Współczesna wrażliwość mroku
Małgorzata Bierejszyk
Co się komuś śni, i to aż tak intensywnie, że przegapia porę wstawania? Już wymowa samego tytułu naprowadza potencjalnego widza na to, co może się dziać na scenie Teatru Gdynia Główna. „Co się przyśniło Gregorowi, że zaspał” nie jest sztuką trudną w odbiorze, mimo iż materiał literacki, który był inspiracją dla reżyserki - „Przemiana” Franza Kafki, wprowadza w nieprzyjazny świat i w mroki ludzkiej psychiki. Ewa Ignaczak, autorka scenariusza i reżyserka sztuki, przedstawiła historię tytułowego Gregora w sposób dopasowany do współczesnej wrażliwości, mając na uwadze przede wszystkim widza, który do teatru idzie dowiedzieć się czegoś ważnego, zobaczyć swoje codzienne życie z odmiennej perspektywy. Nacisk położono bardziej na socjologiczną obserwację niż na cierpienia, rozterki i niespełnione marzenia Gregora, prowadzące do tragicznego końca jego istnienia.
Między jawą...
Ignaczak, pamiętając nieustannie o widzu, który właśnie taki teatr wybiera, przemianę bohatera w ogromnego robaka ukazała z punktu widzenia jego matki, ojca, siostry i pracodawcy. Obserwujemy rodzinę w prawdziwie kryzysowej sytuacji. To nie sen, raczej gorzka jawa, bo w każdej rodzinie i w każdej firmie może przytrafić się taka „drobna” niedyspozycja, która zupełnie nieoczekiwanie odmienia bezpieczny świat. W obliczu takiego kryzysu okazuje się, że małe, codzienne rytuały wcale nie są najważniejsze, jednak... gdy mija szok, środowisko przemienionego szybko wraca do swoich nawyków. Schematy, powiedzonka, wpadające w ucho frazy, wychwycone wprost ze zwykłego życia, okazują się fundamentem, na którym zbudowane są rodzinne relacje. Słuch językowy umożliwił Ignaczak zrytmizowanie tekstu sensownie zastosowanymi powtórzeniami, a także dobranie z materiału literackiego dokładnie tych zwrotów, które skrótowo prezentują fabułę noweli Kafki. Ta językowa celność pozwala dość wiernie oddać klimat kafkowskiego świata.
...a snem
Od lewej: Małgorzata Polakowska, Jacek Panek, Karolina Gaffke i Łukasz Dobrowolski. Foto: Bogna Kociumbas.
A jednak to sen. Minimum rekwizytów, prawie całkowity brak scenografii i duszna atmosfera poszczególnych scen są jak ze snu. Również luźniejsze niż na jawie działanie logiki wzmacnia ten efekt. Dzięki temu udało się uniknąć powierzchownej krytyki kapitalizmu. Prawa pracownicze zasygnalizowane, myślący widz wie, o co chodzi. I dobrze, idziemy dalej. Relacje rodzinne ukazano obrazowo, gestami - wystarczy. Sztuka nie jest przegadana. Poetyka snu i niedopowiedzenia zostawiają widzowi miejsce na jego własne skojarzenia. Czteroosobowa obsada wystarcza do ukazania tej historii. Brak służby w domu to też znak uwspółcześnienia realiów, a jednocześnie zabieg ułatwiający widzowi skupienie się na grze aktorskiej czterech występujących. Wszyscy czworo grają z zaangażowaniem i w dużym tempie. Ich ruchy są zsynchronizowane i wypełniają energią całą sceniczną przestrzeń.
Spektakl jest dopracowany. Tę opowiedzianą jednym ciągiem historię ogląda się z uwagą, trochę ze śmiechem, trochę z obrzydzeniem, trochę z zażenowaniem. Aktorzy wprowadzają emocje umiejętnie, konsekwentną i wyrazistą grą. Obecność Karoliny Gaffke wydaje się szczególnie czysta i wyraźna. Postać matki przyciąga uwagę ruchami, mimiką i przekonującym oddaniem zachowań postaci dużo starszej niż osoba ją grająca. Polubić tych postaci się nie da, zrozumieć można. I matka, i siostra Gregora - grana przez Małgorzatę Polakowską - są jednocześnie i zależne od mężczyzn, i traktują ich jak duże dzieci, których reakcjami można manipulować. Polakowska konsekwentnie gra w niezgrabnie pochylonej postawie, natomiast jej dłonie odgrywają swoje własne, dziwne przedstawienie. Ojciec grany przez Łukasza Dobrowolskiego to chodzący samozachwyt, zawsze wiedzące lepiej indywiduum, zaś postać prokurenta (Jacek Panek) jako reprezentant świata zewnętrznego wnosi ożywienie i każe całej rodzinie zjednoczyć siły w walce o zachowanie pozorów.
To się przyśniło Gregorowi.
A gdzie w tym wszystkim jest Gregor? Zobaczyć go nie można, chyba że oczami wyobraźni. Właściwie Gregora nie ma. Był tak ważny, od niego zależał byt całej rodziny, a jednak wcale go nie oglądamy. W snach rzadko widzimy samych siebie, więc może to wszystko, co zobaczyliśmy, to rzeczywiście tylko zły sen Gregora? Są takie powracające sny, gdzie mogą zmieniać się rekwizyty, sceneria, jednak treść pozostaje podobna. „Co się przyśniło Gregorowi, że zaspał” oddaje podstawowy lęk przed życiem i decydowaniem o sobie w chwili próby, jednak głębię tych emocji hamuje pytanie: „A nie niszczy tapet?”. Taka jest też ta sztuka, trochę wyhamowana. Tam, gdzie można by mocniej, jest średnio mocno. Wydaje się, że to nie niedociągnięcie, lecz świadomy wybór artystów, by do odwiedzania teatru zachęcać ludzi ciekawych świata i z wyobraźnią.
Co się przyśniło Gregorowi, że zaspał, na podstawie „Przemiany” F. Kafki, scenariusz i reżyseria: Ewa Ignaczak, obsada: Łukasz Dobrowolski, Karolina Gaffke, Jacek Panek, Małgorzata Polakowska, choreografia prologu: Przemek Jurewicz. Premiera: 27.02.2015, czas trwania 70 minut bez przerwy.