Jutro było lepiej. Z rozmyślań blizowego zoila nad nowym numerem kwartalnika
Zbigniew Remusław Szymański
Jutro było lepiej, przypomniał mi się podczas lektury najnowszej Blizy (nr 1-2015) tytuł bestsellerowego tomiku wierszy trójmiejskiego poety, który ukaże się w najbliższych miesiącach, bo rzeczywiście owo niegdysiejsze jutro a nasze dzisiaj, miało być zupełnie inne. I właśnie tym wymarzonym jutrem, które stało się naszym ułomnym teraz, redaktorzy kwartalnika są rozczarowani. Jak jednak mają to powiedzieć, by nie urazić sponsorów, nie obrazić tych, którzy nam owo jutro zohydzili? Gdy jeden z największych manipulatorów, żonglujący naszym losem i krajem jest kolegą redaktora naczelnego, kolegą, którego redaktor odwiedzał w czasach chmurnej młodości w jego wynajmowanym od gdańszczanki niemieckiego pochodzenia mieszkaniu, gdy, kancelaria owego kolegi jest prenumeratorem sporej ilości nakładu Blizy, to przyznaję, sytuacja jest bez wyjścia. Trzeba użyć języka ezopowego lub zastosować figurę pars pro toto. Co czynią redaktorzy swoją frustrację i zniechęcenie III RP, przelewając na polską naukę. To zawsze był wygodny chłopiec do bicia, tyle, że dzisiaj, gdy dyktaturę ciemniaków zastąpiliśmy dyktaturą ciemniaków jaśnie oświeconych, atakowanie tego koślawego bękarta zmian ustrojowych wydaje się nieetyczne. Niech dokona żywota w błazeńskiej masce profesora entomologii.
Cieszy, że redaktorzy są pokoleniem, które jeszcze zdążyło wykształcić się na uczelniach prowadzonych przez docentów i profesorów marcowych, dzięki czemu kolejny numer Blizy jest jak zwykle mądry oraz interesujący, a dyskusja o końcu uniwersytetu (opatrzona przez ostrożną jak zwykle redakcję znakiem zapytania) zgromadziła autorów znamienitych, którzy uniwersytet poznali od podszewki, wpierw samemu studiując, a potem kształcąc tych, których nie przeraża wizja magisterskiej przyszłości na londyńskim zmywaku. Nie tak dawno, w gdyńskiej hali targowej miałem okazję wysłuchania (podsłuchania) ciekawej rozmowy między dwoma kramarzami branży odzieżowej (second hand) dyskutujących o fenomenologii Husserla. Po komunie został nam spadek w postaci nadpodaży nikomu niepotrzebnych humanistów, którzy w czasach, gdy: Każdy sektor świata, każdą dziedzinę ludzkiej aktywności reguluje teraz bowiem jedna logika, mianowicie logika ekonomiczna( Piotr Zamojski Praktykowanie Universitas) - stali się zupełnie bezużyteczni.
W czasach słusznie - niesłusznie minionych (niepotrzebne skreślić) studiować wypadało. Trochę dla prestiżu, trochę dla wymigania się od wojska. Niektórzy studiować zaczynali i jeśli nie wdali się w polityczne pyskówki, nawet je kończyli. Byli też tacy, których studiowanie wykończyło, ale jednostki szczególnie nieodporne i nieprzystosowane zdarzają się w każdym pokoleniu. Wiedza, jaką zdobywaliśmy, była i tak namiastką tego, co w dwudziestoleciu międzywojennym wynosili uczniowie z liceum. Maturzysta przedwojenny przerasta uniwersyteckiego, powojennego wykształciucha wiedzą, i właściwie wielu szczycących się dzisiaj tytułami magistra powinno raczej ten fakt wstydliwie przemilczać, mając nadzieję, że nikt z czytelników nie zajrzy do dzieła Historia Brus, gdzie znajdzie wynurzenia pewnego historyka nazywającego majora Łupaszkę bandytą. Jako twórca wielu prac licencjackich i magisterskich wiem coś na temat jakości tych wypocin. (Prokuratora, który chciałby z tego zdania zrobić użytek informuję, że posiadam wariackie papiery).
Univeristas - czyli ogół, wszechświat, jedność w wielości, zakresem pojęciowym bliskie jest słowu solidarność. Jak na wstępie pisałem, redakcja udając troskę o losy uniwersytetu w rzeczywistości boleje nad upadkiem posierpniowego etosu, który przegrał ze zdehumanizowaną dyktaturą pieniądza. Tyrania, nawet jeśli wyimaginowana, chociaż opresyjna, zawiera w sobie pierwiastek humanistyczny. Tyranem jest jednak człowiek, a więc homo - mniej czy bardziej - sapiens. Dyktatura pieniądza to urągające wszelkiemu humanitaryzmowi urzeczowienie naszej podmiotowości. Podziwiam Zbigniewa Mentzla za umiejętność gry giełdowej, ale żal mi człowieka, któremu abstrakcyjne rozważania przerywa raz za razem strach przed giełdową bessą: Ale w portfelu mam dwa trupy i to nie daje mi spokoju. Dla giełdowego spekulanta trup w portfelu to coś najbardziej wstydliwego, to akcje spółki, których we właściwym czasie nie umiał się pozbyć, chociaż dobrze wiedział, że pozbyć się ich powinien, że pozbyć się ich musi, bo przyniosą straty coraz większe i większe...[...] Na Agrotonie, ukraińskiej spółce rolnej tracę trzydzieści cztery procent! Ile? Trzydzieści cztery? Wprost nie do wiary. Jak żyć ma pisarz, z takim obciążeniem psychicznym? Jak skupić się na pisaniu? Na szczęście przykład Słowackiego, który również spekulował na giełdzie, świadczy że jednak można.
https://www.youtube.com/watch?v=xDPlO6l7HIE
Ewa Graczyk, Brak radości z powodu ponownie odzyskanego śmietnika (fragment) Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Universitas – wspólnota równych w poszukiwaniu prawdy - wymaga zatem wprowadzenia się ludzi w pewien wyjątkowy stan, który potocznie nazywamy „zapomnieniem o Bożym świecie" - pisze Piotr Zamojski i przyznam, że wraz z Zenkiem Kropisznapszem taką koncepcją jesteśmy bardzo usatysfakcjonowani. Systematycznie wprowadzamy się w „pewien wyjątkowy stan” i Geist, tworzy się pomiędzy nami za sprawą tych naszych działań. Ale niestety, nasze indywidualne universitas , nie przekłada się na ogół. Mamy więc podobnie jak ksiądz Niedałtowski : ...wrażenie, że dziś, mimo istnienia (a nawet nadobfitości) uniwersytetów różnej maści, dominuje owo utylitarne, kupieckie myślenie kategorią zysku i kariery raczej niż wiedzy i dociekania prawdy.
Temat wiodący najnowszego numeru kwartalnika: Koniec Uniwersytetu? to oczywisty kamuflaż. Tym uniwersytetem jest nie zakreślony murami uczelni obszar zmagań o naukową prawdę, ale obszar całego kraju, cała III RP., a nawet i reszta świata, bo przecież my Winkelriedem narodów. Najwnikliwiej wiwisekcję upadku naszego wymarzonego jutra, które miało być lepsze, przeprowadza profesora Ewa Nawrocka znana z krytycznych wypowiedzi na temat kondycji polskiej nauki, polskiej kultury, i ogólnie kondycji nas, Polaków. Nie tak dawno sporym echem odbiła się wypowiedź pani profesor podczas konferencji Wściekłość i Oburzenie. Obraz rewolty w kulturze, na której przedstawiła tekst; Wszyscy jesteśmy przestępcami. W najnowszej Blizie, tekst Ewy Nawrockiej: Bunt nie ustaje, bunt się udorzecznia jest głosem ważnym i wartym szczegółowej lektury a także szerszej dyskusji. Zachęcam więc do zapoznania się z opiniami pani profesor i odbioru ich w szerszym, nie tylko zawężającym się do nauki kontekście.
Gorzko brzmi charakterystyka nas samych, naszej obywatelskości, wyrażona przez Ewę Nawrocką: Niestety, coś złego dzieje się z ludźmi. Atmosfera społeczna jest zatruta i chora. Toczy ją jak rak nieufności, prywata, zła wola, podejrzliwość, agresja (można wymieniać w nieskończoność), co uniemożliwia nie tylko skuteczne działania, ale i rzeczową dyskusję. Krytycznie też ocenia autorka naszą polską zbytnią uległość wobec dyrektyw Unii Europejskiej: Doszła do tego bezrefleksyjna uległość wobec dyrektyw Unii Europejskiej w sprawie tak zwanego systemu bolońskiego. Jego być może szlachetna w zamyśle idea (ujednolicenie nauki i edukacji na naszym kontynencie, ułatwiające mobilność uczonych i wymianę studentów) zdegenerowała się w praktyce poddanej urzędniczej dyktaturze.
Kiedy czytam fragment, w którym autorka charakteryzuje środowisko akademickie: Środowisko akademickie jest rozbite. Podzielone na grupy własnych, często sprzecznych interesów, niesolidarne - to zastanawiam się, czy tylko świat nauki ma pani profesor na myśli. To przecież kapitalna charakterystyka naszej polsko-polskiej wojny. III RP potrafiła w krótkim czasie zniszczyć solidarność zawodową i społeczną. Potrafiła zeszmacić intelektualne elity, odbierając im rozum i godność: Wykształcenie średnie i wyższe przestało być kwestią przynależności do elity, ma wyposażyć w narzędzia przydatne na rynku pracy. „Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera” - głosiło modne hasło PRL-u. A co zrobi z ciebie obywatela? Lewe interesy przy suto zastawionym stole w restauracji „Sowa i Przyjaciele”?
Zadajemy sobie pytanie: czy w społeczeństwie demokratycznym są potrzebne jakieś elity i komu? - pyta Ewa Nawrocka. Współczesne społeczeństwo polskie to przede wszystkim społeczeństwo o rodowodzie wiejskim, które nie ma powodu ani zamiaru wznosić się do poziomu jakiejś tam anachronicznej, dawnej „elyty”: ziemiańskiej, szlacheckiej, inteligenckiej. Ma swój porządek wartości, swój etos, swój język i maniery. Ceni prostotę myśli, gestów i mowy. Profesor uniwersytetu klnie publicznie „jak szewc” i bluzga rynsztokiem w imię wolności słowa, co spotyka się z aprobatą.
https://www.youtube.com/watch?v=HwjiOvVrP3U
Wojciech Owczarski, Co mnie wkurwia Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Nie mieszałbym do tej diagnozy rodowodu wiejskiego, bo w międzywojniu liczba studentów pochodzących ze wsi była znacznie wyższa niż w Polsce Ludowej. To raczej schamienie inteligencji polskiej oślepionej wizją kapitalistycznych błyskotek uśrednia poziom naszego życia umysłowego. Jako społeczeństwo potrzebujemy jakiejś busoli, może nawet blizy, pomocnej w poruszaniu się w labiryncie ponowoczesności: Humanistyka skłania do myślenia; do myślenia o myśleniu; uczy myślenia i „nieposłuszeństwa w myśleniu”. Uczy powagi myślenia i daje narzędzia do ochrony przed bylejakością myślenia. Skłania do wyjścia poza kategorie ekonomiczne w sferę kategorii moralnych i estetycznych. Wskazuje na społeczne, egzystencjalne, moralne i estetyczne skutki podejmowanych decyzji ekonomicznych, jakże często nietrafnych, błędnych, szkodliwych, cynicznie egoistycznych, wręcz w skutkach zbrodniczych. Współczesna rzeczywistość dostarcza na to licznych dowodów.
https://www.youtube.com/watch?v=fG48wsvYCrE
Ewa Nawrocka, Wszyscy jesteśmy przestępcami Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Mocne słowa i chwała pani profesor, że zechciała wziąć na siebie rolę Katona. Ktoś musiał temu towarzystwu wzajemnej adoracji wyrosłej na solidarnościowej krzywdzie wreszcie powiedzieć kilka słów prawdy. Może nie jest jeszcze za późno? Można się pocieszać, tak jak dyrektor Muzeum Miasta Gdyni Jacek Friedrich, że: Kryzys jest początkiem czegoś nowego, ale ja, żyjący już w kryzysie drugi wiek, zaczynam wątpić. Zgadzam się natomiast z Dyrektorem, gdy pisze: Moim zdaniem polityczna poprawność jest dużym nieszczęściem życia intelektualnego, gdyż zakłada, że pewne rzeczy są już dawno i na zawsze wyjaśnione. A według mnie siłą napędową kultury europejskiej od kilku stuleci jest krytycyzm. To, że każda teza może być poddana dyskusji i niekiedy zweryfikowana.
Kiedy nasze dzisiejsze jutro staje się nie do wytrzymania, chętnie powracamy do wczoraj, bezpiecznego, bo już poza nami, do dzieciństwa, tak jak poeta Jiri Cervenka, który w rozmowie z Karolem Maliszewskim mówi: W dzieciństwie świat wydawał się trwały i niezmienny.
I taki też świat znajdziemy w wierszach tego czeskiego poety zamieszczonych w najnowszej Blizie.
Gdzie się, na Boga, podziała sławna klasa robotnicza - pyta poeta, a redaktorzy Blizy zastanawiają się, gdzie się podziali robotnicy pióra. Smutna, minorowa jest tonacja najnowszego numeru kwartalnika. Nawet Antoni Pawlak, poeta chwilowo zatrudniony jako advocatus diaboli prezydenta Adamowicza, z nostalgią wspomina czasy, w których w swojej walce z reżimem (warto było?) znajdował bezpieczny azyl w instytucji uniwersytetu: ... uniwersytety były w tym naszym zniewolonym kraju namiastką wolności. Kalekiej, ale wolności.
Pięknie, chociaż naiwnie pisze o matce karmicielce Stanisław Rosiek: Wierzę bowiem głęboko w bezinteresowność uniwersytetu. Wierzę w uniwersytet bezinteresowny, który potrafi zawiesić związki z polityką i ekonomią, który nie poddaje się żadnym naciskom swojej teraźniejszości, choć właśnie teraźniejszość czyni stałym punktem odniesienia. I dalej: Uniwersytet to laboratorium bezinteresownego myślenia. Uniwersytet powinien stawiać opór oczekiwaniom swoich czasów, których wykładnią jest rynek, ponieważ jego zadanie to przygotować do życia w czasach, które dopiero nadejdą.
I jak to się ma do faktu wyrzucenia za poglądy z Uniwersytetu Opolskiego dr. Ratajczaka? I jak to się ma do wyrzucenia całej masy niepotrzebnych nikomu w Polsce absolwentów studiów wyższych, którzy rozpierzchli się po świecie w poszukiwaniu pracy? To prawdziwa zbrodnia naszego polskiego bantuskanu. Smoleńska zbrodnia to przy tej tylko niewielki epizod, wypadek przy pracy.
Czy rzeczywiście warto rozdzierać szaty nad losem polskiej nauki? Cóż wart jest dyplom historyka, który nie wie, że i naszym sąsiadom, jak i sobie samemu, nie należy ufać? Kto i na jakich podręcznikach go wykształcił? Rozumiem, że wiedza profesorska może wydawać się nieużyteczna, bo jak pisał satyryk:
Gówno do profesora, który tonął w Wiśle:
Nie wystarczy mieć wiedzę, trzeba jeszcze myśleć.
Cóż po mądrościach które czaszka twoja skrywa,
skoro ty idziesz na dno, ja na wierzch wypływam?
Ale naprawę państwa trzeba od czegoś zacząć. Niegłupim pomysłem byłaby próba uzdrowienia polskich uniwersytetów.
Coraz mniej niestety w Blizie literatury i o literaturze. Szkoda, ale rozumiem, że sprawy społeczne naglą i trzeba się spieszyć. Na szczęście jeśli już w Blizie pojawia się literatura, to zawsze wysokiego lotu. Polecam szczególnie lekturę kultowego dla pewnego pokolenia poematu Jorgosa Seferisa Drozd, w tłumaczeniu Michała Bzinkowskiego, oraz tegoż tłumacza tekst mający przybliżyć czytelnikowi twórczość greckiego poety. Dawno nie doznałem takiej radości czytając wiersze poety młodego(no może młodszego niż Artur Tomaszewski, też prezentujący swoje wiersze w tym numerze kwartalnika. Tyle, że do kunsztu Tomaszewskiego już zdążyłem się przyzwyczaić i przyjmuję to jako oczywistość) jak podczas lektury cyklu Dla Rybika Cukrowego, autorstwa Marcina Fedoruka. Wspaniale prowadzi frazę, doskonale czując rytm wiersza i swobodnie nim operując. Objawił się nam prawdziwy talent, któremu wróżę wielką przyszłość.
Jak zwykle nie zawiedli autorzy stałych cyklów blizowych, a więc Adam Wiedemann i Marek Wittbrot. Recenzje zamieszczone w kwartalniku zachęcają do zapoznania się z recenzowanymi książkami, co jest ważne, gdyż wiele dobrych pozycji w masie rupieci zalegających księgarniane półki po prostu ginie i życzliwy krytyk, przewodnik po tym, co wartościowe, jest potrzebny nam wszystkim. Z pewnością zachęcony przez Andrzeja Mestwina zajrzę do tomiku Olgi Kubińskiej Życie. Wydanie drugie poprawione, jeśli tylko uda mi się ten tomik zdobyć. Tak, tak, teraz już się tomików nie kupuje, ale zdobywa. To prawdziwa partyzantka.
Dzięki recenzentce Elżbiecie Mikiciuk, piszącej o książce Józefa Majewskiego: Fuga przemijania. Słowo o eschatologii Jarosława Iwaszkiewicza, przypomniałem sobie, że warto zajrzeć do prozy i poezji wielkiego polskiego twórcy, niesłusznie trochę zapomnianego. A że czasu mam teraz co niemiara, bo przed zemstą III RP, za pyskowanie, ukrywam się w kaszubskich lasach - czas spędzony w mojej ziemiance nie będzie czasem straconym.
Wielokrotnie pisałem, że Bliza jest jakby zamiast. Niby ma być kwartalnikiem artystycznym, ale temperament redaktorów każe im coraz częściej sięgać po tematy społeczne. Może słusznie, bo nigdy dosyć głosów ludzi mądrych na temat naszego codziennego piekiełka. Nie piekiełka, to byłby eufemizm - powiedzmy szczerze: Piekła. I chyba czas już zrezygnować z asekuranckich zastrzeżeń w rodzaju tego, które redaktor naczelny umieścił w odredakcyjnym wstępie: Tak. Cały obszar humanistyki i sztuki został oddany przez uniwersytety na pastwę zupełnej dowolności. „Fuck Homer” - taki transparent niosła pewna studentka w USA podczas protestów w latach siedemdziesiątych. Profesora greki obito, obrzucono wyzwiskami i wyrzucono. Jako prawicowca, niemal faszystę. Cóż. Nikt nie musi uczyć się greki ani czytać Homera. Ale uniwersytet bez greki i bez Homera nie jest już nigdy tym, czym był dawniej. I nigdy już nie będzie. Co notuję bez żalu i pretensji na marginesach mojego notesu.
Dlaczego „bez żalu”? Trzeba mieć i żal, i pretensje, bo inaczej grozi to tym, że pewnego razu znajdzie się jakiś Zoilos niekoniecznie z Amfipolis, który wzorem swego poprzednika z IV wieku p.n.e. krytykującego Homera, powie - tyle, że we współczesnej łacinie, czyli w języku amerykańskim - „Fuck Bliza”. Cóż, każdy ma takiego zoila na jakiego zasłużył, a że nie chcę, by nadano mi przydomek „Blizomatiks”(bicz na Blizę) kończę narzekanie, życząc redakcji nie mniej ciekawych, kolejnych numerów kwartalnika.
P.S. Tylko proszę unikać tak hermetycznego języka jak w tekście Bogusława Wajzera: Kaspar Hauser, czyli Uniwersytet. Autor napisał: Kaspar Hauser mógłby być przewrotnym, bo zarazem romantycznie ironicznym i bardzo serio ujawniającym jakąś prawdę o naszej europejskiej conditionis humanae, symbolem kondycji dzisiejszego uniwersytetu.
Co znaczy ten łaciński wtręt? Conditio, to po łacinie przyprawianie, marynowanie. Humanus, a, um - ludzki, ludzka,ludzkie. Czy chodzi o ludzkie marynowanie? Ale dlaczego jest tu użyty genetivus skoro przyimek „o” łączy się w łacinie z ablativem, w którym powinno być: conditione humana? Tłumaczę więc ten fragment tak, jak napisał go autor: o naszej ludzkiego marynowania. I nic nie rozumiem. Ratunku!!! A może chodziło autorowi o rzeczownik condicio? Wtedy stałoby się to o półton jaśniejsze, ale i tak użyty został niewłaściwy przypadek.