Brazylia-Niemcy na Festiwalu FETA 2014
Piotr Wyszomirski
A skąd oni są, ci Litwini? Ktoś zapytał znienacka. A ze Lwowa. A to Polacy pewnie. Pewnie tak. Albo Ukraińcy. Ci Litwini.
Dziwna rozmowa, przecież publika przebrana – wjazd po dychu, więc sama śmietana powinna być. Pierwsze, jeszcze nierozszyfrowane do końca rozczarowanie, błysk tylko, rozczarowanko raczej, na pewno jeszcze nie porażka. Czekałem na Teatr Voskresinnia dobrze zapamiętany z 2009 roku i pokazu „Wiśniowego sadu”. Byli moimi faworytami całych mistrzostw, w pobitym polu mieli zostawić wszystkich, w tym dumnych Włochów. Wyjątek to oczywiście „Ósemki” w stosunku do których nie jestem zdolny do podjęcia wysiłków obiektywizujących i które zawsze będą u mnie poza wszelkimi klasyfikacjami czy wyścigami. Dla nich tylko szacun i pokłony, pomnik, ale żywy.
Nie było doniesień o osłabieniach kadrowych, wszyscy zdrowi i nikt nie pauzował za kartki. Grali Neymar i Silva, cały zespół z nagrodzonym Buławą Hetmańską i wychwalanym wszędzie, gdzie się pojawił, spektaklem. „Spotkać Prospera” pod kierownictwem zasłużonych artystów Ukrainy Ałly i Jarosława Fedoryszynów okazał się zaskakującą porażką jak pierwsza połowa meczu Niemcy-Brazylia. Godzinny bigos z Szekspira, niestrawny jak polska polityka, z monologiem Hamleta w wykonaniu seniora zespołu. Fajerwerki żenujące, sąsiad w ogródku obok ma dużo lepsze na Sylwestra. Hamlet pod wrażeniem swego monologu nie potrafił dobrze rozlać benzyny, ognisty krąg ratowali aktorzy, próbując dopalić go podpalonymi serpentynami, kostium jednego ze szczudlarzy zaczął się palić. Liczyłem jeszcze na czterech drucianych ludków, że zapłoną i będzie jak Xarxa chociaż przez chwilę. Niestety zamiast ognia był neon, ale za to tylko na połowie jednego ludka, pozostali trzej ostali się na samym jeno drucie bez jednego choćby neonika. Żenada poganiana przez kicz, poziom techniczny inspirowany wyczynami moich ulubionych bohaterów, czyli animowanych „Sąsiadów”, którzy za co się nie wzięli, to s….zepsuli. Koronny argument dla tych, którzy teatr plenerowy uważają za chałturę…
https://www.youtube.com/watch?v=KUNlbC7BLho
FETA 2014: "Spotkać Prospera" Lwowskiego Teatru Woskresinnia Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
Po Litwinach godzinna przerwa, podczas której poznałem nowy sposób transportowania ławek (z użyciem spychacza) i potem już bezapelacyjnie Niemcy, czyli Włosi. Kiedy Lech Raczak czyta lub tłumaczy teksty do włoskiego spektaklu, to zawsze zapowiada to arcydzieło. Przynajmniej mi tak wychodzi, ostatnio był to spektakl „After the Battle” Compagnia Pippo Delbono (zobacz więcej). Tym razem kompania Ondadurto ze spektaklem „C'era una Volta” zaświadczyła, że teatr plenerowy nie tylko może być sztuką równoważną z innymi gatunkami, ale wykorzystując swą specyfikę, tańcząc z przestrzenią, może wyrazić więcej niż niejeden teatr tradycyjny i uruchomić rzadko odwiedzane obszary wyobraźni.
Spektakl był precyzyjny niczym catenaccio, żaden błąd nie przedostał się w okolice pola karnego. Włosi popisali się taką maestrię, czy po prostu profesjonalizmem, jaki podziwiałem przy okazji niezapomnianych występów Compagnie Jo Bithume ze spektaklem „Hello, Mr. Joe”. Mam nadzieję, że organizatorzy zaproszą „Fellinianę”, w którym rzymski zespół oddaje hołd wizjonerowi z Rimini.
https://www.youtube.com/watch?v=aBp1EI9vP8I
FETA 2014 Ondadurto, C'era una volta Jeżeli masz problem z "odpaleniem" filmu, kliknij tutaj.
„C'era una Volta” to bajka bajek, przeplatają się ze sobą motywy m.in. z „Kopciuszka”, „Królewny Snieżki”, „Czerwonego Kapturka”. Każda ze scen to majstersztyk, salon piękna, wilki-gangsterzy czy przepyszny książę wjeżdżająco-wlatujący na Vespie zamiast obowiązkowego białego konia na długo pozostaną w pamięci każdego widza. Rewelacyjne przygotowanie taneczne i ruchowe całego zespołu, wszystkie efekty zagrały, ogień był ogniem, a nie ogieńkiem, podręcznikowo przygotowana ścieżka dźwiękowa, która niosła spektakl. Spektakl optymalny i totalny, do odbioru na kilku poziomach. Pochowane smakołyki dla nieustraszonych poszukiwaczy kontekstów z wielbicielami Toma Waitsa na czele, czysta, źródłowa radość mima i klauna. Komunikatywne, gęste, w świetnym tempie, nowoczesne. Niespodzianka, jak wszystko na FECIE.
Kapryśna pogoda zdemolowała mój tegoroczny grafik fetowy. Zamiast szerokiego oglądu jedynie impresja. Nowe miejsce witam z mieszanymi uczuciami – tak jak okolice Centrum Hewelianum są wystarczające na mniejsze, jarmarczne prezentacje, tak zimny, betonowy Plac Zebrań Ludowych zabił klimat, choć zapewnił porządek. Najlepszą miejscówką na FETĘ jest bezapelacyjnie Główne Miasto, naturalna sceneria pięknego miasta jest dodatkowym aktorem i najlepszą scenografią. Szkoda, że mieszkańców nie można przekonać do FETY pod ich domami, najstarszy międzynarodowy festiwal teatralny w Gdańsku ciągle jest tułaczem. Motywem przewodnim, organizującym tegoroczny przegląd, była „Podróż”. Temat ogólnikowy, zbyt szeroki, nie wiem czy ktokolwiek z uczestników potrafił odnaleźć go jako organizację całości. O selekcji i kwalifikacji na festiwal nie będę wspominać, bo to smutny wątek, a przecież ma być wesoło. Nie tworzy się atmosfery wydarzenia, nie odróżnia gwiazd od znajomych.
FETA ma oczywiście bawić, dostarczać rozrywki całym rodzinom, ale oprócz tego może być też czymś jeszcze. Dobrze, że w programie znalazło się miejsce dla „Salto Mortale” Teatru Strefa Ciszy, uznanego w 2009 roku za najciekawszy spektakl alternatywny w Polsce, szkoda, że ciągle jesteśmy pozbawiani najlepszych prezentacji polskich (np. „Planeta Lem” Teatru Biuro Podróży), o zagranicznych nie wspominając. Odnoszę wrażenie, potwierdzone przez trzy edycje festiwalowe, że FETA nie ma ambicji kulturotwórczych. Nikomu nie zależy, by pokazać, że teatr plenerowy jest sztuką, ciekawym gatunkiem rozwijającym się w Polsce i na świecie. To teatr, który ma długą historię, legendarne gwiazdy, które można byłoby prezentować według planu kilkuletniego. Ile osób w Gdańsku zna teatr guerilla? Kto słyszał o spektaklu „Nord Stream” Teatru Krzyk? Można mnożyć gatunki, tytuły i wykonawców, tylko co to da? Osób o większych wymaganiach kulturalnych jest pewnie tak niewiele, że się „nie opłaca” nawet starać. Z uporem maniaka powtarzam, że w Trójmieście można zrobić dobry, ambitny festiwal, który w mądry sposób i w akceptowalnych proporcjach połączy rozrywkę ze sztuką, podniesie wiedzę Trójmieszczan o teatrze, da możliwość podpatrzenia mistrzów przy pracy (np. Master class z Ondadurto to byłoby coś i na pewno tworzyłoby wartość dodaną, procentującą w przyszłości). Gdańsk ma słuszne ambicje europejskie, to wyjątkowe miasto, tutaj naprawdę zameldowany jest na pobyt stały genius loci. Dlaczego więc FETA nie ma ambicji i nie chce spełniać tych oczekiwań, dlaczego dobrowolnie i niechcący skazujemy się na prowincję intelektualną?
XVIII Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych i Plenerowych FETA, 10-13 lipca 2014.