Opera bez reżysera to jednak ciągle opera, ale teatr jest gdzie indziej
Piotr Wyszomirski
Komu sukces?
„Nabucco” to opera, z którą można osiągnąć sukces – powiedział Warcisław Kunc i pewnie wie, co mówi, bo poprowadził w swojej karierze ponad 200 spektakli o Nabuchodonozorze. Nie dziwi więc wybór tytułu na finał pierwszego, dramatycznego i włoskiego sezonu w Operze Bałtyckiej. Verdi to bezwzględnie najpopularniejszy autor oper na świecie. W ostatnich pięciu sezonach jego dzieła na scenach całego świata wystawiano aż 16 265 razy (drugi jest Mozart - 11 876, trzeci Puccini - 11 494 a czwarty Rossini już „tylko” z 5 070 pokazami). W kategorii „Verdi” absolutnym liderem jest oczywiście „Traviata”, „Nabucco” okupuje miejsce czwarte a w klasyfikacji open jest 17. najczęściej wystawianą operą na świecie w latach 2011-2016). Wydawać więc by się mogło, że to arcypewniak, ale o sukcesie kolejnej (poprzednia w 1984 roku), gdańskiej premiery, można mówić tylko w jednym, ale najważniejszym na pewno dla dyr-dyr (dyrektora-dyrygenta) aspekcie.
Muzyka, i częściowo śpiew, są najmocniejszymi punktami przedsięwzięcia. Orkiestra prowadzona przez Kunca jest dobrze zbilansowana z chórem i śpiewakami, akcentuje dynamikę przebiegu, „piano jest piano, forte jest forte”. Z werwą zagrana uwertura, potem 55 muzyków harmonijnie współpracuje ze scenicznymi wykonawcami. I nie umniejsza wysokiej oceny fakt, że Verdi nie jest muzycznym wyzwaniem - uwięzionym w orkiestronie należą się mocne brawa.
Zdjęcie z próby
Ukraiński zaciąg
Dyrektor, kierownik muzyczny i dyrygent w jednej osobie jest odpowiedzialny także za wybór śpiewaków. To ciekawe, że przez casting zwycięsko przeszli aż trzej Ukraińcy. Na scenie najlepiej wypadł tenor Witalij Wydra jako Abdalio, ale też jego udział w utworze nie jest decydujący. Rozczarował w roli tytułowej baryton Andriy Shkurhan, chwalony wcześniej za koncertową wersję „Rigoletto”. Zdarzały mu się fragmenty, w których pokrzykiwał a nie śpiewał, absolutnie nie przekonywał jako postać sceniczna. Jego król rzucający wyzwanie bogu wydawał się wręcz groteskowy. Ale i tak antypopis dał bas Volodymyr Pankiv w roli Zachariasza. Był zainteresowany wyłącznie sobą, a jego pomysł na brodę był jednym z najboleśniejszych przykładów deziluzji, jakie widziałem w teatrze. Wyobraźcie sobie państwo, że śpiewak zesunął sobie długą, sztuczną brodę poniżej podbródka, odsłaniając swój prywatny zarost, bo charakterystyczna broda kapłana mu przeszkadzała (na filmiku z oklaskami 1:05-09). Wyglądał przez to jak Tomasz Karolak w „Listach do M.”, czyli jak mocno „przechodzony” św. Mikołaj albo jak Harpo Marx w scenie mowy lotników w "Nocy w operze". W 2017 roku, gdy dzięki sztuce charakteryzatorskiej można zrobić z Pięknej Bestię i z powrotem, taki zgrzyt. Brrr!
Niektórym Zachariaszom broda nie przeszkadzała - zdjęcie z próby
Zawiodła Elwira Janusik jako Fenena, chciałoby się więcej Karoliny Sołomin (pamiętna Rebeka w pierwszej operze kaszubskiej).
To, co najlepsze
Honor panów na scenie uratował najlepszy wokalnie, choć mało charyzmatyczny, tenor Zbigniew Malak w roli Ismaela. Śpiewał z tak wielką pasją, że chciałem wskoczyć na scenę i pomóc mu w rozwiązaniu jego problemów.
Gwiazdą gdańskiej premiery była wielka, polska sopranistka Karina Skrzeszewska, która nie tylko doskonale poradziła sobie z bardzo trudnymi, o dużej amplitudzie i licznych zmianach partiami Abigaille, ale dodatkowo, co było bardzo rzadkie w tym spektaklu, uwiarygodniła dramat postaci przez siebie odtwarzanej. To niby drobiazgi: ustawienia całego ciała, ruchy ramion, mimika, poruszanie się. Ale ich suma może, szczególnie w operze, postać ośmieszyć lub wznieść. W przypadku elektryzującej odtwórczyni tytułowej postaci w „Łucji z Lamermooru” (posłuchaj) było to zwycięstwo.
Na wysokości zadania stanął również wokalnie chór. Trochę więcej spodziewałem się po „Va pensiero”, ale to pewnie przez zbyt częste słuchanie utworu i wspomnienie po Marku Weissie, który chciałby, aby na jego pogrzebie wybrzmiał właśnie ten arcyklasyk.
Dygresja: „Mądra inscenizacja Marka Weissa, wpisana w hieratyczną przestrzeń największego mistrza w historii polskiej scenografii operowej, Andrzeja Kreutz Majewskiego, utrzymuje się na warszawskiej scenie od ponad 22 lat i nieodmiennie przyciąga tłumy miłośników spragnionych pięknego śpiewu na tle równie atrakcyjnych tableaux”. Fragment opisu na stronie Teatru Wielkiego (więcej, zobacz szczególnie zdjęcia, tutaj).
https://www.youtube.com/watch?v=t_6aeyYtrio
Nabucco w Operze Bałtyckiej. Fragment próby Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Ambiwalentnie
Nie można odmówić zaangażowania Mariuszowi Napierale, który swoją scenografią chciał „wycisnąć” jak najwięcej monumentalizmu z niewielkiej przestrzeni budynku przy stacji Gdańsk Politechnika. Z-ca dyrektora ds. technicznych i inwestycji zabudował całą prawie scenę od dołu i od góry. Zwisające kolumny komuś kojarzyły się z kostką Nagrody Literackiej Gdynia, innym rdzawa całość przypominała fasadę Europejskiego Centrum Solidarności. Doceniam pomysł i wysiłki, ale ostatecznie scenografia zagraciła a nie zmonumentalizowała przestrzeń. Poza tym scenografia jakby podobna do...
Ambiwalencja towarzyszy mi również przy ocenie kostiumów zaprojektowanych przez Annę Uchman. Widać smaczne nawiązania (jestem przekonany, że projektantka lubi „Tytusa Andronikusa” J. Taymor) i dizajnerskie zacięcie. Kostiumy różnicują i charakteryzują postaci i grupy, próbują współgrać z dramaturgią spektaklu, na pewno zostaną zapamiętane przez widzów. Jednak nie wszystkie pomysły w tym nowoczesnym koktajlu przekonują. Przykładowo nie zagrały dla mnie w ogóle kostiumy z rybami na głowach, inne elementy są już „zasługą” niedbalstwa reżysera. Choćby taki detal jak rękawice-ochraniacze wokół dłoni strażników. Każdy ze stojących trzymał broń inaczej, rękawice odstawały na różną odległość przez co ciekawy w zamyśle efekt powiększenia dłoni niknął.
Podobnych detali w różnych miejscach było więcej. Mógłbym jeszcze ciągnąć ten wątek, wspomnieć o błędach ortograficznych w programie oraz o… Ktoś powie, że to czepialstwo, dla mnie to dbałość o szczegóły a w operze, by była operą, wszystko powinno mieć najwyższy sznyt.
Gdański „Nabucco” nie zaskakuje fabularnie. Opowiada znaną wszystkim historię „po bożemu”, historycznie, bez eksperymentów i prób interpretacyjnych. Nie ma w nim cienia niespodzianki, kontrowersji, nieoczywistości czy ryzyka artystycznego - nie ma tak naprawdę o czym pisać na poziomie sensów. Historycznie wystawienie Verdiego stało się jednym z impulsów do zjednoczenia Włoch. Każdy, nawet najbardziej zmęczony, zauważa, co się dzieje w naszym kraju. Nie twierdzę, że poprzez „Nabucco” naprawilibyśmy Polskę, ale wbrew pozorom pomysłów na interpretację jest pewnie z tysiąc pięćset sto dziewięćset, jednak reżyser nawet nie starał się szukać własnego odczytania, bo jest to
teatr Krzysztofa Babickiego.
Twórca studenckiego Teatru Jedynka miał w swojej karierze wielkie lata. Zyskał uznanie wieloma inscenizacjami, przede wszystkim w Teatrze Wybrzeże w latach 80. i 90. Jednak od dłuższego czasu jego spektakle nie zachwycają, w opinii teatralnej Polski uchodzą wręcz za przykład teatru archaicznego, pozbawionego stylu, stojącego w miejscu. Przykre było np. obserwowanie szyderczego naśmiewania się z Babickiego na najważniejszym festiwalu teatralnym w Polsce. Na Boskiej Komedii dyrektor artystyczny Teatru Miejskiego był przedmiotem niewybrednych kpin, u nas uznawany jest za reżysera wybitnego. Cóż… Polska się nie zna, my oczywiście wiemy lepiej.
Teatralnie „Nabucco” Babickiego to statyczna ramota pozbawiona pomysłu. Reżyser nie zadbał o interakcję, niektórzy śpiewacy patetycznie wyśpiewują kwestie bez jakiegokolwiek zainteresowania rzeczywistością sceniczną. Ustawienie chóru, te szepty, przyruchy, „dyskretne” zejścia i wejścia na scenę – ech. A to wszystko dzieje się w roku 2017, po dwudziestu latach nowego teatru w Polsce, po operach w reżyserii Mariusza Trelińskiego, który uwolnił śpiewaków i uczynił z nich także aktorów... Gdybym złapał złotą rybkę, poświęciłbym jedno życzenie i poprosiłbym o zesłanie braci Marx, by zrobili z inscenizacją Babickiego to, co zrobili z operą w filmie „Noc w operze”.
Głęboki smutek wbija mnie w przygnębienie, bo wiem, że Krzysztof Babicki będzie kształtować poziom artystyczny teatru pomorskiego jeszcze przez wiele lat. Jego teatr cofa nas artystycznie, intelektualnie i cywilizacyjnie o kilkadziesiąt lat. Lokalnie nadrangowany za dawne zasługi, nie ma zahamowań w tworzeniu kolejnych „dzieł”, kształtując gusty odbiorców. Pal sześć – skoro nic nie można z tym zrobić w Gdyni, bo taki jest układ zależności i przekrój społeczny publiczności, ale nie przenośmy złego gustu do Gdańska!
Sam pomysł, by operę reżyserował lokalny reżyser, jest bardzo dobry. Chciałbym jednak zobaczyć, jak z trudną przestrzenią Bałtyckiej radzą sobie Adam Orzechowski i Magdalena Gajewska, którzy udowodnili w „Broniewskim” i „Urodzinach…”, że radzą sobie z przestrzenią doskonale. Podobnie jak Adam Nalepa, dla którego opera mogłaby być kolejnym krokiem w rozwoju artystycznym. Ale nie Babicki – litości!
Czas na operę pomorską!
„Nabucco” broni się muzyką oraz częściowo śpiewem i pewnie znajdzie widza. Na pewno jest to ostatnia premiera operowa w pierwszym sezonie dyrektora Warcisława Kunca. Jednak sezon trwa, w lipcu zaplanowano koncerty oraz projekcje oper i filmów włoskich (szkoda, że nikt nie pomyślał o „8 ½”, bo pięknie by się to spięło z „Pinokiem”). Działania „wakacyjne” to nowość i plus dla nowego dyrektora. Teraz, gdy sytuacja na pokładzie ustabilizowała się, mam pomysł dla Warcisława Kunca. Nie jest on najnowszy, ale wart działania, bo po wprowadzeniu w życie mógłby przenieść sympatycznego, przynajmniej do czasu tej recenzji, dyrektora, do historii. Opera Bałtycka powinna stać się operą pomorską, współfinansowaną przez różne samorządy, nie tylko przez samorząd wojewódzki. Od maja do końca września powinna na stałe zakotwiczyć w Operze Leśnej. Widownia ponad pięciotysięczna to coś zupełnie innego niż 472+4. Jakie otwiera to możliwości inscenizacyjne, jakie mogą być widowiska! No i rentowność z innej bajki. Czasy mamy ostateczne, więc pora na niebanalne wizje i koncepty. Bayreuth niech się schowa:)
https://www.youtube.com/watch?v=9y5Iq0PKIxk
Nabucco w Operze Bałtyckiej: popremierowe oklaski i ukłony Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Nabucco w Operze Bałtyckiej. Strona spektaklu z aktualną obsadą. Czas trwania: 150 minut z jedną przerwą. Premiera: 25 maja 2017.
https://www.youtube.com/watch?v=bhYpbg4UFjE
Nabucco w Operze Bałtyckiej. Mówi Warcisław Kunc Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
https://www.youtube.com/watch?v=3oT4tcvWSf4
Nabucco w Operze Bałtyckiej. Mówi Mariusz Napierała Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.