Stonoga Arłukowicza
Zbigniew Radosław Szymański
Miała stonoga nóg sto.
Tyle jej dała natura.
Sto nóg jakoś przez życie szło,
aż nagle... jedna coś szura.
W dodatku nie do taktu.
(Takt dzisiaj sztuką rzadką).
Dowlokła się do doktora
kontaktu pierwszego: „Lebiego,
masz szczęście, najwyższa pora,
trzeba prześwietlić ścięgno!
A potem idź w te pędy,
stonogo do ortopedy!”.
Do ortopedy szła tydzień
(na szczęście krótka droga).
Ten spojrzał: „Po stokroć!- widzę
chroma i druga noga”.
Doktorze ratuj! - „Nie mogę,
procedurom trzeba sprostać.
Zlecenia na drugą nogę
stonogo nie przyniosłaś”.
Znów lekarz pierwszego kontaktu,
rentgen, itede itepe...
Poszło jej nawet gładko,
wte gładziej, gorzej wewte.
Wewte- znów ortopeda.
Spojrzał: „Stonogo miła,
z kolejną nogą bieda. . . .”
Tak z dwieście razy krążyła.
Zamiast za jednym razem
dobrą postawić diagnozę
procedury NFZ wskaże:
ile lekarz nóg leczyć może.
A Arłukowicz się cieszy:
„Stonogo, postęp doceń,
wydatki, by ciebie leczyć,
wzrosły o dwieście procent”.
Tak to ze stu nóg stonogi
przez rok służba zdrowia żyła.
Już zdrowa(stonoga) Dzięki Bogu!
Choć trochę się nachodziła.