Odszedł Mistrz analogowej fotografii
Epitafium dla Wojciecha Lendziona
Dzieło
Żyłem w epoce PRL- u i dla mnie fotografie Wojciecha Lendziona to doświadczenie tamtych lat. Były to czasy, kiedy nie istniała wolna prasa a wybierać można było między gazetą reprezentującą szczyty komunistycznej propagandy (Głos Wybrzeża) a mniej nadętą popołudniówką (Wieczór Wybrzeża). Ja zawsze wybierałem tę drugą, a to właśnie w niej pracował Wojciech Lendzion.
Fot. Lendzion
Dla mnie na zawsze zdjęcia zmieniającego się Gdańska będą wyglądały tak, jak na fotografiach pana Wojtka. Dotyczyły tego samego – Gdańska. Wszystkie są tak różne od tego, co widzimy w albumach wydawanych obecnie. Jest w nich jakaś zaduma i pokazanie zmian, jakie zachodziły. Zapytałem o to przy naszym spotkaniu – powiedział, że jego zdjęcia to efekt nauki w Liceum Plastycznym. To tam nauczył się patrzeć kadrem, czekać na właściwe światło i znajdować te miejsca, które są godne jego spojrzenia.
Człowiek
Wszyscy o nim mówili z szacunkiem, określając go najczęściej słowami „pan Wojtek”. A w bezpośrednim kontakcie był bardzo bezpośredni - lubił rozmawiać i słuchać. Przez kilka miesięcy szukałem z nim kontaktu. Miałem adres, ale nie śmiałem pójść bez zapowiedzenia. Znałem jego ulubioną ławeczkę koło poczty, na której przez lata przesiadywał, ale nie miałem okazji go na niej spotkać. Przypadek sprawił, że spotkaliśmy się na ulicy – tak po prostu. Wiedział, że chcę się z nim spotkać – od razu zaprosił mnie do siebie do domu. Odwiedziłem go kilka dni później.
To była bardzo długa rozmowa. Usłyszałem całą historię jego życia – głównie o tych lepszych jego stronach. Nie narzekał na opuszczenie i osamotnienie, choć być może miałby do tego prawo. Żył samotnie i bardzo skromnie.
Plany
Bardzo go chciałem przypomnieć. Był legendą i prawie nikt o nim nie pamiętał. Chciałem, żeby w rocznicę zrobienia pierwszego zdjęcia w Gdańsku – wykonał je ponownie: z tego samego miejsca o tej samej porze. Niestety, plan ten pozostał niezrealizowany, prawdopodobnie nie zająłem się tym zbyt usilnie by doprowadzić rzecz do realizacji. Drugim pomysłem było przypomnienie albumu, który wydal razem ze swoją córką. Wiele osób, z którymi rozmawiałem, obawiało się zorganizować to spotkanie. Teraz możemy wszyscy wstydzić się, że tego nie zrobiliśmy.
Miałem też plan zorganizowania wystawy jego zdjęć. Takich, jakimi one pozostały – reprodukowane ze starych gazet. Z dużym ziarnem, o niskiej jakości technicznej według dzisiejszej skali oceny cyfrowych zdjęć. Ten pomysł uda się być może zrealizować. Niestety – już bez obecności głównego bohatera – autora zdjeć.
Nie udało mi się też zeskanować jego domowego archiwum. Było w średnim stanie i mam nadzieję, że ocaleje. Nawet umówiliśmy się na to skanowanie. Największe archiwum jego zdjęć podobno przepadło – gazeta, w której pracował, miała wyrzucić cale kartony analogowych negatywów. Mam nadzieję, że coś się jednak zachowało. Zadbajmy o to teraz.
Mistrz negatywu
Pan Wojtek nie lubił zdjęć cyfrowych. W jego domu zauważyłem cyfrówkę, więc zapytałem czy robi jeszcze zdjęcia. Powiedział, że to pożyczony aparat i nie ma do niego szacunku. Dla niego zdjęcia były magią, tajemnicą wywoływaną w ciemni. Bez możliwości poprawienia ekspozycji. Wielka niewiadoma – zdjęcie musi być zobaczone dopiero po wywołaniu negatywu i wywołaniu odbitek. I to chyba była największa siła jego fotografii. A wybitnych ludzi epoki udało mu się sfotografować – Papieża Jana Pawła II, Lecha Wałęsę, Margaret Thatcher, Ronalda Reagana. Zdjęcia tych osób zapamiętałem z jego domowego archiwum.
Pożegnanie
Żegnam Pana, Panie Wojtku.
Marek Baran
___________________
Msza św. w intencji zmarłego zostanie odprawiona w środę, 28 lutego, o godz. 10.30 w Bazylice św. Brygidy w Gdańsku. Pogrzeb tego samego dnia Cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku. O godz. 12.30 wystawienie urny, godz. 13.00 uroczystości pogrzebowe.