotr Wysokomierzki dwoił się i troił, by jak najlepiej utrwalić tę wiekopomną chwilę na kliszy aparatu fotograficznego:
Z przodu panie, panom z tyłu
Radzę stanąć, bo za chwilę
Zrobię zdjęcie w wielkim stylu:
Uśmiechnijcie więc się mile!
Minorezjuszu, swą brodę
Przygładź, - Ponuryku trzodę,
Zaczesz włosów nieco - bowiem,
Gwałcisz panującą modę.
Wiedz, że dziś w dobie kryzysu,
Głowę modnie nosić łysą.
Minorezjusz obudzony słowami Łotra, przypomniał sobie, że czas na wyciągniecie wniosków z narady.: „Drodzy koledzy, - zaczął – na kryzys najlepsza Unia. Tylko wspólnym wysiłkiem pokonamy trudności. Dosyć więc pisania bezproduktywnych satyr, zwłaszcza, że jak twierdzi samo CBA, Gdynia jest zarządzana bez zarzutu. Koniec złośliwych paszkwili. Od dzisiaj działamy jako grupa poetycka „Peany Joanny” pisząc panegiryki, peany, dytyramby i ody, - chwaląc Prezydenta miasta i jego dzielną ekipę.”
Zebrani, przyjęli uchwałę o utworzeniu grupy poetyckiej jednogłośnie, przez aklamację, po czym ulegli swoim ulubionym nałogom, takim jak puszczanie kaczek(tu obudziły się w nich geny satyryków) w fontannie, czy też wodowanie statków zrobionych z ulubionej Gazety Wyborczej. I tylko „Harem Jeana” popiskiwał szczypany przez Murosłę Wzwodynieckiego.
A wszystko to widział i Państwu opisał, - Zbigniew 200 gram Szymański.
Cdn.