Przez żołądek do serca, czyli próby ratowania „Blizy” odsłona dwudziesta
Zbigniew Radosław Szymański
„W Gdyni można właściwie wszystko”- napisał Paweł Huelle w trójmiejskim numerze Polityki. I chyba ma rację, można, i to bezkarnie. Można sprowadzić kulturę do szaletu poszerzając ten miejski przybytek o labirynt przeszklonych kontenerów, kpiąc sobie z patrona tego miejsca, Stefana Żeromskiego. Można wystawić gigantyczne akwarium w którym miały pływać złote rybki gdyńskiego biznesu, a jak na razie dochód z czynszów nie pokrywa kosztów eksploatacji tego przybytku. Można wreszcie umówić się z władzami miasta na poprowadzenie sponsorowanego przez wydział kultury gdyńskiego kwartalnika artystycznego Bliza, bardzo szybko rezygnując z deklarowanej gdyńskości, a z czasem i literackości, na rzecz modnych tematów z pogranicza socjologii i kultury.
W wydanym w Polsce niedawno, bo dopiero w 2010 roku, dziele antycznego poety Atenajosa pt. Uczta mędrców, w którym grupa ówczesnych wykształciuchów biesiaduje przerzucając się cytatami z greckich dzieł literackich i nieustannie nawiązuje do tego, co przy stole najbliższe, czyli do jedzenia, a także przepisów kulinarnych- znajdziemy taką smakowitą anegdotę przytoczoną przez autora o tym, jak kucharz chcąc zaspokoić zachciankę króla Bitynii, przebywającego z dala od morza, na rybę, przygotował potrawę rybopodobną, podając jako danie rybne:
„No więc młodą rzepę
Wziął i pokroił w plastry cieniutkie i długie
Nadał im kształt ostrygi, potem ugotował,
Dodał trochę oliwy, posolił z wyczuciem,
Na wierzch ziarenek maku nasypał czterdzieści
Ciemnych i zaspokoił scytyjską zachciankę”.
(cyt. Za: Paweł Huelle Bliza nr 20)
Jakżeż to bliskie naszemu codziennemu menu opartemu na podróbkach. Na tych wszystkich wyrobach seropodobnych, wędlinopodobnych, golonkach z indyka itp. dziwactwach. Redaktor naczelny Blizy pyta: „Co zostanie po naszej cywilizacji?”. Jak widać, od zawsze była ona oparta na bladze(też tej kulinarnej) a jakoś tam od prawie trzech tysięcy lat, gdy tworzył Atenajos, ma się nie najgorzej. Pewnie skazani jesteśmy na wieczny erzac, okruchy z pańskiego stołu, ogryzione kości. I słusznie, bo nie jest tutaj nasz raj. Ten dopiero przed nami a nasz pobyt ziemski jest za karę. Czy Bliza jest również takim erzacem „za karę” niech każdy rozsądzi sam czytając kolejne numery kwartalnika. Tym razem numer dwudziesty, a więc to już pięć lat minęło odkąd próbuję ten problem zawartości literatury w Blizie rozstrzygnąć. Czytać jednak musimy, bo jak pisał Sofokles:
„Najlepiej nie urodzić się.
Lecz jeśli już masz wizę
na życie- do EMPIK-u pędź,
kupić kwartalnik Blizę.
Bo kto nadmiernie pragnie żyć
i pięknym chce być wiecznie,
nad Blizą sadza swoją rzyć.
Tak żyć rzyci bezpieczniej”.
Naczelny kwartalnika jest bystrym obserwatorem zachodzących w polskiej mentalności zmian i zawartość Blizy stara się dopasować do masowego gustu. A, że kształtują go najpełniej media, zwłaszcza telewizja, widząc jaką popularnością cieszą się wszelkie programy kulinarne, najnowszy numer poświęcił Kulturze kuchni, przez żołądek próbując trafić do serc czytelników i zwiększyć poczytność pisma. Zamiłowanie do infantylnych seriali już zdyskontował użyczając miejsca w kwartalniku Adamowi Wiedemannowi. Boję się tylko, by kolejnych numerów nie poświęcił rozrywkom ekstremalnym, bo tym już bym z racji wieku nie sprostał.
Zajrzyjmy więc do tego gdyńskiego poradnika kulinarnego, by dowiedzieć się co też nam blizowe kuchciki serwują: „Aby docenić sztukę kulinarną, nie można być prostakiem, wymaga to pewnego wyrafinowania, otrzaskania z obrzydliwościami typu grasica cielęca bądź oko krewetki wyłaniające się nagle z zupy. A jednak jest w tym wszystkim specyficzne obniżenie tonu, ludzkość przestała odróżniać wzniosłe rozkosze ducha od płaskich przyjemności stołu” - pisze wspomniany już tutaj Adam Wiedemann wprowadzając mnie w zdumienie, bo nie spodziewałem się, że właśnie od niego usłyszę głos rozsądku przywołujący redaktorów Blizy do opamiętania. Czyżby Ucho w rosole miało stać się nową wyrafinowaną potrawą ducha? Życzyłbym tego autorowi i sobie, czytelnikowi, bo jak można zaobserwować, pan Adam jest człowiekiem przekornym, i gdy redakcja chciałaby widzieć kolejny infantylny tekst spod jego pióra, tym razem nie o rozkładzie jazdy warszawskich autobusów, on raczy nas wysmakowaną apoteozą muzycznych befsztyków, czyli sonat Beethovena.
Mam nadzieję, że panu Adamowi bliskie będą odtąd słowa Tomasza Salamuna, który napisał w jednym z wierszy, że nie szanuje tych, co piszą o jedzeniu, i wierzę, że się więcej do poziomu kuchni, czy też magla w swoich zapiskach nie zniży.
Historyczny przegląd tego co: Na polskim półmisku Piotra Adamczewskiego czyta się przełykając ślinkę, chociaż nie wszystkie zawarte w tym tekście ingrediencje wydają się strawne a także niezbyt świeże. Gdy czytam: „Kilkadziesiąt lat po drugiej wojnie światowej, które Polska spędziła dzięki zachodnim aliantom jako satelita Rosji radzieckiej, zrujnowało gospodarkę, zniszczyło stosunki społeczne, likwidując klasę średnią...”, zastanawiam się, gdzie też autor znajduje obecnie klasę średnią, gdy jedyną klasą jaką nowy okupant nam zafundował, to klasa próżniacza. I jak to jest, że z owej „zrujnowanej gospodarki” Trzecia RP. czerpie korzyści do dzisiaj, wyprzedając narodowy majątek, lub wręcz obdzielając nim swoich kolesiów. Nie wiem też czy fakt, że za PRL-u „wszystko pachniało kotletem schabowym z kapustą” było przeżyciem bardziej stresującym niż obecny smród weekendowego grilowania. Szkoda, że redakcja kwartalnika nie zadała sobie trudu, by zajrzeć do kuchni Polaków, zamiast zaglądać do spiżarni lansowanych przez media celebrytów. Bliza ma służyć pokrzepieniu, nie dziwi więc, że nie zauważa upadku wspaniałej, ukształtowanej przez wieki polskiej sztuki kulinarnej, zepsucia smaku wędlin,pieczywa, serów, masła, czy też znakomitych wyrobów firmy „E.Wedel, dawniej 22 Lipca”. Ale skoro redaktorzy mienią się redagować pierwsze gdyńskie pismo artystyczne, to o czasach wolnej Polski wolą nie wspominać, bo musieliby przyznać, że w wolnej Gdyni było takich inicjatyw kilka.
Gdy się ma pełen brzuch i europoselską dietę, tak jak poeta Andrzej Grzyb, to o jedzeniu można pisać ze znawstwem i miłością. Wszystkim więc, którzy naszym brukselczykom kibicują, a także tym bardziej sceptycznym, których cieszy, że mogą powiedzieć: „A nie mówiłem!”- polecam Andrzeja Grzyba Krótką historię śledzia. Tym zaś, którzy wierzą, że przynajmniej ich ulubione Kaszuby uda się oderwać od reszty Tuskanii, by pożyć wreszcie w wolnym kraju, polecam rozmowę Adama Kamińskiego z Julianem Skelnikiem: O sekretach dawnej kuchni kaszubskiej. Anglicy wierzyli, że Niemcy nigdy ich wyspy nie zdobędą, bo przecież nikt ich o godzinie siedemnastej nie zaprosi na cup of tea. Może więc i Kaszubi wierzą, że kto nie zna smaku pamuchla,śledzia, czy też ruchanki, nie da rady ich okupować?
Będąc na przymusowej diecie(niska renta) mógłbym potraktować Blizę z jej kuchnią jako odurzającą używkę, czy też dopalacz, udając, że wierzę, iż desery wkrótce nadejdą, bo jak pisze Michał Kraiński w swoim szkicu :O trudzie istnienia: „Może do jasnej cholery, podadzą desery. W końcu... Finita lex conspiracia, Polonia restituta est!!!”
Przy zbyt wielu jednak zasiadałem i pod zbyt wielu stołami leżałem, by podzielać optymizm autora i redakcji. Deser wybieram sobie sam, mozolnie wydłubując z blizowego tortu nieskażone zakalcem rodzynki.
Jak zwykle są nimi zamieszczane w kwartalniku wiersze. Dla Jarosława Zalesińskiego, poety, któremu Gazeta Świętojańska życzliwie kibicuje (zobacz) ważnym jest: „Być widzianym a nie tylko się odbijać”. Sztuka to niełatwa, co widać chociażby po nominacjach do Nagrody Literackiej Gdynia. Na szczęście poeta pozostaje wciąż sobą, za splendorami i przejściową modą nie goniąc: „Podwórka dzieciństwa, kiedy już skurczą się jak zaschnięte owoce,/zapadnięte w siebie, z pofałdowaną głębokimi zmarszczkami skórką,/wzruszają nas najgłębiej...”.
Dla takich wzruszeń warto podłubać w blizowym zakalcu.
Warto też poznać poglądy Gombrowicza na literaturę, czytelników i krytykę literacką, które omówiła Dagmara Zawistowska- Toczek w eseju : Kuchnia smaczna i pożywna, polecam- Witold Gombrowicz, krytyk literacki. Dla Gombrowicza „Literatura to zupa(posiłek), czytelnik to konsument, pragnący zjeść smacznie i treściwie, a autor to kucharz lub wręcz danie”. Każdy z nas, komu losy literatury, jej twórców i odbiorców nie są obce, powinien pamiętać słowa autora Ferdydurke: „Lepiej jadać skromnie ale zdrowo, niż karmić się frykasami źle przyrządzonymi”.
Bliza nie jest z pewnością frykasem źle przyrządzonym, mam jednak wątpliwości, czy słowa wielkiego pisarza są słuszne. Karmię się tymi frykasami od dwudziestu numerów a zdrowia i rozumu jakoś mi od tego nie przybyło.
Po bardzo postnych(najnowszy numer daje nadzieję na zmianę) zapiskach Wiedemanna, zawsze że zdwojonym apetytem sięgam po zapiski Henryka Grynberga, pełne opisów niebanalnych przeżyć i mądrych refleksji, a także relacji ze spotkań z wybitnymi umysłami epoki. W najnowszym numerze znalazłem w zapiskach Grynberga przypomnienie proroczych słów Antoniego Libery wygłoszonych czterdzieści lat temu na slawistyce w Nowym Jorku w wykładzie o Dziadach: „Rosja to monstrum powstałe ze starcia się i zmieszania duchów Europy i Azji: chrześcijaństwa wziętego z Bizancjum i nomadycznych Mongołów żyjących przez wieki z grabieży. W efekcie nie należy do żadnego z porządków nowożytnego świata... Jest rozdwojona, niespójna, rzec można paranoiczna. A przez to pełna kompleksów, zarówno wobec Wschodu, jak i (głównie) Zachodu. Nie mogąc mu dorównać..., podbija mniejsze ludy w rejonie swoich wpływów, a z własnych obywateli czyni posłusznych rabów. Posługuje się fałszem, intrygą i podstępem. Nie respektuje umów i kłamie w żywe oczy. Cechuje ją skrajny cynizm. W ten sposób osiąga potęgę. Skoro Zachód nią gardzi, niech się przynajmniej jej boi.”.
Piotr Millati zastanawiając się nad zamieszaniem wokół Magdy Gessler pisze: „Nie wiem, czy znalazłaby się w naszym życiu publicznym druga taka osoba, która prowokowałaby równie ślepą, zapiekłą i nieprzemyślaną nienawiść”. Zapewniam sympatycznego redaktora Piotra, że osób takich jest wiele. Są wręcz całe wykluczone grupy społeczne, że przypomnę choćby Ciemnogród. Pamiętam też nienawiść jaką wzbudził hołd oddany zamordowanemu prezydentowi Kaczyńskiemu i te potrzeby fizjologiczne załatwiane na palące się przed Pałacem Prezydenckim znicze. Polacy, a zwłaszcza ta jej lepiej wyedukowana część, są niestety bardzo podatni na wszelką medialną manipulację.
W czasach, gdy tyle ambitnych inicjatyw kulturalnych obraca się w niwecz, pięciolecie Blizy musi budzić szacunek. Pytanie tylko, czy Bliza jest inicjatywą ambitną? Ambitnie wykonaną, z pewnością tak, a jeśli nawet tematyka numerów bywa rodem z medialnego magla, to warto niekiedy odpocząć od kultury bardzo wysokiej i zejść kilka pieter niżej. Nawet jeśli zbliża się niekiedy do tabloidów, zawsze może być doskonałym czytadłem, np. dla osób wybierających się w podróż polskimi kolejami. Tym niewątpliwym samobójcom jakaś rozrywka przecież się należy i Bliza taką rozrywkę może im zapewnić, będą jednocześnie dla samobójcy przysłowiową brzytwą której się chwyta. Na szczęście niezbyt ostrą więc krzywdy sobie nie zrobi.
Ja -chwalić Boga- w żadną podróż się nie wybieram, ale maszynistom i konduktorom, a także pasażerom tego gdyńskiego Pendolino życzę udanej podróży i szerokich torów. Wraz z innymi którym los PKP jest bliski przyłączam się też do akcji zbierania złomu na PKP oraz składam już grosz do grosza na następny numer kwartalnika.
Chociaż te szerokie tory mogą się źle kojarzyć, bo są właściwością kolei rosyjskiej, więc może zamiast szerokich torów, przyjaznych wiatrów życzy borealny recenzent -Zbigniew Radosław Szymański.
Serwis "Bliza" na Gazecie Świętojańskiej
Bliza.Kwartalnik Artystyczny,3 (20) 2014.