Obcym wstęp wzbroniony
Marek Baran
W czasach globalizacji i łatwości przemieszczanie się lokalność zaczyna mieć całkiem inne znaczenie niż to, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni.
Teatr funkcjonuje w konkretnym miejscu i powinien koegzystować z ludźmi w nim zamieszkującymi. Ta teza jest tak banalna, że czuję dyskomfort pisząc ją. Jednak w ostatnich czasach teatr w Polsce zunifikował się i niezbyt często zdarza się, że jest tak blisko związany z przestrzenia, w jakiej funkcjonuje. Bywają jednak miejsca stanowiące wyjątek.
Olsztyńska „Jazda na zamek” to przykład teatru bardzo blisko związanego z lokalną społecznością – starającego się nawiązać z nią dialog a nawet podejmować próbę budowania jej tożsamości.
Jestem obcy
Ja jestem na Warmii obcy – nie rozumiem podziału na Warmów i Mazurów, nie znam olsztyńskich dziejów Mikołaja Kopernika, a lokalne problemy trafiają do mnie w momencie postawienia karnych zarzutów prominentnemu politykowi lokalnemu. Zatem – „Jazda na zamek” nie dla mnie została wystawiona. Mimo to postaram się napisać o niej kilka słów.
Z Warmami spotkałem się dawno temu – na początku lat 90- tych XX wieku. Wówczas wszystko było w budowie i wszyscy byliśmy zachwyceni zmianami. Warmowie, których wówczas poznałem, nie mieli swojej warmińskiej tożsamości, raczej starali się dostosować do wielkiej metropolii i zapomnieć o swojej „prowincjonalnej” przeszłości.
Ponownie o Warmach dowiedziałem się z literatury – o ich dumie i wartościach, jakie w sobie noszą. Stało się to za sprawą „Gniewu” Zygmunta Miłoszewskiego. Ten warszawiak piszący kryminał w Olsztynie sportretował Warmów z pozycji sarkastycznego obserwatora.
Do Olsztyna przyjeżdżam od kilku lat – lubię to miasto, ale nie czuję się związany z jego kulturą, której nie znam. W czasie moich olsztyńskich wypraw idę zwykle na skróty – korzystam ze znanych mi marek i sklepów, które są wszędzie.
Jednym słowem – dla Warmów jestem obcy.
„Ku zgryzocie krytyków”
„Jazda na zamek” to bardzo lokalne spojrzenie na historię. W polskim teatrze bardzo rzadko twórcy podejmują próby takiego spojrzenia, ostatnią znaną mi było „Miasteczko G.”, była to próba w mojej ocenie nieudana.
Spektakl Szymona Jachimka w reżyserii Tomasza Valdalla Czarneckiego to bardzo odważny spektakl. Po pierwsze dlatego, że jest on zrealizowany w konwencji musicalu. Po drugie – opiera się on na ciekawej, ale ryzykownej konwencji historical fiction; przywołane fakty są luźno związane z prawdą historyczną. Po trzecie: w swobodnej formie użyto dość dosadnego języka (momentami wulgarnego).
Kopernik była kobietą
Tej tezy od czasów „Seksmisji” nie trzeba udowadniać, więc w spektaklu rolę Kopernika gra Aleksandra Kolan. Ważną różnicą jest, że w „Jeździe na zamek” Kopernik jest kobietą pijącą, co do tej pory nie było akcentowane.
Pytanie o to, czy Kopernik w ogóle był w Olsztynie, wywoła na Warmii oburzenie. Miejscowa ludność przecież wie, wśród obcych – może wywołać kłopotliwą konsternację. Zajrzałem do źródeł, więc szybko odpowiadam – tak, był w Olsztynie do listopada 1519 roku, a po 8 listopada 1520 objął funkcję administratora Olsztyna. To właśnie do tych faktów nawiązuje spektakl. W 2008 roku ukazała się książka doktora historii, Jerzego Sikorskiego, „Prywatne życie Kopernika”, w której opisany jest (między innymi) udział Kopernika w obronie Olsztyna. Ta historia powróciła w 2015 roku – prawdopodobnie w czasie pisania przez Szymona Jachimka scenariusza „Jazdy na zamek”. Wówczas na łamach jednej z lokalnych gazet miłośnik Olsztyna Paweł Błażewicz ubolewał, że ten fakt historyczny nie jest wykorzystany w promocji historycznej miasta: „Dla nas, mieszkańców Olsztyna, wciąż to może być ciekawa historia, na której można budować wiedzę o przeszłości miasta i lokalny patriotyzm”.
Temat ten podjął Szymon Jachimek, zmieniając „trochę” przebieg zdarzeń. W jego „Jeździe na zamek” Krzyżacy porywają i wtrącają do więzienia Kopernika, którego dzielni Warmowie odbijają. Scenariusz „Jazdy na zamek” to wymyślona farsa. W programie spektaklu przypomniany jest tekst zamieszczony w prestiżowym „Journal of Medicine” w 1973 roku. Dwaj amerykańscy studenci medycyny opublikowali wówczas artykuł o Koperniku jako prekursorze epidemiologii. Chcieli w ten sposób spuścić powietrze z balonu, jaki został napompowany przy okazji obchodów 500-lecia urodzin astronoma. Zainteresowanych tamtą farsą odsyłam do cytowanego w programie bloga Stanisława Czachorowskiego.
Kopernik był Niemcem
Zapewne nie tylko ja pamiętam dyskusje nad pochodzeniem Kopernika. Niemieccy historycy kwestionowali wówczas polskie pochodzenie naszego wielkiego astronoma. Kilka lat temu dyskusja przetoczyła się przez wszystkie chyba media. Oglądając historię porwania Kopernika przez Krzyżaków, przypomniała mi się ta historia. Oczywiście wiem, że Krzyżacy nie są tożsami z Niemcami i nie wolno przykładać współczesnych norm narodowościowych do świadomości ludzi czasów Kopernika. Warto jednak przypomnieć te zbitki z czasów zimnej wojny. Pełno ich ciągle chociażby w ekranizacji „Krzyżaków” w reżyserii Aleksandra Forda. W spektaklu „Jazda na zamek” Warmowie oswabadzają Kopernika i staje on po ich stronie. Idąc jednak tą ścieżką interpretacyjną, można zejść na manowce – w końcowej scenie Warmowie bratają się z Krzyżakami, co chyba nie jest politycznie poprawne.
„Takiego wała jak Warmia cała”
Warmowie ukazani w „Jeździe na zamek” to lud waleczny, ale jednocześnie z dystansem do siebie. Jest pełen emocji, a nawet miłości. Wizerunek Krzyżaków jest tożsamy z tym, co my o nich sądzimy – trochę prymitywni, zawzięci i oczywiście okrutni. Cechy bohaterów są podkreślone doborem obsady – Warmów grają kobiety (i Andrzej), Krzyżaków – mężczyźni. Warmowie są bezbronni – Krzyżacy uzbrojeni w miecze.
„Jazda na zamek” ma w podtytule określenie „Musical krzyżacki”. Pierwsze skojarzenia odsyłają nas do Sienkiewicza, ale jest to skojarzenie błędne. Spektakl jest najwyżej inspirowany sienkiewiczowskimi „Krzyżakami”. Jest to raczej autorska interpretacja dziejów Olsztyna z czasów krzyżackich. Dostrzegalne są jedynie pewne inspiracje Sienkiewiczem, jak na przykład symboliczne dwa nagie miecze i parodia imion bohaterów.
Muzyka na żywo
Muzyka jest mocnym akcentem tego przedstawienia. Jest ona zarówno mocna w swoim wyrazie, jak i po prostu dobra. Mnie kojarzyła się z bardzo szerokim spektrum brzmieniowym – od muzyki metalowej (Metallca, Deep Purple) aż po spokojniejszy Queen. W drugiej części przedstawienia muzyka podąża wręcz w kierunku Mamma Mia, a nawet można znaleźć akcent sacro polo (z nieudanym zachęceniem publiczności do klaskania).
Ciekawym zabiegiem było umiejscowienie muzyków nad sceną. Zwykle orkiestra jest ukryta w kanale pod sceną – tutaj przekaz jest jasny – muzyka jest ważna, choć moim zdaniem – nie najważniejsza. Kompozytorem jest Tomasz Krezymon, który w spektaklu gra na instrumentach klawiszowych, a towarzyszą mu Paweł Bomert (gitara basowa), Szymon Linette (perkusja) i Paweł Stankiewicz (gitary). Wymieniam cały skład, bo muzyka grana była na żywo, co warto podkreślić – nie jest to obecnie często spotykanym obyczajem teatralnym.
Aktorzy
W przypadku musicalu od aktorów wymagane są wyjątkowe umiejętności. Muszą oni śpiewać i dbać o ruch, który w śpiewaniu może przeszkadzać. W przypadku tego spektaklu aktorzy świetnie sobie radzą. Przed premierą odebrali specjalne korepetycje wokalne, które zawdzięczają Paulinie Grochowskiej. Wyrównany, dobry poziom aktorstwa to atut spektaklu. Mnie bardziej podobali się źli, czyli Krzyżacy, a wśród nich zwłaszcza Niewielki Mistrz Urliszek grany przez Dariusza Poleszaka. Poza tym kilkukrotnie zaczynana piosenka Marcina Tyrlika grającego zło wcielone, czyli Wilhelm, zapadała na długo w pamięć.
Teatr lalkowy
Teatrem w tym teatrze są dwaj aktorzy inscenizujący teatr lalkowy. Pojawia się on we wprowadzeniu oraz w czasie koniecznych komentarzy do spektaklu. Zdecydowanie ożywia to spektakl.
Tradycyjna scenografia
W spektaklu jest dobra, dynamiczna scenografia. Aktorzy świetnie potrafią wykorzystać rekwizyty, które zmieniają swoją funkcję. W czasach, gdy teatr robi się bez rekwizytu i scenografii, jest to dla mnie ewidentny plus tego spektaklu. Ciekawy też jest kostium – pozwolę go sobie nazwać parahistorycznym: nawiązuje on do epoki, ale bardziej z nią dyskutuje niż naśladuje. Za piękno tego kostiumu i scenografii brawa należą się Monice Wójcik.
„Olsztyn to zadupie”
Do samego scenariusza można mieć zastrzeżenia. Zwłaszcza, że momentami prowokacja staje się zbyt wulgarna. Przekleństwa są w nadmiarze i nie pełnią żadnej roli poza szokującą, przez co tracą swoją moc komentarza czy też wyrażania emocji. Przekleństwo zaśpiewane przestaje pełnić swoją rolę.
Odniosłem wrażenie, że cudowne odrośnięcie nogi Andrzeja nastąpiło zbyt wcześnie – przed cudem, który zdarzył się później, ale może to wyraz mojej zbyt drobiazgowej analizy. Być może nikt nie powinien tego zobaczyć?
Osobną sprawą jest przeznaczenie spektaklu dla najmłodszej publiczności. Wulgaryzmy były przez nią szczególnie chętnie komentowane w foyer. Też żyję w XXI wieku, słyszę sposób porozumiewania się młodzieży, słucham nawet współczesnych piosenek. Jednak wulgaryzmy słyszane w elitarnym miejscu, jakim jest teatr, są czymś innym. Mogą „nobilitować” prostactwo i wulgarność w oczach (uszach) ludzi nie do końca jeszcze ukształtowanych emocjonalnie. Warto o tym pamiętać, organizując kolejne spektakle dla uczniów. I konieczne dopowiedzenie – zacytowane dwa „drobiazgi” są tymi delikatniejszymi, jakie padają na „podatny grunt” młodych widzów w czasie spektaklu.
Wszyscy jesteśmy Warmami?
Ja dobrze bawiłem się na spektaklu o Warmach. Według mnie można go zrozumieć nie wiedząc, czym różni się Zatorze od osiedla Jaroty (a może oba są synonimem tego samego?). Jest to klasyczny w formie teat. Taki, jak lubię.
Czy prowokacja, jaką możemy zobaczyć na scenie Teatru Jaracza w Olsztynie dorówna tej, jakiej dokonali dwaj studenci medycyny w 1973 roku? Osobiście wątpię – mała scena olsztyńskiego teatru, na której wystawiana jest „Jazda na zamek” ma dużo mniejszą siłę rażenia niż najbardziej znany na świecie magazyn medyczny. Teatr z racji swojej elitarności dociera do mniejszej (za to lepszej) części społeczeństwa. I o to w teatrze też powinno chodzić.
Napisałem w dniu 545 urodzin Mikołaja Kopernika
Jazda na zamek. Musical krzyżacki. Autor: Szymon Jachimek, reżyseria: Tomasz Valldal Czarnecki, scenografia i kostiumy: Monika Wójcik, choreografia: Michał Cyran, muzyka: Tomasz Krezymon, korepetycje wokalne: Paulina Grochowska. Zespół muzyczny w składzie: Tomasz Krezymon/Piotr Banaszek, Paweł Bomert, Szymon Linette, Paweł Stankiewicz/Andrzej Olewiński. Prapremiera 29 kwietnia 2017, Scena Margines Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie. Czas trwania: 2 godziny z jedną przerwą.