Termin: 21.11.2015, godz. 20.00
Miejsce: Klub Żak
Bilety: 13-35 zł
W muzyce Lamberta słychać całą paletę brzmień: od miniatur w stylu Erika Satie, poprzez formy charakterystyczne dla jazzu, aż do rozbuchanego romantic popu. Podczas trasy promującej jego debiutancką płytę, można było usłyszeć go zarówno w małych klubach, jak i na wielkich festiwalach jazzowych, od Berlina do Paryża, w towarzystwie Ólafura Arnaldsa, Nilsa Frahma, José Gonzáleza i innych. We wrześniu Lambert wydał swój drugi album, „Stay in the Dark”.
Matthew Graves: Lambert gra na pianinie i przywdziewa maskę. Efektowna prostota jego kompozycji jest czarująca. Jeśli ktoś jest chciałby dowiedzieć się więcej na jego temat, jedna rzecz jest istotna: wyobraźnia. Lambert jest postacią bez historii. Jeśli ktoś chciałby o nim napisać, musiałby opowiedzieć własną historię. A moja zaczyna się w Lizbonie. Wiele lat temu włóczyłem się po pchlim targu i zobaczyłem małe zgromadzenie. Ludzie stali wokół pianina; widać było także sylwetkę wyraźnie pogrążoną w grze. Jej twarz przyozdabiała dziwaczna pokryta skórą maska kształtem przypominająca głowę byka z dwoma rogami przyczepionymi u góry. Były podobne do rogów antylopy, jednak widziane z dystansu przypominały bardziej czułki owada. Wygląd postaci najwyraźniej przykuł uwagę publiczności, jednak w żaden sposób nie przysłaniał muzyki. W mojej pamięci prosta grana na pianinie muzyka nakłada się na soundtrack do Amelii, który w tamtym czasie grany był chyba wszędzie. Kiedy wybrzmiał ostatni dźwięk i dla wszystkich stało się jasne, że zamaskowany mężczyzna nie zagra ani nuty więcej, zaczęliśmy bić brawo. Patrzyliśmy na siebie w zdumieniu, jak gdybyśmy obudzili się jakimś cudem z tego samego snu. Kiedy odwróciliśmy się w stronę pianina, mężczyzny już nie było. Jedynym, co zostało, była stara walizka, której pianista używał jako stołka. On sam zniknął. Teraz spacerował bez maski między tłumem, tak samo nierozpoznawalny, jak w momencie, gdy miał na sobie maskę.
Wkrótce minie dziesięć lat. Kilka tygodni temu spotkałem się z kolegą, który pisze dla popularnego magazynu. Teraz pracował nad efektownym sprawozdaniem na temat “Nowa muzyka klasyczna jako fenomen popkulturowy”. Kiedy zbierał materiały, natrafił na – cytuję – “najdziwniejszego istniejącego muzyka”. Najwyraźniej komponuje on utwory na pianino i nagrywa je sam na starym, prostym sprzęcie. Ta muzyka naprawdę ma coś w sobie. Trochę jak pianistyczne albumy Goznalesa lub Jana Johanssona, jeśli miałyby to być interpretacje szwedzkich piosenek folkowych. Wiadomo, o co chodzi. A sam facet? Mocny! Potem kolega opisał mi tę samą postać, którą widziałem na pchlim targu w Lizbonie. Odwróciłem się do niego pełen ekscytacji. Musiał mnie po prostu z nim skontaktować. W końcu go znajdę. Zrobię z tego historię. Obojętnie, czy chciałem czy nie, musiałem skontaktować się mailowo z organizatorem koncertu. Jeśli to wszystko miało stać się możliwe, to była droga, aby do niego trafić. I właściwie odpisał od razu: “Wywiad? Z Lambertem? No dobrze, możesz spróbować”.
Pełen determinacji zorganizowałem spotkanie z nim w kawiarni na Kreuzberg’s Oranienstrasse kilka dni później. Kiedy czekałem tam niecierpliwie na to, że sekret w końcu zostanie wyjawiony, nagle zdałem sobie sprawę, że przecież nie mam pojęcia, jak Lambert wygląda! Widziałem go jedynie 10 lat temu, kiedy miał na sobie maskę. Nagle drzwi otworzyły się i wszedł do kawiarni, mając na sobie tę samą maskę, co 10 lat temu. Wstałem i swobodnie do niego podszedłem. “Lambert?” – zapytałem, automatycznie wypowiadając jego nazwisko z francuskim akcentem. Potem powtórzyłem: “Lambert?” Teraz brzmiało jak nazwisko angielskiego piłkarza. “Lambert” ponownie: tym razem brzmiało jak po niemiecku. Maska skinęła – potrójnie. “Mówisz po niemiecku?” Podniósł swoją zamaskowaną głowę. Odczytałem to jako “trochę” i przeszedłem na angielski. Zapytałem, czy był w Berlinie już jakiś czas. Maska pokiwała. Czy przyjechał ze względu na muzykę? Maska pokiwała. Czy to jego pierwszy album? Zadarł maskę. Nie mam pojęcia, jak powinienem to interpretować i pytam go o jego wpływy. Maska kiwa w stronę pokoju. Czy otrzymywał pozytywne recenzje? Maska wzrusza ramionami. W pewnym momencie Lambert gwałtownie wstaje. Moje pytania zdają się go denerwować nie mniej niż mnie; mijając mnie, idzie w kierunku okna, gdzie stoi pianino. Gra klucz, pozwala mu wybrzmieć, słucha, potem gra następny. Wygląda to prawie tak, jakby się przedstawiał instrumentowi. Potem, jak gdyby w odpowiedzi na niewidzialny gest, siada i zaczyna grać. Inni klienci kawiarni, którzy głośno reagowali na przykuwający uwagę widok, cichną. Lambert gra i nagle wszyscy jesteśmy na pchlim targu w Tejo.
Później, kiedy rozstajemy się, mówię do niego po portugalsku, że widziałem, jak grał w Lizbonie. Maska wydaje się zmieszana. Trochę niepewny znowu pytam go po niemiecku: “Ale byłeś w Portugalii?” Maska odpowiada przecząco. Wciąż stoję w miejscu, kiedy drzwi zamykają się za Lambertem. Wiem, że właśnie byłem świadkiem. Ale czego – nie jestem całkowicie pewien.
(windishagency.com)