Z nich zaś największa jest miłość, czyli „Skrzypek na dachu” w Wejherowie
Małgorzata Bierejszyk
Spektakl słupskiego Nowego Teatru im. S. I. Witkacego, który można było zobaczyć 31 stycznia w Wejherowskim Centrum Kultury, niespiesznie wprowadzał widza w życie dawnej Anatewki. „Skrzypek na dachu” to pozycja dla miłośników musicali obowiązkowa. Ta fabuła tak dobrze znana, przedstawiana w teatrach świata i w filmie, wciąż jest warta tego, by do niej wracać i by ją odkrywać na nowo.
W małym sztetlu na początku dwudziestego wieku mamy oto świat na krawędzi, w który wchodzimy siedząc w miłym wnętrzu, na wygodnych fotelach. Carska policja i światowe, nowe prądy drastycznie zmieniają żyjącą w zgodzie z tradycją Anatewkę. Nie pomagają ludzkie odruchy carskiego policjanta (Krzysztof Kluzik), po którego twarzy widać, że sytuacja jest poważna. Jak może wyglądać świat na krawędzi? Malutki, cichy, skromny, spokojny. Piękny i kompletny, gdy zgodnie z tradycją dom, tata, mama, córka i syn pod okiem Pana stanowią pełnię i cały świat, którym życie upływa w rytmie lat, miesięcy i tygodni.
Spektakl w reżyserii Zbigniewa Maciasa premierę miał w 2005 roku, nie traci jednak na aktualności, a wielu młodych aktorów ożywia go swoim urokiem i zaangażowaniem. Z kolei, grający Tewiego Mleczarza - Ireneusz Kaskiewicz, dzięki swej dojrzałości, pasuje do tej głównej roli idealnie. Z całą szczerością oddaje widzom to wszystko, co jego postać „zebrała” w ciągu długiego, pracowitego życia. W każdym słowie, dźwięku i geście wyczuwa się życiowe doświadczenie, dobroduszność i wrażliwość. Ciepła barwa głosu pasuje doskonale do rozmów z córkami i żoną, do wykonywanych, żydowskich pieśni, a także do przekomarzania się z Panem i cytowania Świętej Księgi. Mowa Kaskiewicza jako Tewiego jest tak szczera i serdeczna, że chyba żaden z widzów nie ma wątpliwości, że jego słowa docierają nawet do samego boskiego adresata.
Twórcy spektaklu w Słupsku mieli szczęśliwą rękę przy obsadzaniu poszczególnych ról. Ten dobór aktorów oraz ich gra, w której widzi się autentyczną pasję, decyduje o mocy przedstawienia. Hanna Piotrowska jako Gołda, żona Tewiego, potrafiła przedstawić skomplikowanie kobiecego charakteru, w którym jest wszystkiego po trochu, a każda przywara wydaje się maleńka w porównaniu z jej dobrem i szlachetnością. Zadziwiające jest to, jak nie tylko ona, ale i inni religijni Żydzi, potrafią w spektaklu pogodzić się z losem, widząc we wszystkim głębszy sens i boski plan.
Córki Tewiego, wszystkie pięć (no Boże, cóż on biedny mógł na to poradzić, że pięć...), grają równie przekonująco. A każda, będąc w odpowiednim wieku, jak to panna na wydaniu, ma jakąś zaletę, w każdej jest coś nieodpartego. Najstarsza, Cajtla, grana przez Paulinę Fonferek, urzeka pięknym i wyraźnym ukazaniem emocji młodej, zakochanej dziewczyny oraz lekkością tanecznych ruchów. Emilię Klimczak grającą Hudel wyróżnia mocny głos o przyjemnej barwie. Śpiewanych przez nią partii słucha się ze skupieniem, a scena jej pożegnania z ojcem przed dobrowolnym wyjazdem do ukochanego, zesłanego karnie na Syberię, jest jedną z bardziej wzruszających w tym przedstawieniu. Z kolei Dominika Macedońska w roli Chawy, której serce wybrało nie Żyda, a Rosjanina, nie ma sobie równych w ukazaniu uczuć mimiką i postawą ciała. Od pierwszego wspólnego pojawienia się Chawy i Fiedki na scenie wiadomo, że dla niej to ten jedyny, mimo że to scena zbiorowa, w której na deskach mamy wręcz tłum. Najmłodsze córki mleczarza w niczym nie ustępują starszym siostrom, są częścią rodziny i mimo bardzo młodego wieku, pełnoprawną częścią aktorskiego zespołu.
Emocje budowane są w tym spektaklu stopniowo. Jest to oczywiście zasługa twórców oryginału tego granego od lat sześćdziesiątych XX w. muzycznego widowiska i jakości literackiego materiału, jednak w słupskim przedstawieniu piosenki i sceny taneczne mają jakiś bardzo ludzki, a nie zbytnio teatralny klimat. Ten ludzki wymiar zmusza do odroczenia ocen i intelektualnych rozważań, zanurza widza w emocjach, które są uniwersalne, a jednocześnie w każdym z osobna dzieją się tylko tu i teraz.
Scenografia Anny Bobrowskiej-Ekiert oraz kostiumy również pasują do tego ludzkiego wymiaru, skromne, niewymyślne, nic ponad to, co niezbędne. Jedynie groteskowa scena zmyślonego snu, w którym pojawiają się postaci ze świata zmarłych, jest bardziej rozbuchana estetycznie, zaś strojem wyróżniają się: swatka Jenta (Bożena Borek, bardzo konsekwentnie odgrywająca charakterystyczną postać) oraz Rebe i żebrak Naum, którzy w długich szatach – uczonego i żebraczej – stanowili dziwną parę, ten najbardziej i ten najmniej szanowany pełnili w tej społeczności równie ważne funkcje, zawsze będąc tam, gdzie działo się coś ważnego. Ładnie na swoim dachu prezentuje się skrzypek (Michał Lisiewicz), którego rzecz jasna nie mogło zabraknąć. Ta drobna sylwetka przemyka również między aktorami, pojawia się w chwilach w ich życiu ważnych, płynnymi melodiami podkreślając nastrój postaci. Jest to jedyna instrumentalna muzyka wykonywana podczas spektaklu na żywo. Orkiestrę pod dyrekcją Bohdana Jarmołowicza słyszeliśmy z nagrania. Niestety, nagranie, nawet tak dobrze nagłośnione jak w wejherowskim obiekcie, nie może równać się z żywą muzyką, tym większy szacunek należy się śpiewającym i tańczącym, którzy muszą dostosować się idealnie do ustalonego tempa, nie mając nawet sekund rezerwy. Dyrygent mający pewną swobodę w interpretacji zapisu nutowego to jednak nieporównanie bardziej komfortowe warunki, zwłaszcza dla wykonujących zbiorowe układy taneczne. A sceny taneczne (choreografia: Walerij Niekrasow) są tu dynamiczne i wykonywane z uśmiechem. Jest na co popatrzeć, zwłaszcza, że tańczący nie przestają być aktorami i każdy daje swojej roli charakterystyczny dla postaci rys.
Pieśni przywoływały różnorodne, żywe emocje; zdecydowanie nie chodziło tu o zachwyt nad formą. Wspólny śpiew wychwalający ukochaną Tradycję brzmiał zupełnie inaczej niż wtedy, gdy Tradycja okazywała się ciężarem ponad siły. Szczególnie mocno zabrzmiało „L'chaim!” – „By żyć!” Ani trochę sztucznie, nie teatralnie, ale od serca. Dużo jeszcze można by mówić o tej wciąż na nowo opowiadanej historii. Największym atutem tego wykonania jest pełna szczerości gra aktorska, która umiejętnie porusza w widzu głębokie struny. Gromkie i równie szczere oklaski nagrodziły artystów, którzy umieli przekazać, jak ważne są tradycja, wierzenia, wewnętrzny pokój, międzyludzka solidarność i miłość. A największa z nich wszystkich jest miłość.
https://www.youtube.com/watch?v=IVZKwNd6kK8
Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Skrzypek na dachu, premiera: 8.04.2005, autor: Szolem Aleichem, reżyseria: Zbigniew Macias, scenografia: Anna Bobrowska-Ekiert, muzyka: Jerry Bock, choreografia: Walerij Niekrasow, libretto: Joseph Stein, teksty piosenek: Sheldon Harnick, kierownictwo muzyczne: Zbigniew Macias, Monika Zytke, obsada: Borek Bożena - Jenta, Hanna Piotrowska - Gołda, Paulina Fonferek - Cajtla, Emilia Klimczak - Hudel, Dominika Macedońska - Chawa, Paulina Łaga - Szprynca, Małgorzata Mijewska - Bilka, Zbigniew Kułagowski – Naum, Ireneusz Kaskiewicz - Tewie Mleczarz, Krzysztof Kluzik - Rebe/Policjant, Jerzy Karnicki - Lejzor Wolf, Adam Jędrosz - Mordka, Igor Chmielnik - Motel, Zbigniew Kozłowski - Perczyk, Michał Lisiewicz - Skrzypek, Jacek Ryś - Fiedka; tancerze: Michał Grajewski, Bartosz Sołtysiak, Michał Cyran, Paweł Gajda, Jędrzej Pasalski; Monika Zytke - Babcia Cajtla. Chór: J. Otwinowska, K. Sternalska, E. Chowaniec, E. Semeniuk, D. Gliniecka, A. Zblewska, A. Sternalska, K. Mądrzyński, F. Dombrowski, M. Janusewicz, R. i T. Semeniuk, D. Kwiatkowski, K. Siemaszko, M. Kempa, R. Lidke, B. Iwaniak, D. Gieruszczak, B. Kaczyńska, E. Stec, K. Stec, Ł. Zdancewicz, P. Korneluk, V. Wójcik, J. Czubajewski. Czas trwania 3h z jedną przerwą.