Czy robotom potrzebna jest poezja?
Pisać o swoich rzeczywistych uczuciach, nawet jeśli one naiwne i nieszczególnie odkrywcze w świecie, w którym wszyscy udają kogoś innego. W świecie zamazanych, niejasnych pojęć, gdy pedofilia jest karalna a semitofilia wręcz zalecana w Konstytucji pęczniejącej wraz z brzuchem jej nosiciela, którego nawet Matka Boska odpięła z odrazą z klapy swojego żakietu. Pisać i mówić językiem prostym a przy tym nieprostackim, odwoływać się do pojęć, które ukonstytuowały naszą cywilizację, jest oznaką odwagi, a może szaleństwa lub szaleńczej odwagi. I chyba właśnie temu szaleństwu zawdzięczamy zbiór wierszy, które nie były pisane „dla potomności” (to w zamierzeniu autora), a esemesowego molestowania adresatki tych nietypowych, telefonicznych umizgów, Ewy. Pianistki z zawodu, a z przeznaczenia podmiotu miłosnych westchnień nadawcy, gdańskiego pisarza, bywającego także, i to całkiem udanie, poetą, Pawła Huellego, którego twórczości Gazeta Świętojańska bacznie się przygląda (zobacz m.in. recenzję zbioru „Kraj bez winnic”). Adresatka okazała się na szczęście osobą szczodrą i tych sztambuchowych wierszy nie zamknęła w pozłacanym smartfonie, ale podzieliła się nimi z czytelnikami, w wydanym starannie przez Fundację Suseia tomiku wierszy Niebo jasne nad tobą.
Pisanie wierszy już nie gęsim piórem, srebrnym czy też złotym Pelikanem, ale przy pomocy nowych zdobyczy ułatwiających wzajemne komunikowanie się, nie jest niczym nowym. Aleksander Rozenfeld wydał drukiem plon swojej poetyckiej korespondencji mejlowej z Jadwigą Grabarz w uroczym tomiku Bzyk. Wiersze nie dla dzieci. Paweł Huelle, prozaik dramaturg, scenarzysta, felietonista, a czasem i poeta, być może zakochał się. To się zdarza, chociaż w dzisiejszych czasach coraz rzadziej. Być może jest to tylko literacka kreacja, a samo literackie molestowanie jedynie warsztatową wprawką (przyznaję, byłbym tym faktem zmartwiony). Żyjmy ułudą, bo nawet, jeśli ten odmieniany przez wszystkie przypadki rzeczownik „miłość”, czy też przez pierwszą i drugą osobę czasownik „kochać” wydają się już tak zużyte, że istnieć mogą jedynie w literaturze, a prawda naszej codzienności ogranicza się do kilku zaledwie słów, już nawet nieuznawanych za niecenzuralne, wierzmy w prawdę, nawet gdy jest ona tylko fikcją literacką.
Paweł Huelle jest pisarzem, ale miłość uskrzydla i wtedy autor staje się poetą. W 1994 roku ukazał się tomik jego poezji, któremu nieskromnie nadał skromny tytuł Wiersze. Zapamiętałem z niego szczególnie wiersz To, który nabrał dla mnie dodatkowego znaczenia, gdy kilka lat później ukazał się pod taki tytułem zbiór wierszy Czesława Miłosza (2001 r.). Wracam do tych dwóch wierszy często, odnosząc wrażenie, że obaj twórcy prowadzą ze sobą dialog, tyle, że dla gdańskiego poety owo „To” jest jeszcze na zewnątrz, chociaż w pobliżu:
Być może jest za nami, idzie z tyłu,
Podąża krok w krok i słychać to niczym
Kobiece obcasy, w pustej uliczce,
Wieczorem.
to dla Noblisty, młodszego o co najmniej dwa pokolenia, jest ono jego immanentną częścią:
Żebym wreszcie powiedzieć mógł, co siedzi we mnie.
Wykrzyknąć: ludzie, okłamywałem was
Mówiąc, że tego nie ma,
Kiedy TO jest tam ciągle, we dnie i w nocy.
U Huellego „To” jest odczuwane bardziej zmysłowo, w przeciwieństwie do Miłosza, który próbuje zdefiniować je rozumowo, ale tak czy inaczej niełatwe jest życie tych, którzy mogą:
Ujrzeć czasami światło.
Wówczas piszą traktaty albo milczą do śmierci
Z przerażenia.
Od takich pytań można zwyczajnie oszaleć:
Jedyna pewność, to ta, że nie ma żadnej
pociechy ani odpowiedzi.(P. Huelle, Wiersze, To, s. 25)
A dlaczego? – śpieszy z odpowiedzą Noblista: „Ponieważ TO oznacza natknięcie się na kamienny mur,/i zrozumienie, że ten mur nie ustąpi żadnym naszym błaganiom.” (Cz. Miłosz, „to”, TO s.7). Zaiste, niezwykły to dialog tak odmiennych pokoleniowo autorów. Dociekliwym polecam śledzenie skąd ten wspólny pełen wzniosłych odniesień ton.
W Panoramie TVP Gdańsk relacja ze spotkania w Stacja Kultura Biblioteka w Rumi (od 2'42)
O wierszach Pawła Huellego i rysunkach Artura Majki w Radiu Gdańsk
„Jaka piękna jesteś przyjaciółko moja” zaczyna swoją Pieśń nad Pieśniami Paweł Huelle w najnowszym tomiku, kierując te słowa do wybranki serca Ewy. Dzisiaj już wiemy, że jest nią pianistka Ewa Pobłocka, a tylko autor wie, czy symbolizująca cały, ziemski, kobiecy ród, czy tylko tę jedyną, niepowtarzalną, nawet jeśli wyimaginowaną miłość. Taki sam wiersz znajdujemy w tym poprzednim tomiku autora z roku 1994. Czy wtedy była to ta sama Ewa, czy może słowa pisane dla innej, jakiejś poprzedniej Ewy, autor wypożyczył i uznał za wskazane przesłać kolejnej swojej miłości? A może to wciąż ta sama miłość i tylko ten wiersz przeleżał przez ćwierćwiecze zanim dostąpił zaszczytu opatrzenia go dedykacją? Szkoda, że upubliczniając tę wierszowaną, esemesową epistolografię, pominięto to, co stanowi jej nieodłączny dodatek, czyli datę, a nawet godzinę wysłania takiej korespondencji. Czytelnikowi łatwiej byłoby umiejscowić w czasie tę duchową przygodę autora, śledzić jej rozwój, obserwować, kiedy nastąpiło jej szczególne natężenie, a kiedy temperatura tych strof, a co za tym idzie i uczucia, nieco maleje. Obserwować, kiedy to zauroczenie przekształca się w zrozumienie i stałą, ubogacającą egzystencjalną wartość. Krótko mówiąc, kiedy to „rozumny szałem” większą wagę przykłada do rozumu, szał zmieniając w literaturę.
https://www.youtube.com/watch?v=ozYg5Xqk_5c
Ewa Pobłocka Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Miłość to stan ducha i ciała, nad którym trzeba się niemało napracować, by sprostać jej niezliczonym, losowym łamańcom. Dobrze więc, że są artyści, którzy biorą ten trud na siebie, cierpią męki i radości miłowania jakby za nas, a my, rozleniwieni i zepsuci cywilizacją gwałtownego zaspokajania naszych potrzeb, oglądamy tych nieszczęśników sami bezpieczni i syci. Współczesna literatura przyzwyczaiła nas do bardzo naturalistycznych opisów tych mąk swoich bohaterów, skupiając się głównie na fizjologii ich przeżyć, sprowadzając subtelne figury tej kamasutrowej sztuki do zapasów w błocie. Zapominając, że kierunek tej sztuce wyznacza Pieśń nad Pieśniami. Lubiłem zawsze w prozie Pawła Huellego ten zwiewny i subtelny erotyzm, bliższy poezji trubadurów niż modnemu rozpasaniu współczesnych, erotycznych robotów, temu science fiction w przedstawianiu tego, dzięki czemu my i świat istniejemy. Sam akt miłosny, jego finał, oglądany z zewnątrz wygląda dość humorystycznie. Autor, który ma tego świadomość, woli pozostać Huellem, niż Houellebeqiem literatury. Jego bohaterowie, zranieni strzałą Amora, bywają w chwilach uniesień nieporadni, tak jak to w rzeczywistości w życiu bywa. Recytują strofy Rilkego, nucą melodie wzniosłych symfonii, a gdy nie mają ni słuchu muzycznego, ni pamięci do pamięci, liczą do dziesięciu, no bo przecież nie do stu, jak chciałby wspomniany już tutaj Houellebecq.
Tomik gdańskiego poety rozpoczyna wiersz, w którym sumituje się, tak jakby do adresatki jego strof dochodziły opinie o nie najlepszym jego prowadzeniu się wiersz w którym odmalowuje stan swojej duszy w jak najczystszych barwach:
Bielsza niż w Alpach kornet zakonnicy[…]
Jest moich płatków przenajczystsza dusza.
Kłóci się to z wyznaniem, jakie znajdujemy w wierszu „Ty jesteś Jeruzalem” datowanym na rok 2014:
Ty jesteś Jeruzalem
Kocham Cię, choć nie jestem
Czysty.
Znajdziemy w tym wierszu też znaczące i odważne wyznanie, które polecam Sherlockom Holmesom z IPN:
Ty, chrześcijańska córko
Ja. Z rodu Dawida
i dalej, lapidarne a jakżeż celne i prawdziwe podsumowanie wzajemnego wpływu na siebie dwóch kultur: „Ja, który podwórko/Wychowałem się obok Ciebie”. W kolejnych wierszach możemy prześledzić sinusoidę tego wielkiego zauroczenia. Od nagłych, gwałtownych porywów, gdy: „Anioł przefrunął nad katedry łukiem/ A moje serce strasznym czarnym stiukiem/Zagrało fugę Bacha i bić już przestało”, do refleksji pisanych z czasowego oddalenia, gdy ta miłość, jakby przygaszona upływającym czasem i meandrami życia, jest wciąż w dobrej kondycji psychicznej. Poeta przypomina sobie różne etapy tego rzeczywistego, czy tylko wyimaginowanego (mam nadzieję, że rzeczywistego, ale pamiętajmy, że to jednak literatura) uczucia: „W Tobie całe słońce./Śmierci i życia/I jasne polany[…] Ty jesteś Jeruzalem zwłaszcza na/Rowerze, kiedy jechałaś/Wzdłuż chłodnego morza”.[…] Wielbię Twoje stopy./Całuję ich ślady na piasku./Całuję i śpiewam/Rozpacz minęła./Już nie jestem młody".
Wtrącona w nawiasie wątpliwość, którą wyraziłem w poprzednim zdaniu, wyrażająca moją niezgodę na fikcyjność poetyckiej opowieści, nie do końca została przez poetę rozwiana. Znajduję wiersz „Na jesień (1): „A co zostało? Symfonietta świerszczy:/Poemat istnienia wszystkich świata rzeczy./Pięknych. I mądrych. I w sobie świetlistych,/Choć nie-realnych, bo nierzeczywistych…” Smutna ta fraza, bo jakby niweczy całą zasianą przez autora nadzieję, że jednak można kochać prawdziwie, namiętnie, nawet jeśli – a prawdziwemu uczuciu to przystoi – nieporadnie i banalnie. Tego powielania zwrotów od dawna zakotwiczonych w poezji miłosnej, sięgania do literatury dawnych wieków, wszelakich sonetów do przeróżnych Laur (czy też Wawrzyńców, jak nakazuje poprawność polityczna) Paweł Huelle nie wstydzi się. Odważnie po nie sięga, przypomina, modyfikuje, wkłada w usta lirycznego narratora. Nie wstydzi się klasycznego metrum wiersza, licznych rymów. Sięga nawet po tak wydawałoby się obcą poezji poważnej formę jak limeryk, który wprowadza do tego subtelnego, lirycznego wyznania odrobinę humoru. My, czytelnicy, możemy tylko zastanawiać się, czy praktyka miłowania nie zostaje czasem zakłamana i przeinaczona przez literacką oraz estetyczno-etyczną teorię. Czy autor przedstawia nam swoje rzeczywiste, bardzo osobiste uczucie, czy tylko swoje tego uczucia wyobrażenie, jego literacki ekwiwalent, ale to już chyba taki los poety i pisarza, że narratora czynimy bohaterem opisywanych perypetii.
Kiedy opada sinusoida namiętności:
I tylko żal, że po młodości
Nie ma już śladu,
pozostają wspomnienia i dojrzała, mądra (a co mądre, to zazwyczaj smutne) refleksja, że nasz los, to: „Melancholijne przemijanie obrazów za oknem/I Twoja twarz, sto lat temu w zwierciadle,/Przy świecy. Myśl o początku i końcu”.
I tych wzniosłych myśli poecie, mniej czy bardziej mitycznej Ewie, czy też wszelkim Ewom poety, a także nam, czytelnikom, życzę jeszcze wielu. Niech pragnienie poety: „I już niczego nie pragnę/oprócz Twoich pocałunków/Niczego oprócz Twoich włosów na wietrze,/Niczego prócz twoich oczu,/W których widzę swoje przeznaczenie”, stanie się i naszym. Nauczmy się pięknie żyć, przekonani przez Pawła Huellego, że żyć i kochać, to jedno. A że takie mówienie o miłości wciąż jest potrzebne, potrzebne przypominanie nam, że jej (miłości) sedno, mimo przybierającej nieraz groteskowe artystyczne formy jest niezmienne, świadczyć może zaskakujące w formie wydarzenie. To oparta na tomiku Huellego prezentacja w rumskiej Stacji Kultury przedstawienia teatru tańca, zainspirowanego wierszami poety. Pomysł ciekawy, zwłaszcza, że do jego wykonania zaangażowano młodzież w wieku, w którym moje pokolenie za miłość uważało miłość do mamy, ojczyzny, pierwszego sekretarza i ewentualnie lalek.
Tomik, pięknie wydany przez Fundację Suseia, zilustrowany przez polsko-francuskiego malarza Artura Majkę, jest rozprowadzany wyłącznie przez internet (zamów tomik tutaj). Rozumiem, że autor nie chce, by jego wiersze stały w sieci EMPIK-u zasłonięte przez przeróżne poradniki kulinarne z jednej strony, z drugiej przez porady dla anorektyków. Martwi mnie tylko, że ja, który staram się śledzić ukazujące się nowości i jako tako posługuję się internetem, o tym ciekawym, literackim wydarzeniu dowiedziałem się zupełnie przypadkowo i dopiero po roku od promocji. Nie wiem też, czy ta książka jest dla każdego. Fundacja Suseia wprowadziła ostrą selekcję, i nie każdy może tomik kupić. Przy wypełnianiu zamówienia na książkę, musiałem dość dokładnie wyspowiadać się z wielu mniej czy bardziej, osobistych danych. Jedno z pytań dotyczyło faktu, czy jestem robotem. Po ośmiu latach, gdy rządząca ekipa spod znaku „bierzta, co chceta”, próbowała ze mnie robota zrobić, każąc pracować za 3,50 zł/h, nie bardzo wiedziałem, jak na to pytanie odpowiedzieć. Może, skłamałem, ale napisałem, że robotem nie jestem. a aż strach pomyśleć ilu robotów żyje wśród nas, jeśli po roku od promocji tomiku autora, na którego każdą kolejną książkę czeka się z niecierpliwością, z nakładu bibliofilskiego (100 szt) pozostał jeszcze egzemplarz, który udało mi się kupić. Smutne, ile zamówień chętnych na lekturę robotów musiano odrzucić?
Książkę otrzymałem, i trochę się dziwię, czy taka dyskryminacja robotów jest poprawna politycznie. Niedawno, gdy chciałem kupić sobie nowe radio, dowiedziałem się, że to niemożliwe, bo przy wejściu do marketu zauważyłem banner z informacją: „Nie dla idiotów”. Czas chyba postawić tamę takiej segregacji. Czy idiota nie ma prawa słuchać radia? Czy robot nie może czytać poezji? „Roboty wszystkich krajów - łączmy się!
zbigniew radosław szymański
Paweł Huelle, Obłoki jasne nad tobą. Fundacja Suseia 2019