„Bliza” w kamaszach, lecz wojna, czy nasza?
Zbigniew Radosław Szymański
* * *
W świecie jest zawsze po albo przed wojną
I tylko u nas wojna permanentna.
Nie w krwi, tę dawno z Polaków spuszczono,
W pomówień toną, ranni ekskrementach.
W świecie beztroską przyszłość się buduje.
Ofiary dawno skrył pamięci marmur.
U nas pomniki okupują szuje,
Ty bohaterze płać- nie ma nic darmo.
Świat wie jak kruchą jest chwilowa wolność,
Lecz żyje żadnych nie budując szańców.
My niczym chochoł szeleścimy słomą.
Jankiel przygrywa, my w chocholim tańcu.
Świat święta święci, serc przywdziewa strojność.
My dzień powszedni zamieniamy w święta.
Wciąż się o obcych modlimy spokojność,
Chociaż brat brata kajdanami pęta.
W świecie jest zawsze po albo przed wojną
I tylko u nas wojna permanentna.
Polskość się jawi nam marą upiorną
O której grobach nie chce nikt pamiętać.
W świecie jest zawsze... lecz czemu nie u nas?
Pęknięta milczy jankielowa struna.
Tę strunę starają się naprawić, podejmując trud Jankiela, redaktorzy „Blizy”. Wojna, która w krajach cywilizowanych jest zawsze potencjalną możliwością, w naszym, geopolitycznym zaścianku - jest stanem permanentnym. Siekierka, którą wymachiwała ikona wolnościowych przemian, wciąż wisi nad naszymi głowami.
Najnowszy numer „Blizy” mile mnie zaskoczył, bo spodziewałem się, że znajdę w kwartalniku, który zwie się artystycznym, egzaltowane wypowiedzi pięknoduchów epatujących czytelnika obrazami na miarę Guerniki, a tu zdziwienie, że redaktorzy potrafili podejść do tematu z trzeźwością godną anonimowych alkoholików, powołując do „blizowej” gwardii samych generałów pióra.
https://www.youtube.com/watch?v=IRlNfX3P5_4
Siekiera - Idzie wojna Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Chociaż tematem numeru miała być „Wojna!!!”, to stał się on zaledwie tłem do rozważań o prawdzie, a materii do wiwisekcji tej prawdy dostarczył konflikt rosyjsko-ukraiński. Już od początku konfliktu dała się zauważyć zdumiewająca jedność polskich mediów do powielania plotki, oszczerstwa i generowanego z antyrosyjskich fobii kłamstwa. Dlaczego zdumiewająca? Otóż w tym samym czasie ci, których to interesuje - a zapewniam szanownych Redaktorów, że świat specjalnie zainteresowany tym konfliktem nie był (przynajmniej do czasu zestrzelenia malezyjskiego samolotu z holenderskimi pasażerami) - mogli znaleźć wiele bezstronnych informacji agencji amerykańskich czy też brytyjskich. Czyli tzw. wolny świat korzysta z nieskrępowanego dostępu do informacji, a nasz punkt widzenia kształtowany jest przez medialne koterie. Czy można w takich warunkach rzucać się na barykady Majdanu? Czy warto? Akurat Ukraińcy nie są dla nas partnerem, któremu z uwagi na historyczne zaszłości możemy uwierzyć na słowo honoru.
Jakież to mafijne interesy każą trzymać Polaków w niewiedzy? Zadziwiająca jest obłuda, która każe referenda przeprowadzone w krajach byłej Jugosławii uznać za ważne, a referendum w niezależnych od Kijowa Republikach Ludowych Doniecka i Ługańska za nieważne.
Cieszy, że redakcja „Blizy” zaprosiła do komentowania sytuacji na Ukrainie doświadczonego korespondenta Wiktora Batera. który od dziewiętnastu lat przebywając na terenie Rosji, dobrze zdążył poznać mentalność i problemy mieszkańców tej imperialnej potęgi. Pisząc „imperialnej” nie przyklejam Rosjanom łatki współczesnych Hunów. Imperialnymi są też takie potęgi, jak USA czy Chiny, a także mniej czy bardziej anonimowy wielki światowy kapitał. Ukrainie trzeba pomóc, bo zupełnie niepotrzebnie giną tam ludzie; pomóc, bo nie potrafiła sama przez te kilkanaście lat swojego istnienia jako niezależnego państwa, zagospodarować tej swojej wolności - ale trzeba też zrozumieć mentalność Rosjan, ludzi dumnych oraz interesy potężnego imperium. Jak można wierzyć przekazom polskiej telewizji, która jednego dnia pokazuje kolumny rosyjskich wojsk zbliżające się do granicy z Ukrainą, by następnego dnia, gdy te wojska gdzieś się rozpłynęły, do tematu nie powracać. Gdzie jest ta czarna dziura, w którą wpadły kolejne, rosyjskie transporty broni, której nie zauważyły nawet amerykańskie satelity szpiegowskie? Niemal boską cześć oddaje się, podobnie jak gdańskiej Stoczni, kijowskiemu Majdanowi, biadoląc (słusznie), że niepotrzebnie giną ludzie, przemilczając jednocześnie fakt, iż to bojówki pogrobowców OUN-u pierwsze otworzyły ogień do milicji niezawisłego jeszcze wtedy państwa.
Obie strony konfliktu prześcigają się w liczeniu i pokazywaniu zbrodni wojennych, jakich dopuszcza się przeciwnik. „Manipulacja faktami i nieumiejętność lub brak potrzeby przyznania się do błędów powodują, że wciągani jesteśmy w coraz głębsze propagandowe bagno”- pisze Wiktor Bater, i dalej: „Dziennikarze wpadają w pułapkę schematów, dzięki którym jedni czuć się będą jak obrońcy europejskich wartości, rycerze walki z rosyjskim złem, a drudzy - jak zagoniony w ślepą uliczkę światowej izolacji niedźwiedź”.
Ten niedźwiedź zrobił już raz, za czasów pierestrojki, ogromny krok ku cywilizacyjnej urawniłowce, a wcześniej, przez kilkadziesiąt lat przestrzegając granicy „żelaznej kurtyny”, zagwarantował światu kilkadziesiąt lat spokoju. Jeżeli świat zdecydował się ową kurtynę rozmontować, to powinien wiedzieć, że pazury raz niedźwiedziowi przycięte szybko odrastają i być może należało jeszcze trochę popracować nad ucywilizowaniem miszki, zamiast drażnić go i próbować przekształcać w spolegliwego konsumenta wszelkiego, przez duszący się kapitalizm wyprodukowanego, barachła.
https://www.youtube.com/watch?v=HKcNxH9StoA
Brygada Kryzys - Wojna Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Słusznie Wiktor Bater opatrzył swój esej tytułem-cytatem z przemówienia Hirama Johnsona w amerykańskim senacie w roku 1918: „Pierwsza ofiarą wojny jest prawda”. „Z wojną propagandową, taką jak na Ukrainie, można sobie jednak poradzić. Warto głośno zadawać pytania, na przykład o tajemnicze śledztwo w sprawie zestrzelonego boeninga, o masakrę cywilów w Donbasie czy Doniecku, o handlarzy bronią, o kontrakty paliwowe. I nie wierzyć bezkrytycznie w tezy, lansowane przez jedną ze stron konfliktu oraz jej sojuszników”- kończy autor swoje rozważania na temat rosyjsko - ukraińskiego konfliktu.
Dyskusja, jaka zawiązała się podczas prezentacji najnowszego numeru „Blizy” w koszmarnym anturażu Infoboxu, godnego prezentacji garnków Zelmera, a nie kwartalnika artystycznego, pokazuje, że redaktorzy oraz zaproszony do dyskusji jeden z autorów opisywanego numeru, niekoniecznie zgadzają się z Wiktorem Baterem. „Dlaczego mam słuchać Putina”- pyta Antoni Libera. Ano dlatego, znakomity tłumaczu Sofoklesa, że chociaż słusznym jest teza antycznego autora, iż „najlepiej nie urodzić się”, to jednak, skoro już ten niemiły fakt zaistniał, dobrze jest przynajmniej orientować się, w jakiej części tej hadesowej otchłani przyszło nam żyć i myśleć. Bo to myślenie, to nasza jedyna broń, jednocześnie jednak pamiętajmy, by to myślenie poddawać nieustannej sceptycznej obserwacji, bowiem:
Myśleć, że jest filozofem
kto się w głowę drapie? - Głupie!.
Bo to nie myśl, to swędzenie.
Przyczyną zazwyczaj łupież”.
Paweł Zbierski, w swoim eseju „Od wirtualnego Majdanu do placu Solidarności” stawia tezę - „Władymirowi Władymirowiczowi Putinowi już udało się coś, czego nie byli w stanie dokonać jego wielcy poprzednicy na Kremlu: za sprawą swojej wojny zjednoczył Polaków z Ukraińcami”.
Nie byłbym tego tak całkowicie pewien, bo już wkrótce może okazać się, że to właśnie ów ośmieszany car Rosji chciał nas, Polaków i Ukraińców, uchronić od „rezunów” a także od sprowadzenia nas do roli bezmyślnych konsumentów zachodniego blichtru.
"Wszyscy żyjemy w Ameryce, coca-cola, czasem wojna"
https://www.youtube.com/watch?v=_KODS8WHbIU
Rammstein - Amerika (Napisy PL) HD Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Ciekawy jest opis wydarzeń w blogosferze opisany przez Pawła Zbierskiego, odnoszących się do wydarzeń na Ukrainie. Okazuje się, że blogerzy i internauci przy pomocy Facebooka informowali się, często z samego kotła wydarzeń, o tym, co się dzieje, zwołując wiece poparcia z Ukraińcami. To ciekawe uzupełnienie kłamliwej papki, którą raczyła nas i raczą polskie media. Dzięki internetowi miało miejsce wiele szlachetnych wydarzeń w owym gorącym „majdanowym” czasie. Wystarczy przypomnieć zredagowaną podczas manifestacji pod gdańskim Dworem Artusa odezwę w obronie „braci-Ukraińców”, którzy manifestowali swoje pragnienie wolności na kijowskim Majdanie, pod którą to odezwą podpisało się szereg osób z mającego już swoje miejsce w historii Polski, Ruchu Młodej Polski, oraz znamienici artyści trójmiejscy, w tym redaktor naczelny „Blizy”. Internet ma to do siebie, że pozwala reagować natychmiast, a i wieści z zapalnych miejsc tego świata rozchodzą się błyskawicznie. Pytanie tylko, czy bezpośredni świadek wydarzeń jest świadkiem wiarygodnym? Praktyka sądownicza pokazuje, że niekoniecznie. W śledztwie dotyczącym zbrodni smoleńskiej bezpośredni świadek wydarzeń, pilot Jaka 44, przegrywa z czarnymi skrzynkami. A może by tak wszystkim politykom założyć takie czarne skrzynki i zamiast wysłuchiwać bredni, którymi nas raczą, sięgać po wiedzę ukrytą w czarnej skrzynce?
Ale ja tutaj wciąż o wojnie a Państwo pewnie czekają niecierpliwie na dalszy ciąg przygód Adama Wiedemanna. Tym razem pan Adam nie wprowadza nas w tajniki połączeń tramwajowo-autobusowych w Warszawie, ani nie epatuje znajomością rozkładu jazdy pociągów. Przesiadł się na rower i przemierza świat, naładowawszy akumulatory własnej tężyzny Czajkowskim. Wycieczka do Nieborowa na koncert, z przyjaciółką Ewą, nie obfituje być może w takie przeżycia jak wycieczki naszych celebrytów na kijowski Majdan, ale warto wybrać się z panem Adamem dla przyjemności wysłuchania szelestu spadających w parku liści czy też spotkania z jeleniem, a może jego widmem, jako że tylko miejsce po nim utrwalił aparat fotograficzny. Warto też wybrać się dla zdjęcia z nieborowską Babą (kamienne posągi mające ponad 1000 lat). A może to jakieś prehistoryczne amazonki (chociaż jak widać na zamieszczonym w „Blizie” zdjęciu chyba nie, jako że obie piersi mają mniej więcej na swoim miejscu), czy też wysłanniczki jakiegoś prehistorycznego imperium do podbicia słowiańszczyzny? Wzruszający jest opis wojen, jakie toczy pan Adam z materią rowerka (odpadło światełko) czy też grypą i głodem. Na wszystko na szczęście nasz dzielny wojownik ma niezawodną broń – „Trio” Czajkowskiego.
Kazik: intelektualista terapeutyczny:
https://www.youtube.com/watch?v=ALP2ZFypnHY
KULT - Prosto [OFFICIAL VIDEO] Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Czytam u Andrzeja Kasperka o Rosjanach: „Jedyne do czego mogą się jeszcze odwołać, to wielkie zwycięstwo nad Hitlerem”. Zdaniem autora to mało? To nie jest powód do dumy? A cóż takiego mamy my, Polacy, co by nas wywyższało? Te zawsze nieudane powstania czy też ten gigantyczny przekręt aliantów wydających nas na pożarcie Stalinowi, co podzieliło na wieki Polaków na pragmatyków, dla których „niech na świecie zawsze wojna, byle polska wieś spokojna”, oraz niepoprawnych romantyków, dla których wspomniana fraza Sofoklesa wydaje się być bliska? Ciekawa jest przeprowadzona przez autora analiza ukrytych, czasem być może nieświadomie, odwołań w sztuce radzieckiej, zwłaszcza w filmie i prozie do symboli religijnych. Szkoda, że skazani jesteśmy na hollywoodzką tandetę oferowaną nam przez Multikina i znakomite obrazy rosyjskich reżyserów są dla nas niedostępne. Odwołanie roku kultury rosyjskiej w Polsce z pewnością nie sprzyja wzajemnemu zrozumieniu, ale widać taką politykę naszym rządzącym możni tego świata nakazali. Jakżeż trafne wydają się słowa rosyjskiego pisarza i korespondenta wojennego, Wasilija Gussmana: „Człowiek rosyjski na wojnie wkłada na duszę białą koszulę. Umie żyć grzesznie, ale umiera jak święty. [...] żyć jak święci nie umiemy, umiemy tylko umierać jak święci”.
Bardzo źle się stało, że fascynacja zachodnią kulturą przysłoniła nam głębię sztuki rosyjskiej. Także tej radzieckiej. Ktoś, kto nie czytał Barucha Milcha czy też Calela Perechodnika, ich dzienników, nie zrozumie nigdy Holocaustu. Ktoś, dla którego II Wojna Światowa to tylko suche fakty lub hollywoodzkie epopeje, nie pojmie powagi rosyjskiego narodu. Nie zrozumie, że wnuczek, gdy rozdawano puszki z colą, na której można było wpisać zaproponowaną przez obdarowanego dedykację, zamówił napis: „Spasiba diedu za pobiedu”. Nie zrozumie też ironii zawartej w wywieszaniu przed 9 maja na szybie swoich merców, wieśwagenów czy też opli, kartek z napisem: „Trofiej iz Berlina”. Jean Paul Sarte w recenzji filmu Tarkowskiego „Dziecko wojny” napisał (cytuję za A. Kasperkiem): „wojna zabija wszystkich, którzy ją uprawiają, niezależnie od tego, czy zdołają ją przeżyć”.
Czy można się dziwić Rosjanom, że po traumie wojennej nie wspominają stalinowskiego łagru źle? Bo jakby nie patrzeć, ta tzw. zimna wojna przyniosła światu kilkadziesiąt lat względnego spokoju. Czy można dziwić się, że czują się osaczeni przez krwiożerczy międzynarodowy kapitał, który już dwie światowe wojny rozpętał? „A ile jest warta dla weterana puszka po coca-coli z napisem „Dziękuję dziadkowi za zwycięstwo”? - pyta Andrzej Kasperek. Myślę, że jest dla dziadka dowodem na to, że heroizm rosyjskiej duszy trwa w młodym pokoleniu, nie przesiąkniętym jeszcze zachodnim permisywizmem zmieniającym człowieka z sapiens w konsumenta.
https://www.youtube.com/watch?v=fWkfpGCAAuw
Ukraine Crisis - What You're Not Being Told Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Rozgryźć „O co naprawdę chodzi Putinowi” próbuje Piotr Millati. Jego zdaniem „Demokracja w ocenie Putina i otaczających go ludzi stanowi dziś dla Rosji najpoważniejsze zagrożenie”. Ten strach powoduje, że rosyjski prezydent widzi potrzebę zbudowania ochronnego buforu odgradzającego imperium od demokratycznych miazmatów. Paweł Huelle w słowie wstępnym przypomniał starą maksymę Platona: „Si vis pacem para bellum”, na którą zapewne Putin mógłby odpowiedzieć: „Timeo Danaos et dona ferentes”. Takimi Danaami dla przywódcy rosyjskiego, a być może też dla wierchuszki Ukrainy, byliśmy pewnie i my, zaś dar, gdy obserwowali tę nieustanną polsko-polską wojnę, wydawał się im co najmniej niebezpieczny. Pamiętajmy, że owi obdarowani przez nas, ewentualnych Danaów, mają za sobą kilkadziesiąt lat marksistowskiej indoktrynacji. To, co im przynosimy, jest mocno podejrzane, jakaś taka zgniła, pełna swarów demokracja, źródło nieustannych konfliktów i napięć, a także pauperyzacji znacznej części społeczeństwa. Czy możemy się dziwić Putinowi, że fikcję „dyktatury proletariatu” waha się czy zamienić na „dyktaturę zdegenerowanego i zmanipulowanego demosu”? Odkąd demokracja przybrała błazeńskie szaty liberałów spod znaku „róbta co chceta”, przestała być atrakcyjna dla narodu poważnego, jakim jest Rosja z jej wspaniałą, wielowiekową kulturą. Okres „zimnej wojny” był dla Rosji względnie bezpieczny, jest więc wielce możliwe, że, jak pisze Millati: „Jednak rosyjską racja stanu w przekonaniu Putina i jego ekipy jest zbudowanie sztucznej wrogości miedzy Rosją a Zachodem tak, aby stała się ona barierą, na ile to tylko możliwe, blokującą powolny, ale uporczywy pochód demokracji na wschód”.
Gdyby po niebywałym w skali światowej eksperymencie, jakim była likwidacja Związku Radzieckiego (co być może zupełnie słusznie Putin, teraz już o te kilkanaście lat mądrzejszy, uważa za największą, rosyjską tragedię), zamiast pozwalać na niezwykle brutalną agresję wielkiego kapitału więcej czasu poświęcono na mądrą edukację całego współczesnego świata ku prawdziwej, nie tej fasadowej demokracji, być może dzisiaj Rosja nie byłaby przeciwnikiem dla Zachodu.
Wszystkie recenzje "Blizy" w jednym miejscu
Tu kończę omawianie najnowszego numeru „Blizy”, chociaż widzę, że zostały jeszcze stałe pozycje z wybijającym się wykładem historyka sztuki, profesora Wittbrodta, a także, jak zwykle na wysokim poziomie, poezja. Tym razem nawet wiersze dopasowały się do tematu numeru.
Gdyński (tak go wciąż nazywam, chociaż owa gdyńskość gdzieś z okładki zniknęła) kwartalnik zakończył pierwszą planową pięciolatkę. To była pięciolatka elektryfikacji gdyńskiej kultury. Mniej więcej w tym samym czasie, gdy rodził się kwartalnik artystyczny, gdańska Strzyża wylała a potop przyniósł nam Noego - Pawła Huelle oraz Krzysztofa Babickiego. Przyznaję, że sam w czasie kryzysu gdyńskiej sceny postulowałem zwrócenie się do owego tandemu o ratunek. Dzisiaj, chociaż wraz z nowym kierownictwem teatru skończyły się dla mnie darmowe wejściówki, widzę, iż kierunek zmian był chyba właściwy. Piszę chyba, bo na bilety do teatru mnie niestety nie stać. Może warto wrócić do zwyczaju, jeszcze z czasów niesłusznych, sprzedaży karnetów rocznych, które pozwalały miłośnikom sztuki scenicznej kupować bilety ze znacznym, upustem? Z laurki, jaką znalazłem w „Blizie” podsumowującej owo pięciolecie tandemu Babicki-Huelle wynika, że były to same sukcesy. Być może to prawda, ale jak na wojnie pierwszą ofiarą jest prawda, tak i w rocznicowych laurkach podobnie. Może warto czasem zaprosić do oceny własnych poczynań kogoś, kto widzi je bez uprzedzeń, ale też i bez zadufania, że koleś kolesiowi musi... Gdynia ma wielu entuzjastów teatru, dla których losy gdyńskiej sceny nie są obojętne i może warto czasem przewietrzyć kulturę tak, by trochę nowych ożywczych idei mogło zaistnieć nie pozwalając skostnieć wypracowanym układom. Fakt, że w najnowszym numerze kwartalnika pojawił się autor niekoniecznie prezentujący punkt widzenia redaktorów pisma, budzi nadzieję, że następne „Blizy” przyciągną swym światełkiem szerszy wachlarz autorów, a co za tym idzie i czytelników.
Przyznaję, że nad najnowszym numerem „Blizy” siedzę bezradny. Zaprezentowany materiał mówi nam wiele o przyczynach konfliktów, które doprowadzają do wojen, o manipulacji medialnej, wpływie wielkiego kapitału żyjącego z rozpalania i gaszenia kolejnych konfliktów na losy świata, jednocześnie jednak wzmagają się we mnie podejrzenia, że tak naprawdę nie da się historii ludzkości podzielić na czasy przed i po wojnie. Te wszystkie próby umawiania się przy pomocy traktatów, „oenzetów”, próby jednoczenia się w unie, w pakty, mają nas uspokoić, uśpić naszą czujność. Może więc nasz polski stan wojny permanentnej jest bardziej uczciwy, nie mami nas pacyfistycznymi miazmatami? „Si vis pacem para bellum”- myśl Platona sankcjonuje, usprawiedliwia „walkę” o pokój. A gdyby tak odejść od tej wojennej retoryki i słowo „walka” zastąpić słowem praca czy wręcz wrócić do hippisowskiego hasła: „Make love, not war”, odrzucając rozpowszechnioną w naszym kraju retorykę potrząsania siekierką w myśl hasła „Make PIS not PO”(czy też odwrotnie, zależnie od okoliczności). Powie ktoś, że to naiwne, ale czy ktoś tego próbował? Przykład Tybetu i Tybetańczyków siłą spokoju, modlitwą, pracą i upartym człowieczeństwem realizujących swoją wizję zapełnienia tego miejsca i czasu nam przydzielonego jest pouczający. Uwierzmy w antynatywistyczną myśl, wywiedzioną od Homera a rozpowszechnioną przez Sofoklesa i podjętą przez wielu myślicieli i twórców od antyku aż do naszych czasów, że najlepiej „nie urodzić się” i cierpliwie trwajmy w cierpiętniczej zgodzie na to, co przyniesie los. Bo już szwedzka neutralność, o której w „Blizie” pisze Monika Samsel- Chojnacka, wydaje się niezbyt uczciwa.
Polscy intelektualiści i ludzie sztuki z dużym zaangażowaniem, ale i naiwnością, zabrali się do wyzwalania braci Ukraińców, ofiarowując im błyskotki wolności, a nie informując, że owa wolność to głównie „krew, pot i łzy”. A może ten doświadczony „wielkim głodem” naród woli swoją przyciasną klateczkę, za to pełną karmy? Kiedy patrzę ma moje dwa bandyckie brytany, których nawet na chwilę nie odważyłbym się spuścić ze smyczy i widzę w domu skórki psie po burkach, które wpadają im w swoim wolnościowym rozbrykaniu prosto w paszczę, zastanawiam się, czy lepiej żyć krótko, w tzw. wolnym wybiegu, stając się niechybnie psią skórką, czy na krótszej lub dłuższej, zależnie od okoliczności, smyczy dożyć sędziwego wieku, ciesząc się dobrami, które dobry/zły (niepotrzebne skreślić) Stwórca nam podarował. Pewnie, gdyby te burki były ludźmi, stałyby teraz zakute w spiż historii na cokołach, ale pytam, czy warto? Czy warto stać tak na mrozie i deszczu jako symbol czegoś, czego ludzkość nigdy chyba do końca nie pojmie. Polskim pięknoduchom, którzy być może nigdy nie doczekają się wdzięczności za ten, być może dar Danaowy, dedykuję - by gdy opadną już fajerwerki majdanowej euforii, mogli zastanowić się czy było warto - fraszkę:
Nie pchaj palców pomiędzy drzwi oraz framugę.
Drzwi z framugą przetrwają- palce niekoniecznie.
Lepiej naoliw zawiasy, dokręć luźną śrubę.
Z tak spasowanymi drzwiami żyć będziesz bezpieczniej.
***
Od Redakcji
Możemy się zgodzić lub nie zgodzić z oceną artystyczną kwartalnika, podobnie jak przyjąć lub odrzucić sympatie polityczne autora, ale na pewno jego opinie na tematy pozablizowe w tym akurat numerze są na tyle dalekie od naszych, że postanowiliśmy się krótko ustosunkować. Ilekroć autor sugeruje, że Rosja ma cokolwiek wspólnego z demokracją, i to niekoniecznie tylko Rosja Putina, mówimy stanowcze nie! Można spróbować potraktować "historiozofię" Szymańskiego jako prowokację intelektualną, ale też jakoś nie klei się. Tak więc Zbyszku - nie zgadzamy się z Tobą fundamentalnie w ocenie Rosji Putina.
Na pewno cenne jest w twoim wywodzie zwrócenie uwagi na hipokryzję Zachodu i „niedoinformowanie” medialne (kto chce wiedzieć, dowie się). Zachód, w tym także my, inicjuje, prowadzi i podsyca dziesiątki wojen, z których czerpiemy korzyści. I to nie od wejścia do NATO i UE, ale wcześniej, bo przecież zawsze uważaliśmy się za lepszych od sowietów. Oczywiście nikt o tym nie będzie się rozpisywać, bo to niepoprawne i można być uznanym za hejtera - tak już określa się u nas kogoś, kto ma odwagę mieć inne poglądy lub po prostu głosić prawdę, a ta, jak wiemy, jest coraz mniej wygodna. Przecież żaden rozsądny człowiek, delektując się czekoladkami z Brukseli, nie będzie taki głupi, by wiązać ich pochodzenie z krajem, który sprzedaje broń każdemu – choćby separatystom. Fuj!
https://www.youtube.com/watch?v=Nt5RZ6ukbNc
Jedno z największych kłamstw XXI wieku, warto zwrócić uwagę na reakcje Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Paweł Huelle: Jedną z najpiękniejszych cech intelektualisty i pisarza w ogóle, jako kondycji ludzkiej, jest bezradność. I to nie jest wada, to jest siła! Pisarz wymierza swoją sprawiedliwość, ale właściwie jest bezradny (na filmie od 25:10).
https://www.youtube.com/watch?v=xOIS9nFx7a4
Wilno w Gdańsku: Spotkanie autorskie z Herkusem Kunčiusem Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Wyznanie wielkiego pisarza jest wyrafinowanym alibi. Zrozumiałym, efektownym, ale niezwykle rozczarowującym (pisarz wymierzający sprawiedliwośc:(). Szczególnie, kiedy przypomnimy sobie czasy, gdy Huelle był odważny i aktywny społecznie. Intelektualista nie musi być tylko pięknoduchem i niedouczonym, naiwnym mazgajem. Może być także odważnym człowiekiem, wypowiadającym jasno prawdy, na które czeka lud, który owego intelektualistę utrzymuje. Cóż, jakie czasy, tacy intelektualiści.
https://www.youtube.com/watch?v=smEqnnklfYs
Martin Luther King - I Have A Dream Speech - August 28, 1963 Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Żeby nie było tylko frustracko, dwa momenty pozytywne. Jako że redaktorzy „Blizy” to nie żartownisie, tylko odpowiedzialni intelektualnie trendsetterzy, z pewnością spotkamy ich w komplecie dzisiaj pod konsulatem rosyjskim w Gdańsku:
Manifestacja pod Konsulatem Rosji - Bądźmy Razem!
Na wydarzeniu w TuBazie redakcja chyba była jakoś niepełna?:)
Bolesny wyraz solidarności społecznej? "Je suis Charlie" w Trójmieście
Zgadzamy się z tym, że to piękny, gdyński zwyczaj, gdy pismo na własnych łamach zamieszcza laurkę pochwalną ku czci swoich autorów, a mąż daje żonie nagrodę za publiczne pieniądze, co się zdarzyło w jednym z gdyńskich teatrów całkiem niedawno. To dobry, gdyński zwyczaj zapoczątkowany przez… Juliusza Machulskiego. W 1996 roku Jury Festiwalu Filmowego w Gdyni pod przewodnictwem Wojciecha Marczewskiego postanowiło nie przyznać nagrody głównej. Ten swoisty akt odwagi skrytykował reżyser filmu „Girl Guide”, nagrodzonego rok wcześniej. Wypowiedział wtedy słowa, które są żywe jak widać do dziś: „Jeśli my nie damy sobie nagrody, to kto nam ją da?”. Nierozsądny reżyser Marczewski przeżywał przez wiele lat ostracyzm środowiskowy, ale skandaliczne zachowanie autora „Ucieczki z kina Wolność” przyczyniło się do jednego dobrego – nauczyliśmy się przyznawać nagrody i rozdzielać pochlebstwa.
Drodzy intelektualiści – nie bierzcie się za tematy, na których się nie znacie. Więcej prawdy o wojnie w jednej piosence, niż w waszych elaboratach:
https://www.youtube.com/watch?v=7wChlvZbXjY
Akurat - Do prostego człowieka Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
***
Szymański do Redakcji: Prawda w kleszczach stereotypu
Szanowna Redakcjo,
zadumałem się widząc tak trudne słowo jak „hejter”. Na szczęście znalazłem Wasze wyjaśnienie, że jest to ktoś, „kto ma odwagę mieć inne poglądy lub po prostu głosić prawdę”. Przez chwilę, przyznaję poczułem się hejterem, bo mam zazwyczaj inne poglądy, jako, że te uznane nudzą mi się już po kilku minutach. Natomiast jeśli chodzi o prawdę,to gdzie ona sam nie bardzo wiem. Szukam uparcie niczym Diogenes, a to co piszę, to nic innego jak nawiązanie do sokratejskiej metody wydobywania prawdy od interlokutorów poprzez stawianie pytań i zwykłe odwracanie kota ogonem. Tak naprawdę, to do prawdy mi daleko, o czym jak Sokrates wiem i chętnie przytaczam jego maksymę: „Scio me nihil scire”(powinno być po grecku, ale wielokrotność 200 gram z moich płatów mózgowych zupełnie znajomość greki wytrawiło).
Od 21. numerów „Blizy” staram się bezradność intelektualistów (tę najlepszą z ich cech w/g Pawła Huellego) uczynić mniej bezradną pokazując, że i dla nich i dla czytelników nie ma gorszego nieszczęścia niż myślenie stereotypowe, podsuwając poglądy alternatywne, uznawane zwykle za niepoprawne i przyjmując na siebie razy jakich mi w moim Ciemnogrodzie owi intelektualiści nie skąpią. Jak wielka jest siła stereotypu postaram się przedstawić na przykładzie recepcji dzieł literackich.
Poeci, chcąc nadać swoim i tak trudno rozumianym epifaniom jeszcze bardziej ezoteryczny wymiar, nie tylko pozbawili strofy rytmu i rymu, ale dodatkowo interpunkcji. Do czego doprowadziła punkcja interpunkcji pokażę na przykładzie wiersza Tadeusza Różewicza, z tomu „Regio” -Cierń.
Wiersz przez zdecydowaną większość interpretatorów uważany jest za poetycki akt niewiary: „nie wierzę/nie wierzę od przebudzenia/do zaśnięcia//nie wierzę od brzegu do brzegu/mojego życia”.
Owo „nie wierzę” deklarowane wierszem białym, pozbawionym interpunkcji, można oczywiście za akt niewiary uznać, ale znając całą, dziś już to wiemy, niestety zamkniętą, twórczość poety uważam,że jest to raczej akt niezdecydowania i deklaracja niepewności. Owo „nie” wypowiadane jest w kolejnych wersach z różnym natężeniem emocjonalnym, zaś „wierzę”w zróżnicowanym diapazonie, od wahania, zwątpienia, do aktu bezgranicznego uwierzenia. Ja ten wiersz odbieram jako rozpaczliwe zaprzeczenie własnej, z różnych egzystencjalnych, czy też modowych przyczyn, deklarowanej niewiary. Wręcz wykrzyczane, by zagłuszyć wątpliwości i wyrzuty sumienia. Wyraźnie czuć w tej wypowiedzi przecinek postawiony po zaprzeczeniu „nie”. Ten przecinek, który jest obecnie tak źle widziany w poezji współczesnej, gdyby został użyty, pewnie by w naszych zsekularyzowanych czasach wierszowi odebrał wielu czytelników a poetę wtrącił w otchłań Ciemnogrodu. Mirosław Dzień tak pisze o tym wierszu: Różewicz wykrzykuje swoją „niewiarę” jakby w głębi swojej świadomości nie mogąc pogodzić się ze swoim stanowiskiem światopoglądowym.
Tak, jest to niewątpliwie krzyk atakowanego przez demony niewiary- ale niewiary narzuconej towarzyskim obyczajem- człowieka wierzącego, o czym po wierszu Różewicza: „Dostojewski mówił...” nie sposób mieć wątpliwości.
„Nie wierzę tak otwarcie/głęboko/jak głęboko wierzyła/moja matka”- pisze Różewicz, i także tutaj, znając wielką miłość poety do matki, mam wrażenie, iż przecinek po „nie” został przez Różewicza chociaż nie napisany to pomyślany, będąc takim wyjściem z sercem na dłoni do matki. Jest takim poetyckim usprawiedliwieniem szeregu wypowiedzi literackich, czy też publicznych, które mogłyby wskazywać na będącą wynikiem traumy wojennej apostazji. Nie zauważanie tego nie istniejącego w rzeczywistości przecinka jest krzywdą wyrządzaną poecie, zubożającą jego twórczość , zawężając pole interpretacji i sprowadzając wymowę wiersza do jednego wymiaru.
„czytam jego przypowieści/puste jak kłos pszenicy/i myślę o bogu/który się nie śmiał”.
Czy rzeczywiście w Ewangelii nie natrafiamy na uśmiech Chrystusa, uśmiech Boga? A czym jeśli nie jednym wielkim uśmiechem jest wspomniany w wierszu kłos pszeniczny w polu?
Różne są rodzaje śmiechu, o czym wiedzą doskonale satyrycy, zwykle osobnicy o ponurym usposobieniu. Jest więc śmiech będący wyrazem radosnego upojenia chwilą, pięknem dzieła bożego, i śmiech będący łzą ironii. Ironia jest bronią oszukanych, dystansujących się od rzeczywistości. W przekazach ewangelicznych jest dużo śmiechu, afirmacji życia, takiego a nie inaczej urządzonego świata, nawet jeśli spodziewanym finałem Golgota.
„Myślę o małym/bogu krwawiącym”- próbuje swoimi trochejami i amfibrachami poeta oddać naiwną wiarę dziecka- dziecka którym Różewicz pozostał aż do śmierci. Tym tytułowym cierniem, tkwiącym w psychice poety jest wiara, ale bez ciernia przecinka, nigdy nie poznamy rzeczywistych intencji autora. Może i dobrze, bo to jeden z przypadków gdy brak, pozbawiając przekaz literacki jednoznaczności, nadaje mu wymiar uniwersalny, pozbawiając jednostkowości i czyni czytelnika współtwórcą dzieła, poddającego się jego wrażliwości i erudycji, każącej tak a nie inaczej interpretować ten utwór. Różewicz z pewnością dobrze wie dlaczego pozbawił wiersz interpunkcji, ale to mistrz, który tak prowadzi naszą myśl, byśmy sami intuicyjnie, interpunkcję wstawili zgodnie z zamierzeniami autora.
Czy jednak wiedzą o tym młodzi poeci, czy tylko próbują ukryć swoją niewiedzę, niewolniczo i bez uzasadnionego powodu naśladując mistrza? Brońmy więc znaków diakrytycznych i interpunkcyjnych przed bezmyślną resekcją, nawet jeśli reformatorem jest sam Prezydent, bo pozbawiając naszą codzienność niewygodnej jednoznaczności opartej na wiedzy i tradycji religijnej- dodam tutaj, tak niemodnej w postmodernistycznej utopii - pozbawiamy podstawę owego nienaruszalnego postumentu punktu oparcia, co może doprowadzić do niewyobrażalnej katastrofy. Niech przecinek, i inne znaki interpunkcyjne, czy diakrytyczne pozostaną naszą bronią przed wieloznacznością pustosłowia zakorzenioną w stereotypowym myśleniu.
Jest w „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza opis słynnej lekcji łaciny. Wszyscy interpretatorzy tej sceny skupiają się na sylwetce nauczyciela, który stara się wpoić uczniom przekonanie o porządkującej roli łaciny w świecie. Nauczyciel stawia uczniom za wzór śródziemnomorską kulturę życia wraz z logicznymi zasadami łacińskiej gramatyki. Stereotypowo myślący interpretatorzy widzą w tej scenie opozycję anachronicznego w swych poglądach nauczyciela; „siwy gołąbek z małą purchawką na nosie” i żywiołu młodości, nieuznającej żadnych autorytetów poza „stycą”(pewnie jakaś rózga). Ironia Gombrowicza przejawia się w tym, że ów głosiciel jedynej niepodważalnej prawdy(„Jak to nie wzbogaca? Panie Gałkiewicz, jeżeli ja mówię, że wzbogaca, to wzbogaca!”)); jedynego stereotypu układu mistrz-uczeń, zawdzięcza posłuch temu, że go nie zdemaskowano, nie spróbowano tym jego wywodom powiedzieć „sprawdzam”. Nie wiem ile w tym mistrzostwa stylu pisarza a ile zwykłej nieznajomości łaciny(jak w wypowiedziach na temat „Ferdydurke” wyjaśniał Gombrowicz; uczniem najlepszym nie był), ale nauczyciel wykazuje elementarny brak znajomości wykładanego przedmiotu. Nie istnieje słowo, przez większość interpretatorów uznawane za łacińskie: „colleo” ani też „olleo”. Także passivum futurum conditionalis w trzeciej osobie liczby mnogiej nie może przybierać formy „collendus sim” i analogicznie „ollandus sim”. Nawet jeśli staruszek belfer twierdzi, że passivum futurum trzeciej koniugacji kończy się na „dus,dus, us”, to nie dotyczy to słów przez niego przytoczonych, gdyż po pierwsze one tylko przypominają czasowniki łacińskie, a po drugie nawet gdyby były poprawne nie stanowiłyby czasowników koniugacji trzeciej a pierwszej. Po co więc ta cała mistyfikacja? Może to być żart Gombrowicza sprawdzającego wiedzę czytelnika, ale może też oznaczać, że chciał ośmieszyć nie tylko matołkowatych uczniów, lecz i niedouczonego wykładowcę. Czyli absolutna anarchia, brak autorytetów, niewiara w jakąkolwiek wiedzę którą nam wpajają. I kpina z myślących stereotypowo interpretatorów oraz czytelników. Bo i któż z nas czytając „Ferdydurke” zastanawiał się, co właściwie przytoczone łacińskie słowa i ich koniugacyjne wersje znaczą? Wszyscy ocieramy się o imitację wiedzy chłonąc ją jako objawienie.
Tworzy się jakaś nowa meta-rzeczywistość językowa. Wiara w nieomylność mistrza słowa, pisarza o niespotykanym, zwłaszcza wśród Gdynian autorytecie tworzy nowe kulturalne stereotypy. Smutna rzeczywistość naszych czasów, brak jakiejkolwiek dociekliwości, kiedy wpajają nam,że „Słowacki wielkim poetą był”.
I do tego właśnie namawiam wszystkich nas, którzy próbujemy interpretować rzeczywistość: nie wierzmy Gombrowiczom, sprawdzajmy każde ich słowo. Pytajmy, co się za nim kryje, na ile jest ono próbą zmierzenia się z materią świata, a na ile pustym żartem oznaczającym niemoc poznawczą, lub zwykłą niewiedzę.
A gdzie prawda?- możesz Czytelniku zapytać. Cóż, ze słynnej tischnerowskiej triady ja wybieram sceptycznie: „gówno prawda”.