Tymczasem w Toruniu (3) - Dlaczego to takie ważne?
Piotr Wyszomirski
Tymczasem w Toruniu - czas na solidarność obywatelską
Tymczasem w Toruniu (2) - odpowiedź Filipowi Frątczakowi
We wtorek, 21 kwietnia 2015 r., komisja konkursowa powołana przez marszałka województwa kujawsko-pomorskiego wyłoniła kandydata na stanowisko dyrektora Teatru im. Wilama Horzycy. 9-osobowa komisja, w której skład wchodziły osoby, których kompetencji nikt nie podważał i nie podważa do dzisiaj, stosunkiem głosów 8:1 rekomendowała marszałkowi kandydaturę Romualda Wiczy-Pokojskiego, który wraz z gdańską teatrolożką dr Joanną Puzyną-Chojką złożył najlepszą propozycję programową. Następnego dnia marszałek unieważnił konkurs. Najpierw motywował swoją decyzję nieprzystawalnością oferty Wiczy-Chojki do wyobrażeń o misji teatru (nigdzie nie zostały one wyartykułowane), potem zmienił front, dyskredytując Wiczę jako kandydata bez doświadczenia.
Decyzja marszałka spotkała się z bezprecedensowym sprzeciwem. Szybko pojawiły się artykuły opublikowane na stronie ogólnopolskiego, najbardziej opiniotwórczego w polskim teatrze wortalu e-teatr, została założona na Facebooku grupa otwarta Teatr jest nasz, która zaprasza wszystkich, którzy chcą mieć wpływ na polski teatr i na której znajduje się dokumentacja medialna Akcji. Szybko zaczęli się organizować toruńscy aktywiści, zawisła petycja podpisana imiennie przez Joannę Scheuring-Wielgus, kontrkandydatkę Wiczy-Pokojskiego w konkursie. Pod petycją podpisało się już blisko tysiąc osób, w tym znani reżyserzy i ludzie teatru. Unia Polskich Teatrów wystosowała list protestacyjny do marszałka Piotra Całbeckiego. Zorganizowali się aktorzy i pracownicy Teatru Horzycy, zdecydowaną postawę przyjęła Jadwiga Oleradzka, dyrektorka Horzycy od osiemnastu lat, trójka kontrkandydatów konkursowych solidaryzuje się z pokonanym, jak na razie, zwycięzcą. Rozkręcają się lokalne media, publikując coraz więcej informacji. Mocny głos zabrali toruńscy akademicy w liście otwartym do marszałka Całbeckiego. Toruń się organizuje, akcja rośnie.
Uważamy, że to nie jest kryzys teatru, tylko kryzys władzy, która z niezrozumiałych względów nie chce słuchać głosu obywateli i nie działa dla dobra instytucji toruńskiego teatru
pracownicy Zakładu Dramatu i Teatru UMK prof. dr hab. Janusz Skuczyński, dr hab. Artur Duda oraz dr Marzenna Wiśniewska
Po pewnym zaskoczeniu "druga strona" ruszyła do kontrofensywy. Niestety, w kiepskim stylu. Powstała kontrgrupa na Facebooku pn. Brawa dla marszałka Całbeckiego za odwagę, w której aktywność ujawniła rzeczniczka prasowa marszałka, zapisując ludzi do grupy, czasami bez ich zgody. Na stronie petycji zaczęły się pojawiać wpisy, które próbują zdyskredytować osobę kandydata i całą ideę protestu w imię obrony zasad.
W Toruniu dzieją się rzeczy wyjątkowe. Decyzja marszałka w sprawie nie najważniejszej, jak by się wydawało, wywołała burzę jak po podwyżce cen chleba. Smuci mnie fakt, że teatr polski nie jest ważny społecznie i nie zabiera głosu w sprawach najistotniejszych, że jest podzielony, że łże często, że jest tchórzliwy i wycofany, ale wydarzenia w Toruniu krzepią. Po raz pierwszy chyba po 1989 roku wydarzenie w świecie kultury spowodowało taką reakcję społeczną. Działania inteligencji kreatywnej w tym mieście są wręcz podręcznikowe. Jasny i nie pozostawiający wątpliwości głos zabrali akademicy, liderzy akcji mają dobry kontakt z mediami, sprawdzili się już w kampaniach społeczno-politycznych. Podobne przypadki zawłaszczania przestrzeni publicznej nie przekraczały poziomu kilkunastu frustracyjnych artykułów w internecie, po czym życie wracało "do normy", powiększała się jedynie armia osób z przetrąconymi karkami - frustratami ich nazywano. W Toruniu musiało się chyba "przelać", ale dzięki liderom społecznym decyzja marszałka nie pozostała bez echa. Wiadomo już, że nie skończy się na wylewaniu frustracji w internecie, będą konkretne działania, widać plan. Szacun wielki i zazdrość.
Po wylewie emocji z obu stron powinno dojść do rozmów. Marszałek i ekipa beneficjentów z nim związanych popełnili wiele błędów, w tym wizerunkowych, ale mogą je naprawić. Jego decyzja o unieważnieniu wyniku konkursu oparta była na prawie, ale nie oznacza to, że każde działanie poparte regulaminem jest dobre. Naturalnym mediatorem w tej sprawie może być chyba tylko minister Omilanowska, która powinna spotkać się z Wiczą i Całbeckim. Marszałek, wyposażony przez nią w argumenty lub alibi, może zmienić swoją decyzję. Dzięki temu może wiele zyskać, ale przede wszystkim zyskają miasto i teatr.
Z pewnością bardzo możliwy jest czarny scenariusz. Marszałek Całbecki w ramach obrony swojej decyzji może grać rolę samca alfa regionu i zdecydowanie odrzuci mediacje. Pójdzie w "zaparte", wystąpi o zgodę na bezkonkursowy tryb powołania dyrektora. Minister może się na to zgodzić, może też być kolejny konkurs. Następne tygodnie przedłużą nerwówkę w mieście i teatrze, repertuar na nowy sezon może być zagrożony, podobnie jak setlista przyszłorocznego międzynarodowego festiwalu Kontakt. W obu przypadkach solidarność może wykazać środowisko - nie przystępując do konkursu lub odrzucając pozakonkursowe nominacje marszałka. Środowisko teatralne ma szansę wpłynąć w spektakularny sposób na losy ważnego w Polsce teatru.
Chciałbym bardzo, by w Toruniu zaczął się proces nowego definiowania dobra wspólnego, powinności polityków w stosunku do społeczeństwa i roli kultury w życiu społeczności. By mieszkańcy zaczęli się zamieniać w obywateli, by organizacje pozarządowe wyszły z traumy uzależnienia grantowo-konkursowego i zaczęły chcieć wpływać na rzeczywistość. Jest na to szansa, bo aktywiści w Toruniu wykazują dobre przygotowanie i niemałe umiejętności w komunikacji społecznej. Mam nadzieję, że odzyskają miasto, a kultura odegra w tym zdarzeniu ważną rolę. Przegrana może być nie tylko przegraną miasta i zbiorowym przetrąceniem karku, ale jasną wskazówką dla wszystkich urzędnikopolityków w Polsce: możemy wszystko! Dlatego patrzmy na Toruń, trzymajmy kciuki za porozumienie i pomagajmy, jak potrafimy.
Polska zatoczyła koło. Po 25. latach nadszedł czas na zmiany. Czy Historia może zacząć sie w Toruniu? A czemu nie?
Na zdjęciu: Wilam Horzyca.